Wpisy archiwalne w kategorii

Z kimś

Dystans całkowity:13524.27 km (w terenie 2433.50 km; 17.99%)
Czas w ruchu:797:06
Średnia prędkość:16.13 km/h
Maksymalna prędkość:82.10 km/h
Suma podjazdów:257723 m
Maks. tętno maksymalne:205 (105 %)
Maks. tętno średnie:151 (77 %)
Suma kalorii:31760 kcal
Liczba aktywności:170
Średnio na aktywność:79.55 km i 4h 53m
Więcej statystyk

Wielka Racza MTB ;)

Czwartek, 1 maja 2014 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Zapomniałem o muzyczce a ostatnio odświeżyłem sobie ten przegenialny album! Polecam miłośnikom dobrego rocka/grunge'u.


Majówka-srajówka, dla nas to po prostu zwyczajny wypad w góry ;) Tym razem coroczny klasyk Beskidu Żywieckiego - Wielka Racza. Do Rajczy docieram pociagiem o wymownej nazwie "Turysta" relacji Częstochowa - Zwardoń, gdzie poznaję Agę i Przemka z JuraBike, którzy jadą eksplorować Beskid Mały. To był iście rowerowy skład - kilkanaście rowerów na paru metrach kwadratowych ;)

Byłem chyba ostatni, który wsiadł i się zmieścił ;)
Byłem chyba ostatni, który wsiadł i zmieścił rower;) © k4r3l

Wysiadka w Rajczy Centrum i pod kościół na parking gdzie czekają już chłopaki z bbriderz. Początek klasyczny czyli żółty szlak na Raczę z Rycerki - esencja uphillu (530m przewyższenia na 4,9km odcinku). Po drodze mijamy tabuny wesołych piechurów ;)

Na Raczy pochmurno ;)
Na Raczy pochmurno ;) © k4r3l

Na Raczy zaczyna kropić, ale na tym się skończyło i zamiast na pogodzie mogliśmy skupić się w dalszej części na jeździe. Słynne korzonki na czerwonym szlaku wybitnie dały się nam we znaki. W terenie było błotniście, co nie ułatwiało pokonywania tych podstępnych przeszkód :) Widokowo nie było rewelacji, a niespodziewanie wysoka temperatura wcale się temu nie przysługiwała.

Jedna z wielu błotnych przepraw ;)
Jedna z wielu błotnych przepraw ;) © k4r3l
Pogoda nam zrobiła miłą niespodziankę ;)
Pogoda zrobiła nam miłą niespodziankę ;) © k4r3l

Po żurku w Bacówce pod Rycerzową wybraliśmy, podobnie jak w ubiegłym roku, czerwony szlak do Rajczy. Ten 10km zjazd o deniwelacji 800m i tylko 100m w pionie podjazdu daje popalić. Singielki, korzonki, korzenne dropy - idzie się tam połamać, hehe. Całe szczęscie wypad bez żadnych takich przygód.

W dole Bacówka (a my już na czerwonym szlaku) ;)
W dole Bacówka (a my już na czerwonym szlaku) ;) © k4r3l
Końcówka czerwonego szlaku lekko rozryta :/
Końcówka czerwonego szlaku lekko rozryta :/ © k4r3l

W Rajczy myjka rzeczna i można brać się do odwrotu. Niby tylko 40 km, ale pętalka jest kosmicznie wymagająca - na więcej już nie mieliśmy sił, a plany były konkretne - Rysianka i zjazd do Węgierskiej Górki. Mejbi nekst tajm... ;)

Myjka rzeczna ;)
Myjka rzeczna ;) © k4r3l

ps. zabójcza średnia ;)

Leskowiec Trophy ;)

Sobota, 5 kwietnia 2014 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Ojej, tego się nie spodziewałem. Płytka "Nexus Artificial" dotarła do mnie pod koniec tygodnia i od tego czasu nie opuszcza mojego odtwarzacza. Defying, czyli młodzi, utalentowani no i przede wszystkim z Polski (Olsztyn) - czy trzeba czegoś więcej? Ja nie mam pytań :)

Doroczna tradycja, czyli teamowa wyrypa na Leskowiec. Większość startowała z Bielska przez Przegibek do Międzybrodzia, tylko ja z Darkiem jechaliśmy od Andrychowa, ale osobno. Wybraliśmy wariant terenowy podjazdu zamiast asfaltu na Żar. To była megamordęga - 3km zielonego szlaku, po 100m w górę na każdy kilonetr. Było trochę klnięcia.
No to napieramy pod górę ;)
No to napieramy pod górę ;) © k4r3l
Tutaj próbuje ruszyć - wniosek? Lepiej się nie zatrzymywać ;)
Tutaj próbuje ruszyć - wniosek? Lepiej się nie zatrzymywać ;) © jakubiszon

Na czerwonym 10-osobowa grupka podzieliła się mniej więcej po połowie. Część po prostu chciała jechać w tempie maratonowym. Ja zostałem z ekipą rekreacyjną i pokazałem im parę "skrótów", które okazały się dłuższymi wariantami ;), ale chyba nikt nie narzekał, zwłaszcza, że widoczki były tego warte.
A tutaj widoczek z nadrobionego fragmentu trasy ;)
A tutaj widoczek z nadrobionego fragmentu trasy ;) © k4r3l
Bez napinki ;)
Bez napinki ;) © Tomek

Czerwony na Przełęcz Kocierską szybko zleciał, ale każdy z nieregularnie porozrzucanych w okolicy kamieni dawał się we znaki. Szlak od Przełęczy do Potrójnej przeleciał równie płynnie. Zwieńczony był wspinaczką na Potrójną (całosć w siodle!). Od tego momentu coś zaczęło się psuć.
Poszedł jak dzik w żołędzie, hehe
Poszedł jak dzik w żołędzie, hehe © k4r3l

Najpierw Bartek łapie snejka na zjeździe dokładnie w tym samym miejscu gdzie Kuba rok temu, a mnie do szału doprowadza ocierająca tarcza hamulcowa. W końcu chłopaki uwijają się szybko a ja zostaję na samym końcu. Trasę znam, więc się nie zgubię. Dojeżdża do mnie po chwili jakiś gość na fullu 'dżajanta' z Kęt i przez chwilę razem kręcimy.
Popas na Potrójnej ;)
Popas na Potrójnej ;) © k4r3l

Za Łamaną Skałą doganiam kręcącą dzielnie Marzenę i tak sobie wjeżdżamy na Leskowiec, gdzie cała ekipa grzeje się w szałasie. Jest nawet Damian, który urwał się z roboty, żeby trochę z nami pokręcić, hehe. Dłuższy popas w schronisku dodaje sił - żurek z jajkiem i kiełbasą plus chmielowe rządzą ;)
Przed Leskowcem ;)
Przed Leskowcem ;) © k4r3l
Teamowo po schroniskiem ;)
Teamowo po schroniskiem ;) © Bartek

Tu ustalamy dalszy wariant. Proponuję jechać na Andrychów zielonym szlakiem a później przebić się na szlak, również zielony, do Porąbki. Jako, że zaczyna się robić późno i niektórym się śpieszy trzeba przyasfaltować, a więc bez kombinacji z Zagórnika do Targanic bocznymi drogami.
Grzegorz zjeżdża z ostrego Gancarza ;)
Grzegorz zjeżdża z ostrego Gancarza ;) © k4r3l

Tam na deser mój podjeździk treningowy - podejrzewam, że większość musiała nieźle kląć pod nosem, haha, bo co jak co, ale ten uphill daje w kość. Najpierw asfalt, później płyty i kiedy wydaje Ci się, że jesteś już na górce dostajesz jeszcze sztuter o konkretnym nachyleniu;) Tutaj już na dobre żegnamy się z "szybszą" grupką i dalej jedziemy swoje. Zmęczenie daje się we znaki, koncentracja już nie ta, ale humory wciąż dopisują.

Początek 'mojego' podjazdu ;)
Początek 'mojego' podjazdu ;) © k4r3l
Druga jego część - nieco bardziej widokowa ;)
Druga jego część - nieco bardziej widokowa ;) © jakubiszon

Żegnamy się z Kubą, który ucieka na próbę (całą drogę przebył z przytroczonymi do ramy pałkami perkusyjnymi, hehe) i razem z Marzeną, Arkiem i Grzegorzem opuszczamy szlak i zjeżdżamy do Wielkiej Puszczy. Tu zostawiamy Arka u lubej, a chwilę później ja odłączam się od ostatniej dwójki (którą czeka jeszcze powrót przez Przełęcz Przegibek) i wracam przez Bukowiec i Czaniec do domu. Ostatnie metry w terenie ;)
Ostatnie metry w terenie ;) © k4r3l

Wreszcie konkretny trip górski, brakowało mi tego. Dobra ekipa, choć dla odmiany słabe widoki. Rama Accenta sprawuje się ok. Wymaga jeszcze pewnych regulacji na linii sztyca-siodło i powinno być git. Dziś była moc i szacun dla wszystkich, którzy przetrwali w Beskidzie Małym ;)

ps. moje fotki są w większości słabe, więc trochę pożyczyłem od Tomka i Kuby ;)

Beskidzki szpil z Jaworznem ;)

Sobota, 29 marca 2014 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Świetny cover świetnego numeru. Shining, ten szwedzki, bo jest jeszcze równie wyśmienity norweski (romansujący na porządku dziennym z elektroniką ) od lat kroczy własną ścieżką i chwała im za to, bo dzięki temu otrzymujemy dużo naprawdę dobrej muzyki. Wyjazd o bladym świcie tym razem nie wypalił - mgła za oknem skutecznie wygoniła mnie z powrotem do wyra. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo gdzieś w okolicy kawy dzwoni Janusz z propozycją na wspólną traskę. Co prawda na Żar się nie wybieram, ale mogę gdzieś podjechać w okolicę i kawałek śmigniemy razem.
Takie tam na Szymonbajka ;)
Takie tam na Szymonbajka ;) © k4r3l
Chłopaki zjeżdżają z Żaru ;)
Chłopaki zjeżdżają z Żaru ;) © k4r3l

Umawiamy się gdzieś w Międzybrodziu, podjeżdżam do dolnej stacji kolejki pod górą Żar - nauczony zeszłotygodniowym wypadem i bólem kolana, który utrzymywał się przez kilka dni nie chce się forsować. Więc siedzę na betonowej barierce w oczekiwaniu na to kiedy Janusz z Piotrkiem będą zjeżdżać. W międzyczasie masa samochodowych turystów (6 zakonnic, jacyś zagraniczni goście) oraz kilku śmiałków na szosach.
Jak widać bikestatowe koszulki są z daleka widoczne ;)
Jak widać bikestatowe koszulki są z daleka widoczne ;) © k4r3l

W końcu cisną. Pietrek na nowej szosie i w koszulce bikestats - widać go z daleka ;) Krótkie "blabla" i jadziemy dalej, na Kocierz. Chłopaki dziś wyjątkowo nastawione na górki i to się chwali, gdyby nie braki w moim sprzecie też bym poszalał... Może za tydzień ;)
Janusz pod Kocierską ;)
Janusz pod Kocierską ;) © k4r3l
I wyprzedzony Janusz, też pod Kocierską ;)
I wyprzedzony Janusz, też pod Kocierską ;) © k4r3l

Po zjeździe z Kocierza szybki kebs w "Piekiełku". Full lampa, ludzie machają do nas z ulicy - dziś na drogach całe tabuny kolarzy - wery positif ;) Wracając chciałem dać Januszowi zmianę to się zaczął ścigać - i weź tu bądź koleżeński, hehe. Na całe szczęście chwilę potem się odłączałem i nie musiałem więcej oglądać ich gęb, hehe. Skromnie, ale lepsze to niż nic. Dzięki!
Pietrek, ale zajebista koszulka ;)
Pietrek, ale zajebista koszulka ;) © k4r3l
Trochę lansiwa pod kocierską karczmą ;)
Trochę lansiwa pod kocierską karczmą ;) © k4r3l

W stronę słońca, czyli siła w Beskidach ;)

Niedziela, 9 marca 2014 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Nowe Guano Apes! Już poprzedniej płycie zaprezentowali się w nowej nieco bardziej grzecznej i przebojowej konwencji, ale wg mnie wyszło im to tylko na dobre. W końcu Sandra może zrobić użytek ze swojego głosu. W sobote jakoś czasu brakło, więc trzeba było weekend zakończyć jakąś konkretną setką i upodleniem ;) Do Porąbki wpadł Tomasz i se pojechaliśmy zdobywać górki. Na pierwszy ogień Przegibek - Tomek miał zacieszkę, bo pierwszy raz od tej strony wjeżdżał. Na górze oscyp i hajda w dół - kierunek Wilkowice.
Po zakupach lecimy na Bielsko ;)
Po zakupach lecimy na Bielsko ;) © k4r3l
Na przełęczy tradycyjny oscypek ;)
Na przełęczy tradycyjny oscypek ;) © k4r3l

A jak Wilkowice to wiadomo co. Magurka :) Tomasz atakował ją po raz pierwszy i widać było, że daje mu się ten podjazd we znaki. Na szosę jest ciężki i nie raz podnosiło karbonowy sztuciec do góry. Ale koniec końców udało się. Zjazd też dostarczał wrażeń - kręta wąska droga a niej mnóstwo piechurów z dziećmi i czworonogami, ale ofiar nie było.
Magurka to nie byle popierdółka ;)
Magurka to nie byle popierdółka ;) © k4r3l
Takie proste ostro demotywją ;)
Takie proste ostro demotywją ;) © k4r3l
Ludu na szczycie jak w ulu ;)
Ludu na szczycie jak w ulu ;) © k4r3l

Dalej równie klasycznie czyli przez Bierną i Tresną w kierunku Oczkowa. Cel? Wrócić do Andrychowa stamtąd można tylko w jeden sposób - przez Przełęcz Kocierską :) Wcześniej jeszcze piwko i coś słodkiego na wzmocnienie łydy i można cisnąć. Poszło jak spłatka :)
Teleport wzdłuż jeziora ;)
Teleport wzdłuż jeziora ;) © k4r3l
Tomasz na podjeździe pod Przełęcz Kocierską ;)
Tomasz na podjeździe pod Przełęcz Kocierską ;) © k4r3l

Nie chciałem kończyć z marnym kilometrażem, więc odprowadziłem Tomasza do Zatora - droga tam się nieco ciągnie, bo płasko ale jechało się pomimo dość silnego wiatru bocznego całkiem spoczko. Wróciłem tą samą drogą, nie było sensu kombinować, zwłaszcza, że drogi na okolicznych wioskach są do dupy ;) Dzięki, trzymamy się ramy to się nie posramy :)))
Torebka obciachowa, ale przydatna ;)))
Torebka obciachowa, ale przydatna ;))) © k4r3l

Na lajcie ;)

Niedziela, 2 marca 2014 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Piersi są fajne, zespół Pawła Kukiza również ;) Swojego czasu byli krzywym zwierciadłem, w którym przeglądała się ówczesna rzeczywistość. Dziś czasy niby inne, Piersi również już nie te, ale od czego są stare kawałki ;) Co tu dużo kryć, jest jebnięcie, jest żywioł, jest zniszczenie ;)


Niedziela, przeciętny ludź by pewnie pospać raczył, poszedł na sumę, wrócił na rosół i zasiadł przed telewizorem oglądając skoki na zmianę z gorącymi wiadomościami od naszych wschodnich sąsiadów. Nuuuuuda ;) Tym razem w górki z zamiarem trzaśnięcia kilku mocniejszych podjazdów wybrali się Aniuta z Funiem, więc postanowiłem wyjechać im na przeciw. Słowo daję, ten rower przez dwa dni przejechał więcej niż przez ostatnie dwa lata :D
Wał w Czańcu ;)
Wał w Czańcu ;) © k4r3l

Ale, że się trochę obijali po drodzę (ja nie wiem po co im te carbony pod dupami :P), więc żeby nie czekać pojechałem sobie Kęt. W Kentucky nie ma absolutnie nic ciekawego, ot miasto zupełnie podobne do Andrychowa, nawet rynek mają tak samo brzydki i betonowy ;) Posiedziałem tam pół godziny licząc, że gdzieś tędy przemknie dwuosobowy peleton z Jaworzna, niestety... Przmeknęła tylko fala wychodzących z kościoła wiernych ;)
Na zaporze w Czańcu ;)
Na zaporze w Czańcu ;) © k4r3l
Panoramka gratis ;)
Panoramka gratis ;) © k4r3l

Telefon od Tomasza rzuca nowe światło na sprawę: są już w Kobiernicach i trochę im zejdzie na reanimacji Anki :) No to curig. Obróciłem z powrotem w niespełna pół godziny. Chwila na tzw. uprzejmości i wycieczki słowne, trochę pogaduch i z racji niedysponowanej Aniuty jadziemy dziadkowym tempem przez Wielką Puszczę na taki mini-podjeździk zwany Przełęczą Targanicką :)
Betonowe Kentucky ;)
Betonowe Kentucky ;) © k4r3l
Puszca przyjazna rowerzystom ;)
Puszcza przyjazna rowerzystom ;) © k4r3l

Niby niewielka zmarszczka, ale momentami nachylenie rzędu 12-13% robi swoje. Anka zrobiła to na 1,5 raza, zjeżdżając w połowie na dół. Ostatecznie wyjechała na górę zakosami na zaciśniętym hamulcu i z zapasem jednej koronki na swojej mikroskopijnej kasetce, haha. A było rzucać rowerem? :D Nie ma litości, przed górkami się klęka, bo one uczą pokory! Ja zresztą jadąc tu kilka lat temu po raz pierwszy skapitulowałem :)
Anka zaczyna podjazd ;)
Anka zaczyna podjazd ;) © k4r3l

Pojechałem odprowadzić ich do Zatora, po drodze spotkaliśmy zmierzającego na Kocierz Krzycha, którego w ostatniej chwili spostrzegłem :) Gdyby nie moi kompani pewnie bym się z nim zabrał, no ale jako gospodarz musiałem się odpowiednio zachować. W Wieprzu jeden postój na pepsi i dwa kit-katy, by już powoli zaczynało mnie odcinać. Chwilę później nastąpiło gwałtowne załamanie pogody i temp. spadła do 3.5 stopnia!
Wjechała za drugim razem, ale z przerwą ;) Powinna zjechać i spróbować raz jeszcze :D
Wjechała za drugim razem, ale z przerwą ;) Powinna zjechać i spróbować raz jeszcze :D © k4r3l

Pojechałem jeszcze kawałek z nimi i na wysokości Gierałtowiczek zrobiłem nawrót - nie było sensu dalej jechać, bo zaczynało mi zdrowo pizgać w ręce, a później doszły do tego stopy. Pożegnaliśmy się i każdy pomknął w swoją stronę. Przed nimi jeszcze jakieś 50km, a mnie zostało raptem 15. Dziwna pogodowa niedziela, ale z racji na integracyjność ostatecznie całkiem udana ;)

Pielgrzymka do Jaworzna ;)

Niedziela, 23 lutego 2014 · Komentarze(22)
Uczestnicy
Tematycznie i z jajem, czyli country wersja thrashowego klasyka. Slayer kurczę!

Acid Drinkers - Seasons in the Abyss (Slayer cover)
Pojechać do Jaworzna i spotkać się z tamtymi krejzolami - to mogę zrobić byle kiedy. Ale na to by załapać się na pewne rondo okryte złą sławą w światku Frondy/Radia Maryja/TVtrwam miałem tylko rok. Dlaczego by więc nie połączyć jednego i drugiego? Z takim planem wybrałem się na Śląsk w niedzielny, chłodny i jak się później okazało dość mglisty poranek wraz nieco "osłabionym" Jakubiszonem :D
Rano było tak :)
Rano było tak :) © k4r3l

Dzień wcześniej dałem cynk Sebie (gustav) o naszych planach a ten z racji pierwszego dłuższego testu swojej szosy w nowym roku postanowił również udać się w to samo miejsce. Mgły ustąpiły dopiero na wysokości Babic. Jazda odbyła się bez poważniejszych incydentów nie licząc wymijającego z pół metrowym odstępem tira. Ale to przecież standard...

Pod zamkiem w Babicach... ;)
Pod zamkiem w Babicach... ;) © k4r3l

Miejsce zbiórki: zamek Lipowiec. Chyba pierwszy raz tu byłem. Wychodzi słonko, można się poopalać, porobić fotki, powylegiwać. Po jakimś czasie zjawia się banda: Aniuta, Ewa, Piotrek, Janusz, Tomek i Krzysiek. Tego się nie spodziewaliśmy :) Chwila na kurtuazje i pora ruszać bo gdzieś tam na obrzeżach Jaworzna Seba ma problemy z orientacją w terenie :)

Te mrówki na dziedzińcu to my ;)
Te mrówki na dziedzińcu to my ;) © Kriss

Pędzimy co sił w nogach, korzystając ze skrótów. Raz drogi są bardziej ruchliwe innym razem nie ma na nich żywej duszy. Się dzieje. Nie mam pojęcia jak jechaliśmy (trzeba będzie zerknąć na ślad), ale suma summarum docieramy do Jaworzna a tam znudzony czekaniem Sebastian zdążył opędzlować już cały chlebek krojony :))) Krótka wymiana uprzejmości i zwiedzamy :)

Jakiś leśny skrót :)
Jakiś leśny skrót :) © k4r3l

Główną atrakcją (tuż po Funiu:) było rondo, którego nazwę na cały rok wylicytowała w Wielkiej Orkiestrze firma Art-com. Chodzi oczywiście o "rondo im. Jeffa Hannemanna - niezapomnianego gitarzysty Slayer"! \m/ Robiliśmy sobie tam fotki i z pewnością dla przejeżdżających osób musieliśmy wyglądać co najmniej dziwnie ;) Żadne mohery na szczęście nie wzięły nas na swoje zwichrowane celowniki :))

Głupawka na słynnym rondzie :)))
Głupawka na słynnym rondzie :))) © funio

Po tej akcji Ewa zaprowadziła nas do knajpy, gdzie korzystając z ciągle słonecznej aury stołowaliśmy się na zewnątrz zajadając największą pizzę jaką widziałem (60cm). Dwa kawałki i miałem dość, resztę wypełniłem złocistym izotonikiem ;) Po tym wszystkim rozbolał mnie brzuch, ale nie z jedzenia tylko ze śmiechu, bo Funio z Januszem to taki kabaretowy tandem - nie ma chwili by nie prezentowali swojego spontanicznego programu :))))

Biesiada w toku ;)
Biesiada w toku ;) © Kriss

Żegnamy się z Ewą, Piotrkiem (któremu dostarczyłem strój Bikestats - będzie na tegoroczną wyprawę jak znalazł, oby służył!) i Krzyśkiem. Miło było poznać nowe osoby :) W pięcioosobowej grupie uciekamy z Jaworzna ;) zahaczając jeszcze o hacjendę Tomasza, który zabiera lampki dla Aniuty i Janusza. Po drodze zataczamy się (nie, nie przez piwo:) ze śmiechu na rowerach - okazji nie brakuje, a to ciekawe obrazki po drodze, a to jakaś słowna docinka, generalnie, więcej śmichu niż jazdy, hehe.

Pełen szacunek na ścieżce ;)))
Pełen szacunek na ścieżce ;))) © k4r3l

W Oświęcimiu żegnamy Gustava (dzięki chopie!) i jeszcze kawałek jedziemy razem. Przed Wilamowicami ekipa z Jaworzna postanawia zawrócić. Że też im się chciało tak jechać z nami :) Dzięki za oprowadzenie po mieście i za towarzystwo. Razem z Jakubiszonem wracamy przez Kęty a następnie kierujemy się przez Wielką Puszczę na Beskidek, co by tak do końca płasko nie było :))) Do domu docieram już po zmroku.To była świetna integracyjno-rowerowa niedziela z bandą oszołomów. Danke :)

Porozumienie na szczycie - ponad podziałami ;)
Porozumienie na szczycie - ponad podziałami ;) © k4r3l

Beskidzkie emtebe & ęduro ;)

Niedziela, 16 lutego 2014 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Z braku pomysłów na nowe kawałki wracam do swoich ulubionych płyt z "muzyką rozrywkową". Dog Eat Dog zawsze poprawiają nastrój, to może nie tak kultowa płyta jak "All Boro Kings", ale z pewnością najbardziej dojrzała. Przebija swoją zawartością wydany kilka lat później "Walk With Me".


Mało fot, dużo jazdy, maksimum frajdy! Tak w skrócie można by opisać co się wydarzyło minionej niedzieli. Na starcie 13-14 bikerów. Ale to nie był typowy wyjazd. To było MTB w czystej postaci. Najpierw żmudny podjazd na Magurkę - moje przeświadczenie o cienko podjeżdżających endurakach legło w gruzach - świetnie sobie radzą chłopaki. Dalej nie byłem pewien co mnie czeka, a tzw. zjazd "Bokserskim" kompletnie nic mi nie mówił.
Szturm na Magurkę :)
Szturm na Magurkę :) © k4r3l

Jak się okazało był to kapitalny, bajecznie techniczny, czasami ciężki i stromy singiel wijący się między drzewami jak szalony. Tam gdzie trzeba jego budowniczy zadbał od najazdy ułatwiające pokonanie przeszkód typu powalone drzewa czy wyrwy w ziemi. Zjazd wybitnie ciężki kończący się w połowie mega-ścianką, którą sprowadzałem ;)
Oblężenie Magurki :)
Oblężenie Magurki :) © Remigiusz Ciok

Dalsza część jeszcze ciekawsza, raz wyjeżdżam poza trasę, innym razem glebie kosząc po drodze młode drzewko piszczelem. Jechała z nami jedna dziewczyna, jeden kilkunastolatek oraz gość na... coś jakby przełajówce! Czaicie bazę? Kolo z koszulką Sokoła Kentucky ogarnął zjazd pod enduro na szosie (bieżnikowane opony) z dolnym chwytem! Kosmos.
Wielki Kanion - strach w oczach :)
Wielki Kanion - strach w oczach :) © k4r3l

Dalej kolejny raz podjazd (to już 1,5 Magurki;) ale nieco wcześniej odbijamy na kolejny singiel. Jak zwykle zaczyna się tak, że go nie widać, hehe. To co tutaj na nas czekało to już wyższa szkoła jazdy. Widać, że ktoś się przyłożył do tego. Usypane bandy, fajne przeszkody, hopki i drewniane kładki - re-we-lac-ja! Szybkie przebicie się do Bielska i atak na Kozią Górkę starym betonowym torem saneczkowym. Podjeżdżało się świetnie, ale na końcówce zaczynało brakować pary w nogach. Małe piwko z sokiem (ech te cukry proste, hehe) dodało trochę wigoru - w sam raz przed zjazdem.
Rynienka na Kozią ;)
Rynienka na Kozią ;) © k4r3l

A ten był, a przynajmniej powinien być szybki, ale ogólne zmęczenie i co tu dużo kryć - brak techniki nie pozwalały mnie go przejechać w takim tempie jakbym chciał. Szybka myjka w Straconce, pożegnanie z resztą chłopaków. Atak na Przegibek. Na końcówce dogania mnie jakiś szoszon. A kto to? No jak to kto - Funio-włóczykij, hehe. Prędzej jego tu spotkasz niż lokalnych rowerzystów. Walimy po coli na przełęczy i zjeżdzamy sobie razem aż do Porąbki. Fajnie, bo dzięki Tomkowi jakoś szybciej pedaliłem no i nie było zamuły :)
Ekipa już wykruszona, ale wciąż tłoczno ;)
Ekipa już wykruszona, ale wciąż tłoczno ;) © Remigiusz Ciok

Dobry dzień i pomimo niezbyt optymistycznych prognoz pogoda wytrzymała! Warunki śnieżno-błotne, ale jak człowiek jeździ to już zdążył do tego przywyknąć. Oby dzisiejsza nauka nie poszła w las :)
--
Przypominam, że ruszyły zapisy na II serię strojów BS. Szczegóły tutaj: http://forum.bikestats.pl/discussion/1826/stroje-bikestats-2014/#Item_1

Sralpe & Szymonbajk ;)

Sobota, 1 lutego 2014 · Komentarze(13)
Powrót do jednej z ciekawszych płyt, które zrodziła białostocka ziemia. Bright Ophidia to był swojego czasu twór wybijający się ponad przeciętną i wyprzedzający swoje czasy. Dziś zostało po nich już tylko wspomnienie i kilka intrygujących krążków. Set your madness free!


Każdy ma swoje Calpe i każdy zna pewnie jakiegoś Szymona, który jeździ na rowerze ;) Nasze polskie Calpe to cudownie brzmiące Sralpe, które występuje w różnych zakątkach naszego zmienno-klimatycznego kraju. Choć idea wyszła bodajże gdzieś z nadbałtyckich landów ;)
Wszyscy gadają, że kondychy zero, a pod górę jakoś jadą ;)
Wszyscy gadają, że kondychy zero, a pod górę jakoś jadą ;) © k4r3l
I jeszcze pokazują, że jest OK ;)
I jeszcze pokazują, że jest OK ;) © k4r3l

Pojechaliśmy z Szymonem pierwotnie na Leskowiec, ale po mozolnym podjeździe zarządziliśmy przeciwny kierunek. W sumie niedługo byliśmy w górkach, bo chwilę później już zjeżdżaliśmy jakąś nieoznakowaną dróżką do Rzyk Praciaków. Szlak taki sobie, nieuprzątnięty przez leśników i raz po raz różnej wielkości patyczaki atakowały mój napęd.
Nie tylko Sralpe ale i S(r)oczi :D
Nie tylko Sralpe ale i S(r)oczi :D © k4r3l
Tu mnie jeszcze nie było ;)
Tu mnie jeszcze nie było ;) © k4r3l

Ale gałęzie to nie jedyna atrakcja z jaką przyszło nam się zmierzyć. Nieco niżej trafiliśmy na pięknie zakonserwowaną lodową ścieżkę, której nie było jak ominąć. W końcu idąc krajem jakoś się udało. Chwilę później lekka dekoncertracja i miałem glebkę przed oczami. Cudem się jakoś wyratowałem zeskakując z roweru przed kamienistym rowem. Noty mogłoby być całkiem wysokie za styl :)
Jedna z wielu lodowych przepraw ;)
Jedna z wielu lodowych przepraw ;) © k4r3l
Błotko musi być ;)
Błotko musi być ;) © k4r3l

Pożegnałem się z Szymkiem, który wracał oblewać zaliczoną matmę, a ja pojechałem jeszcze przez łąki i pola Zagórnika na mój ulubiony odcinek zielonego szlaku, którym wróciłem do domu. Chciałem jeszcze po drodze zaliczyć myjkę, ale była spora kolejka, więc kolejną godzinę poświęciłem na doprowadzenie roweru do jako takiego stanu ;)
Tradycyjna polska zima ;)
Tradycyjna polska zima ;) © k4r3l

ps. postanowione - widzimy się na Beskidy MTB Trophy 2014, choć nie wiem jeszcze z kim, bo większość chyba wybrała Sudety MTB Challenge ;)

MroozBike ;)

Sobota, 25 stycznia 2014 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Co ja się z tą płytą namęczyłem, to moje. Wszędzie zachwalają, mianują płytą roku, ogłaszają sensacją i rewelacją, a mnie ona tylko irytowała ;) A sam żem ją kupił i siłą rzeczy słuchałem. Plan był taki, żeby słuchać do porzygania lub do momentu aż mi się zacznie podobać. Udało się to drugie, ale płyta wg mnie jest tylko dobra ;) Za to ta ścieżka wchodziła mi od samego początku:
Nie zliczę warstw, które miałem dziś na sobie ale i tak było mi momentami zimno. Termometr pokazał "tylko" -10, ale wiatr na otwartych przestrzeniach zrobił swoje. Nie pomogła folia strecz na bucie pod ochraniaczami, za to w miarę dawały radę stare rękawiczki Chiby z windstoperem i jakimś tam ociepleniem. Staraliśmy się pokręcić głównie w lesie, gdzie nie dość, że było cieplej, to jeszcze zagościła tam piękna zima - taka jaką lubię najbardziej, bez błota, bez soli, naturalna.

Krótko, ale na maxa ;)
Krótko, ale na maxa ;) © k4r3l

Najtride - Kocierz

Środa, 22 stycznia 2014 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Ależ ta płyta brzmi świeżo i jakże po naszemu! Żadne tam silenie się na zagraniczne gwiazdki. Premiera albumu w lutym, dodam tylko, że to pozycja obowiązkowa!


Krótki wypad rozpoznawczy. Powód? W końcu spadł pierwszy w tym roku śnieg! Cała Polska przysypana i przymrożona, a w Beskidach do tej pory wiosna. Wreszcie i my się doczekaliśmy. Przy okazji zabrałem Jakubiszonowi strój BBriderZ, który otrzymałem od Damiana, ten przejął go od Pawła, a Paweł dostał go od... producenta ;) Sam przetestowałem swoją koszulkę - daje radę. A to, że przemarzliśmy na zjeździe to już temat na inną historię. Ale warto było ;)

Przybywamy w pokoju :D
Przybywamy w pokoju :D © k4r3l

Ostatnio padłem ofiarą pewnego rowerowego pasjonata - męża "koleżanki po fachu" Katarzyny z zina Atmospheric. Oprócz zamiłowania do dwóch kółek łączy nas także muzyka. Wyobraźcie sobie, że gość uparł się, że zrobi ze mną wywiad ;) Tym sposobem powstał pierwszy na świecie wywiad z "pionkiem" tudzież "płotką" w światku MTB. Nie musicie czytać tej rozmowy, ale zapraszam wszystkich, których nakręcają rowery i wszystko co z nimi związane na bloga www.tempekolo.blogspot.com :)