Na lajcie ;)
Niedziela, przeciętny ludź by pewnie pospać raczył, poszedł na sumę, wrócił na rosół i zasiadł przed telewizorem oglądając skoki na zmianę z gorącymi wiadomościami od naszych wschodnich sąsiadów. Nuuuuuda ;) Tym razem w górki z zamiarem trzaśnięcia kilku mocniejszych podjazdów wybrali się Aniuta z Funiem, więc postanowiłem wyjechać im na przeciw. Słowo daję, ten rower przez dwa dni przejechał więcej niż przez ostatnie dwa lata :D
Wał w Czańcu ;) © k4r3l
Ale, że się trochę obijali po drodzę (ja nie wiem po co im te carbony pod dupami :P), więc żeby nie czekać pojechałem sobie Kęt. W Kentucky nie ma absolutnie nic ciekawego, ot miasto zupełnie podobne do Andrychowa, nawet rynek mają tak samo brzydki i betonowy ;) Posiedziałem tam pół godziny licząc, że gdzieś tędy przemknie dwuosobowy peleton z Jaworzna, niestety... Przmeknęła tylko fala wychodzących z kościoła wiernych ;)
Na zaporze w Czańcu ;) © k4r3l
Panoramka gratis ;) © k4r3l
Telefon od Tomasza rzuca nowe światło na sprawę: są już w Kobiernicach i trochę im zejdzie na reanimacji Anki :) No to curig. Obróciłem z powrotem w niespełna pół godziny. Chwila na tzw. uprzejmości i wycieczki słowne, trochę pogaduch i z racji niedysponowanej Aniuty jadziemy dziadkowym tempem przez Wielką Puszczę na taki mini-podjeździk zwany Przełęczą Targanicką :)
Betonowe Kentucky ;) © k4r3l
Puszcza przyjazna rowerzystom ;) © k4r3l
Niby niewielka zmarszczka, ale momentami nachylenie rzędu 12-13% robi swoje. Anka zrobiła to na 1,5 raza, zjeżdżając w połowie na dół. Ostatecznie wyjechała na górę zakosami na zaciśniętym hamulcu i z zapasem jednej koronki na swojej mikroskopijnej kasetce, haha. A było rzucać rowerem? :D Nie ma litości, przed górkami się klęka, bo one uczą pokory! Ja zresztą jadąc tu kilka lat temu po raz pierwszy skapitulowałem :)
Anka zaczyna podjazd ;) © k4r3l
Pojechałem odprowadzić ich do Zatora, po drodze spotkaliśmy zmierzającego na Kocierz Krzycha, którego w ostatniej chwili spostrzegłem :) Gdyby nie moi kompani pewnie bym się z nim zabrał, no ale jako gospodarz musiałem się odpowiednio zachować. W Wieprzu jeden postój na pepsi i dwa kit-katy, by już powoli zaczynało mnie odcinać. Chwilę później nastąpiło gwałtowne załamanie pogody i temp. spadła do 3.5 stopnia!
Wjechała za drugim razem, ale z przerwą ;) Powinna zjechać i spróbować raz jeszcze :D © k4r3l
Pojechałem jeszcze kawałek z nimi i na wysokości Gierałtowiczek zrobiłem nawrót - nie było sensu dalej jechać, bo zaczynało mi zdrowo pizgać w ręce, a później doszły do tego stopy. Pożegnaliśmy się i każdy pomknął w swoją stronę. Przed nimi jeszcze jakieś 50km, a mnie zostało raptem 15. Dziwna pogodowa niedziela, ale z racji na integracyjność ostatecznie całkiem udana ;)