Wpisy archiwalne w kategorii

Sam

Dystans całkowity:20124.17 km (w terenie 1696.70 km; 8.43%)
Czas w ruchu:999:58
Średnia prędkość:19.80 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:350273 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:127786 kcal
Liczba aktywności:420
Średnio na aktywność:47.91 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Klasyczny standard :)

Niedziela, 18 września 2011 · Komentarze(13)
Kolejne muzyczne oblicze Toma Morello - to co robi w Street Sweeper Social Club jest chyba najbliższe temu, co ukazywało się pod szyldem Rage Against The Machine. Wiadomo, nie ma co liczyć na reinkarnację RATM, ale fajnie słucha się niektórych fragmentów przywodzących na myśl najlepsze ich kawałki. Poza tym bez Zack'a za mikrofonem to jest bieda...

Ostatnio naszło mnie na wymianę linki w przerzutce przedniej. Wiadomo, że jak linka to i pancerze. Do zakupionych na allegro obcinaczek u tego samego gościa wziąłem "standardowy zestaw" linek, pancerz i końcówki. Co się uwk...wiałem to moje;) Dwa razy zerwałem ten łepek mocowany w manetce próbując wyregulować zmieniarkę. Dobrze, że stało się to w domu a nie w trasie... Na drugi dzień poszedłem do mojego rowerowego i zakupiłem potrzebny stuff. Cóż, jak widać na takich rzeczach nie ma co oszczędzać. A już na pewno nie założę linek z tego zestawu do hamulców:))
Przez zaporę :) © k4r3l

W ten weekend odpuściłem setki i ogólnie jakieś większe kręcenie pozwalając sobie na dwie klasyczne 40ki. Jak wiadomo nie samym rowerem człowiek żyje. Poza tym napęd mam w opłakanym stanie. Jednak takie te wszystkie uphille znacznie skracają żywotność łańcucha i zębatek. Łańcuch wygląda okropnie, tylko czekam aż się rozleci, bo ma strasznie luzy a i rozciągnął się o cm, może półtorej... Wiadomo, jak zmienię łańcuch to trzeba będzie wymienić korbę i kasetę, ale te inwestycje muszą poczekać na zimę, wtedy sobie podłubię przy rowerze i miejmy nadzieję, że pozakładam nowe szpeje ;)
Postój pod Żarem:) © k4r3l

Dojazdy do pracy na jakiś czas odpadają z powodu bardzo prozaicznego - po prostu z niej zrezygnowałem;) Ale trzeba przyznać, że nie było aż tak źle - dzięki temu miałem możliwość do częstszego pokręcenia. W robocie wiadomo, wszyscy rispekta i szczeny na wysokości wykładziny;) Ale ileż można:) Raz, że dystans szalony, to jeszcze górki plus popracowe zmęczenie... Nie chciałem zostać strzępem człowieka :) Z kolei wracając w domu po godzinie 18 nie miałem ochoty żeby wsiadać na rower. Cóż, będzie co ma być :)
Na zaporze w Tresnej :) © k4r3l

Plan na ten rok, jeśli takowy w ogóle był, zrealizowany - 3000km strzeliło nawet nie wiem kiedy. Mało to czy dużo - nie mnie to oceniać, ale raczej już do 4k nie dociągnę... Za to poprzedni miesiąc rewelacja: 850km i ponad 13000m przewyższeń - tu się przyznam, że zaskoczyłem sam siebie :D Jak widać asfalt nie jest wcale taki zły, ale nie ukrywam, że przydałoby się jeszcze zakosztować odrobiny terenu i przykładowo wdrapać się na Skrzyczne jak pogoda pozwoli - w jesiennych klimatach podjeżdża się tam rewelacyjnie:)
Świetnie się kręci mając taki widok przed sobą ;) © k4r3l

1012

Niedziela, 11 września 2011 · Komentarze(15)
Kontynuując wątek coverowy - tym razem w nieco bardziej elektronicznej odsłonie. Powerman 5000 znam słabo, ale lubię wszelakiej maści przeróbki. Ich nowa płyta właśnie w takie smaczki obfituje. Posłuchajcie jak uporali się z klasykami - jeden z moich faworytów. Nie znam oryginału (The Church), ale ta wersja ma w sobie coś. No i wokal przypomina mi Andersa Fridena z In Flames :)


W ostatniej chwili zdecydowałem się na ten wariant, bo wcześniej myślałem albo o Równicy tudzież o Żarze tamtejszych zawodach downhillowych. Padło na Krowiarki, czyli tytułowe 1012m n.p.m. Ale żeby tam dojechać trzeba pokonać kilka mniejszych wzniesień.
Na sympatycznym skwerku w Ślemieniu ;) © k4r3l

Kocierz musiałem (po drodze wyprzedzam kilku niedzielnych rowerzystów;), ale już kolejno Przełęczy Rychwałdzkiej i Ślemieńskiej nie miałem w planach. Niestety zamknięta droga w Gilowicach zmusiła mnie do przejazdu przez te może nie specjalnie duże, ale w perspektywie mogące dać w kość podjazdy. Cóż, jakoś poszło. Na zjeździe z Rychwałdku wykręcam 67km/h ;)
Widoczek z podjazdu na Przełęcz Przysłop ;) © k4r3l

Po odwróceniu mapy okazało się, że to nie wszystko. Bowiem na drodze wyrosła kolejna uphill'owa niespodzianka - Przełęcz Przysłop (661m n.p.m.). No cóż, nie było odwrotu, bo w przeciwnym razie musiałbym nadłożyć drogi. Bardzo fajny podjazd, z obu stron ciekawy. Na podjeździe mijam jednego bikera, chyba nie próbował gonić, ale miał spory plecak, więc się nie dziwię ;)
Serpentyny na zjeździe z Przysłopu ;) © k4r3l

Droga przez Zawoję nawet znośna, nowy asfalt, stosunkowo mało aut. Niestety od wyciągu "Mosorny Groń" nawierzchnia przybiera dziwną postać. Miejscami, dość regularnie ma zdjętą górną warstwę przez co trzeba uważać, by czegoś nie urwać. Działa to na zasadzie progu zwalniającego - widocznie tak było taniej :) Na kilkaset metrów przed szczytem po obu stronach drogi stoją gęsto zaparkowane samochody - to znak, że na przełęczy będą tłumy.
Przez Zawoję - w tle (chyba) Babia ;) © k4r3l

Nie pomyliłem się, dlatego nie zabawiam tam długo. Przede mną droga powrotna, a ja jestem dopiero na półmetku (80km). Kolejna 70ka to kilometry kryzysowe. Jazda z płynnej przeradza się w szarpaną. Na zjazdach cisnę tylko po to by na podjeździe zredukować i wjeżdżać tempem ślimaka. Najbardziej i tak odczuwam trasę na czterech literach - seryjne siodełko z pewnością nie nadaje się na takie dystanse...
Ciąg dalszy dojazdu pod Krowiarki, ciągle w Zawoi ;) © k4r3l

Na domiar złego cały czas, na odcinku od Stryszawy aż do Okrajnika dostaję po gębie spowalniającym wiatrem. Jedzie się tragicznie... Kiedy docieram do Łękawicy odczuwam pewnego rodzaju ulgę, bo wreszcie jestem w swojej okolicy i chociaż czeka mnie powrót przez Kocierz, to jednak kręci się znacznie lepiej.
Krowiarki zdobyte ;) © k4r3l

Droga przez mękę - wiatr, mocne słońce i niekończący się asfalt :) © k4r3l

Sam podjazd to już formalność ale i na tym odcinku przystaję, bo dystans, wiatr, upał i wcześniejsze podjazdy wycisnęły ze mnie co tylko było do wyciśnięcia. Teraz już wiem, że dystansy powyżej 120km, po takich (czyt. 2500m w pionie) górkach to już nie moja kategoria. Cóż, pozostają "seteczki" i rozsądne przewyższenia rzędu 1500-2000m :)))

ZRDR (satysfakcja/niesmak/satysfakcja)

Środa, 31 sierpnia 2011 · Komentarze(10)
Dzisiejszy dojazd musiał dojść do skutku. Raz, że to ostatni dzień wakacji, dwa, że była szansa na zamknięcie miesiąca sierpnia z nienagannym rezultatem. Udało, się nawet z nawiązką :) Rano rześkoooo - tylko 9*C. Ale za to kręciło się OK, bo zagrzewał The Nightwatchman, czyli jego wysokość Tom Morello!

W drodze powrotnej kilka małych epizodów. Wpierw na wysokości kościoła w Straconce zauważam przed sobą dwóch szosowców, jadę swoje, zbliżam się, więc naturalnie wyprzedzam machając i odjeżdżam. I kto wie czy nie był to najlepszy dotychczasowy czas podjazdu - niestety skupiłem się na powiększaniu przewagi a nie na mierzeniu czasu. Specjalnie na Przegibku sobie poczekałem, zakupiłem bigmilka, żeby sprawdzić jak daleko uciekłem. Po 3 minutach i połowie mojej algidy wjeżdżają - satysfakcja jest ;) Później coś tam długo grzebali przy jednym z rowerów, więc może to jakiś defekt, ale to nie istotne. Świetnie podjeżdża się mając kogoś na plecach:)
Horseje na tle Beskidu Małego (ten z pierwszego planu trochę ciekawski;) © k4r3l

Podczas mojego postoju zjeżdża z Gaików starszy gość na góralu. Zagajam o stan szlaków, mówi, że sucho tylko jak zwykle walają się po ziemi nieuprzątnięte gałęzie ze zwózki. Zaczyna się: patrzy na moje hamulce (v-brake'i) i się pyta czy jeżdżę na nich po górach i czy nie szkoda mi zdrowia. Odpowiadam, że tylko ręce są najbardziej poszkodowane i nic więcej. Jednocześnie sobie pomyślałem czy jemu nie szkoda zdrowia jeżdżąc po górach bez kasku... Potem jeszcze porusza temat spd, że niby poleca i w ogóle takie tam mało ciekawe rzeczy ;) Konkluzja mnie się nasuwa następująca: nie mam nic do ludzi, naprawdę, ale po prostu irytują mnie u niektórych osobników procesy myślowe i wypowiadane kwestie;) Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym coś komuś sugerował, bo wiem, że nie pozjadałem wszystkich rozumów na świecie. No ale cóż, niektórzy po prostu nie mogą wytrzymać, bez wygłoszenia kilku uwag. Pożegnaliśmy się kulturalnie i tyle, ale pewien niesmak pozostał...
Bielski ratusz robi wrażenie ;) © k4r3l

Po zjeździe wbijam się na krzyżówce w Międzybrodziu przed kolejnego szosowca, który nadciąga od strony Tresnej. Na tym odcinku lubię przycisnąć, ale predator nie odpuszcza i wyprzedza mnie na podjeździe ze "stójki". Doganiam france na zjeździe z zapory w Porąbce, ale nie cieszę się długo z "koszulki lidera", bo gość nie odpuszcza i kolejny raz mnie wyprzedza. Pewnie odpadłbym na dłuższym dystansie, bo tylko szaleniec na góralu porywa się na rywalizację z szosowcem i to w dodatku takim pro, w sensie z ogolonymi nogami! Na szczęście ja skręcałem w kierunku W. Puszczy on jechał do centrum Porąbki, więc wstydu nie było, a satysfakcja pozostała...

ZRDR (Doom, Be Doomed, Ör Fuck Off)

Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 · Komentarze(9)
Się usłyszy o godzinie 6 rano taki riff, to od razu człowiekowi chce się depnąć mocniej w pedał :) Trochę wokalista mnie irytuje, ale ogólnie do posłuchania ;)


Dzisiaj zrobiłem dwie czasówki pod Przegibek z obu stron. W drodze do pracy, od krzyżówki w Międzybrodziu - 23min51sek. - nawet najs:) Ale zgrzałem się ostro, bo przez włączony stoper nie miałem jak ściągnąć nogawek;)
Medżik pod fantastyczną ścianą ;) © k4r3l

W drodze powrotnej policzyłem sobie czas od mostku (tylko nie wiem czy to ten mostek, o którym pisał ostatnio Webit) tuż przed źródełkiem. Wyszło chyba nie najgorzej, bo 14min09sek.

ZRDR (poranne mgły, popołudniowe upały;)

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · Komentarze(6)
O poranku jazda w iście londyńskich klimatach, czyli mgła na wysokości zapory w Porąbce aż do Międzybrodzia Bialskiego. Podjazd na Przegibek już w piękniejszych okolicznościach. Nogawki i longsleev'e do pewnego momentu nawet się przydają;)
Medżik pod muralem ;) © k4r3l

Powrót, z racji upału, tempem lajtowym, ale własnym, czyli niekoniecznie wolniej od innych ;) I to wszystko...

Chłopaki nagrały nową płytę dla Metal Mind Records. Komu jak komu, ale im się należało! Posłuchajcie NeWBReeD:)

Na minutkę na Słowację ;)

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · Komentarze(13)
Kolejna piękna niedziela, kolejna fajna traska. Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy, że tak blisko mam do granicy. Postanowiłem pojechać sobie do Korbielowa by tam zaatakować Przełęcz Glinne (809m n.p.m.). Jednak z atakiem nie miało to zbyt wiele wspólnego, bo co tu dużo mówić - podjazd ten jest cienki jak makaron Czaniecki ;)
Kopa siana = kupa frajdy ;) © k4r3l

Droga przez Korbielów ;) © k4r3l

Standard przez Kocierz to dla mnie chleb powszedni. Ale za każdym razem mam satysfakcję ze zdobycia tej przełęczy. Dziś zapełni się ona "turystami", ale takimi, o których Kazimierz Nowak pisze w ten sposób: "Są wprawdzie ludzie, którzy przez Saharę jadą i zajadają lody, piją mrożone napoje, spożywają tuziny konserw, nie są to jednak wolni koczownicy Sahary, jak ja. To niewolnicy swych wygód, którzy trzymać się muszą utartego szlaku."
Po słowackiej stronie mocy ;) © k4r3l

Na obczyźnie ;) © k4r3l

Sam Korbielów również niczym szczególnym mnie nie zaskoczył. Może dlatego, że nie było tam tylu palantów za kółkiem co ostatnim razem w Szczyrku... Mieścina spokojna, ruch umiarkowany no i to stare przejście graniczne... Budynki widmo wciąż stoją, ale już nikt nie zatrzymuje się do kontroli, więc wszelkie znaki stopu są obecnie ignorowane...
Polskaaaa, mieszkam w Pooolsssceeee, mieszkam tu tu tu ...;) © k4r3l

Zaledwie po dwóch krokach po słowackiej stronie zostaję zbombardowany sieciowymi sms'ami z T-mobile informującymi o kosztach rozmów/sms'ów itp. na terenie sąsiedniego kraju. Po wypróbowaniu słowackiego powietrza, sprawdzeniu ichniejszego stanu nawierzchni i fotkach wracam do kraju ;)
Podjazd na przełęcz "U Poloka" ;) © k4r3l

Chociaż przyznaję, że kusi tabliczka informująca o platformie widokowej na Tatry w Oravaskiej Polhorze. To raptem 6km od granicy, ale tym razem odpuszczam. Zostawiam to sobie na następny raz, przynajmniej będzie powód by tu jeszcze wrócić ;)
Widoki na przełęczy są kapitalne (z jednej strony Babia, z drugiej Skrzyczne) © k4r3l

Powrót przez Sopotnię Małą, Juszczynę i Trzebinię. Tam podjeżdżam Przełęcz "U Poloka" - wrażenia widokowe jak najbardziej ok (Babia, Pilsko i cholera wie jeszcze jakie inne szczyty;), ale żeby się bardziej zmęczyć polecam robić ją od strony Żywca - siódme poty wylane na długim podjeździe (dla mnie to był niestety zjazd) gwarantowane.
Stare śmieci, czyli łękawicki pejzaż ze Skrzycznym w tle ;) © k4r3l

Ostatnie wzniesienie do pokonania to ponownie Przełęcz Kocierska. Tym razem podjeżdżam ją wariantem klasycznym. W miejscu gdzie trwa remont rower prowadzę / podjeżdżam terenem. Spotykam starszego gościa na kolarce i pyta czy tam niżej jest asfalt;) Mówię, że jest, ale w opłakanym stanie. Chyba jednak ucieszył się mimo wszystko ;) Po 5h jazdy i utrwalania kolarskiej opalenizny melduję w domu, gdzie po ożywczym prysznicu spożywam, pisząc te właśnie słowa, wybornie schłodzoną Łomżę. Zdrówko i do następnego;)

ZRDR (drugi dzień z rzędu)

Czwartek, 18 sierpnia 2011 · Komentarze(7)
Załączam muzyczkę, bo dziś wpis niezbyt obfity w treść. Za to muzyczka będzie wyjątkowo soczysta - aaarggghhh! ;)


To samo co dzień wcześniej, nawet zdjęcie z poprzedniego dojazdu, bo tym razem jakoś weny brakło. Jednak jazda do pracy z dnia na dzień mi nie służy, ale chciałem sprawdzić czy dam radę, w razie 48 godzinnego strajku PR :) Dać dałem, ale strasznie to wszystko wyszło na siłę. Nic dodać, nic ująć.
W Międzybrodziu (z Żarem w tle;) © k4r3l

ZRDR (pustki na torach)

Środa, 17 sierpnia 2011 · Komentarze(7)
Jako, że nasi kochani kolejarze zastrajkowali pojechałem do pracy na rowerze. Wszak każdy pretekst jest dobry ;))) Trasa ta sama co zwykle, więc nie ma o czym pisać. Rano rześko. Ale po południu ładnie już grzało... Przegibek z obu stron poszedł tym razem gładko, nawet kogoś wyprzedziłem na podjeździe ze Straconki ;)
Napieranie w promieniach porannego słońca ;) © k4r3l

Z mgiełką w tle :) © k4r3l

Tak się nie robi - zamknęli mi, na szczęście tymczasowo, piekarnię :/// © k4r3l

Przystanek na mostku w Wielkiej Puszczy ;) © k4r3l

Na deser... Magurka ;)

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · Komentarze(8)
W ramach pro-rozjazdu postanowiłem zdobyć Magurkę Wilkowicką (909m n.p.m.), która w linii prostej jest najbardziej atrakcyjną, z punktu widzenia uphill'owca oczywiście, przeszkodą na trasie powrotnej do domu. Po wczorajszych (niedzielnich) kilometrach nogi jednak się nie poddawały, aczkolwiek kilkakrotnie jadąc przez Wilkowice myślałem, żeby odpuścić i zawrócić.
Atrakcyjna Magurka ;) © k4r3l

Prace nad obwodnicą/drogą ekspresową idą pełną parą ;) © k4r3l

Szybko jednak się uporałem z myślą o dezercji i ani się obejrzałem, a byłem już nad powstającą u podnóża Magurki zaporą. Jako początkowy punkt pomiarowy standardowo wybrałem parking powyżej budowanej zapory. Start nawet niezły, ale końcówka po prostu mnie wykończyła. Już zapomniałem ile to zakrętów przede mną, a za nimi, zamiast wyczekiwanej mety, kolejne odcinki pnące się ostro w górę...
Niech się mury pną do góry ... ;) © k4r3l

Pod schroniskiem (w tle burzowo;) © k4r3l

Asfalt miejscami wypłukany przez rwące po intensywnych opadach potoki, a i podjeżdżające tam na bezczela auta, również swoje zrobiły. Wygrzewające się na betonie żmijki wyczuwając zagrożenie czmychają w trawę - to częsty widok w tych okolicach. Niestety, nie wszystkim okazom udaje się ta sztuka. Mniejsze wydają się być bardziej czujne i zwinniejsze. Większe znacznie częściej giną pod kołami jeżdżących tamtędy pomimo zakazu samochodów.
Widokowy fragment narciarskiego ;) © k4r3l

Ten łagodniejszy odcinek ;) © k4r3l

Pod schronisko docieram po 26 minutach, co zważywszy na wczorajszą wycieczkę i dzisiejszą duchotę (od Skrzycznego nadciąga burza), wcale nie jest takim złym rezultatem. Krótki przegląd sytuacji, szybkie foty i wybieram najszybszą opcję powrotną- zjazd narciarskim (w życiu na nartach nie jeździłem, więc się trochę powczuwałem w rolę;) szlakiem w kierunku Przegibka. Opony trochę nie na takie warunki, ale nie było najgorzej. Tylko wolno tak jakoś;) Szlak faktycznie ciekawy, w obie strony przejezdny, więc na pewno trzeba będzie kiedyś spróbować w drugą stronę.
Na slickach w terenie ;) © k4r3l

Potrzeba matką wynalazku ;) © k4r3l

Zjeżdżając z zatłoczonego Przegibka już wiem, że suchy nie dojadę. Jak zwykle na dobre rozpadało się w Wielkiej Puszczy. Mam szczęście do tej miejscowości, deszcz prawie zawsze mnie tam łapie, prawie zawsze mam na gębie cały ten syf zalegający na drodze ;) Na Beskidek też sobie podjechałem, a jakże by inaczej:) Na górze montaż prowizorycznego oshee-błotnika i jazda w dół. To był udany weekend, nie często zdarza mi się zrobić tyle km w ciągu dwóch dni.

Beskidzkie "sto dwajścia" ;)

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · Komentarze(19)
Od zawsze byłem przeciwny planowaniu tras typu "dziś musi być setka" itp.- jakoś mnie to nie kręci. Zresztą żadnej do tej pory nie przejechałem, więc i tak nie ma o czym mówić. Ale wiedziałem, że dzisiejszy wyjazd będzie obfitował zarówno w kilometry horyzontalne jak i metry wertykalne. Plan raczej nie oryginalny, bo przecież Kubalonkę to już większość ma zaliczoną, ja nie miałem. Do dziś :)
W drodze na Kocierz:) © k4r3l

Żar widzany z mostu w Żywcu ;) © k4r3l

Ale po kolei... Żeby się tam dostać, musiałem się trochę nakręcić korbą. Najpierw moja "domowa" Przełęcz Kocierska. Później było trochę kluczenia przy wyjeździe z Żywca. Do tej pory nie mam pojęcia jak się wbić na starą drogę koło browaru ;) Dlatego też wcześniej pytałem Jeremiks'a i Webit'a czy by się ze mną nie przejechali, bo pewnie znają te okolice lepiej niż ja. Niestety, żaden z nich nie dał rady, więc zdany byłem na siebie i mapę turystyczną Beskidu Śląskiego nie uwzględniającą nowej drogi ekspresowej S69...
Boczną drogą wzdłuż ekspresówki... © k4r3l

Po drugiej stronie S69 ;) © k4r3l

Najpierw więc jechałem lewą stroną ekspresówki poza barierami dźwiękochłonnymi, później, gdzieś za fabryką Hutchinson'a, przebiłem się na drugą stronę . Nie obyło się bez przełajów, bo niejednokrotnie moją drogę przecinały dziwne strumyki i nieprzejezdne chaszcze. Na wysokości Twardorzeczki pokierował mnie jeden lokales ale i tak jechałem jakimiś polami, by w końcu wpaść do rzeki. Dosłownie, bo o ile początkowy fragment przejechałem z rozpędu to już dalszą część musiałem pokonać w bród;) Kiedy w końcu wyjechałem na asfalt pozostało skierować się znaną mi drogą przez Radziechowy na Węgierską Górkę. Widoki po drodze obłędne, ale to dopiero początek ;)
Wyprowadzony w pole... ;) © k4r3l

Wodna przeprawa ;) © k4r3l

Widok z drogi na Radziechowy ;) © k4r3l

W Węgierskiej kolejna wpadka logistycza - robię pętelkę z jednym ciekawym podjazdem w okolicach fortu "Waligóra" (zgubiłem szlak rowerowy:) i wracam do punktu wyjścia. Od teraz trzymam się głównej drogi, bo wszystkie te skróty są o dupę rozbić;) Za Milówką odbijam na Kamesznicę - tam zmuszony jestem zrobić popas przy Lewiatanie (woda, baton, big milk straciatella;) i ruszam dalej zdobywać pierwszą nową przełęcz - Koniakowską.
Wynik błądzenia - epicki widoczek nr 1 ;) © k4r3l

Efekt błądzenia nr 2 - kolejny epicki widoczek ;) © k4r3l

Nie spodziewałem się takiego wycisku! Początkowo droga pnie się łagodnie, ale pod koniec zmuszony jestem sobie zrobić krótki postój - taka to franca! Jest godzina 13ta, a więc słońce wciąż wysoko i mocno daje popalić... A widoczki stamtąd? Uuuu, po prostu bajka! Zjazd do Istebnej fajny, nie wliczając epizodu z jednym pajacem na blachach SK. Ciul głupi zajechał mi specjalnie drogę zaraz po wyprzedzeniu i chyba tylko cudem nie wjechałem w jego buraczaną furę. Jedyne co w tym momencie nawinęło mi się na język to wykrzyczane: "no zajebiście kurwa", następnie podjechałem pod okienko wymownie gestykulując, żeby pierdolnął się młotkiem w ten pusty łeb. A wszystko to przez to, że nie mógł mnie sierota na zjeździe wyprzedzić. No sorry, ale jak się jest taką pipą za kierownicą, to już nie mój problem! Sorki ludzie, ale musiałem sobie siarczyście poprzeklinać, sytuacja tego wymagała ;)
Podjazd na Przełęcz Koniakowską ;) © k4r3l

Widokówka z przełęczy - w stronę Żywca... ;) © k4r3l

Widoczek z przełęczy w stronę Istebnej :) © k4r3l

Mapy tras rowerowych pod Koczym Zamkiem ;) © k4r3l

Przed podjazdem pod Kubalonkę łańcuch zeskakuje z blatu i zaplątuje się o korbę - muszę rozkuwać i odplątywać. Na szczęście mam spinkę i idzie to dość sprawnie. Sam podjazd jest raczej średni, ale już trochę mam w nogach i muszę zrobić postój na samym początku, uzupełnić płyny i coś wszamać, żeby nie odcięło prądu. Źle się z tej strony podjeżdża, bo asfalt połatany niezbyt schludnie i spory ruch na drodze. Na samej przełęczy armageddon - oblężenie turystów niesamowite. Tak dzisiaj było we wszystkich tych najbardziej popularnych miejscach...
Na czerwonym szlaku rowerowym...;) © k4r3l

Oznaczenia szlaków - już niedaleko ;) © k4r3l

Le avarion ;) © k4r3l

Zjazd do Wisły Czarne jest świetny, co prawda nie da się jakoś specjalnie rozpędzić, bo wąsko i ograniczenie do 40km/h, ale jedzie się total. Jeszcze tylko krótki postój pod zameczkiem prezydenckim i można wracać na znane asfalty, czyli Wisła i ostatnie wyzwanie na trasie - Salmopol. Nie liczyłem specjalnie czasu, ale od popasu na pętli autobusowej w Malince wyszło coś koło 26 minut. A więc całkiem nieźle jak na setny kilometr, który padł właśnie w czasie tego podjazdu. Na szczycie tłumy, normalka. Krótki odpoczynek na trawce i hajda w dół. Zjazd super, ale w Szczyrku kolejna gehenna spowodowana turystycznym oblężeniem tej mieściny. Jak nie dziadki spacerujące po ulicy niczym bajkowi królewicze, to z kolei nigdy nie wiesz kiedy oberwiesz z otwieranych drzwi gęsto zaparkowanych na chodnikach aut
Pod Zameczkiem ;) © k4r3l

Medżik wylądował ;) © k4r3l

Mój przypadek był nieco inny. Kto jechał przez Szczyrk wie, że z Salmopolu można cisnąć. Ja jechałem sobie w centrum te swoje 40km/h. Przy takiej prędkości radzę ręce trzymać w pogotowiu na klamkach, bo nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Z jednej z wielu ulic podporządkowanych wyjeżdża z prawej czarne bmw, byłem jeszcze daleko, więc w sumie luz. W kolejce za nim ustawia się następny zdezelowany grat niemieckiej myśli technologicznej, tym razem koloru zgniła (czy aby to na pewno tylko kolor?;) zieleń. I wtem, jak nie zacznie wyjeżdżać... W tym momencie wydarzył się cud numer dwa - gość rusza, całą długością maski jest już na drodze, ja daję ostro po hamplach tak, że tył znosi mi zdala od jego zderzaka, jeszcze tylko szybki balans ciałem i kolejny debil ma farta. Jeszcze tylko jeden obraźliwy gest w kierunku tego pożal się borze kierowcy i jadę bak do hom, bo więcej chamstwa nie zniesę! Teraz, jak tak myślę, to mogłem co nieco nawet zarobić na tych przypadkach ;) Ale z drugiej strony wizja kołnierza na szyi i uziemienia na kilka tygodni nie jest warta żadnych pieniędzy... Co nie zmienia faktu, że chamstwo na drodze trzeba tępić czy to wiązanką przekleństw rzęsistych czy to wachlarzem gestów uznawanych powszechnie za obraźliwe. A najlepiej to niech policja się tym zajmuje, bo tam gdzie są potrzebni to nigdy ich nie ma...
Jezioro Czerniańskie ;) © k4r3l

Odpoczynek na Salmopolu ;) © k4r3l

W tym momencie pora na podsumowanie. Ponad sto kilometrów asfaltów, trochę terenu i szutrów. Dwa tysiące sto sześćdziesiąt metrów w pionie - w to mi graj! Podjazdy bardzo różnorodne. Od spokojnych, dłuższych (Kubalonka, Salmopol, Kocierz) po te bardzo sztywne (Koniaków). Wymarzona pogoda i widoczność (dzień wcześniej popadało). Słowem: udana niedziela!