Wpisy archiwalne w kategorii

Drogi

Dystans całkowity:19506.39 km (w terenie 272.70 km; 1.40%)
Czas w ruchu:894:16
Średnia prędkość:21.66 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:284759 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:101555 kcal
Liczba aktywności:325
Średnio na aktywność:60.02 km i 2h 46m
Więcej statystyk

Przełęcz Kocierska pod wieczór :)

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · Komentarze(5)
Boston to amerykańska formacja rockowa pochodząca wiadomo skąd. Wiadomo też, dlaczego ten chyba najbardziej znany ich kawałek tutaj się znalazł. Przeczytałem ostatnio "Wałkowanie Ameryki" Marka Wałkuskiego, korespondenta Polskiego Radia z Waszyngtonu i szczerze jestem pod wrażeniem tego jak ten kraj sobie radzi w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Oczywiście, mogą przykładowo dziwić sytuacje, że ludzie tam przywykli do samochodów, mają kina samochodowe, kościoły dla zmotoryzowanych, ba, można wziąć ślub nawet nie wychodząc z auta! Poza tym szokująca jest statystyka mówiąca, że większość Amerykanów przyznaje się, że sika pod prysznicem! Ale nawet to nie zmienia faktu, że Polska na tym tle to kraj dziki, absurdalny i totalnie zbiurokratyzowany, który przy autentycznym kryzysie pęknie jak bańka mydlana, a amerykański sen będzie trwał nadal. I nie zmienią tego żadne wojenki ani zamachy...


Na początek ciekawostka ;)
I weź tu kup chrześnicy prezent ;) Za małe, ale oddałem z tytułu niezgodności towaru z opisem ;D © k4r3l


Późny wyjazd z zamiarem tradycyjnego szczytowania. Wiem, już rzygacie kiedy po raz kolejny widzicie Kocierz, ale forma i siła sama się nie zrobią:) Poza tym cholernie lubię tę przełęcz ;) Dziś trochę problemów z przerzutką i łańcuchem - chyba się rozregulowała w efekcie przy szarpnięciu wygięło mi prowadnicę do zewnątrz, na szczęście młynek dziś nie był konieczny. Na zjeździe z kolei zakleszczył mi się łańcuch i trzeba było się ratować krótkim postojem serwisowym :/ Obowiązkowo przed zjazdem w ruch poszły rękawki i nogawki - powrót o godzinie 20:30 jeszcze do najcieplejszych nie należy ;) Jak się pogoda nie spieprzy to na weekend trzeba w końcu ruszyć się w teren, bo Trophy tuż tuż. A tu forma niby jest, ale obycia na szlakach i techniki brak ;)
Wreszcie jakaś inna perspektywa - na przełęczy ;) © k4r3l


Żywiecki uphill ;)

Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 · Komentarze(8)
Szwecja. Kraj mlekiem i metalem płynący ;) Dziś zarzuciłem sobie na uszy kilka starych płytek reaktywowanego ostatnio Transport League. Niedługo wydają nową płytę i kto mniej więcej czai klimaty Entombed czy Danzig ten wie, że będzie miał do czynienia z brudnym, bujającym rock'n'rollem. Dobrze nakręca do jazdy ;)


Mówiłem już, że urlop w poniedziałek to najlepsza rzecz w całym tygodniu?:) Dziś pogoda jak z bajki, no może odrobinę wietrznej bajki, ale i tak było bosko - pierwszy raz na krótko od kolan w dół ;) Się więc wybrałem pouphillować, bo wczorajsza setka była baaardzo płaściutka, hehe. Na dobry początek Przełęcz Kocierska, później Przełęcz Ślemieńska i chwilę później Przełęcz Rychwałdzka, po raz pierwszy ul.Szkolną, gdzie nachylenie momentami ścinało z nóg ;)
Podjazd ul.Jasnogórską :) na Przełęcz Ślemienska ;) © k4r3l

Później, żeby trochę rozprostować ścięgna pocisnąłem do Tresnej - na zaporze chwilowy postój; w międzyczasie przebiegał jeden trenujący gość - trzeba Wam wiedzieć, że raz do roku, albo dwa, nie pamiętam dokładnie, organizowany jest tutaj maraton dookoła Jeziora Żywieckiego. W Międzybordziu spotkałem kolarza z kołem w ręku - podjechałem spytać czy nie potrzebuje pomocy, właśnie rzucał k*rwami do słuchawki - oponę szlag trafił. Na takie coś raczej nie mógłbym nic zaradzić, więc pożyczyłem mu powodzenia i odjechałem - był z okolic Żarnówki, więc nie tak wcale daleko domu.
Na przełęczy - okolica zachwyca :) © k4r3l

A to już okolice Rychwałdu - widoczek na ośnieżaone Skrzyczne ;) © k4r3l

Wielka Puszcza to temat na osobny wpis - o każdej porze roku urzeka. Dziś wyjątkowo raczyła mnie słońcem prześwitującym przez gałęzie drzew i szumem potoku, którym zima spływa z Beskidu Małego ;) Na zjeździe z Przełęczy Targanickiej wyrzuciło mnie na zakręcie (żwirek) i wylądowałem w niewielkim rowie ograniczonym na szczęscie wysoką ścianką, także tylko się do niej "przytuliłem", hehe. Pierwsze (oby i ostatnie;) szlify i stłuczenia zaliczone!
Prawie w domu ;) © k4r3l

Niniejszym namawiam wszystkich do poniedziałkowych urlopów - jeden taki w miesiącu i od razu człowiek czuje, że żyje ;) Widać, że nie tylko ja miałem taki plan, bo na drogach spotkałem sporo kręcących. Roboty drogowe na Żywiecczyźnie w toku - co chwila przejeżdżałem przez powycinane fragmenty dróg gotowe do załatania - pod tym względem nic się nie zmieniło, co roku ta sama przeprawa :/

Zaporowa seta z bbRiderZ ;)

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Wzięło mnie wczoraj na starocie i zaliczyłem powrót do lat 70. Budgie coverowała bodajże dwukrotnie Metallica, zawsze były to bardziej żywiołowe kawałki typu "Bredfan" czy "Crash Course In Brain Surgery". Ale wg mnie sedno tamtego złotego okresu dla muzyki ujęte zostało w "Hammer And Tongs" tak bezczelnie nawiązującym do "Daze and Confused" Led Zeppelin. Nic to jednak, bo utwór jest zacny i znakomicie oddaje klimat tamtych wyjątkowych lat.


No to się nam niedziela udała a i, co ostatnio jest rzadkością (sobotni deszcz średnio co 2h), pogoda wytrzymała!. Plan był na pierwszą poważniejszą szosę tej wiosny. W grupie. Czekając w Czańcu na Kubę wygrzewałem się na przystanku, chwilę później ruszyliśmy głównymi drogami do Bielska na lotnisko, gdzie już czekali zniecierpliwieni BB Riderz w liczbie, no cóż, dużej. Na początku było może 12-13 sztuk, potem stopniowo ekipa się wykruszała z przyczyn różnorakich.
Podjazd pod zaporę ;) © k4r3l

Chwilę za Wapienicą już nie wiedziałem gdzie się znajdujemy, więc żeby nie zgubić peletonu zamykałem tyły ucinając sobie pogawędkę z Dominikiem, który testował swoją nowiuteńką szosę. Przewodnicy byli obeznani w terenie i jakimś tylko sobie znanym sposobem doprowadzili nas drogami przeróżnej kategorii do celu - zalewu w Goczałkowicach. Tam szybka przerwę na fotkę i lans po zaporze. Już wtedy zostało nas tylko 10 osób.
Lans na zaporze ;) © k4r3l

W drodze powrotnej zgubiliśmy jeszcze jednego gościa - ale po telefonicznej konsultacji miał sobie dać radę sam. I tym sposobem wróciliśmy do Bielska gdzie po serii pożegnań ruszyliśmy z Jakubiszonem w drogę powrotną. A że nam było mało padło na Przegibek. Poszło zadziwiająco dobrze, na górze cola i frytki - czyli taka już jakby tradycja. Na deser zostawiliśmy sobie jeszcze przełęcz Targanicką, którą z racji przebytej drogi pokonaliśmy na młynku. Wypad jak najbardziej udany, ekipa, mimo, ze nie znałem tam praktycznie nikogo, okazała się konkretnymi wyjadaczami. No i nie muszę mówić jaki był respekt wymieszany ze zdziwieniem u mijanych przez nas ludzi. Jednak co peleton to peleton ;)

Brain damage :)

Niedziela, 24 marca 2013 · Komentarze(12)
Dziś nie mogło pojawić się tutaj nic innego. Bo właśnie dziś fani Pink Floyd świętują 40-lecie (tak, tak! ) chyba najbardziej rozpoznawalnego albumu, który wg różnych źródeł na całym świecie sprzedał się w liczbie prawie 50 milionów egzemplarzy i tym samym znajduje się w pierwszej trójce najchętniej kupowanych płyt wszechczasów! Imponujące, prawda? Jako, że jest to koncept album uprasza się by słuchać w całości od A do Ż! ;) See you on the dark side of the moon :)


Do tego tripu pasowałby jednak "Brain Damage", bo chyba mnie powaliło, żeby jechać tak daleko przy -5*C o czym się przekonałem w samej końcówce, gdzie wypizgało mi na zjeździe z Kocierza i dodatkowo odcięło! Ale po kolei. Tradycyjnie szybki szpil przez Czaniec, Porąbkę i oba Międzybrodzia w pięknym, popołudniowym słońcu. Praktycznie do Rychwałdku ze średnią 29km/h - czuło się power.
Klasyczny widoczek Beskidu Małego ;) © k4r3l

Schody zaczęły się w momencie kiedy podjechałem pod sklep, gdzie okazało się, że włożony uprzednio do kieszonki w spodenkach banknot 20 złotowy wyfrunął wpizdu, nawet nie wiem jak, ani tym bardziej gdzie. Cóż, oby znalazł go ktoś, kto akurat będzie potrzebował go najbardziej ;) Mnie w jednej chwili żołądek skurczył się do rozmiarów ziarnka grochu. Byłem, jak to mówią, w czarnej dupie, nawet nie na półmetku a przede mną dwa dość mocne podjazdy - zachwalane przez Jeremiksa Hucisko, no i Kocierz...
Taka ulicap owinna być w każdej wsi i w każdym mieście ;) © k4r3l

Na dodatek miałem na kilku odcinkach ostro pod wiatr (wschodni, prawie 15km/h :/), co jeszcze bardziej mnie demotywowało. Ratowałem się co jakiś czas słodką, coraz zimniejszą herbatą z termosu i zimną (naturalne kostki lodu included;) wodą mineralną. Kiedy w Koconiu dokonałem nawrotu siły jakby wróciły, znów można było cisnąć 30 parę kilo na godzinę, ale nie oszukujmy się, miałem jakby z górki, hehe.
Z Huciska rozlegają się bajeczne widoki! © k4r3l

Nie mniej ładne są po drugiej stronie w Koconiu ;) © k4r3l

Podjazd pod Kocierz drugi raz z rzędu na odcięciu, zjazd jak wspomniałem na początku, zachęcający do używania łacińskich zwrotów potocznie uznawanych za obelżywe. W domu, kiedy tylko palcach wróciło czucie (hehe), przyrządziłem herbacinę po góralsku i wspomogłem się gorącym prysznicem. Co za ulga! No tak, niedziela palmowa, to i palma odbija :)
Na własnych śmieciach, choć województwo jeszcze śląskie ;) © k4r3l


Beskid na okrągło ;)

Niedziela, 17 marca 2013 · Komentarze(11)
Ponoć najnowsza płyta Davida Bowiego to najważniejsza premiera tego roku. Trudno się z tym nie zgodzić, bo chyba mało kto spodziewał się tak genialnego powrotu. Ja jednak mam dla Was jego stary kawałek, który Tarantino wykorzystał w kultowej scenie swojego przedostatniego filmu "Bękarty wojny". Efekt - ciary, ciary i jeszcze raz ciary!


Znowu zrobiła się zima, a ja jak na złość założyłem sliki. Żeby jednak odpuścić taką aurę? E-e, trzeba wykorzystywać każde pogodowe okienko, zwłaszcza, że pomimo lekkiego mroziku piękne słońce zachęcało do jazdy. Wymyśliłem sobie Przegibek i jak będzie ok, to powrót dłuższym wariantem. Przed Porąbką natknąłem się na Niradharę i, uwaga!, Kajmana! - jednak te nasze apele odniosły skutek i Piotr zadebiutował jeszcze tej zimy na rowerze :) Porozmawialiśmy chwilę a później odprowadziłem ich do centrum Porąbki, gdzie nasze drogi się rozeszły.
Kajmany w środowisku naturalnym ;) © k4r3l

Na głównych arteriach asfalty mokre, na lokalnych z kolei ślisko. Przegibek poszedł sprawnie, jak na pierwszy raz w tym roku - w Międzybrodziu minąłem się z jednym bikerem, natomiast na zjeździe do Bielska mijałem dwóch podjeżdżających od Straconki kolarzy. Zawitałem na chwilę pod Magurkę Wilkowicką, ale odpuściłem uphill, zwłaszcza, że czekał mnie powrót przez dawno nie jechany Kocierz. Znalazł się jednak jeden śmiałek, który zatrzymał się nade mną chyba z zamiarem wjazdu na szczyt....
Kolorwa tablica historyczna pod Magurką :) © k4r3l

Dalsza droga bez ekscesów, bo ruch jak na niedzielę przystało umiarkowany. Trochę pod Kocierzem osłabłem (jednak jazda na kanapkach to nie to samo co po makaronie;) i trochę się wlokłem. Rower uświniony, więc po powrocie tylko krótka konserwacja, bo na mycie za zimno...

Suchą szosą do Suchej ;)

Niedziela, 10 marca 2013 · Komentarze(13)
Nowa Alicja jakoś specjalnie mnie nie wciągnęła, choć z ostatecznym werdyktem wstrzymam się do premiery albumu. Poprzedni był zaskakująco dobry, więc są szanse, że panowie i tego materiału nie położą ;)


Niedzielne przedpołudnie prezentowało się wyjątkowo parszywie. Z zapowiadanych 10 stopni zrobiły się tylko 4, na dodatek chmury nie wyglądały zachęcająco. Zaufałem prognozie meteo, założyłem sliki i pojechałem do... Suchej ;) Drogi o dziwo suche, ruch znikomy. W samej Suchej Beskidzkiej spokojnie choć zimno. Powłóczyłem się po rynku i zawitałem pod zamek.
Pod zabytkową karczmą... ;) © k4r3l

Momentami na trasie był ogień.. armatni ;) © k4r3l

Jako że niedziela trafiłem pod 'dom kościelny', w którym urzęduje sobie poseł PiSu, a obok jest jeszcze salon ślubny - niezły trójkąt ber.. beskidzki, hehe. Uciekłem stamtąd w kierunku Wadowic ruchliwą jak diabli dwudziestką ósemką. Już zapomniałem jak ta trasa potrafi zmęczyć, podjazdy dawały w kość - to jednak nie to samo, co spokojny uphill na Kocierz... Minęło mnie dwóch machających bikerów - szacun ;)
Złooooooo ;) © k4r3l

W Papalandzie nie byłem wieki, stąd naszła mnie refleksja, że JPDrugi się pewnie w grobie przewraca jak patrzy na ten zabetonowany i wybrukowany rynek - no ale interes musi się kręcić, gdzieś te tłumy przyjezdnych trzeba przecież ugościć. Najlepiej niech posadzą tyłki na betonie... Bez kombinowania ze szlakami rowerowymi wróciłem główną drogą do Andrychowa. Szaro i ponuro, ale z perspektywy siodełka jakby lepiej ;)
Dżizas, w lecie to tu musi być patelnia ;) © k4r3l


/

Wokół jeziora ;)

Poniedziałek, 4 marca 2013 · Komentarze(12)
Nie tak dawno temu obchodziliśmy 33 rocznicę śmierci Bona Scotta - niezrównanego i wyjątkowego frontmana AC/DC! Skończył, co tu dużo gadać, marnie, ale to co po sobie pozostawił jest już nieśmiertelne i nikt mu tego nie odbierze! Trochę wesołego rock'n'rolla na dobry początek tygodnia ;)


Wybierałem się na ten urlop jak sójka za morze, w końcu się udało 'zabookować' jeden dzień i to na dodatek poniedziałek! Generalnie większość wita ten dzień niemrawą "kur*ą" rytualnie rzuconą tuż po przebudzeniu. Tak mam i ja, ale nie dziś. Dziś miało być inaczej. Pojechałem z myślą okrążenia Jeziora Żywieckiego. Na zaporze spotkałem sympatycznego kolarza z Kęt, który za dwa miech skończy 60tkę. Niezły jubileusz! On zawrócił na drugą zmianę, ja pojechałem w kierunku Żywca...
Bikestats! ;) © k4r3l

Chciałem sobie dychnąć w parku, ale słowo daję, to miasto jest antykomunikacyjne. To, że pobłądziłem to osobna kwestia, ale wystarczy, że człek przegapi jeden skręt i musi drałować kolejną rundę dookoła. Jednekierunkowych tam jak psów, tłok na ulicach, ludzi od groma. Wcale się nie dziwię Jeremiksowi, że tak często stamtąd wybywa w dalsze trasy, hehe.
Dziś wyjątkowo bez 'szczytowania', raczej płasko ;) © k4r3l

Olałem centrum i pojechałem na wały. Zjechałem nad samo jeziorko co przypłaciłem kilogramami szlamu na kołach, napędzie. Nawet pod tarczą zaczęło nieprzyjemnie zgrzytać, więc zdjąłem koło i wyczyściłem szczelinę między okładzinami... W drodze powrotnej sobie przypomniałem o "Krokodylach" i Funiu. Telefon, memory fajf i po chwili byłem w Kobiernicach.
Nadjeziornie, górsko, epicko! © k4r3l

Porozmawialiśmy chwilę z Elą i Funiem, Piotra niestety nie zastałem. Co do Funia, głównego gwiazdora, to ciężko go już nazwać psiną, bo wyrósł z niego owczarek-olbrzym! Bardzo sympatyczny zresztą, co widać na poniższych zdjęciach. Powrót przez Wielką Puszczę, a na końcu... do roboty, bo w tzw. międzyczasie miałem chyba z 5 telefonów. I weź tu urlop... ;)
najpierw cukierek © niradhara

a potem buzi © niradhara


;)

ps.nowe kółka idą do centrowania, standard ;)

Marcowe dwie przełęcze ;)

Sobota, 2 marca 2013 · Komentarze(5)
Znowu będzie mocniejsze uderzenie, a co, niech psioczą ludziska, hehe. Szykuje się pierwsza od 1996 roku! studyjna płyta kultowej brytyjskiej kapeli Carcass (czyt.padlina;). Z tej okazji warto sobie przypomnieć w jakim stylu zakończyli wówczas karierę. Na "Swansong" poszli w zgniłego, nieco niechlujnego rocka zabarwionego metalem - ciekawa próba, choć daleka od typowego stylu Carcass...


Sobotni standard uphillowy, żeby trochę podpompować łydę, hehe. Momentami słońce ładnie grzało, na Kocierzu ostatki sezonu narciarskiego i kilkoro dosłownie zapalonych narciarzy. Ilość wręcz niewspółmierna do parkujących pod knajpą samochodów... Zarówno Przełęcz Kocierska i Targanicka z obu stron, co by było ciekawiej i intensywniej. Wciąż ślisko na drodze, co chwile widać ślady opon niebezpiecznie zbliżające się do barierek, powyłamywane słupki i tego typu rzeczy. W ubiegłym tygodniu mistrzem okazał się jednak ten typ: http://bit.ly/13xddnE - gratuluję wyobraźni...
Trzy kocierskie migawki ;) © k4r3l


Lutowe ostatki ;)

Czwartek, 28 lutego 2013 · Komentarze(2)
Serial "Californication" może śmieszyć, może gorszyć, ale może też zaskakiwać. Głównie muzycznie. Tak też i stało się w końcówce ostatniego odcinka, kiedy to w nietypowej aranżacji poleciał pewien znany utwór jeszcze bardziej znanego zespołu, który już wkrótce zagra dwa koncerty w Polsce. No po prostu mistrz i miękkie kolana! Szkoda, że to takie krótkie...


Fajny dzień na jazdę, szkoda tylko, że w robocie trzeba siedzieć, kiedy za oknem pierwsze słońce od paru tygodniu. Szybka rundka na Kocierz (z jednej i drugiej strony;) i nigdzie dalej - rano i wieczorem wciąż jest na minusie, czyli mówiąc wprost: dalej pizga! :) Miejscami ślisko...
Na Kocierzu z bałwanami ;) © k4r3l

Pętla na mokro :/

Niedziela, 24 lutego 2013 · Komentarze(6)
Na ten klip wpadłem totalnie przypadkowo. Niemiaszki z Debauchery (z ang. rozpusta;) uprawiają death'n'rolla czyli jak się ktoś jeszcze nie domyślił miks death metalu i rock'n'rolla. To tak jakby wrzucić do blendera płytę "Back in Black" AC/DC i "Slowly We Rot" Obituary, hehe. Chyba nie ma lepszego podsumowania na to co się tu dzieje niż jeden z komentarzy zamieszczony pod filmem: "This porn has some nice music. :D". Na niedzielę jak znalazł :)


Od dwóch dni w okolicy panuje odwilż, wszechobecne białe stało się brunatno-szarą bezkształtną masą a na drogach zrobiło się morko od licznych strumieni przecinających je w poprzek. Doprawdy, bardziej gównianej pogody chyba być nie może - pomyślałem wsiadając dziś na rower. A jednak myliłem się, bo chwilę po przekroczeniu granicy województw w okolicach Kocierza zaczęło siąpić... Śląskie przywitało mnie deszczem. W lutym! No litości! Początkowo jeszcze jechało się ok, przeciwdeszczówka wytrzymywała napór, ochraniacze spełniały rolę, ale górna część nóg i dłonie mokły... Odpuściłem dłuższe szwędanie i tradycyjnie przez Wielką Puszczę wróciłem do domu. GPS zwariował przez tą pogodę, track zamiast trzymać się dróg (bo tylko nimi się dziś poruszałem) błądzi gdzieś po manowcach wskazując najwyższy punkt 1100m n.p.m (w miejscu gdzie jest max. 400;). Nie chce mi się rysować ścieżki w GPSies, bo tam jeszcze większe dziadostwo się zrobi... Przewyższenia na oko - zaniżone, co by samego siebie nie zwodzić ;)
Kocierz i zapora w Tresnej ;) © k4r3l