Ten kawałek Alice in Chains idealnie wpasował się w scenę z "Californication" :) Zresztą zobaczcie sami :)
Sobota wieczór. Już po Wimbledonie i po burzy z gradobiciem jaka przeszła nad moją okolicą. Browary w lodówce i trochę czasu do półfinałowego meczu Final Six. To chyba dobry czas na rower, a już na pewno na Kocierz. Na podjeździe, serpentynkę niżej, dostrzegam szosowca, co oczywiście mnie odpowiednio dopinguje. Szybki zjazd i powrót, tym razem podjechaniem pod ośrodek. A tam, jak to w weekend, tabuny ludzi i ze dwie pary nowożeńców trzaskających foty na pace hummera w towarzystwie białego lamborghini. Czego to ludzie nie wymyślą :)
Turbonegro is in da haus! Nowy album już od jakiegoś czasu jest na rynku. Jakby ktoś nie znał, to taka norweska odpowiedź na Motorhead :) A więc masa rock'n'rolla i jak zwykle pojechane teksty.
Po ostatnim wypadzie skurcze nachodziły mnie jeszcze przez kilka dni :) Znaczy dobry był on, ten wyjazd :) Dziś punktualnie o 20 pojechałem podciągnąć trochę w górę, czyli na Kocierz (z dwóch stron). Wcześniej, korzystając z wolnej chwili sporządziłem izotonik "home edition", jednak coś popieprzyłem proporcje. W sumie to przesoliłem, a nie przepieprzyłem. Pić się tego nie dało, więc można powiedzieć, że zaoszczędziłem:) A tak naprawdę pozostanę przy Oshee (na połowę z mineralną). Tylko co ja zrobię z tymi pozostałymi 2 litrami domowego specyfiku?:) Trzeba będzie trochę rozcieńczyć i jakoś to wchłonąć...
Dzisiaj kibicuję Włochom, bo lubię niespodzianki, zwłaszcza te sportowe ;) Muzycznie nie jestem obeznany z tamtejszą sceną, ale pamiętam, że jakiś czas temu miałem okazję recenzować kilka włoskich płyt. A więc zapraszam na ciemną stronę, mamy darmowe drinki ;)
Bez rewelacji, wyjazd trochę na siłę, ale co zrobić. Trzeba będzie chyba zmodyfikować ten standard, chociaż z drugiej strony Kocierz to taka wisienka, może nie na torcie, ale przynajmniej babeczce :) Dosć ciekawym zjawiskiem są pozdrowienia od szoszonów, także coś w tej materii drgnęło. Fajnie.
Przy okazji apel do tych, co pozbywają się plastikowych butelek w trasie - raz po raz widać w przydrożnych rowach butelki czy to po Oshee czy też innym poweradzie - nie robimy syfu! Poza tym to przecież nie waży nie wiadomo ile, a dodatkowo może uchronić Wasz zad od wody i błota (vide mój patent osziowo-błotnikowy: http://photo.bikestats.eu/zdjecie,pelne,209241,potrzeba-matka-wynalazku.html). Mam nadzieję, że się rozumiemy ;)
Słuchałem ostatnio trochę nowej Gojiry. Wszyscy się podniecają, że to takie wizjonerskie, nieszablonowe i inne ohoho, że hoho. Ale powiedzcie mi, jak to się ma do takiego chociażby Illusion? Oczywiście nijak! Zwłaszcza do tego z Bolilol'a! A w tym numerze to są jaja jak berety:)
"A więc korzystając z tego przedstawię Wam zespół. Proszę bardzo, oto jest... zespół!"
Się ochłodziło więc sobie pierdyknąłem to o czym wspomnieć raczyłem kilka wpisów wstecz. Chodzi mianowicie o niestandardowy standard, maksimum minimalizmu, czyli jak się już domyśliliście podjazdy :) Zgodnie z zapowiedziami włączyłem do mojego dotychczasowego repertuaru "trzeci podjazd kocierski". Z tym, że on taki trzeci, że w sumie to pierwszy. Pierwszy jeżeli chodzi oczywiście o skalę trudności. Ze świecą szukać takich odcinków w Beskidzie Małym! To jest taki podjazd, że normalnie klękajcie narody!
Zacząłem od Targanickiej (góra-dół-góra), później tradycyjny Kocierz (góra-dół-góra) i następnie ul. Widokową skulałem się do dolinki Kocierza raz jeszcze, żeby chwilę później rozpocząć mozolny podjazd. Głupota nie? No przecież! Pierwszy raz w tym roku użyłem młynka (inaczej to się nie da). Oczywiście musiałem go obsłużyć ręcznie, bo zmieniarka SLX już tak dobrze nie wysprzęgla, hehe. Na koniec chwila kontemplacji przy ośrodku no bo tak: nikt mnie dziś nie chciał rozjechać, nie opluł przez okno w aucie, nie pokazał obraźliwego gestu... To znak, znak, że mamy najnormalniejszy dzień w tygodniu. Niedziele suxxxx!
To będzie bardzo dobry album! Czekam, a tymczasem zajawka nowej Katatoni...
Dobrze jest wykręcić kilka km w tygodniu, nawet w taki upał :) Dziś w drodze powrotnej z Kocierza wyprzedził mnie zeszłoroczny predator. Coś kątem oka widziałem, że mi siedzi na kole, ale myślałem, że to skuter :) Potem wiozłem się na jego kole ze średnią 40km/h do samego Andrychowa :)
Dobra, teraz pewnie błysnę, ale może wiecie gdzie się podziało 14% mojego treningu? No bo jasno z pulsometru wynika, że łączny czas przebywania w 3 strefach to 86%. Czyżby wynikało z tego, że to brakujące 14& to coś poniżej HZ?
W sumie rzadko słuchałem ostatnio H-Blockx, ale jakiś tam sentyment do tej kapeli mam, choć myślałem, że już dawno zawiesili gitary na kołkach. Nowy singiel jak dla mnie zbyt przesłodzony, a cała płyta na razie nie przypasiła, choć brzmienie fajne. Mam wrażenie, że raz chcą być U2 innym razem RHCP, kiedy indziej Foo Fighters... Brak mi starego, dobrego, jajcarskiego i rapowanego HBLX... Zresztą, posłuchajcie sami... Nijak się to ma do takich szlagierów jak: The Power, Move, Rising High, Go Freaky, no i perełki w tym całym towarzystwie, czyli Little Girl... Ewolucja ewolucją ale zeszmacenie to wciąż zeszmacenie...
A o trasie dla odmiany nie napiszę nic, bo też ileż można pisać ciągle o tym samym? Kilka razy w górę, kilka w dół, trochę płaskiego i tyle :) Żeby było jednak smaczniej zamieszczam fotkę z basenu na 700m n.p.m., który najwyraźniej jest gotowy na przyjęcie gości ośrodka na Kocierzu:)
Ten kawałek już był na blogu i to całkiem niedawno, ale skoro mój ulubiony duet nakręcił do niego wideoklip to też go tu prezentuję. Przed państwem Blood Red Shoes! ;)
Taki tam srodowy wyjazd nie warty nawet komentowania:) Nic nowego, ciągle ten sam rutynowy uphill. Wychodzę z założenia, że skoro ludzie codziennie pokonują do pracy ten sam dystans, a nierzadko również tą samą trasę i nie narzekają to moje popołudniowe tripy wcale nie muszą być jakieś szczególnie urozmaicone. Chociaż mogę zdradzić, że dzisiejszy był trochę inny... No i odpuściłem nieco - totalnie lajtowa jazda bez napinki, co też łatwo sprawdzić patrząc na wskazania pulsaka (maks niższy o prawie 20 bpm) czy też średnią:)
Młócka od chłopaków z "greckiego" Nightrage. Właśnie ukazał się klip do singlowego kawałka. Profeska nieskalana w żadnym wypadku muzycznym gejostwem :)
W końcu magiczna góra Żar:) Pierwszy raz w tym sezonie, ostatnia, zeszłoroczna próba się nie powiodła, dlatego głód był spory:) Wcześniej usiadłem na kole kolarza, który wyjechał nieco przede mną chwilę przed początkiem podjazdu pod Kocierz. Miał parę, bo nie udało mi się stopić ok. 20 sekundowej przewagi. Na sam koniec sam się pogrążyłem, bo zacząłem bawić się pokrętłem od linki do tylnej przerzutki - w efekcie trochę zaorałem łańcuchem kasetę:)
Wracając do Żaru... Przede wszystkim warto tam zajechać właśnie w tygodniu i pod wieczór. Praktycznie nie ma żywej duszy. Posiedziałbym na szczycie dłużej, ale strasznie wiało. Ekscesów na trasie brak, a nawiązując do forumowego wątku o pozdrawianiu pragnę dorzucić swoje 5 groszy. Ostatnio bowiem na Podbeskidziu zauważam znaczącą poprawę w tej kwestii. Czy masz lat 20 czy 60, jeździsz na góralu czy szosie - reakcje są poprawne, tak przynajmniej było wczoraj. Jednak zdecydowanie należałoby zamiast "cześć" życzyć napotykanym rowerzystom smacznego, bo muszki wciąż nie dają za wygraną :)