Wchłonąłem ostatnio "Moją Trójkę" książkę Bartosza Janiszewskiego. Lektura na kilka godzin, kilka bardzo przyjemnych godzin dodajmy. Może dla urozmaicenia fragment - wypowiedź słynnego "Dzwonnika", czyli Pana Marka z Katowic, który wydzwaniał swojego czasu do radia i tworzył takie mini-audycje z wykorzystaniem różnych efektów dźwiękowych oraz z dużą dawką humoru:
"Mam lat trzydzieści dziewięć. To jest dużo, tak mi się wydaje. Na tyle dużo, że u ludzi, których znam ze swojego środowiska, nastąpił szereg zmian, to są ludzie, którzy mają już swój dorobek i przez to są uwiązani. Stali się sztywni i banalni. Mają gombrowiczowską gębę. Często jest to gęba kołtuna, drobnomieszczańska. Ludzie, którzy są w tym wieku jak ja, są po prostu nieciekawi, smutni, ubrani w banał. Często boją się własnych poglądów, a więc zamiast nich mają takie protezy, wyciągnięte z gazet nie najwyższego lotu, albo z telewizji. I tymi protezami zastępują swoje poglądy. Nie potrafią się śmiać. A ja potrafię. Człowiek, nawet jeśli nie jest bardzo wykształcony i mądry, powinien zachować swoją naturalność. Powinien być kolorowy".
I jeden z jego telefonów:
"Chciałem przypomnieć, że dzisiaj tematem przewodnim audycji jest spektroskopia molekularna. Chyba z godzinę nad tym myślałem, co to jest petroskop molekularny i wymyśliłem. Jest to urządzenie, które służy do tego, żeby podglądać krasnoludki grające kulami na mole w bilard. Ktoś powie: Panie! to można zobaczyć gołym okiem! Tak? A widział ktoś kiedyś krasnoludki grające w bilard kulami na mole? Nie, bo do tego jest niezbędny petroskop molekularny".
Podjazd pod Krzyż Tysiąclecia w Zagórniku to dla mnie nowość, ale po prostu miałem dość asfaltów. Okazuje się rewelacyjny i dość sztywny w końcówce. Z daleka widać ogrodzenie, na szczęście furtka się nie domyka, można jechać dalej. Końcówka to już tradycyjnie leśne i dość strome interwały połączone z technicznymi zjazdami. I tak jak Grabek o swoich mini-dystansach mówi, że może je przejechać praktycznie każdy, to ja o tych 20km nie mógłbym powiedzieć tego samego ;)
Po tym jak w mediach zawrzało po performensie kobiety z brodą nabrałem ochoty na Marilyn Manson'a. To był prawdziwy freak a nie to co teraz się wyprawia. Ostatnio uśmiałem się z jego epizodu w "Californication", więc powróciłem do jego muzyki, która swojego czasu budziła spore kontrowersje. No co, chłop też się malował a dodatkowo kreował na antychrysta. Wszystko będzie lepsze od baby z brodą...
Później już klasycznie - podjazd na Kocierz i zjazd zielonym na Przełęcz Targanicką. Chwila namysłu i moim łupem pada kolejnych kilkadziesiąt metrów w pionie - ul.Złota Górka to taka mała franca ;) Późna pora zmusiła mnie do skrócenia wariantu i zjechania do Targanic. Wypad ok, ale trochę podłamałem się tym drzewokradztwem - owszem, widać to przy drogach, ale to co się dzieje w głębi lasów to jeszcze większa tragedyja...
Legendarna polska kapela awangardowo-black metalowa powraca z niebytu. "Kołysanki" zaskoczą każdego. Coś dla fanów niekonwencjonalnych dźwięków i filmów Smarzowskiego! Póki co sam nie wiem, co o tej płycie sądzić, w każdym razie wciąga. Panie i panowie - nowa Lux Occulta :)
Po deszczu szybki wyjazd pokatować resztki bieżnika na asfaltach. Nowe Kendy Karmy czekają już na jakiś wypad w góry ;) Dziś padło na Kocierz, który podjechałem z trzech różnych stron, w tym kultową ul.Widokową (foto poniżej).
Jadąc tradycyjnie, od strony Żywca wyminął mnie kordon weselników, którego trąbienie niosło się już daleka. Niestety, z powodu bicia tylnego koła wróciłem do domu nie ryzykując pogorszenia sytuacji. Koło już się centruje w serwisie, powinno być ready na majówkowe wyjazdy ;)
Oby zdrowie i pogoda pozwoliły cieszyć się z jazdy, czego Wam oczywiście życzę ;)
Tytułowa rąbanka miała miejsce u podnórza Jawornicy ;) Do domu wracałem zmęczony oraz z kleszczami (póki co w liczbie 3ech). Zahaczyłem jeszcze o aptekę ale stwierdziłem, że 70pln za strzykawko-pompkę (aspivenin) do odsysania tych choler to przesada, więc pojechałem do przychodni - w końcu na coś te cholerne składki idą, co nie? :)))
Żeby tradycji stało się zadość z lekka mnie pokropiło (akurat kiedy wjechałem do lasku) no i złapałem gumę ;) Tym razem byłem na tą awarię przygotowany :) Nie zrażony tym przypadkiem pokręciłem dalej ciesząc się z każdego singla, korzonka czy kamienia - człowiek im starszy, tym głupszy (a przynajmniej prostszy;), hehe.
Trochę dobrej, polskiej muzyki po angielsku na wstępie:
Trochę za dużo asfaltów, ale wyjechałem ciut późnawo. Dodatkowo pogoda pokrzyżowała plany na coś więcej, więc po wjechaniu na Leskowiec (922m n.p.m.) szybka ewakuacja, zgubienie leśnej drogi (zaparowany oksy rulez) i powrót mokrymi od fali deszczowej asfaltami. Niniejszym swoje własne jajca uważam za poświęcone ;)
O co chodzi w muzyce jeżeli nie o emocje? "Hurt" NIN to utwór który niesie ze sobą właśnie niesamowity ładunek emocji. Odświeżyłem go sobie przy okazji ostatniej audycji w Trójce poświęconej twórczości Johny'ego Casha, który ten utwór przerobił oczywiście po swojemu, ale z należytym szacunkiem. Wydaje mi się, że właśnie jego wersja jest bardziej "radio friendly", choć wydźwięk ma również gorzki, a zaśpiewana z perspektywy wiekowego już człowieka. Koncertowy oryginał dziewięciocalowych gwoździ poniżej.
Taką płytkę dostałem ostatnio - przyjemna muzyczka z gatunku hard'n'heavy, choć trochę wokal szwankuje jak na moje ucho, w sam raz na ten ponoć wielki tydzień... ;) Wydawca udostępnił cały album w sieci, więc nie zaszkodzi przesłuchać ;)
Jeszcze w sobotę wieczór plany były ambitne, Klimczok - Skrzyczne z ekipą, ale rano wstawało mi się wyjątkowo opornie, więc odwołałem przyjazd i pozostał objazd lokalnych górek. Nóżka jakaś kaprawa nie podawała za dobrze, ale mimo to udało się wycisnąć prawie 700m na dwadzieścia kilka kilometrów a więc chyba całkiem nieźle :) Taka jazda dla jazdy, raczej bez celu...
ps. przekroczyłem 30tysięcy metrów w pionie w tym roku, wypije sobie za to piwko przy najbliższej okazji, hehe.
Ostatnia płyta Kwasożłopów przeszła u mnie bez echa. Przesłuchałem jeden czy dwa kawałki i w ogóle mnie nie porwało. Na szczęście cały czas można wrócić to tak kapitalnych krążków jak wydany w 1996 roku "The State of Mind Report". Tam był ogień ;)
Jeszcze do niedawna był to jeden z przyjemniejszych odcinków, jednak od jakiegoś czasu trwają na jego środkowym fragmencie "żniwa" a ciężkie maszyny zniszczyły dość sporą jego część wjeżdżając tutaj z Wielkiej Puszczy. Drzew coraz mniej i zaczyna się robić łyso. Odechciało mi się jazdy :/ Na poprawę humoru chciałem zrobić singielek nad Wieprzówką, ale dziś to nie było zwyczajnie to. Bywa. Dobrze, że pogoda się spaściła, nie będzie żal i człowiek nadrobi inne zaległości ;)