Wpisy archiwalne w kategorii

bike: Medżik

Dystans całkowity:15951.04 km (w terenie 2015.20 km; 12.63%)
Czas w ruchu:868:37
Średnia prędkość:18.11 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:281975 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:173797 kcal
Liczba aktywności:312
Średnio na aktywność:51.13 km i 2h 49m
Więcej statystyk

(Beskid) Mały rekonesans ;)

Czwartek, 25 kwietnia 2013 · Komentarze(4)
Muzyczki nie ma, bo jest jakiś problem - bug związany jak mi się wydaje z wprowadzonymi na BS zmianami w kodzie... Info poszło do Błażeja...


Od jakiegoś czasu nurtowały mnie wąskie, wijące się ku górze drogi w okolicach Przełęczy Targanickiej postanowiłem więc sprawdzić jedną z nich. Dla bywających w tych okolicach: pierwsza w lewo po zjeździe z ul.Beskidzkiej ;) Miałem małą nadzieję, że jakimś cudem uda mi się dojechać tamtędy na wspomnianą przełęcz, żeby to potwierdzić zapytałem jednego lokalesa dokąd prowadzi ta droga i czy czasem nie kończy się na czyjejś prywatnej posesji. Niestety, zbyt wiele się nie dowiedziałem. W efekcie po znakomitym asfaltowym podjeździe znalazłem się na dość szerokiej, dzikiej leśnej ścieżynie, która niestety szybko zamieniła nieprzejezdny teren... Tak to już jest, że raz na jakiś czas trzeba się przespacerować z rowerem na plecach, ale nowe ścieżki same się nie odnajdą :)
Na szlaku i poza szlakiem ;) © k4r3l

Dalsza część trasy już raczej klasyczna (kierunek Kocierz). Ale w drodze powrotnej postanowiłem sprawdzić jedną ścieżkę odchodzącą od zielonego szlaku. Jak się okazało wyprowadziła mnie na jedną z wielu asfaltowych serpentyn prowadzących na Kocierz. Pod względem płynności może niezbyt udana trasa, ale to wciąż dobry trening techniki podjazdowej :) Dla spokoju ducha zamówiłem oponkę Duro (firma produkująca ogumienie głównie do quadów:) Triton 2.2 - zwijana za niespełna 50 pln z przesyłką kurierską to tyle, co nic :D

ps. Blase poczynił od dłuższego czasu zapowiadane zmiany na BS. Pojawiły się m.in.: nowe aktywności nie mieszające w statystykach (tylko dlaczego brak trenażera?!), przycisk rozwijający mapkę dołączoną do wpisu, dokładniejszy (co do sekundy:) czas, dodawanie uczestników wycieczki, info, że "Komentarz został poprawnie dodany";), a nawet możliwość wyboru kraju wycieczki. Dzięki mu za to! Parafrazując Kinga: Bikestats poszedł naprzód! :)

To nie są góry dla słabych opon ;)

Środa, 24 kwietnia 2013 · Komentarze(5)
Z cyklu zespoły których już nie ma, ale może się jeszcze reaktywują :) Fiński Sentenced nie był jakimś wybitnie przełomowym bandem. Owszem, nagrali kilka naprawdę dobrych albumów i wyprodukowali trochę hitów, poza tym przeszli spory progres od melodyjnego death metalu do bujającego a niekiedy naprawdę melancholijnego rocka. Tak sobie przypomniałem o nich, bo dostałem demko młodego zespołu z Finlandii (Mind Mirror), który wyraźnie inspiruje się swoimi starszymi kolegami.




Podobny trening do poprzedniego. Trasa niemalże bliźniacza, choć odrobinę cięższa niż dzień wcześniej a to ze względu na ciut większe przewyższenia i niesprzyjający uphillowi teren na tym wariancie (luźne kamienie, gałązki). Zjazd zielonym na Przełęcz Targanicką już nie rynną jak wczoraj tylko wężykiem ($) w dwóch miejscach przecinając ten niezwykle stromy i kamienisty szlak.
Boisko na prawie 600m n.p.m. ;) © k4r3l

Dziś w oczy rzuciła mi się rysa na tylnym X-Kingu. Jak się okazało to dość pokaźne rozcięcie o długości ok.3cm i dwa ścięte w tej samej linii klocki... Nie wiem czy to czymś na dłuższą metę grozi, ale wygląda na to, że na Trophy założę wysłużoną Kendę Karmę - nie ma co ryzykować. Swoją drogą, po tych kilkunastu kilometrach w wymagającym terenie, śmiem twierdzić, że Continental X-King to był niezbyt trafiony wybór. Owszem, boczne ścianki ma grubsze niż Moutain King II, ale klocki są zbyt niskie i zbyt miękkie, a opona ma tendencję do uślizgiwania i kompletnie, podobnie jak Karma, nie radzi sobie na grząskim podłożu... Z kolei bieżnik MKII prezentuje się niezwykle rasowo, solidnie i pewnie 'ciągnie' rower na podjazdach! ps. aaa, byłbym zapomniał - zjazd narciarskim, mega lipa, to już wolę po asfalcie :D
Oponka, jak nazwa wskazuje, w swoim żywiole ;) © k4r3l

Kocierskie MTB po deszczu ;)

Wtorek, 23 kwietnia 2013 · Komentarze(4)
Dawno nie było coverów, prawda? Poza tym co może być lepszego niż jedna z ulubionych kapel przerabiająca inną ulubioną i na dodatek kultową kapelę. Tym razem w nieoficjalnej wersji live, czyli taki jakby nie było bootleg ;)




Po poniedziałkowej abstynencji pora było ruszyć cztery litery i dwa kółka. Niestety tuż po powrocie z pracy się rozpadało, kilka razy nawet grzmotnęło gdzieś w oddali, ale dwie godzinki później było w miarę sucho. Zanim się jednak zebrałem było już po 19, więc jedyną opcją jaka została był terenowy uphill na Kocierz, ale inaczej niż zwykle. Tym razem nie wjeżdżałem asfaltem na Targanicką, tylko odbiłem na mostku w prawo i piąłem się pod nie mniej stromą gorkę, czego dowodem były płyty ażurowe, które z reguły są kładzione na najbardziej stromych fragmentach...
Z Jawornicą w tle, po ostrej wspinaczce ;) © k4r3l

I tak między domostwami przeciskałem się w kierunku zielonego szlaku wyznaczającego granicę między województwami śląskim i małopolskim. Na górze zawróciłem i zjechałem na przełęcz i z tego miejsca rozpocząłem tradycyjną terenową wspinaczkę. Klimat w lesie po deszczu kapitalny, temperatura przyjemna, nad głową wciąż ołowiana chmury. Podjazd poszedł naprawdę sprawnie, opady były na tyle słabe, że nie wpłynęły na warunki na szlaku. Cały odcinek począwszy od asfaltu w Targanicach jest kapitalny, przewyższenia na tym zaledwie 5,5 kilometrowym odcinku zacne, no a na trasie esencja MTB, czyli luźne kamienie, mokre korzenie, szutry etc. Mam dziwne przeczucie, że ten wariant zagości w moim repertuarze na stałe. Żałuję tylko, że z racji szybko zapadającego zmroku nie mogłem wrócić tą samą drogą - wszak wypadałoby poprawić technikę na zjazdach...
Przełęcz Targanicka (to tam gdzie prowadzi ta wąska wstążeczka;) © k4r3l

Leskowiec i witamina D3 ;)

Niedziela, 21 kwietnia 2013 · Komentarze(10)
Ok, obiecałem drugiego singla od Filter i oto on. Krótko i na temat.


Dziś było zajebiście, choć zza szyb słońce przekłamywało - w rzeczywistości było o wiele chłodniej. Uzbrojony w rękawki, nogawki i buffa na szyję (gardło naparza mnie od kilku dni) wyruszyłem na podbój szlaków Beskidu Małego. Z Andrychowa najszybciej w teren wjechać przez Pańską Górę (okoliczny pagórek, miejsce niedzielnych eskapad wielu spacerowiczów;). Tam swój początek ma szlak zielony, który pomimo kilku wymuszonych podejść jest bardzo miodny i momentami ma niezły flow. Chcąc uniknąć najostrzejszego butowania, czyli wspinaczki pod Gancarz odbiłem w nieoznakowaną ścieżkę i wyjechałem w centrum Rzyk. Po krótkiej asfaltowej kręconce znalazłem się ponownie w terenie, by rozpocząć uphill szlakiem serduszkowym na Leskowiec.
Beskidzki miks cz.1 ;) © k4r3l

Na szlakach zaskakująco sucho, pojedyncze błotne niespodzianki oczywiście się zdarzają, ale nie są one jakoś szczególnie uciążliwe. Dużo ludzi na tym odcinku, który jest w całości podjeżdżalny. Problemy zaczęły się dopiero na wąskim, trawersującym singielku pod Groniem JPII - tam jeszcze pełno śniegu o błota, jechać się nie da! Ale to jedyne takie nieprzejeżdżalne miejsce, od schroniska po sam szczyt (oprócz kilku brudno białych plam) już bez większych niespodzianek. Na szczycie garstka ludzi i wyjątkowo ciepło jak na tą górę - można było uzupełnić witaminę D3 delektując się ośnieżonym szczytem Babiej Góry, który był dzisiaj na wyciągnięcie ręki...
Beskidzki miks cz.2 ;) © k4r3l

Powrót nieco inną drogą - przez Gancarz a później już po własnym śladzie, czyli szlakiem zielonym w przeciwną stronę, do samego Andrychowa. Mam nadzieję, że pogoda się nie spipcy, bo póki co warunki w Beskidach są idealne do treningu. A Trophy, tuż, tuż :)

Pierwszy teren w Beskidzie Małym ;)

Sobota, 20 kwietnia 2013 · Komentarze(9)
Z racji dzisiejszego niezbyt entuzjastycznego wypadu nutka również stonowana, wręcz ślimacza, zupełnie jak tempo, które towarzyszyło temu ultra-krótkiemu wypadowi. Alice in Chains wracają i to wracają w wielkim stylu - poprzedni singiel z nadchodzącej płyty był delikatnie mówiąc słaby, ale "Stone" jest już o piekło lepszy. Był jeszcze trzeci kawałek, który wyciekł do sieci ("Phantom Limb") i tam działo się naprawdę dużo dobrego. Warto poszukać razem z wujkiem google, bo youtube go automatycznie kasuje...


Kompletna padaka dzisiaj wyszła. Pierwszy teren na nowych laczkach Conti (XK 2.2 na tył i MKII 2.2 na przód), więc powinno być ekscytująco, zamiast tego było tak sobie. Uphill zielonym szlakiem na Kocierz bez szału, generalnie sucho, ale wciąż dużo liści. Aha, no i trafiłem na 2 quadowców i jednego crossowca - oni to się chyba nigdy nie nauczą od czego są szlaki turystyczne... Na szczycie zrobiło się zimno i wietrznie, a więc niezbyt optymistyczna aura.
Migawki z terenowego uphillu na Kocierz - jest sucho;) © k4r3l

Zjechałem sobie czarnym szlakiem do Nowej Wsi - niestety tamten odcinek to porażka. Miejscami wciąż zalegał śnieg a dróżki były porozjeżdżane, błotniste i pełne gałązek po wycince... Trzeba poszukać innej alternatywy. Dalej odechciało mi się dalszej jazdy a to dlatego, że wczoraj nieźle przylamiłem i składając support założyłem na odwrót podkładki co zaowocowało naprawdę lipną pracą przedniej przerzutki, hehe. Ale przynajmniej odnalazłem przyczynę trzasków, zgrzytów - niesamowity syf wewnątrz supportu. Może jutro będzie lepiej...
Tak wyglądał support po 1000km zimo-wiośny ;) © k4r3l


/

Kocierzowo-balonowo ;)

Czwartek, 18 kwietnia 2013 · Komentarze(4)
Już tyle razy wspominałem tutaj o Kidney Thieves i chyba jeszcze długo będę ;) W zasadzie mógłbym tutaj zamieścić wszystkie ich utwory, bo każdy z nich ma olbrzymi potencjał. Jedne to przebojowe piosenki z chwytliwymi refrenami, drugie to te nieco bardziej rozbudowane, wielowątkowe i z sekundy na sekundę kapitalnie się rozkręcające. I właśnie z tej drugiej puli utwór "Placebo", który totalnie mnie zdominował swoją transowatością. Piękny soundtrack z płyty "Zerospace", która ma już 11 lat a wciąż wgniata w ziemię! ps. jak ktoś lubi elektroniczne brzmienia jest też remix ;)


Jeszcze wiosna dobrze nie pokazała na co ją stać, a tu już powiało latem. Strasznie ciepły był dzisiejszy dzień, żal siedzieć w robocie w taką pogodę... Dziś trochę wcześniej niż ostatnio, w efekcie na wysokości kościoła w Targanicach siadłem na kole kolarzowi. A, że siodełko miałem coś za nisko, myślę zatrzymam się na chwilę, podniosę, żeby przy wyprzedzaniu delikwenta nie wyglądać jak pokraka, hehe. No i się deko przeliczyłem - koleś miał mocne kopyto - wiecie, to był taki kolarz przez duże "ka". Nagrodą pocieszenia była możliwość objechania na dalszym etapie wspinaczki "niedzielnego" bikera ;) Za ośrodkiem, na wysokości ostatnio remontowanego odcinka niespodzianka - balon! Ktoś znalazł sposób na interes - cała sztuka polegała na tym, że nikt nim nigdzie nie leciał, tylko wznosił się tylko na jakieś 15-20m a dalej nie puszczały go liny cumujące. Chętnych jednak nie brakowało ;) Tak mnie ten balon rozkojarzył, że zamiast kocierskiego uphillu była rekreacyjna przejażdżka, dlatego odbiłem w drodze powrotnej na Przełęcz Targanicką i również zrobiłem ją z obu stron. Koniec końców wyszło nawet intensywnie ;) ps. nowy support do rozkręcenia - trzeszczy i stuka jak popieprzony, a to raptem 1000km i 14000m :/
Tego jeszcze nie grali - miłe urozmaicenie codziennej trasy ;) © k4r3l


Wieczorny Kocierz ;)

Środa, 17 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
Szwedzi mają talent, a Nightingale to dobry tego dowód. Subtelne około prog rockowe dźwięki, klawisze hammonda i znakomity wokal jednego z czołowych twórców szwedzkiego... death metalu:) O tym, że Dan Swano potrafi nie tylko potężnie zaryczeć, ale także i fenomenalnie czysto zaśpiewać przekonacie się na podstawie poniższych dźwięków :) Kawałek pochodzi z płyty wydanej dokładnie 10 lat temu, ale dopiero teraz wszedłem w jej posiadanie ;) Chłop generalnie czego się nie dotknie zamienia w złoto. A już niedługo, po latach niebytu, wystartuje z nowym, n-tym projektem...


Po godzinnej zabawie udało się wyregulować przerzutki - może nie działają jeszcze na 100%, ale przynajmniej uniknąłem dziś irytującego odgłosu łańcucha próbującego zmienić położenie, czy to w górę czy to w dół ;) No a w kwestii wykrzywionej prowadnicy pomocny okazał się młotek ;) Bo jak wiadomo, bez majzla i młota to nie robota ;) Dziś podjechałem na swoją ławeczkę celem konsumpcji i kontemplacji - obok siedziało dwóch młodych bikerów, wygląda więc na to, że duch sportu w narodzie jeszcze nie umarł ;)
Spokojnie, to tylko śnieg na mini-stoku przy ośrodku - za tydzień będzie już po ;) © k4r3l


Przełęcz Kocierska pod wieczór :)

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · Komentarze(5)
Boston to amerykańska formacja rockowa pochodząca wiadomo skąd. Wiadomo też, dlaczego ten chyba najbardziej znany ich kawałek tutaj się znalazł. Przeczytałem ostatnio "Wałkowanie Ameryki" Marka Wałkuskiego, korespondenta Polskiego Radia z Waszyngtonu i szczerze jestem pod wrażeniem tego jak ten kraj sobie radzi w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Oczywiście, mogą przykładowo dziwić sytuacje, że ludzie tam przywykli do samochodów, mają kina samochodowe, kościoły dla zmotoryzowanych, ba, można wziąć ślub nawet nie wychodząc z auta! Poza tym szokująca jest statystyka mówiąca, że większość Amerykanów przyznaje się, że sika pod prysznicem! Ale nawet to nie zmienia faktu, że Polska na tym tle to kraj dziki, absurdalny i totalnie zbiurokratyzowany, który przy autentycznym kryzysie pęknie jak bańka mydlana, a amerykański sen będzie trwał nadal. I nie zmienią tego żadne wojenki ani zamachy...


Na początek ciekawostka ;)
I weź tu kup chrześnicy prezent ;) Za małe, ale oddałem z tytułu niezgodności towaru z opisem ;D © k4r3l


Późny wyjazd z zamiarem tradycyjnego szczytowania. Wiem, już rzygacie kiedy po raz kolejny widzicie Kocierz, ale forma i siła sama się nie zrobią:) Poza tym cholernie lubię tę przełęcz ;) Dziś trochę problemów z przerzutką i łańcuchem - chyba się rozregulowała w efekcie przy szarpnięciu wygięło mi prowadnicę do zewnątrz, na szczęście młynek dziś nie był konieczny. Na zjeździe z kolei zakleszczył mi się łańcuch i trzeba było się ratować krótkim postojem serwisowym :/ Obowiązkowo przed zjazdem w ruch poszły rękawki i nogawki - powrót o godzinie 20:30 jeszcze do najcieplejszych nie należy ;) Jak się pogoda nie spieprzy to na weekend trzeba w końcu ruszyć się w teren, bo Trophy tuż tuż. A tu forma niby jest, ale obycia na szlakach i techniki brak ;)
Wreszcie jakaś inna perspektywa - na przełęczy ;) © k4r3l


Żywiecki uphill ;)

Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 · Komentarze(8)
Szwecja. Kraj mlekiem i metalem płynący ;) Dziś zarzuciłem sobie na uszy kilka starych płytek reaktywowanego ostatnio Transport League. Niedługo wydają nową płytę i kto mniej więcej czai klimaty Entombed czy Danzig ten wie, że będzie miał do czynienia z brudnym, bujającym rock'n'rollem. Dobrze nakręca do jazdy ;)


Mówiłem już, że urlop w poniedziałek to najlepsza rzecz w całym tygodniu?:) Dziś pogoda jak z bajki, no może odrobinę wietrznej bajki, ale i tak było bosko - pierwszy raz na krótko od kolan w dół ;) Się więc wybrałem pouphillować, bo wczorajsza setka była baaardzo płaściutka, hehe. Na dobry początek Przełęcz Kocierska, później Przełęcz Ślemieńska i chwilę później Przełęcz Rychwałdzka, po raz pierwszy ul.Szkolną, gdzie nachylenie momentami ścinało z nóg ;)
Podjazd ul.Jasnogórską :) na Przełęcz Ślemienska ;) © k4r3l

Później, żeby trochę rozprostować ścięgna pocisnąłem do Tresnej - na zaporze chwilowy postój; w międzyczasie przebiegał jeden trenujący gość - trzeba Wam wiedzieć, że raz do roku, albo dwa, nie pamiętam dokładnie, organizowany jest tutaj maraton dookoła Jeziora Żywieckiego. W Międzybordziu spotkałem kolarza z kołem w ręku - podjechałem spytać czy nie potrzebuje pomocy, właśnie rzucał k*rwami do słuchawki - oponę szlag trafił. Na takie coś raczej nie mógłbym nic zaradzić, więc pożyczyłem mu powodzenia i odjechałem - był z okolic Żarnówki, więc nie tak wcale daleko domu.
Na przełęczy - okolica zachwyca :) © k4r3l

A to już okolice Rychwałdu - widoczek na ośnieżaone Skrzyczne ;) © k4r3l

Wielka Puszcza to temat na osobny wpis - o każdej porze roku urzeka. Dziś wyjątkowo raczyła mnie słońcem prześwitującym przez gałęzie drzew i szumem potoku, którym zima spływa z Beskidu Małego ;) Na zjeździe z Przełęczy Targanickiej wyrzuciło mnie na zakręcie (żwirek) i wylądowałem w niewielkim rowie ograniczonym na szczęscie wysoką ścianką, także tylko się do niej "przytuliłem", hehe. Pierwsze (oby i ostatnie;) szlify i stłuczenia zaliczone!
Prawie w domu ;) © k4r3l

Niniejszym namawiam wszystkich do poniedziałkowych urlopów - jeden taki w miesiącu i od razu człowiek czuje, że żyje ;) Widać, że nie tylko ja miałem taki plan, bo na drogach spotkałem sporo kręcących. Roboty drogowe na Żywiecczyźnie w toku - co chwila przejeżdżałem przez powycinane fragmenty dróg gotowe do załatania - pod tym względem nic się nie zmieniło, co roku ta sama przeprawa :/

Zaporowa seta z bbRiderZ ;)

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Wzięło mnie wczoraj na starocie i zaliczyłem powrót do lat 70. Budgie coverowała bodajże dwukrotnie Metallica, zawsze były to bardziej żywiołowe kawałki typu "Bredfan" czy "Crash Course In Brain Surgery". Ale wg mnie sedno tamtego złotego okresu dla muzyki ujęte zostało w "Hammer And Tongs" tak bezczelnie nawiązującym do "Daze and Confused" Led Zeppelin. Nic to jednak, bo utwór jest zacny i znakomicie oddaje klimat tamtych wyjątkowych lat.


No to się nam niedziela udała a i, co ostatnio jest rzadkością (sobotni deszcz średnio co 2h), pogoda wytrzymała!. Plan był na pierwszą poważniejszą szosę tej wiosny. W grupie. Czekając w Czańcu na Kubę wygrzewałem się na przystanku, chwilę później ruszyliśmy głównymi drogami do Bielska na lotnisko, gdzie już czekali zniecierpliwieni BB Riderz w liczbie, no cóż, dużej. Na początku było może 12-13 sztuk, potem stopniowo ekipa się wykruszała z przyczyn różnorakich.
Podjazd pod zaporę ;) © k4r3l

Chwilę za Wapienicą już nie wiedziałem gdzie się znajdujemy, więc żeby nie zgubić peletonu zamykałem tyły ucinając sobie pogawędkę z Dominikiem, który testował swoją nowiuteńką szosę. Przewodnicy byli obeznani w terenie i jakimś tylko sobie znanym sposobem doprowadzili nas drogami przeróżnej kategorii do celu - zalewu w Goczałkowicach. Tam szybka przerwę na fotkę i lans po zaporze. Już wtedy zostało nas tylko 10 osób.
Lans na zaporze ;) © k4r3l

W drodze powrotnej zgubiliśmy jeszcze jednego gościa - ale po telefonicznej konsultacji miał sobie dać radę sam. I tym sposobem wróciliśmy do Bielska gdzie po serii pożegnań ruszyliśmy z Jakubiszonem w drogę powrotną. A że nam było mało padło na Przegibek. Poszło zadziwiająco dobrze, na górze cola i frytki - czyli taka już jakby tradycja. Na deser zostawiliśmy sobie jeszcze przełęcz Targanicką, którą z racji przebytej drogi pokonaliśmy na młynku. Wypad jak najbardziej udany, ekipa, mimo, ze nie znałem tam praktycznie nikogo, okazała się konkretnymi wyjadaczami. No i nie muszę mówić jaki był respekt wymieszany ze zdziwieniem u mijanych przez nas ludzi. Jednak co peleton to peleton ;)