Wpisy archiwalne w kategorii

30-60

Dystans całkowity:10702.89 km (w terenie 1826.50 km; 17.07%)
Czas w ruchu:618:41
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:215214 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:57468 kcal
Liczba aktywności:252
Średnio na aktywność:42.47 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Karpioland

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(12)
Zanim przeczytasz, włącz! Dali czadu w schronisku na Szyndzielni w ramach "Bielskiej Zadymki Jazzowej" (tyle tylko, że z jazz'em nie mają wiele wspólnego :) Nie było mnie tam, ale oglądałem sobie live stream'a :)


Mniej więcej w południe dzwoni telefon. To Piotr z informacją, że są z Elą w Sułkowicach i z zapytaniem czy abym nie reflektował na jazdę. Jako, że kilka godzin wcześniej odebrałem rower (w stanie niezmienionym, po prostu przezimował w serwisie :) toteż chętnie na tę propozycję przystałem. I stało się, sezon napocząłem...
Na początek 14, w porywach 15 % :) © k4r3l

W tym roku miesiąc później niż w ubiegłym, ale mam nadzieję, że tegoroczna aura będzie sprzyjała częstszym wypadom, bo ubiegły rok pokrzyżował zdecydowanie zbyt wiele planów... Ela wymyśliła, że ten rok upłynie jej pod nazwą zapomnianych zameczków, dworków i pałaców. Ponoć w naszej okolicy można na takie różne okazy natrafić.
Bajeczne ruiny, jest co oglądać! © k4r3l

Tego właściwego nie było nam dane odnaleźć, ale za to prawie pod sam koniec trafił się nam prawdziwy "rodzynek". Jeszcze wcześniej Piotr, łapie kapcia na jakimś mega-gwoździsku. Szczęście w nieszczęściu, wziąłem na pokład jedną "dyntkę", co prawda na Preście, ale montaż w otworze po Schraderze, mimo obaw, nie przysporzył nam większego kłopotu, gorzej ze zdjęciem opony;)
Baaaardzo stare schody. © k4r3l

Wspomniany architektoniczny rarytasik znajdował się w Głębowicach, ukryty w gęstym zagajniku niedaleko drogi. Nie przeszkodziło nam to jednak przyjrzeć się mu dokładnie z bliska. Obiekt robi wrażenie, niegdyś musiał być naprawdę piękny.
Tylko dla najlżejszych :) © k4r3l

Po dokładnych oględzinach i obowiązkowej sesji foto nasze drogi się rozchodzą. Ja mykam na Nidek i przez "Białą Drogę" do Andrychowa, a Ela z Piotrem obierają kierunek na Witkowice przez Bulowice i Czaniec.
Andrychów - chyba to jednak Podbeskdzie :) © k4r3l

Także pierwsze koty za płoty - nie było tak źle, bo 4 miesiącach weekendów przesiedzianych i tygodni przepracowanych wydawało mi się, że będzie ciężko. A więc sezon 2011 w toku! Jaki będzie? Tego nie wie nikt. Oby tylko nie był gorszy od poprzedniego :)

Spontan przez Magurkę ;)

Niedziela, 10 października 2010 · Komentarze(19)
Popołudniowy powrót do domu z początku nie był najprzyjemniejszy. Nie dość że rano helikopter i kac niemożebny po sobotniej imprze, to jeszcze dziwnie silny wiatr w twarz. Jednak kilka kilometrów dalej chęć do jazdy wraca i czekając na przejeździe kolejowym w Łodygowicach postanawiam zaatakować Magurkę Wilkowicką (909m n.p.m.)- w końcu mam tam rzut beretem :)
W oczekiwaniu na Żółtą Bestię :) © k4r3l

Do tej pory podjeżdżałem ten szczyt tylko raz, po drodze zaliczając kilka wymuszonych brakiem kondycji przerw. Tym razem się zaparłem i całość podjechałem bez żadnego przestoju.
Początek podjazdu... © k4r3l

Przed atakiem mija mnie gość na szosówce, nic nie mówi, śmiga w górę w momencie kiedy ja łykam niebieski płyn wiadomego pochodzenia i o wiadomym składzie:) Rękawiczki lądują w plecaku (swoja drogą solidnie obciążonym cywilnymi ciuchami z weekendu;), kask na kierownicy i ruszam. Na pierwszym łuku dochodzę wspomnianego kolarza, coś tam zagaduję, ale gość (chyba nie Polak) nie bardzo rozmowny, więc nie oglądając się za siebie pojechałem dalej zostawiając go w tyle.
Na szczycie słonecznie, choć widoczność marna:/ © k4r3l

Podjazd jest, ekhm, ku..wski, choć ma zaledwie 4 km...:) Ale łyknąłem go chyba w niecałe 25 minut, dokładnie nie wiem. Na szczycie krótki popas i pora na zjazd. Wybrałem szlak żółty, który wg oznaczeń ma mnie w 1h30m zaprowadzić w dół do Międzybrodzia Bialskiego. Zjeżdżam go w niecałe 40 min...
Początek żółtego. © k4r3l

Atrakcyjny widokowo fragment;) © k4r3l

Szlak jest całkiem przyjemny, nie ma kamienistych i zdradzieckich rynien, za to na początku jedziemy przez przykryte trawą kamienie, ze świetnym widokiem na Żar, Czupel i leżące w dolinie Jezioro Międzybrodzkie, a po skręcie o 180* zaczyna się szeroka na 2 metry leśna droga usłana liśćmi wijąca się między górkami... Nie ma co szaleć, bo pieron jeden wie, co pod tym dywanem się kryje, więc zjazd na lajcie i bez pośpiechu.
Na zdradliwym dywaniku:) © k4r3l

Zmiana nawierzchni :) © k4r3l

Dalej już wbijam na znany standardowy odcinek zjazdowy z Przegibka i w centrum Międzybrodzia odbijam na Porąbkę, by później skręcić do Wielkiej Puszczy (asfalt jeszcze nie wylany:/). Na koniec wspinam się na Przełęcz Targanicką (705m n.p.m.) , a później już tylko z górki, a więc czysty relaks, jeno depnąć w pedał trzeba mocniej, bo zaczyna się ćmić, a baterie w lampkach na wykończeniu...
Porąbka - zapora (ostatnie pasmo to pasmo Magurki :) © k4r3l


P.s.
Dzisiaj w Beskidach zawrzało. Dobrze, że tym razem Żar fociłem z daleka...
http://www.tvn24.pl/0,1677225,0,1,strzelal-do-turysty-zginal-od-kul-policjantow,wiadomosc.html

Mglisty sobotni poranek

Sobota, 9 października 2010 · Komentarze(14)
W nocy przymrozek a nad ranem długo utrzymująca się mglica. Wyjechałem ok. 9 rano przy zaledwie 3 kreskach powyżej zera - najs ;) O dziwo rozgrzałem się w miarę szybko, ale tak to jest jak się ma na dzień dobry podjeździk;)
Andrychowskie mleko ;) © k4r3l

Za to na zjazdach było wybitnie chłodno, o czym przekonały się moje stopy niewyposażone w żadne windstopery czy ogrzewacze. Ratował mnie jedynie 350 mililitrowy termosik z ciepłą herbatką, która powoli rozgrzewała zmarznięte części ciała docierając aż po same końcówki palców:) Muszę pochwalić i jednocześnie zarekomendować taniutką czapeczkę pod kask firmy Marko II - komfort termalny głowy i uszu zapewniony :)
Skrót u podnóży Bukowca... © k4r3l

Tylko w kilku miejscach świeciło słońce. Odcinek między Porąbką a Łodygowicami był bardzo mroczny i zimny, wręcz ponury. Każdy promień słońca był tego dnia na wagę złota;)
Nad Jeziorem Czanieckim (które ostatnio zaniedbałem:) © k4r3l

Dzień wcześniej zmieniłem tylne ogumienie z niebezpiecznie przetartego i ogólnie skatowanego przez ostatnie 1700km Rafałka Szwalbego na poczciwego Ricziego Zimaxa (przełożonego z zimówki/roweru siostry;). Niby rozmiar ten sam a różnica wizualna spora - nie od dziś wiadomo jednak, że Schwalbe robi prawdziwe balony, szkoda tylko, że z trwałością jest podobnie jak w przypadku tych odpustowych gadżetów:)
Mistyczna Porąbka;) © k4r3l

W Łodygowicach ponownie wychodzi słońce, mgłę zostawiam za sobą - zatrzymała się w okolicach Jeziora Żywieckiego. Standardowych fot zapór nie ma z prostego powodu - w tych miejscach widoczność była niemalże zerowa a i temperatura nie zachęcała do częstych postojów...
Skrzyczne w pełnej krasie © k4r3l

Beskidy we mgle

Poniedziałek, 20 września 2010 · Komentarze(13)
Chyba największy "hit" Szwedów z Katatonii:

Wczesnoporanny powrót do domu. Godzina 5:45, na termometrze 0 stopni, temperatura odczuwalna przy 30km/h na pewno ok. -3/-5*C, początkowo ciemno i mgła. Ocieplana bluza z membraną B'Twin zdała egzamin, podobnie jak rękawiczki Dartmoora, które jak widać nawet i w temperaturach około-zerowych dają sobie świetnie radę :)
Tresna we mgle © k4r3l

Pizga w sumie najbardziej po uszach, ale po 10 km już nic nie czuje (sprawdzam tylko asekuracyjnie czy mam jeszcze uszy;) mglisty klimat jest nie do opisania. Najciekawiej prezentuje się to w okolicach zapór, gdzie najlepiej widać ruch i gęstość mgły, która odbijając się od pochyłych ścian przelatuje nad drogą kilka metrów wyżej tworząc jedyny w swoim rodzaju tunel :)
Zapora w Porąbce © k4r3l

W Wielkiej Puszczy na 2 kilometrach nie ma nawierzchni. W sumie nawet po ściągnięciu starego asfaltu jest już i tak o wiele lepiej, na pewno równiej. Był to najgorszy fragment tej drogi i kiedy tylko drogowcy uporają się z tym odcinkiem jazda przez tę okolicę stanie się czystą przyjemnością!
Zdarta nawierzchnia © k4r3l

Ale nieco dalej widać jak poczyna sobie płynący wzdłuż drogi potok. Niezabezpieczone brzegi koryta to dla rwącej rzeki kwestia kilku godzin... Po "ataku" droga już nie wygląda na taką rewelacyjną - trochę przykry widok...
Osuwisko © k4r3l

Na Przełęczy Targanickiej wita mnie słońce wschodzące zza górującej nad okolicą Jawornicy. Rozpoczyna się piękny, słoneczny wrześniowy poranek...
Prawie w domu;) © k4r3l


Barania Góra (przez Skrzyczne)

Sobota, 18 września 2010 · Komentarze(17)
Ten wypad miałem w głowie już praktycznie na początku sezonu. Teraz mamy wrzesień i mogę dumnie rzec - Barania Góra (1214m n.p.m.) zaliczona ;) Ale od początku. Zaczęło się wszystko w sobotni, rześki poranek. Nie przygotowaliśmy się na takie (ok. 10 stopni) warunki, bo kurier nie dowiózł nogawek. No ale trudno, jak już jesteśmy w okolicy, to grzechem byłoby nie wystartować;)
Rześki poranek w Beskidach © k4r3l

Szybko przeciskamy się wiejskimi drogami Kalnej, Godziszki, Słotwiny i Lipowej by stamtąd rozpocząć nasz ulubiony podjazd na pierwszy górski cel dzisiejszej wycieczki - Skrzyczne (1257m n.p.m.).
Asfalcikeim na Skrzyczne? Czemu nie ;) © k4r3l

Słońce co chwila płata nam figle chowając się za pędzone wiatrem chmury. Ale na widoczki nie możemy narzekać, po prostu gdy jest nam zimno podkręcamy tempo na podjazdach.
Szutrowa autostrada... © k4r3l

Droga na Skrzyczne wznosi się łagodnie, początkowo jest to wąski asfalt, później zamienia się coś co kiedyś było asfaltem, następnie już praktycznie do samego szczytu jest to szeroka szutrowa autostrada - polecam w obie strony! Z tym, że na podjazdach można rozkoszować się widokami;)
Popas przy schronisku © k4r3l

Na szczycie tłumy, więc tylko szybki posiłek na wysokości schroniska i jedziemy dalej szukać słońca, bo akurat trafiliśmy na serię sporych chmurzysk, które skutecznie nas wychłodziły :)
W drodze na Malinowską Skałę... © k4r3l

W drodze na Malinowską Skałę (1152m n.p.m.) mijamy sporo rowerzystów, których oczywiście serdecznie pozdrawiamy. Dwóch z nich wyróżnia się dodatkowym wsparciem czworonożnych towarzyszy - ciekawy widok na tej wysokości.
Klasyczny zjazd po skałach;) © k4r3l

Pod Malinowską trzeba wprowadzać, tamtejsze skały studzą zapał do jazdy i nakazują chwilowy bikewalking. W międzyczasie dwóch bikerów podbiega z bajkami na plecach (gdzie im się tak śpieszy - nie wiadomo:). Faktem jest, że w dalszej drodze wyprzedza nas sporo riderów, ale nam na czasie specjalnie nie zależy;)
Beskidzki widoczek ;) © k4r3l

Pod Zielonym Kopcem (1154m n.p.m.) kolejny raz pokornie schodzimy z rowerów - nie ma się co szarpać ze sporym nachyleniem i luźnymi kamieniami. Mijają nas 'fullowcy' - jeden o mało co nie fiknął przez kierę, kiedy przyhamował na zjeździe - na pewno zrobiło mu się ciepło;)
Spod Zielonego Kopca... © k4r3l

Jedyną górką, która dzieli nas od celu "namber łan" jest Magurka Wiślańska (1140m n.p.m.). Tam docieramy raz prowadząc a raz jadąc - trochę ciężki teren pod rower, ale w sumie się z tym liczyliśmy.
Przed Magurką Wiślańską,,, © k4r3l

Natomiast to co zastaliśmy pod Baranią Górą przyćmiło wszystkie do tej pory napotkane przeszkody. W dwóch miejscach na wąskiej, trawersujacej szczyt ścieżce leżały powalone drzewa. Tak, że trudności mieli zwykli piechurzy, a co dopiero rowerzyści...
Rzut oka na pokonaną trasę... © k4r3l

Dalej pod sam już praktycznie szczyt prowadzimy na lajcie - ta góra nas zwyczajnie pokonała i nie baliśmy się do tego otwarcie przyznać:) Na górze kilka fotek, wychodzimy na wieżę widokową, podziwiamy 360stopniową panoramę Beskidów (a nawet i słowackich wierchów) - co tu dużo gadać, jest mega!
Okolice Baraniej Góry © k4r3l

W międzyczasie dojeżdża Shovel, który siedział nam na ogonie od Malinowa i razem już powoli zaczynamy staczać się tą samą drogą w dół. Robi się chłodniej a i pora coraz bardziej późna.
Shovel na ostatnim podjeździe © k4r3l

Wspólnie dokręcamy do Magurki Wiślańskiej i tam nasze drogi się rozchodzą. Shovel śmiga w kierunku Malinowksiej Skały, a my z Anią obieramy kierunek na Magurkę Radziechowską (1108m n.p.m.) z nadzieją odszukania dróżki, która nas doprowadzi do wyraźnie na mapie zarysowanej szutrówki. Niestety, właściwej drogi nie odnajdujemy i zamiast zjechać do Lipowej szlakiem zielonym postanawiamy wybrać trasę na dziko. Ile nas to będzie kosztowało dowiadujemy się za chwilę - 40 minut sprowadzania po stromym, kamienistym zboczu, którym na pewno kiedy leje płynie konkretny strumień:/
Wspólna fota musi być;) © k4r3l

"Ku..wom" i "jap..olom" nie ma końca ;) Ale nie poddajemy się i przy końcówce udaje nam się na szczęście wsiąść z powrotem na rowery. Czeka nas jeszcze jedna niespodzianka - żeby dostać się na drogę właściwą musimy przedostać się na drugą stronę rzeki Leśnianki. I tym mokrym akcentem kończy się nasz trip. W domu w zawrotnym tempie pałaszujemy kurze nóżki i stos frytek przy akompaniamencie zimnego Redsa i Taterki. Jest zmęczenie, ale jest też i satysfakcja! Kolejne szczyty zdobyte!
Skały przed Magurką Radziechowską © k4r3l


Wyścig z czasem

Piątek, 17 września 2010 · Komentarze(3)
Trzy akordy, darcie mordy - nowa płyta Helmet przypadła mi bardzo do gustu.

Trochę dzisiaj przycisnąłem na pedał, trasę specjalnie zmodyfikowałem, bo czasu miałem niewiele. A więc najpierw przez Czaniec, następnie drogą poniżej Bukowca w kierunku Porąbki a dalej już standard Międzybrodzie Bielskie, Czernichów, Tresna, Zarzecze, Bierna i Łodygowice.
Boczna droga do Porąbki © k4r3l

Ciepło, ale nad głową wisiały ołowiane chmury. W sumie oprócz przelotnych i naprawdę znikomych opadów na wysokości zapory w Tresnej obyło się bez przykrych pogodowych niespodzianek;)
W Międzybrodziu Bielskim... © k4r3l

Długopalczasete rękawiczki Dartmoora, w których przejechałem raptem 20km miały wadę - jakiś Pakistańczyk musiał spartaczyć sprawę i na palcu zrobiła się dziura. Zaniosłem więc do sklepu, gdzie sympatyczna właścicelka chcąc uniknąć reklamacyjnych opóźnień zobowiązała się sama to zeszyć. Trochę się zdziwiłem, no ale ok - w sumie nie ważne jak, byle szybko i skutecznie. Po odbiorze okazało się, że wszystko wygląda profesjonalnie, nic nie uwiera i można dalej jeździć:)
A to juz zapora w Tresnej © k4r3l

Żar znowu pogniewany... © k4r3l

Datal logger Holux'a ma jak widać po wykresie wysokościowym tendencję do świrowania, ale jeszcze nie obadałem wszystkich jego funkcji, gdyż odebrałem go na 5 minut przed wyjazdem i jedyne co zdążyłem to go załączyć. Generalnie fajny gadżet wyrwany za mniej niż 40% ceny, więc nic tylko się cieszyć;)
...i schowane Skrzyczne © k4r3l


Po deszczowym weekendzie:/

Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Skandal! Jedynie 5 km w ten weekend! A miało być tak pięknie, Beskid Żywiecki, polanki, górki, widoczki... Trzeba było obejść się smakiem (który to już raz?)... W niedziele od rana czekaliśmy na jakiś znak z nieba - no i się doczekaliśmy. Przycedziło w pewnym momencie konkretnym deszczem i zamiast roweru wybraliśmy poobiednią drzemkę z przygrywającą w tle "trójeczką"
Remont mostu w Łodygowicach © k4r3l

Ok siedemnastej zrywam się na nogi, patrzę przez okno a tam pięknie przyświeca niestety już zachodzące słońce. Byliśmy już tak "zmięci", że odpuściliśmy i tą sposobność - z dwoma kółkami wygrała kawa, która w ten przymulony dzień była zwyczajną koniecznością.
Widoczek z Zarzecza © k4r3l

Dzisiaj rano pora na powrót, nie pada, a więc nie ma konieczności ponownej konfrontacji z "pkp". Śmigam swoim standardem pozwalając sobie zrobić kilka fotek z przymusowego, na jakiś czas, kalkulatora. Początek niesamowicie chłodny, najwyżej 8 kresek powyżej zera - inwestycja w rękawiczki z długimi palcami to chyba kwestia czasu...
Nad Jeziorem Żywieckim (Tresna) © k4r3l

Kierowcy oczywiście pchają się na chama, na styk, a ja się muszę martwić pozapadanymi przy krawężniku studzienkami, w niektórych brak nawet kratek, więc to tylko kwestia czasu, jak ktoś coś urwie... Najlepiej żeby to był jakiś wójt, radny czy inna persona "z dojściami" - z pewnością przyśpieszyło by to naprawę poboczy...
Boisko w Czernichowie, góra Żar © k4r3l

Z dużą ulgą wjeżdżam do Wielkiej Puszczy, gdzie wiem, że czeka mnie sielankowy przejazd po spokojnej okolicy. Po drodze oczywiście na zaporze w Porąbce znudzeni "polucjańci" w schowanej w cieniu drzew "suce" pilnują (już będzie chyba trzeci miesiąc) by nikt nie pchał się w rejon zagrożony osuwiskami. Myślę sobie: "takim to dobrze". A chwilę później: "zaraz, to na to idą pieniądze podatników?!". Bez komentarza.
Jedna z kaskad w Wielkiej Puszczy © k4r3l

Jeszcze tylko przełęcz Beskid Targanicki, wyścig z popieprzonymi, wiejskimi, luźno biegającymi czworonogami i zjazd do Targanic, na którym o mało co a nie rozjeżdżam siedzącego na środku drogi tłustego jamnikowatego osobnika, który mnie jeszcze bezczelnie raczył pogonić. Skandal!

Nieznany Beskid Mały

Środa, 25 sierpnia 2010 · Komentarze(12)
Kwasożłopy w natarciu - jeszcze mocno wakacyjny, jajcarski singiel z nowej płyty z praktycznie samymi kołwerami! Będzie miazga!

Tą część Beskidu Małego, a w zasadzie ten specyficzny, niebieski szlak między Kocierzem a Czernichowem o długości 7km z hakiem chodził mi po głowie od jakiegoś czasu. Miałem jechać z rańca, jednak nie mogłem się zebrać - ciągle coś było do zrobienia...
Na szlaku... © k4r3l

W południe odezwał się na GG Shovel - tyski bajker, któremu teren i górskie szlaki obce nie są. Umawiamy się na parkingu pod kauflandem i coś po 14 ruszamy zdobywać Przełęcz Kocierską. Wieje, więc nie zamiast główną, otwartą drogą w kierunku Targanic prowadzę gościa bocznymi, interwałowymi asfalcikami Brzezinki schowanymi między licznymi domostwami.
Zjazd czerwonym :) © k4r3l

Tym razem przełęcz podjeżdżamy w równe 20 min, ale czas ten upływa na ciągłym gadaniu, więc w sumie luźno i bez napinki, ale jedzie mi się całkiem nieźle, powietrze rześkie po wczorajszych opadach. Pod ośrodkiem krótki postój i śmigamy początkowo czerwonym prowadzącym w stronę Żaru. Jest tak samo błotnisty jak ostatnio, ale tym razem nie ryzykujemy i objeżdżamy boczną, wydeptaną przez turystów ścieżką.
Shovel napiera:) © k4r3l

Tam gdzie trzeba podprowadzać, czyli pod Beskidem (759m n.p.m.) wybieramy alternatywną drogę, przeznaczoną do zwózki drewna, która, jak wynika z mapy gdzieś tam łączy się z czerwonym na górze. Jest ona na tyle szeroka, że próbujemy podjeżdżać. Bikewalking'u jednak nie unikniemy i w końcowym fragmencie targamy kilkadziesiąt metrów z buta. Dalszy odcinek to już 100% jazdy. Na rozdrożu przesiadamy się na szlak niebieski prowadzący pod Jaworzynę. W międzyczasie mijamy parkę również na rowerach (dziewczynie współczujemy - popatrzcie na czym jedzie:) i dwóch krosowców na motorach.
"Turystyka górska" © k4r3l

Niebieski szlak okazał się wymarzonym odcinkiem dla pod XC. Raz pod górkę, raz dłuższy zjazd, ale trzeba uważać na kamienie, błoto i gałęzie. Generalnie radość z jazdy była ogromna! Jeszcze przed Jaworzyną spotykamy grupę turystów, którzy z racji tego, że "skończyła się im mapa" pytają nas dokąd prowadzi ten szlak, a my w zamian prosimy ich o zrobienie nam wspólnej fotki. I to był błąd. Podczas oddawania aparatu nie złapałem go zbyt pewnie i nie zauważyłem, że tamta dziewczyna ma jeszcze opaskę na ręce. Szarpniecie, wyśliźnięcie i aparat z kilkoma rykoszetami ląduje z wysokości ponad metra na beskidzkich kamieniach. Początkowo wydaje się, ze wszystko ok, ale po chwili już wiem - dzisiaj już po zdjęciach - obiektyw się nie chowa, generalnie coś tam w środku lata (pewnie jakieś plastikowe części odpowiedzialne za mechanikę - oby :)
Ostatnia fotka z aparatu:( © k4r3l

No to pod Jaworzynę (864m n.p.m.) wspinam się "na chama", żeby rozładować negatywne emocje. Nie inaczej jest na zjeździe, kiedy to okazuje się, że przed nami niesamowicie widokowa część szlaku a ja zostałem bez aparatu. Rozwijam 40km/h i z impetem wpadam w jedną z <em>wiecznych kałuż</em> na szlaku. Ta była żółta i wyjątkowo śmierdząca, więc trochę zeszło zanim się domyłem :) Od razu lepiej - adrenalina wygrała z wkur***niem :)
Na Jaworzynie... © k4r3l

Widoczek na Beskid Śląski © k4r3l

Jezioro Międzybrodzkie (w tle Hrobacza) © k4r3l

Z tej strony Żaru jeszcze nie widziałem :) © k4r3l

W planach było całkowite wykorzystanie niebieskiego odcinka, ale nie zauważamy rozdroża i wlatujemy ni z tego ni z owego na żółty szlak prowadzący do Tresnej. W sumie ok, mi to obojętne, byle by było w dół. I było, oj było! Tutejszy żółty z pewnością przypadłby do gustu maniakom [i]enduro</em>. Generalnie jest to rynna, która ma w sobie wszystko. Po środku żleb i wystające kamienie, po bokach gałęzie i ziemia przypominająca celinę. Jak nie trudno się domyśleć ściąga rower wraz bajkerem do środka, tak że czujemy się jak w oku cyklonu :) Shovel zauważa, że powyżej znajduje się ścieżka alternatywna, znacznie bardziej odpowiednia dla naszych hardtail'ów.
Żółty szlak - jest ostro! © k4r3l

W Tresnej zajeżdżamy na chwilę nad Jezioro Żywieckie skąpane w promieniach zachodzącego słońca (nie wiedziałem o tej miejscówce, ale jest bardzo fajna i oferuje zacne widoczki).
Jezioro Żywieckie i Skrzyczne © k4r3l

Jako, że czas nam się kończy postanawiamy już tylko wrócić przez Łękawicę i Kocierz do Targanic. Na asfalcie nie wiele się dzieje, więc lajtowym tempem toczymy się w kierunku podjazdu. Z osławionej ulicy Widokowej tym razem rezygnujemy i wybieramy wariant dłuższy ale przyjemniejszy. Na górze już się zaczyna ściemniać a nas czeka zjazd zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Targanickiej. Shovel zakłada oświetlenie i wbijamy w las. Faktycznie, ledwo co widać, ale odcinek na tyle znany, że wiadomo, czego się spodziewać. Do Andrychowa mkniemy z prędkością grubo powyżej 40km/h i pod kauflandem następuje zamknięcie pętli. Dzięki dla mojego kompana za wspólny wyjazd - było mega, no i fajnie poznać kolejnego bikestatowicza!

Track z GPS pożyczony od Shovel'a.

Łysina wieczorową porą:)

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(18)
Nadrabianie straconego miesiąca maja, w którym to przejechałem 0 (słownie: zero!) kilometrów, w toku. W okolicy nie brak ciekawych miejscówek, ale jednak te klasyczne kuszą najbardziej. Jak się okazało nie tylko mnie, bo wjeżdżając na Przełęcz Kocierską (718m n.p.m.) mijałem sporo bikerów cisnących w dół. Jeden nawet pojawił się w zasięgu wzroku, tempo mieliśmy podobne, nawet chyba zbliżyłem się do niego w końcówce, bo widziałem jak odbija na czerwony szlak w kierunku Łamanej Skały. Tym razem zmierzyłem czas podjazdu i wyniósł on dzisiaj 18m10s (od znaku o 8% nachyleniu do tabliczek ze szlakami na przełęczy).
Bikestats rządzi w górach :) © k4r3l

No nic, ja postanowiłem zjechać tym razem kajmanowym skrótem i porobić trochę fot by pokazać jak ten podjazd mniej więcej wygląda. Oczywiście mijające się auta mają tam problem (jeden to nawet chciał trochę cofnąć pod górkę na wstecznym - pięknie go zniosło:) dla rowerzysty to już mniejsze zmartwienie - byleby klocki przyzwoicie hamowały:)
Trzeci podjazd kocierski 1 © k4r3l

Jeszcze rano wpadłem na pomysł by odwiedzić znajome sprzed roku miejsce. Ale wcześniej przejechałem się malowniczą doliną Kocierza Rychwałdzkiego. Chciałem ustrzelić jeden fajny wodospad, ale wszystko zajęte przez biwakujących ludzi, generalnie strach się zbliżać:) Ale za to odnalazłem ukryty za krzaczorami pomnik:
Pamięci żołnierzy... © k4r3l

Wspomniane miejsce to malowniczo położona wieś Łysina (ponad 700m n.p.m.). Żeby się tam dostać zmuszony byłem zjechać w penym momencie z głównej drogi i rozpoczęła się mozolna wspinaczka w poszukiwaniu zielonego szlaku, w towarzystwie wyjątkowo upierdliwej eskadry much :)
Droga przez Kocierz Rychwałdzki © k4r3l

Punkt czerpania wody © k4r3l

Do szlaku docieram po kilkunastu minutach na wysokości Gibasówki (842m n.p.m.). Szlak ostatnio zachwalał Shovel, tyle tylko że jechał w przeciwnym kierunku. Ja wybrałem przyjemniejszą, bardziej zjazdową opcję - w kierunku Ścieszków Gronia (779m n.p.m.). Do jaskiń, pomimo znaku, nie dotarłem - są dla rowerzysty poza zasięgiem, trzeba schodzić b.stromo w dół.
Do jaskiń "Czarne Działy" © k4r3l

Całkiem przyjemny zielony szlak... © k4r3l

Jaskini lodowej i tzw. "zamczyska" nawet nie szukałem - leżą poniżej zielonego szlaku, nie chciałem zjeżdżać z kursu, bo pora nie była już najwcześniejsza. Następnym razem poświęcę temu więcej czasu i uwagi - ponoć warto. Po drodze jest jednak na co patrzeć:
Paproć z Babią w tle :) © k4r3l

W stronę Kocierza... © k4r3l

Na szczycie chwila relaksu i bajeczne widoczki na masyw Babiej Góry, Pilsko i cały Beskid Żywiecki. Chciałoby się tam siedzieć i siedzieć, ale jako, że było już po 18 postanowiłem wracać. W tym celu zjechałem zielonym szlakiem w stronę Kocierza Rychwałdzkiego - bardzo fajny odcinek zjazdowy, momentami b. wymagający.
Medżik na Łysinie © k4r3l

Genialna panorama z Łysiny © k4r3l

Kapitalne miejsce na działeczkę:) © k4r3l

"Wsi spokojna, wsi wesoła..." © k4r3l

Na dole chwila zawahania - którędy podjeżdżać? Jednak opcja hardcore'owa, choć zdecydowanie krótsza wzięła górę i wybrałem trzeci podjazd kocierski;) Tym razem kręciło się gorzej niż ostatnio z Jackiem. Młynkowałem praktycznie non-stop czego rezultatem jest czas (liczony między znakami nakazującymi jazdę w łańcuchach), który wyniósł 11m09s. Przynajmniej teraz mam się do czego odnieść:)
Trzeci podjazd kocierski 2 © k4r3l

Dzisiaj zjazd z przełęczy wyjątkowo nieterenowy - szybko (max 71km/h) i do celu (przez Targanice do Andrychowa). I to by było na tyle. Polecam wszystkim odwiedzenie Łysiny (można ją także zdobyć pokonując wymagający podjazd od strony Okrajnika, tak jak robi to chociażby Jeremiks;).

Maximum Kocierza!

Wtorek, 17 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Kolejny dzień spędzony rowerowo upłynął pod znakiem bikestatowej integracji. O tym, że Jacek (tak, ten słynny JPbike z Wielkopolski;) postanowił zawitać w Beskidy wiedziałem już od jakiegoś czasu i nie mogłem sobie odmówić przyjemności pokręcenia z tym jak się później okazało bardzo sympatycznym bajkerem, który jazdę (szczególnie po górkach) ma we krwi. Dnia poprzedniego nieźle popadało, na Kocierzu (mniej więcej na środku fotki) musiało się podczas tej burzy nieźle kotłować!
Burzowo... © k4r3l

Z racji oczywistej wypad przełożyliśmy na poranek dnia następnego. Miejsce zbiórki - włości Niradhary i Kajmana.
"Kajmanowo", czyli mała ojczyzna Eli i Piotra:) © k4r3l

Celem dzisiejszej wycieczki była Przełęcz Kocierska, ale podjechana w większości od nietypowej, dotąd nieznanej mi strony (tzw. Trzeci Podjazd Kocierski:). Jacek od rana zacierał ręce i cieszył się z każdego, nawet najmniejszego wzniesienia, co zresztą widać na załączonych obrazkach.
JPbike i Niradhara wjeżdżają na zaporę. © k4r3l

Zanim dotarliśmy do celu postanowiliśmy wyłapywać co ciekawsze widoki, a Jacek z poświęceniem godnym prawdziwego herosa wybierał najlepsze kadry:
Jacek stanął na wysokości zdania;) © k4r3l

Generalnie z obiektywu wieje ostro nudą - kto spodziewał się czegoś innego, niż zdjęcia gór, to niech lepiej przewinie trochę niżej:)
Żywieckie klimaty:) © k4r3l

Klimat skrzyczeński :) © k4r3l

Częściowo nasza trasa pokrywała się z jednym z etapów tegorocznego TdP, co oczywiście należało udokumentować;)
JPbike na tropie TdP;) © k4r3l

W Oczkowie przystanęliśmy by uchwycić tamtejszą genialną panoramę Jeziora Żywieckiego i szczytów Beskidu Śląskiego:
Zahipnotyzowany Jacek;) © k4r3l

Dalej czekał nas spokojny przejazd wzdłuż potoku Kocierzanka zwiastujący nieuchronnie zbliżający się sprawdzian - asfaltowy podjazd zamkniętą dla ogólnego ruchu asfaltową drogą, której fragment (ten wzmocniony płytami) ma ponoć w porywach 30 stopni (nie, nie procent:).
Kręcimy sobie na lajcie ;) © k4r3l

Ulica Widokowa, bo tak nazywa się ten odcinek, jest krótka ale na długości ok. 2km pokonuje się prawie 200m w pionie. I byłoby całkiem ok, podjechane bez postoju, gdyby nie mijające nas po drodze auta. Ale z jednym przystankiem to i tak spory sukces:)
Mówcie na nas debeściaki ;) © k4r3l

Z tego odcinka wyjeżdża się na główną drogę prowadzącą na przełęcz mniej więcej 1 km od szczytu. Przy samym ośrodku "Kocierz" podziwialiśmy z Jackiem panoramę Andrychowa i odległego, ale dzisiaj, z racji bardzo dobrej widoczności, wyjątkowo bliskiego Śląska. Pożegnałem się z Jackiem, który czekał na górze na jadących nieco dłuższym wariantem Kajmana i Niradharę. Myknąłem w dół moim ulubionym, wybitnie zjazdowym, zielonym szlakiem.
Kemping na Przełęczy Targanickiej © k4r3l

I tu żałowałem, że Jacka nie wziąłem ze sobą - na pewno by mu się spodobał ten odcinek. Dzięki za wspólną jazdę Jacku, może jeszcze będzie okazja zdobyć jakiś beskidzki szczyt:) Pozdrówki dla całej dzisiejszej ekipy!