Zaczynali od czegoś co można by nazwać industrialnym metalem a skończyli póki co na post-black metalu. Ich ostatnia płyta jest wyśmienita - przemyślana i niezwykle spójna, dlatego zmierza ona właśnie do mnie za pośrednictwem poczty ;) Świetne mamy kapele w kraju!
Zagadał mnie gość - piechur, który przyszedł od strony Suchej. Zdziwił się, że tą drogą dojedzie na Kocierz, więc pokierowałem go na zielony szlak w kierunku Ścieszków Gronia. Po drodze sporo rowerzystów, głównie szosowców właśnie. Z jednym pogadałem chwilę na Beskidku on pojechał dalej a ja zjechałem na chwilę do Puszczy po to, by ponownie wspiąć się na przełęcz. Krótki, ale dający wycisk (sporo podjazdów) trening.
Powrót do jednej z ciekawszych płyt wrocławskiego Elysium. Płyta swojego czasu otrzymała ode mnie 10 punktów na 10 możliwych i wciąż podtrzymują tą ocenę, bo mimo upływu kilkunastu lat muzyka broni się wyśmienicie.
Tytuł adekwatny zarówno do wycieczki jak i do dnia premiery nowej płyty Behemoth. Właśnie słucham Adama Darskiego vel Nergal w, o dziwo!, Trzecim Programie Polskiego Radia (Behemoth w Trójce, dacie wiarę?;), w audycji "Przed godziną zero" i dziw mnie bierze jaki to spokojny, opanowany i elokwentny człowiek. Do wszystkiego doszedł swoją ciężką pracą, wytrwałością a Wy i tak nazwiecie go "szatanistą"... Ech ;)
Wolny poniedziałek nie zdarza się zbyt często ale po takim dniu jak dzisiejszy skłaniam się ku częstszemu przedłużaniu weekendów. Same plusy! Weekend dłuższy, tydzień pracujący krótszy, no i pogoda lepsza, niż w przykładowo ostatnią niedzielę. Siedzieć w robocie przy takiej aurze to grzech :P
Pojechałem sobie swój ulubiony klasyk począwszy od kilku leśnych duktów w kierunku Leskowca. Po drodze dowiaduję się od napotkanego turysty, że ze szczytu widać Tatry (kolejny powód, że wyjazd nie poszedł na marne;).
Faktycznie coś tam widać, niestety nie na zdjęciach. Ale zarówno Tatry Wysokie jak i Zachodnie były widoczne gołym okiem. Nie zabawiłem tam długo i pojechałem w kierunku mojego ulubionego szlaku. Z Przełęczy Anula, przez Gibasy w kierunku Łysiny!
Szlak ten, co zielony kolor ma, to rzecz w Beskdzie Małym wręcz fenomenalna na rower! Znajduje się w samym sercu tych gór i jest na tyle małopopularny, że można się tam poczuć niemalże jak w rezerwacie!
Owszem, docierają tam skrawki cywilizacji, ale umówmy się, drewniana chata z wygódką, znudzony owczarek niemiecki czy kapliczka nie czynią z tego miejsca metropolii ;) Dziś dodatkową niespodzianką był lód na trakcie w postaci wszelakiej. Zabawa więc była przednia ;)
Na koniec funduję sobie przejażdżkę asfaltami wzdłuż malowniczej dolinki Kocierza Moszczanickiego. Ależ tam jest pięknie! Kulminacją tej drogi jest bardzo fajny podjazd do najpierw żółtego a później czerwonego szlaku przed Potrójną. Rewelacyjna opcja powrotu na drugą stronę zamiast zjeżdżonego do bólu asfaltowego Kocierza.
Teraz już tylko zjazd do Rzyk Praciaków (sam szczyt Potrójnej odpuszczam - robi się późno i chłodno). Końcówka zjazdu (nowa opcja) - wybornie smakowita! Koniecznie do powtórzenia i odnalezienia początku tej cudownie technicznej rynienki!
Życzę Wam i sobie samych takich poniedziałków. Zróbcie sobie przerwę od pracy, od codzienności, przestańcie gonić za pieniądzem, wróćcie do korzeni, nie pożałujecie! ;)
Powrót do jednej z ciekawszych płyt, które zrodziła białostocka ziemia. Bright Ophidia to był swojego czasu twór wybijający się ponad przeciętną i wyprzedzający swoje czasy. Dziś zostało po nich już tylko wspomnienie i kilka intrygujących krążków. Set your madness free!
Zmiany na bikestats są jak najbardziej na plus, oczywiście trzeba czasu i cierpliwości, żeby przywyknąć do nowych rozwiązań. Ale one zaprocentują! Przykładowo można w bardzo łatwy sposób wkleić sobie na bloga playerek z bandcampa, z czego też skwapliwe skorzystałem. To moja osobista perełka mijającego roku. Jedna z takich płyt, które robią człowiekowi niezwykle dobrze :) Zespół pochodzi z czeskiego Brna i po swojej przygodzie z black metalem zajął się dźwiękami z goła odmiennymi. Jakimi? To już możecie sprawdzić sami ;)
W planach zjazd zielonym spod schroniska na Groniu JPII w stronę Świnnej Poręby. Ale żeby się tam dostać, trzeba pierwsze kilkaset metrów w pionie podjechać. Bez kombinacji, najkrótszą drogą. Znowu walka z błotem, bo okolica rozchodzona... Najgorzej na mokrych korzonkach - koło w ogóle nie daje rady, zwłaszcza jak jedzie się w górę ;)
Zjazd zielonym to niekończący się banan na gębie i adrenalina. 7km odcinków zarówno technicznych, stromych jak i takich, gdzie można lecieć spokojnie 30km/h. Zdecydowanie warte powtórzenia. Na nowo zakupionej mapie z 2013 (wyd.ExpressMap) pojawił się nowy szlak - żółty z Mucharza. Szukam go.
Zaczyna się na skrzyżowaniu (345m n.p.m.) i początkowo wiedzie stromą asfaltową drogą. Na Przełęczy Śleszowickiej odbija w prawo i tu zaczyna robić się ciekawiej. Niby wciąż nawierzchnia asfaltowa, ale nachylenie wzrasta - zaczyna się nieustanna wspinaczka, którą skończę po 10km (!) na Leskowcu, na wysokości 918m.n.p.m! Coś pięknego! W międzyczasie przesiadam się na szlaki kolejno: czarny i niebieski - te odcinki już dobrze znam, ale i tak szukam objazdu, by pokonać wszystko w siodle. Udaje się dzięki fajnemu trawersowi;)
Po niebie zaczyna przemykać coraz więcej gęstych i ciężkich chmur. Na szczycie zapada już lekki półmrok. A tu jeszcze czeka mnie krótki, ale stromy zjazd. Niestety bez wyraźnej przyjemności. Część odcinka, w obawie o kontuzję, pokonuję z buta, za ciemno, za stromo na harce, ale zdecydowanie jest to opcja warta sprawdzenia przy pełnym słońcu. Adrenalina gwarantowana!
Wspieramy polską scenę. Tym razem załoga HC z Lublina. Wokalistka nieistniejącego już One Day Rise w nowej kapeli: ENFORCE. Daje kopa takie granie, chociaż wolałem, kiedy Żaroova zdzierała gardło po polsku. Teksty brzmiały wówczas jakby bardziej dosadnie. Ale na nową kapelę nie narzekam, bo słucha się tego wyśmienicie.
W sobotę zgadaliśmy się jak zwykle z Damianem na szybki objazd okolicy. Ale jak już dojechaliśmy do górek to zachciało nam się sprawdzić jedną z alternatywnych dróg i trochę pobłądziliśmy. Ostatni halny połamał tyle gałęzi, że jazda poza drogami gruntowymi jest utrudniona. Ale coś tam między drzewkami pohasaliśmy ;)
Siłą rzeczy wróciliśmy na stary i sprawdzony podjazd szlakiem serduszkowym pod Groń JPII. Na sam szczyt nie wjeżdżaliśmy, bo tam błoto. Wróciliśmy więc objeżdżając szczyt Gancarza i zjeżdżając z niego drogą, którą dzień wcześniej ktoś targał drzewo, bo podłoże było mocno zaorane... Tam też mijając się z dwoma podchodzącymi endurakami zaliczam kontrolowaną na szczęście glebkę. Krótka wymiana zdań i można zjeżdżać dalej.
Damian zakończył trening przedwcześnie ponieważ skończyły mu się okładziny hamulcowe ;) No trudno, ja nie miałem zamiaru jeszcze się zmywać, więc dokręciłem kilkanaście km sam, poznając nowe, ciekawe zjazdy. M.in. znalazłem przedłużenie mojego singielka, którym trawersujemy zboczę zjeżdżając w dół do Zagórnika. Był fun ;)
Później powrót na zielony szlak i kilka technicznych odcinków. Przed kolejnym podjazdem na Pańską Górę. Tam zmiana kierunku i zjazd obok ogródków działkowych jedną z wielu w tamtym rejonie ścieżek. Świetnie.
Końcówka to powrót nad rzekę Wieprzówkę. To tam odkryłem swojego pierwszego singla po zakupie Kellys'a. W lecie wygląda to jak przedzieranie się przez puszczę amazońską, natomiast o tej porze roku jakoś bardziej przejrzyście ;) Na dodatek pojawił się dość głęboki kanał przecinający ścieżkę, ale już o kładce nie pomyśleli...
Heh, w ramach odreagowania tego jakże dziwnego dnia coś dla ludzi o mocnych nerwach - ostre thrash metalowe granie z kolarstwem jako głównym motywem przewodnim. Jak ktoś nie lubi może przyciszyć i oglądnąć chociaż sam wideoklip dla beki ;) Polecam! Wrzucam z vimeo, bo na YT został zablokowany...
Podsumowanie zrobione, ale jest jeszcze suplement. Najbardziej popieprzony wyjazd w roku - 31 grudzień 2013 (dzięki Tlenek za korektę;)! Nic nie zwiastowało takiej końcówki, miała to być tradycyjna traska na koniec roku. Oczywiście pure MTB. Umówiłem się Kubą na Przełęczy Bukowskiej. Kiedy dojechałem zobaczyłem, że ktoś nadjeżdża. Myślę, dobry
tajming, ale coś mi nie pasowało. Ubranie, rower, to nie był Jakubiszon. I tak poznaliśmy na starym roku jeszcze jednego zapaleńca - Piotra z Bielska-Białej. Kuba dojechał chwilę później i zabrałem ich na singla.
Myślałem, że Piotr na fullu będzie pomykał ostro, ale nie, zjeżdżał zachowawczo, czasami sprowadzał. Jak się okazało chłop ma na karku już trochę latek i zaliczył kiedyś konkretnego dzwona. Od tego czasu włącza mu się blokada na zjazdach. No cóż bywa. Pożegnaliśmy się w Wlk. Puszczy a z Kubą pojechaliśmy eksplorować drugiego singla. Chcieliśmy sobie zafundować fajny uphill leśną dróżką i tam się zaczęło....
[W tym miejscu miał być szerszy opis, ale naliczywszy przekleństw od groma postanowiłem go nie publikować. Zapraszam do
wpisu Kuby, który to całą, ponad godzinną akcję w przyzwoitych słowach opisał. A ja w ramach niepisanego postanowienia noworocznego postanowiłem ograniczyć przeklinanie, chociaż już wiem, że będzie mi cholernie ciężko, bo przeklinać zawsze lubiłem. Jak palacz szlugi, jak alkoholik wódkię ;)]
Zmarznięci wracaliśmy już po zmroku do domu klnąć niemożebnie pod nosem. Po drodze jeszcze jeden kontrolny telefon tym razem z komisariatu w Kobiernicach, hehe. Co jak co, ale takiego sylwestra to się szybko nie zapomina!
W oczekiwaniu na ostatni sezon "Californication" powróciłem do pierwszego. Ostatni już ledwo mogłem oglądać, ratowała go chyba tylko muza. Więc połączę przyjemne z przyjemnym i zapodam ścieżkę z jednego z odcinków tego zdrowo porytego serialu a jednocześnie będzie to pozycja, na którą oddałem głos w TTW.
W tym roku złamałem swoją żelazną zasadę niegłosowania na polskie kawałki w Trójkowym Topie Wszechczasów. Wśród dwóch właśnie takich utworów (na 33 głosy) znalazły się ponadczasowe "Cztery pokoje" ;)))) A przy okazji apel: nie bądź frajer, nie głosuj na "Dziwny jest ten świat" ;)
Wypad w pełni udany, a co najważniejsze dzień nie przesiedziany - aktywna poniewierka to jest to ;) Dziękówa dla Damiana za oprowadzenie po nowej drodze i do zaś!
ps. pykło 6k km w tym roku :) Nie spodziewałem się tego i jakoś specjalnie mi nie zależało, ale udało się pokonać tą barierę głównie dzięki grudniowej pogodzie oraz towarzystwu, które zawsze działa mobilizująco ;) Póki co mam w grudniu więcej wyjazdów niż w marcu i listopadzie. Może uda się jeszcze pobić albo chociaż dorównać do października :D
Miała być zima, więc będzie zima. W głośnikach! Kapitalny album wysmażył powracający po latach Thy Worshiper! Jeszcze jeden przykład na to jak płodna, wyjątkowa i urozmaicona jest polska scena muzyczna!
Spontaniczny "opłatek" na Magurce - tak aby każda ze stron miała blisko. A stawić się miała najliczniejsza ekipa z Bielska-Białej (Marzen, Paweł, Marcin, Maks oraz Maciej), reprezentant z Cieszyna, czyli Marek i dwóch osobników reprezentujących Czaniec (jakubiszon) i Andrychów (mua;) - łącznie sztuk 8 ;) Warunki iście jesienne i taki też ubiór. Do plecaka tylko kurtka, ochraniacze i zimowa bluza zostają w domu - szok! Raz jeszcze postanowiliśmy zdobyć Magurkę żółtym szlakiem z Międzybrodzia. Dziś na świeżości jechało się świetnie i praktycznie wszystko udało się podjechać. A na górze w nagrodę widoki ;)
Do schroniska dojechaliśmy jako pierwsi. Oprócz gospodarzy nie było tam nikogo. Szybka herbatka + prąd dowieziony z domu (mój miał smak maliny & pigwy;), ciuchy na grzejnik i można się grzać ;) Dopiero wraz z nadjechaniem wspomnianych ekip główna sala zaczęła się zapełniać turystami. Nagle z kameralnego klimat zamienił się w biesiadny zwłaszcza, że każdy z nas zabrał ze sobą jakieś "gadżety". Dominowały jak na porę roku przystało zdrowotne nalewki :) a opłatki-kabanosy zrobiły prawdziwą furorę, hehe. Pojawił się nawet Konrad (ludwikon) z rodziną, ale wyjątkowo z buta :)