Wpisy archiwalne w kategorii

0-30

Dystans całkowity:4565.17 km (w terenie 760.20 km; 16.65%)
Czas w ruchu:271:58
Średnia prędkość:16.73 km/h
Maksymalna prędkość:66.60 km/h
Suma podjazdów:89746 m
Maks. tętno maksymalne:208 (107 %)
Maks. tętno średnie:161 (82 %)
Suma kalorii:32319 kcal
Liczba aktywności:188
Średnio na aktywność:24.28 km i 1h 27m
Więcej statystyk

Po zmro(c)ku: Kocierz :)

Sobota, 10 grudnia 2011 · Komentarze(7)
Dla mnie projekt-mistrz! Dość oryginalne podejście, świetne teksty. Aż dziw bierze, że odpowiedzialna za te dźwięki jest tylko jedna osoba - Wojtek z Sosnowca, czyli E2L. Właśnie zakupiłem dwie ostatnie płyty tego projektu, wsparłem andergrandowego twórcę :) Ale kto chce to znajdzie wszystkie albumy w necie.


No to sobie pojechałem :) Dziś dzień słoneczny, acz chłodny. Ja mimo to postanowiłem zaczekać aż się ściemni i wyszedłem na rower po 17. Cel teoretycznie prosty: Kocierz jednak teoria jak wiadomo rzadko kiedy ma z praktyką po drodze. Od połowy serpentyn towarzyszył mi brudny, zmrożony śnieg zalegający na poboczu. Im wyżej tym zimniej, ciemniej, a przed szczytem dodatkowo zaczęło prószyć. Na górze 5 minut odpoczynku i herbata z termosu. Temperatura około-zerowa, śnieg przymarznięty. Zjazd dość asekuracyjny, gdyż mokry asfalt łygotał się w blasku księżyca a gdzieniegdzie (głównie na zakrętach) przykrywała go drobna warstewka śniegu rzuconego przez podmuch wywołany szybko zjeżdżającym pojazdem bądź też halnym lubiącym sobie w tych okolicach pofolgować.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie :) © k4r3l

Rowerzystów nie spotkałem po drodze żadnych, ale nie ma się co dziwić, o tej porze łatwiej trafić na złodziei choinek bądź też na gwałcicieli-pederastów w kostiumach św.Mikołaja. Ja chyba trafiłem na tych pierwszych, aczkolwiek równie dobrze mógł to być jakiś gajowy, który na legalu wiózł na swojej terenówce kilka upchniętych na pace świerków :) Tak czy inaczej było fajnie. Ps. "jajco" na full-trybie świeci spokojnie 5h (sprawdzone na akumulatorkach wyciągniętych prosto z blistra) a więc producent nie kłamie.

Lokalnie i testowo :)

Wtorek, 6 grudnia 2011 · Komentarze(16)
Są młodzi, są zdolni i dają czadu! Minerva! Stołeczne chłopaki ostro dają do pieca a moi sąsiedzi słuchają dobrej muzyki. Nie wiem czy chcą, ale słuchają :)


Dziś krótko, po zmroku, po cywilu, bez pulsaka, bez licznika. bez kasku nawet - tylko gps:) Spokojna jazda ze względu na wybite stery i dziwny klekot dochodzący z główki ramy - kolejna rzecz do przeglądu... Na chodniku, nie będącym typowym chodnikiem w rozumieniu prawa, a skrótem między jedną ulicą a drugą wpadłem na lekko podchmielonego gościa - klasyczne: ja w lewo i on w lewo :) Spoko, obyło się bez ofiar - się nawzajem przeprosiliśmy :) Ciepło dziś nawet, wreszcie halny ucichł, księżyc przebił się przez warstwę chmur a pomyśleć, że jeszcze rano postraszyło śniegiem! A jeździłem dzisiaj w celach testowo-rozpoznawczych o czym szerzej poniżej:)
"Mądre Jajeczko", czyli Smart Egg :) © k4r3l

W końcu mam przyzwoitą lampkę! Mój wybór padł na Smart'a, bo tylne światełko tej marki mam już dobrych kilkanaście lat i złego słowa o nim powiedzieć nie mogę. Nieco inaczej sprawa miała się z przednim świecidłem - stara, jeszcze żarówkowa konstrukcja marki Cyklop nie przetrwała próby czasu:) A więc jednookiego zastąpiło "jajeczko" czyli model znany pod kryptonimem Egg. Dwuwatowy trzeba dodać, bo są jeszcze jednowatowe i półwatowe. Kolor obudowy to biały, więc nijak pasuje do "kokpitu", ale nie mam świra na tym punkcie, więc olałem kwestie estetyczne - ma świecić i tyle.
Jajeczko z góry :) © k4r3l

Jajeczko z boku :) © k4r3l

Zasilanie dwoma akumulatorkami AA uważam za najbardziej optymalne. Mogę za jednym zamachem naładować dwa komplety, natomiast w drodze są już jedne z najlepszych na rynku, czyli Sanyo Eneloop XX, które polecił mi swego czasu Shovel. Miałem kiedyś problem z aparatem, który nie mógł wystartować na innych akumulatorkach, a na nowych bateriach chodził baaardzo krótko. Technologia zastosowana w tych akusach pozwoliła cieszyć się długim czasem pracy aparatu i od tego momentu wszystkie problemy zniknęły. W lampce mają spełniać podobną funkcję - przede wszystkim działać długo i również w ekstremalnych warunkach temperaturowych. Myślę, że zdadzą egzamin.
Jajeczko z profilu:) © k4r3l

Jajeczko w dwóch częściach :) © k4r3l

Co do samego światła, to oczywiście jestem mile zaskoczony. Nie mam co prawda porównania z innymi współczesnymi modelami, ale na moje sporadyczne wieczorno-nocne wypady powinno wystarczyć. Egg posiada trzy tryby świecenia: low (12h), high (5h) oraz stroboskop (18h) - w nawiasach znajdują się czasy pracy podane przez producenta. Obsługa odbywa się za pomocą jednego gumowego przełącznika. Brakuje możliwości bezpośredniego wyłączenia przez przykładowo dłuższe przytrzymanie przycisku - musimy przebrnąć przez poszczególne tryby by zakończyć sekwencję i całkowicie wyłączyć latarkę. W tym modelu zastosowano diodę Cree - o ile wierzyć folderkom reklamowym to z tych deklarowanych 2W da się uzyskać natężenie rzędu 36 luksów. czy to faktycznie możliwe? Nie wiem, nie znam się :) Ale jeżeli to prawda, to w porównaniu z innymi modelami: Sigma Pava (25 lux) czy Roxim RS3 (30 lux) wypada lepiej, zważywszy na cenę mniejszą o kilkadziesiąt procent. Światło generowane przez tą lampkę jest równomierne i przyjmuje formę okręgu z kilkoma słabiej doświetlonymi pierścieniami na obrzeżach. Barwy nie nazwałbym z pewnością ciepłą, zdecydowanie bliżej jej w drugą stronę, co mnie akurat nie przeszkadza. Różnica między trybem wysokim i niskim nie jest jakoś specjalnie wyraźna, jednak z pewnością docenimy możliwość zwiększenia mocy rażenia kiedy znajdziemy się w ciemnej d:) Efekt stroboskopowy raczej na rowerze się nie przyda. W sumie w sprzęcie tej klasy jest wszystko co potrzeba i grzechem byłoby wymagać za te pieniądze nie wiadomo czego :)
Efekt taki jak aparat, czyli marny. Na żywo widać o wiele więcej :) © k4r3l

Rozlatujący się dziad w blasku fleszy :) © k4r3l

Uchwyt montowany do roweru jest na pierwszy rzut oka lichy. W porównaniu do pancernego uchwytu cyklopa sprzed kilkunastu lat prezentuje się wyjątkowo krucho. Miejmy nadzieję iż został wykonany z odpowiednich tworzyw, gwarantujących jego wytrzymałość. Lampkę zakłada się jak i ściąga łatwo, wręcz intuicyjnie. Muszę jednak wyregulować obejmę, bo jak na prawdziwego speca przystało nie zajrzałem do instrukcji tylko posiłkowałem się kawałkiem dętki i obejma podczas jazdy kilkakrotnie się luzowała:) Mam nadzieję, że komuś ta mini-recenzja się przyda.

Beskid Mały w mikroskali :)

Niedziela, 6 listopada 2011 · Komentarze(16)
Mastodon to zespół nieprzeciętny, wybitny, klasowy! Ostatnia płytka, tak jak i poprzednie, pokazują w pełni potencjał tych post-metalowych wywrotowców. Tutaj w kawałku zdecydowanie najbardziej łagodnym, z lekkim tylko pazurem. Na numer można oddać swój głos, gdyż znajduje się on w poczekalni Listy Przebojów Programu III Polskiego Radia. Ja już zagłosowałem, pora na Ciebie :)


Kolejna bajeczna niedziela. Na zegarze jedenasta, pogoda po wyklarowaniu jest wymarzona do kręcenia, a ja siedzę już godzinę nad mapą i kombinuję jak tu ugryźć Beskid Mały. Praktycznie wszystko w ostatnich tygodniach objeździłem. Zostały tylko szlaki kończące się na jakiejś głównej drodze, bądź też takie oznaczające dłuższy spacer z rowerem na plecach. Wybrałem wariant pośredni i zważywszy, że nie chciałem dzisiaj za dużo kręcić - stosunkowo krótki:)
Na Przełęczy Targanickiej :) © k4r3l

Na Kocierzu już przygotowani na zimę :) © k4r3l

Postanowiłem zrobić w odwrotnym kierunku kilka szlaków i tym sposobem dostac się na jeden z najbardziej atrakcyjnych widokowo szczytów w Beskidzie Małym - Potrójną. Zaczęło się konkretnie od asfaltowego uphillu na przełęcz Beskid Targanicki - po wypluciu płuc ruszyłem dalej zielonym w stronę Kocierza. Co tu dużo mówić - ten szlak ma jeden jedyny słuszny kierunek. I nie był to ten wariant, który mnie dziś czekał. Ale dużo prowadzenia nie było. Na tym odcinku, co mnie zaskoczyło, całkiem sporo turystów z kijami, psami, dziećmi...
Lagodniejszy fragment czerwonego w stronę Potrójnej :) © k4r3l

Polanka niedaleko Potrójnej - można nacieszyć oczy :) © k4r3l

Jednak prawdziwe oblężenie przeżywał szlak czerwony prowadzący od Kocierza na Potrójną. Momentami czułem się jak na jakiejś marketowej wyprzedaży :) Ale to z prostego względu - docierając na Przełęcz Kocierską samochodem nie trzeba się zbytnio namęczyć, żeby dojść na Potrójną. Co innego rowerem:) Zwłaszcza jesienią, kiedy to gruba warstwa liści skutecznie utrudnia podjeżdżanie. Ten odcinek także należy pokonywać w stronę przeciwną, czyli jedziemy od Leskowca w stronę Kocierza, a nie na odwrót:)
W stronę Leskowca i Gancarza :) © k4r3l

W stronę Skrzycznego, Żaru i Hrobaczej :) © k4r3l

No ale uparłem się i zrobiłem to w rewersie. O prawidłowym kierunku przypomniał mi mijany na szlaku rowerzysta, który oczywiście popylał sobie leciutko w dół podczas gdy ja walczyłem z upierdliwościami terenu. Na Potrójnej jak zwykle przy niedzieli całkiem sporo grupek turystów. Oddalam się nieco od tego zgiełku i już w ciszy i spokoju podziwiam rozległą panoramę: Leskowiec, Babia Góra, leciutko zarysowane za nią Tatry, Pilsko, Gibasów Groń, Skrzyczne, Żar, Hrobaczą Łąkę - poezja!
Na żółtym szlaku naprawdę żółto :) © k4r3l

Jawornicki krzyż na pamiątkę tragicznej śmierci andrychowskich narciarzy na Babiej Górze. © k4r3l

Zjazd do Targanic zapomnianym już żółtym szlakiem przez Jawornicę. Mniej więcej po jakichś 3 km zaczyna się ostra jazda w dół. Momentami trzeba sprowadzać - takiego skupiska liści i kamieni przy jednoczesnej stromiźnie dawno nie widziałem. Uff, na dole można odetchnąć. Szlak oczywiście fajny jeżeli chodzi o szybkość dotarcia do cywilizacji, ale przyjemności z jazdy nim nie ma praktycznie żadnej. Zresztą wszystko widać na poniższym profilu;)

HZ: 29% - 0:40:17
FZ: 23% - 0:31:45
PZ: 43% - 0:59:00


Lokalny klasyk ;)

Piątek, 30 września 2011 · Komentarze(7)
Krótki wyjazd po godzinie 17. Tym razem padło na najbliższy z możliwych uphill'i, czyli Przełęcz Kocierską. Od wczoraj nie zmieniałem opon, więc szło dość topornie (18m24s), ale za to odbiłem sobie na zjeździe szlakiem zielonym - oj, już zapomniałem jak tam się kapitalnie śmiga :)
Pod bramą ośrodka konferencyjno-wypoczynkowego "Kocierz" ;) © k4r3l


HZ: 20% - 0:14:37
FZ: 16% - 0:12:05
PZ: 61% - 0:44:37


Klątwa Leskowca

Wtorek, 14 czerwca 2011 · Komentarze(8)
Po tygodniu byczenia się, obżarstwa i generalnego nic nie robienia pora trochę się rozruszać. Jako, że w nadbałtyckim krajobrazie doskwiera brak większych wzniesień to też oczywistym jest, że wybrałem się w teren. Szybka zmiana opon i można ruszać...
Czas beztroski :) © k4r3l

W Zagórniku wpadam na szlak zielony prowadzący w stronę Gancarza. Wiem co mnie czeka, bo podchodziłem pod ten szczyt już wielokrotnie, ale jakoś mi to nie przeszkadza... Po drodze gubię licznik (cholerne twist-locki Sigmy) więc wracam się po niego kilkanaście metrów, na szczęście znajduje...
Gancarz, ktoś zajumał tabliczkę PTTK, ale wysokość wciąż 802m n.p.m. © k4r3l

Na Gancarzu jak zwykle spokój i ładne widoczki. Ogólne wrażenie psuje niestety chmara much, które się mnie uczepiły jak rzep psiego ogona. Walka z nimi nie ma sensu, dobrze, że jest szybki zjazd i można uciec:) Szlak w kierunku Leskowca trochę zniszczony, zwłaszcza fragment podjazdowy pod Groń JP II - tam powstały bardzo głębokie żleby, które uniemożliwiają wjazd.
Panoramka z Gancarza - warto się wspinać! © k4r3l

Na samym szczycie pustki - to właśnie lubię. Ale to trzeba mieć czas w tygodniu żeby móc się delektować takim spokojem, ciszą i przestrzenią. Ja niestety go nie mam... W drodze powrotnej planuje zjechać drogą od Gancarza w kierunku Rzyk, żeby przetestować ewentualny dogodniejszy podjazd.
Jest Leskowiec, są widoczki ;) © k4r3l

Niestety moja ukryta natura blondyna na szlaku daje o sobie znać, bo zaliczam glebę na prostym odcinku jadąc może 8km/h. Kierownica w jednej ręce, w drugiej mp3ka i tak to się właśnie robi :) Jak widać dużo nie trzeba. W efekcie mam malownicze szramy na piszczelu i potłuczone pozostałe kończyny.
Na szczycie spokój i pucha :) © k4r3l

To już trzeci raz jak jestem na Leskowcu i trzecia gleba (wcześniej potłukłem dupę uślizgując się na resztkach śniegu i przeleciałem przez kierę na korzeniach zjeżdżając czarnym szlakiem:) Widać, że do tej góry nie mam szczęścia, ale będę próbował do skutku:)
Efekt bezmyślnej gleby :) © k4r3l

Z racji uszczerbku na piszczelu wracam znanym szlakiem serduszkowym a następnie czarnym (tutaj maks asekuracja:) przez Rzyki Jagódki do Andrychowa. Po drodze się okazuje, że coś skrzypi w okolicy amortyzatora/sterów - kij wie co to jest, ale fakt faktem rama jest z dupy, a raczej z gumy... Powoli zaczyna mnie drażnić ten kellys'owski bubel... Poza tym fajnie jest znowu śmigać po górkach:)

Popracowo - uphill & teren ;)

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · Komentarze(9)
Węgrzy w natarcu :) Szybki utwór na szybką trasę :)



W pracy zajob taki, że się czasem odechciewa, ale w drodze powrotnej obmyślam złowieszczy plan krótkiego rowerowania. Pada na klasyk objeżdżony przeze mnie do znudzenia. Ale jest na tej trasie wszystko: interwały, ciekawy podjazd, widoczki, terenowy odcinek oraz asfaltowy zjazd gwarantujący błyskawiczny powrót ze średnią 40km/h :) Mniej więcej wygląda to tak:

Jeden z mini-podjaździków :) © k4r3l

Początek podjazdu :) © k4r3l

Poziom wyżej :) © k4r3l

Zasłużony odpoczynek :) © k4r3l

Szlak zielony, czyli terenowy debeściak! ;) © k4r3l


I na koniec mapka (niestety, tak szybko się zbierałem, że Holux nie zdążył złapać sygnału, więc brakuje ok 4km odcinka;)

Pożegnanie zimy na Kocierzu ;)

Niedziela, 20 marca 2011 · Komentarze(17)
Chyba najbardziej niedoceniany album Slayer. Pamiętam, że non-stop słuchałem tej kasety pożyczonej od kumpla na walkmanie :D Wstęp do tego kawałka miażdzy! Się proszę tam nie wystraszyć co poniektórzy :)

Wczorajszy wypadł nie doszedł do skutku. Po półgodzinnych przygotowaniach, kiedy już w pełnym rynsztunku wyszedłem podpompować koło.... zaczęło mżyć:/ Jako, że nie posiadam nic przeciwdeszczowego musiałem skapitulować...
Standard przez Targanice (w tle Złota Góra) © k4r3l

Dzisiaj od rana mnie nosiło, więc po krótkich oględzinach dróg podczas porannego spaceru doszedłem do wniosku, że mimo iż pizga, to koniecznie trzeba dziś wyjść na rower. Padło na Przełęcz Kocierską - górkę, którą w ub. roku również w marcu podjeżdżałem.
Jawornica dziś ponura i groźna:) © k4r3l

Drugi powód to taki, że nie będę w stanie należycie świetować jutro nadejścia kalendarzowej wiosny, dlatego postanowiłem pożegnać zimę w iście rowerowo-wiosennym stylu - niech idzie w cholerę! ;). Wiosna ponoć czai się gdzieś za rogiem, bo tam gdzie pojechałem na pewno jej nie ma i jeszcze długo nie będzie:)
Widoczek z podjazdu (w stronę Potrójnej i Łamanej Skały) © k4r3l

Na podjeździe trochę się zagotowałem, ale musiałem ubrać się "cebulowo", bo wiedziałem, że w drodze powrotnej będzie nieźle wiało. Gdzieś w połowie serpentynek mijam się z kolarzem na klasyku - pozdrawiamy się (wszak wiemy obaj, że jesteśmy hardcorami:) i każdy z nas jedzie swoje.
Na finishu - za zakrętem pomiar czasu :d © k4r3l

Przełęcz zdobywam w czasie 19m18sek. a więc nie najgorzej. Po drodze żadnej przerwy, fotki strzelam podczas jazdy na mniej stromych fragmentach. Z kolejnymi metrami krajobraz przybiera typowych zimowych barw - im wyżej tym więcej śniegu i chłodniej. Jak zwykle zdjęcia tego nie oddadzą, ale na górze panuje świetny klimat - jak w środku zimy...
Widoczek z przełęczy (w stronę Ścieszków Gronia vel Łysiny) © k4r3l

Chciałem sobie zjechać do Kocierza Rychwałdzkiego, ale droga jaką zastałem tuż za skrętem do zajazdu nie nadawała się pod rower. Czarny asfalt nagle zniknął pod sporej grubości warstwą zlodowaciałego śniegu. Ujechałem kawałek w tej brei (dziwne to uczucie kiedy czujemy, że koło gubi kontakt z podłożem;) i w momencie zawróciłem. Teoretycznie droga ta wciąż jest zamknięta, a więc i nie ma potrzeby jej zimowego utrzymywania...
Tylko dla mieszkańców - początek zjazdu! © k4r3l

Tutaj skończyła się dalsza jazda ;) © k4r3l

Podjechałem jeszcze na moment do zajazdu, tam krótka sesja zdjęciowa i pora wracać. Chyba nie muszę mówić, że na zjeździe ciepło nie było. W tym momencie się utwierdziłem w przekonaniu, że wcale nie ubrałem się za grubo, aczkolwiek brakowało trochę windstoperów na nogach i stopach. Reszta, jak i cały trip OK;)
Medżik pod zajazdem Kocierz ;) © k4r3l


Nieczynny, z powodu, że zamknięty ;)

Wtorek, 26 października 2010 · Komentarze(18)
Jako, że ostatnio lwia część BikeStats jest w dołku, to będzie piosenka o byciu w dołku:)

To prawdopodobnie koniec sezonu dla mnie i Medżika. Pora na podsumowanie. Drugi rok z BikeStats uważam za całkiem udany. Nie wliczając w to perturbacji powodziowych, które wykluczyły mnie z jazdy w miesiącach maju i czerwcu. Na plus to oczywiście większa ilość górek (zdobycie Baraniej, Czupla, Hrobaczej Łąki i obu Magurek), czyli to co sobie założyłem na samym początku tego roku.
Jesień w Beskdzie Małym... © k4r3l

Druga najważniejsza rzecz to integracje - dość niespodziewane, ale bardzo miłe. Ela i Piotr nęcili mnie od dawna swoimi pięknymi fotorelacjami, w dodatku to sąsiedzi "zza miedzy", więc z nimi było najłatwiej ;) W tym samym czasie poznałem też zwariowanego Hose'go - jeździliśmy krótko, ale i to spotkanie wspominam bardzo dobrze;) Najbardziej zaskakującym było jednak poznanie pewnego Poznaniaka - Jacka. Kto by pomyślał, że do tego dojdzie :) I pomimo, że uciekał mi na każdym podjeździe, miałem satysfakcję, że mogłem go oprowadzić po naszych górkach;) Pozostał jeszcze Shovel, czyli tyski entuzjasta dwóch kółek, zakochany w Beskidach, który ostatnimi zmienił wyznanie. Odszedł od hardtajlowców i przyjął dość ortodoksyjną wiarę, a mianowicie endurism :D
Nie widać na zdjęciu, ale halny szaleje :) © k4r3l

Udało się wykręcić nieco więcej kilometrów niż w zeszłym roku, a więc wstydu nie ma, choć oczywiście mogło być lepiej. Wmawiam sobie, że to nie o ilość chodzi a jakość :D Co przyniesie 2011 rok? Kto to wie... W powietrzu wiszą kolejne integracje z mistrzami podjazdów: Webitem i Jeremiksem. Trochę się tego obawiam, zwłaszcza ich ostatnich planów, bo to prawdziwi wymiatacze - trzeba będzie się przyłożyć;)
Do zobaczenia za kilka miesięcy:) © k4r3l

Jako, że wpis znajduje się w kategorii: warsztat, wypada więc rzec mi kilka słów na temat sprzętu. Kellys Magic to pierwszy góral z amortyzacją jaki kupiłem, za swoje wówczas ciężko zarobione pieniądze. Przez półtorej roku nie miałem z nim większych problemów, nie licząc pewnych drobnych (z pozoru) epizodów z rozedrganą kierownicą. Dopiero ostatnio, po namowie Maksa (on również miał podobny problem, który udało się rozwiązać na zasadach wynikających z reklamacji) rozpocząłem bój o prawo do jazdy rowerem bez takich konstrukcyjnych anomaliów, żeby nie powiedzieć niewypałów. Ten filmik wszystko wyjaśnia:

Dzisiaj zrobiłem orientacyjnie ok 8 km żeby samemu zarejestrować to zjawisko, niestety, bez dodatkowego operatora się nie obejdzie:) Poza tym znalezienie u mnie w mieście drogi z lekką pochyłością i dobrą nawierzchnią graniczy z cudem. Wszędzie bruk! Jazda "bez trzymanki" to nie jest jakiś priorytet, ale ten jeden eksperyment dużo nam mówi o bublu jaki pchnął na rynek słowacki producent (bo rama chińska ale z Tajwanu:). Już nawet mój 12 letni Author zachowuje się lepiej niż ten Kelly's. Nic więcej na razie nie napiszę, poza tym, że panowie z Kellys'a chyba zmienili swoją politykę co do uznawania takich reklamacji, gdyż widocznie wydało im się to nieopłacalne. Dla mnie to zwykłe chowanie głowy w piasek, ale tak jak mówię, czas pokaże co z tego wyjdzie.

Jesienne klimaty na Złotej Górze

Niedziela, 3 października 2010 · Komentarze(14)
Nieważne jak wyglądają, ale loffciam ich muzę :)

Niedziela, po pracowitej i niezbyt ciekawej pogodowo sobocie, miała być dniem rowerowym. Poranny spacer narobił mi smaku na wypad w góry. Przebijające się zza drzew słońce, mgiełka w dolinach... Niestety mgła zamiast opaść, utrzymywała się do godziny 10, więc już wiadomo było, że szans na dłuższy wypad nie ma.
Wspinaczka "żółtym", za to w dół byłoby ciekawie :) © k4r3l

Pozostała opcja krótkiego objazdu okolicznych górek. Większość asfaltowo z wyjątkiem odcinka na Złotą Górę (757m n.p.m.). Tam nie obyło się bez wprowadzania. Żółty szlak od Targanic to początkowo asfaltowe serpentyny przechodzące płynnie w betonowe płyty (co świadczy o momentami sporym nachyleniu!). Następnie mamy kamienisty singielek między drzewami i chwilę później wyjeżdżamy na leśną autostradę.
Napieram ;) © k4r3l

Ciekawy podjazd... © k4r3l

Jeszcze jedno ostatnie dłuższe podejście (ok.800m) i jestem w miejscu oferującym ciekawą panoramę okolicy (w dole Andrychów i przyległe wioski, pasmo Gancarza i Leskowca, Kocierz, Trzonka, a daleko, za lekką mgiełką Babia i Pilsko).
Andrychów z mojej perspektywy;) © k4r3l

W stronę Babiej... © k4r3l

Zjazd dalej żółtym szlakiem w kierunku Trzonki. 300m przed skrzyżowaniem szlaków żółtego z zielonym trafiam na błotnistą niespodziankę. Wisienką na torcie okazują się być powalone i pozostawiane przez drwali drzewa w poprzek szlaku - tragedia.
Chyba ktoś sobie jaja robi - to ma być szlak!? © k4r3l

Po odnalezieniu szlaku wracam do Targanic odkrytym w ubiegłym roku alternatywnym zjazdem, który kończy się na pętli autobusowej poniżej Przełęczy Targanickiej. Dalej asfaltowa kita w kierunku Sułkowic i bez większych kombinacji zamykam pętlę, na dziś wystarczy.
Na Trzonce jak zawsze symaptycznie ;) © k4r3l

Przy okazji testowałem ocieplane nogawki Mimo - za taką cenę bardzo fajna sprawa. Co prawda pasek silikonowy nie trzyma zbyt pewnie na udzie (musiałbym chyba zacząć golić nogi, haha), ale ogólnie wrażenia jak najbardziej pozytywne. Nie było mi ani za ciepło, ani za zimno. Na rękawiczki długopalczaste wciąż, przynajmniej dla mnie, za ciepło - zmieniłem po 5km :)
Powrót do domu - wszędzie czuć jesień in the air ;) © k4r3l


Umarł król (LZ5), niech żyje król (LZ7)!

Piątek, 24 września 2010 · Komentarze(12)
Cover lepszy od oryginału? Dowód na to, że muzyka w filmach Tarantino odgrywa bardzo ważną rolę...

Reaktywacja mojego poprzedniego aparatu okazała się nieopłacalna - w serwisie gość zaśpiewał za części i robociznę 270 złociszy. 4 lata temu wydałem na niego prawie tysiaka z ciężko zarobionych pieniędzy, trochę szkoda... Postanowiłem na alledrogo upolować coś lepszego, używanego, co nie miało bliskiego kontatku z beskidzkimi skałami;)
Okoliczne gorki © k4r3l

Plus zależało mi na czasie, bo Ania wpadła ostatnio w sidła hobby zwanego decoupage, czego efekty można zobaczyć tu: www.bulma.art.pl ;) Padło kolejny raz na Panasonic Lumix. Dziś wybrałem początkowo standardową trasę przez Zagórnik, więc nie mogłem nie zjechać na moment by sfotografować kaskadę Rzyczanki.
Kaskada Rzycznaki w promieniach jesiennego słońca © k4r3l

Dalej już trasa nabrała typowo terenowego charakteru, najpierw ścieżką dydaktyczno-przyrodniczą a następnie wbitka na zielony szlak w stronę Gancarza (802m n.p.m.). Tam jak zwykle mozolna, ale stosunkowo krótka (15 minut) wspinaczka pod sam szczyt.
Tego krzyza bronić nie trzeba, stoi tu od lat © k4r3l

Odcinek między Gancarzem a Groniem JP II (890m n.p.m.) jest lajtowy, nie licząc stromej końcówki. Dodatkowym utrudnieniem okazał się głęboki żleb ściągający rower do środka... Na Groniu pustki, zaczyna wiać halny, więc pora na longslave'a - od razu lepiej - można więc mykać na Leskowiec (922m n.p.m.).
Trzeba się spieszyć, słońce już nisko... © k4r3l

Na szczycie niespodzianka, jeden gość szykuje się chyba do noclegu (karimatka, ognisko już płonie) - fajny klimat survivalowy, oby go tam nie przewiało;) Ja rzucam rower i biegnę sofocić zachodzące nad Beskidem Małym słońce. Uff, na szczęście zdążyłem;)
Zachód słońca w Beskidach © k4r3l

Epicki widoczek ;) © k4r3l

Jeszcze fotki panoramy Beskidu Żywieckiego i pora wracać. Z drugiej strony już nad horyzontem świeci księżyc w pełni. Wybieram opcję powrotną początkowo przez Groń JPII by nieco później połączyć się z czarnym szlakiem. Odpalenie mojej wysłużonej (jeszcze żarówkowej) lampki wydaje się koniecznością.
Panoramidło z Leskowca © k4r3l

Jadę wolno, wręcz asekuracyjnie. Na dość stromym zjeździe kółko grzęźnie między korzeniami a ja robię malowniczego OTB'a. Nieźle. Lekko przekrzywione siodełko, dziura w kolanie i przytarta łydka. Zaczynam sprowadzać. Po chwili patrzę - nie ma licznika, a więc powrót na miejsce kraksy z latarką w ręku. Chwila wytężania wzroku i... jest :) Schodzę i z ulgą docieram do asfaltu w Rzykach Jagódkach. Teraz już lajtowo do domku;)
Auć ;) © k4r3l