Wpisy archiwalne w kategorii

Sam

Dystans całkowity:20124.17 km (w terenie 1696.70 km; 8.43%)
Czas w ruchu:999:58
Średnia prędkość:19.80 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:350273 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:127786 kcal
Liczba aktywności:420
Średnio na aktywność:47.91 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Full Moon Bike #1 ;)

Wtorek, 14 stycznia 2014 · Komentarze(7)
Usłyszałem tę wersję w niedzielnym Minimaxie i mnie podniosła na duchu :) Dwóch znakomitych gitarzystów oraz przyzwoitych wokalistów ;) Legendy. Co ciekawe Tom Morello wykonał ten cover jeszcze z Rage Against The Machine, ale to zupełnie inna  historia. Wykon ten tutaj, wspólnie z "Boss'em" przypomina bardziej jego solowy projekt The Nightwatchman, czyli bardziej tradycyjnie, ale również wybuchowo ;)

Nosiło mnie. W pracy ostatnie godziny po nowym roku kiedy niewiele się dzieje a człowiek zaczyna żałować, że nie wziął zaległego urlopu... Trzeba się więc ruszyć na jakiś wieczorny trening. Poza tym jest pełnia. A jak pełnia to i spać ciężko, więc jak się człowiek zmęczy to lepiej się mu później uderza w kimono ;)


Zlepek nocnych fotek ;)
Zlepek nocnych fotek ;) © k4r3l

Tradycyjnie na rozgrzewkę pojechałem na Przełęcz Kocierską (uprzedzam pytania: ten śnieg to sztuczny jest;) Następnie zjazd w kompletnych ciemnościach zielonym szlakiem (ale adrenalina!). A na koniec kilka asfaltowych skrótów/podjazdów i powrót do domu przez Pańską Górę. Wystarczyło w zupełności by podładować akumulatory na cały tydzień ;)

ps. w sprawie strojów teamowych bikestats: właśnie otrzymałem prototypowy egzemplarz i wygląda on tak:
https://drive.google.com/folderview?id=0B1E_iOjNCiiQTHNtWW55a2NmTTQ
Firma BCM Novatex odwaliła dobrą robotę, już niedługo ruszą zamówienia ;)))) Szczegóły na forum.



Mega w Beskidzie Małym ;)

Niedziela, 5 stycznia 2014 · Komentarze(8)
Zmiany na bikestats są jak najbardziej na plus, oczywiście trzeba czasu i cierpliwości, żeby przywyknąć do nowych rozwiązań. Ale one zaprocentują! Przykładowo można w bardzo łatwy sposób wkleić sobie na bloga playerek z bandcampa, z czego też skwapliwe skorzystałem. To moja osobista perełka mijającego roku. Jedna z takich płyt, które robią człowiekowi niezwykle dobrze :) Zespół pochodzi z czeskiego Brna i po swojej przygodzie z black metalem zajął się dźwiękami z goła odmiennymi. Jakimi? To już możecie sprawdzić sami ;)


Pogoda z lekka nie pewna, ale ciepło. Na popołudnie zapowiadali opady - może zdążę obrócić? ;) Początkowo kombinacje w swoich okolicznych rewirach, sporo możliwości, dużo alternatyw, roku braknie, żeby to wszystko zjeździć ;) Gdyby ta moja przygoda z rowerem zaczęła się z 10 lat temu, to nie byłoby pewnie miejsca, którego bym nie znał. A tak to dużo jazdy na czuja i chaszczingu mnie jeszcze czeka ;)
Na dobry początek: przełaje ;)
Na dobry początek: przełaje ;) © k4r3l

Z wizytą nad
Z wizytą nad "Rzeką Roku 2013", czyli Wieprzówką ;) © k4r3l

W planach zjazd zielonym spod schroniska na Groniu JPII w stronę Świnnej Poręby. Ale żeby się tam dostać, trzeba pierwsze kilkaset metrów w pionie podjechać. Bez kombinacji, najkrótszą drogą. Znowu walka z błotem, bo okolica rozchodzona... Najgorzej na mokrych korzonkach - koło w ogóle nie daje rady, zwłaszcza jak jedzie się w górę ;)

Singiel pod Groniem JPII ;)
Singiel pod Groniem JPII ;) © k4r3l
Halny sobie ostro poczynał w okolicy - na zielonym w stronę Świnnej P. ;)
Halny sobie ostro poczynał w okolicy - na zielonym w stronę Świnnej P. ;) © k4r3l

Zjazd zielonym to niekończący się banan na gębie i adrenalina. 7km odcinków zarówno technicznych, stromych jak i takich, gdzie można lecieć spokojnie 30km/h. Zdecydowanie warte powtórzenia. Na nowo zakupionej mapie z 2013 (wyd.ExpressMap) pojawił się nowy szlak - żółty z Mucharza. Szukam go.

Widokowa końcówka ponad 7km zjazdu ;)
Widokowa końcówka ponad 7km zjazdu ;) © k4r3l

A to już żółty z Mucharza w stronę Śleszowic ;)
A to już żółty z Mucharza w stronę Śleszowic ;) © k4r3l

Zaczyna się na skrzyżowaniu (345m n.p.m.) i początkowo wiedzie stromą asfaltową drogą. Na Przełęczy Śleszowickiej odbija w prawo i tu zaczyna robić się ciekawiej. Niby wciąż nawierzchnia asfaltowa, ale nachylenie wzrasta - zaczyna się nieustanna wspinaczka, którą skończę po 10km (!) na Leskowcu, na wysokości 918m.n.p.m! Coś pięknego! W międzyczasie przesiadam się na szlaki kolejno: czarny i niebieski - te odcinki już dobrze znam, ale i tak szukam objazdu, by pokonać wszystko w siodle. Udaje się dzięki fajnemu trawersowi;)

Skrzyżowanie szlaków - z tego miejsca 5km podjazd na Leskowiec ;)
Skrzyżowanie szlaków - z tego miejsca 5km podjazd na Leskowiec ;) © k4r3l
Na szczycie pochmurno, ponuro i wietrznie. Ma się na dysc ;)
Na szczycie pochmurno, ponuro i wietrznie. Ma się na dysc ;) © k4r3l

Po niebie zaczyna przemykać coraz więcej gęstych i ciężkich chmur. Na szczycie zapada już lekki półmrok. A tu jeszcze czeka mnie krótki, ale stromy zjazd. Niestety bez wyraźnej przyjemności. Część odcinka, w obawie o kontuzję, pokonuję z buta, za ciemno, za stromo na harce, ale zdecydowanie jest to opcja warta sprawdzenia przy pełnym słońcu. Adrenalina gwarantowana!

Noworoczny trening ;)

Środa, 1 stycznia 2014 · Komentarze(10)
W tym dniu nie mogło być nic innego. Calusieńkie notowanie XX edycji Trójkowego Topu Wszechczasów! Endżoj :)

Chyba pierwszy taki wyjazd w całej mojej krótkiej rowerowej przygodzie. Fajnie się siedziało w domu i słuchało Trójkowego Topu Wszechczasów i za bardzo nie chciało się mi się ruszać zwłaszcza jeżeli mógłbym przegapić to co się dzieje na TOPie. Ale od czego są słuchawki? Wyruszyłem kiedy akurat na miejscu 56 poleciało "Master of Puppets". Czyż może być coś lepszego przed treningiem?
Aura 1 stycznia... tylko w wyższych górach resztki białego ;)
Aura 1 stycznia... tylko w wyższych górach resztki białego ;) © k4r3l

Nie chciałem jechać daleko, więc wybrałem się na okoliczne górki pokonać słabego kaca ;) Generalnie plan był taki: cieszyć się jazdą, podziwiać przyrodę i słuchać dobrej muzy. Wszystko zrealizowane na 100%. Jedyne co mnie irytowało to jakaś wroga stacja, która chciała przejąć trójkową częstotliwość oraz njusy z serwisu informacyjnego o pełnej godzinie.
Jedna z nieoznakowanych ścieżek ;)
Jedna z nieoznakowanych ścieżek ;) © k4r3l

Na podjeździe niemalże się zagotowałem, ale mimo to przeszły mnie ciary. Nie, nie z zimna. Wszystko to efekt bluesowego standardu rozpoczynającego "Hey Joe" The Jimi Hendrix Experience. To na szczęście naturalna reakcja na dobrą muzykę ;)
A tu fragment, który kiedyś może zjadę ;)
A tu fragment, który kiedyś może zjadę ;) © k4r3l
Wygląda niewiennie... ;)
Wygląda niewinnie... ;) © k4r3l
Ale jest stromo ;)
Ale jest stromo ;) © k4r3l

Przy "The End" The Doors naszły mnie myśli by kończyć trening, ale przede mną bardzo miodny odcinek trasy i szkoda byłoby z niego rezygnować. I pojechałem. Odrobinę urozmaicając sobie trening szukałem nowych ścieżek, których jest u nas od groma i czasami warto opuścić znakowany szlak na poczet ścieżki incognito.
No i singiel dnia ;)
No i singiel dnia ;) © k4r3l
Podjarałem się tym krótkim odcinkiem ;)
Podjarałem się tym krótkim odcinkiem ;) © k4r3l

Jazdę zakończyłem klamrą. Muzyczną. Bowiem na ostatnich kilometrach towarzyszył mi "One" Metalliki, na który zresztą głosowałem. Po przyjeździe na chatę kawka i powrót do TOPu z głośników. Gdyby nie muzyka i rower ten dzień byłby zdecydowanie bardziej przybijający. W końcu niby nowy rok, a wszystko po staremu... Ale może to i dobrze? Przecież zawsze mogłoby być gorzej...

Trzonkowo bezśniegowo ;)

Sobota, 14 grudnia 2013 · Komentarze(7)
"A kdybys už nebyla, vymyslím si tě" taki oto piękny tytuł nosi płyta, która dotarła do mnie zza naszej południowej granicy. Zakochałem się w tych dźwiękach od pierwszego posłyszenia. Absolutnie fenomenalna muzyka! Podoba mi się fakt, że Czesi, w przeciwieństwie do wielu polskich "artystów", nie wstydzą się swojego języka. Zdecydowanie najlepiej wydane 250 czeskich koron w ostatnim czasie!


Szybki look na prognozy i co widzę? Sobota słoneczna, niedziela pochmurna. No to już wiadomo, co będę robił w sobotnie przedpołudnie ;) Wpadłem jeszcze do chorującego Jakubiszona i podrzuciłem mu płytkę Obscure Sphinx, bo zamówiłem sobie i jemu. Wytłumaczył mi drogę na Trzonkę i pojechałem...
Początek z lekka mistyczny ;) © k4r3l

W sumie początkowo droga była mi w pewnym stopniu znana, kilka lat temu jechaliśmy tam z dobrym kumplem, ale trochę wówczas pobłądziliśmy, hehe. Tym razem udało się wzorowo dojechać do szczytu, po drodze łapiąc się nawet na kilka stacyjek drogi krzyżowej. Dziwne, że jeszcze Watykan nie postawił krzyża na Marsie albo Księżycu :))) Ale to nie prędko chyba, bo teraz wrócili do korzeni i metrem jeżdżą, albo na rowerze :)
A na szczycie szałowo ;) © k4r3l

Na grzbiecie fenomenalny warun, ciepło, niemalże jak w lecie a nie w połowie grudnia. Zamiast herbaty z termosu pociągnąłem kilka łyków błękitnego izotonika. Podjechałem na znaną sobie polankę a tam jeszcze ładniej: Babia, Tatry, słońce a pode mną mgły - coś piknego!
Babia o ( musicie mi uwierzyć na słowo) Tatry ;) © k4r3l

W stronę Gancarza i Leskowca ;) © k4r3l

Lekko improwizując zahaczyłem o podszczyt Złotej Góry i zjechałem z niej żółtym szlakiem zaliczając po drodze kilka singielków. Dalej znowu w górę - tym razem w stronę Przełęczy Kocierskiej. Tam jednak nie docieram, tylko zbaczam z asfaltu i wjeżdżam na Przełęcz Cygańską. Miejsce zacienione, więc ślisko...
Babia i Pilsko :) © k4r3l

Singielki też były ;) © k4r3l

Dalej już dobrze znanym zielonym szlakiem do Targanic. Tam zawsze jest frajda, chociaż odcinek to krótki, bo raptem dwukilometrowy. Powrót bocznymi drogami, bo już zaczynało się robić szaro. Dziś sam, więc bez weny. No i nóżka jakoś nie podawała, albo się po prostu za ciepło ubrałem.
Zielony z Kocierza ;) © k4r3l

Pierwsze śniegowanie ;)

Niedziela, 1 grudnia 2013 · Komentarze(7)
Premiera "Like we're equal again" już wyznaczona. 13 grudzień. To będzie sądny dzień dla polskiej sceny alternatywnej. Przedpremierowy odsłuch debiutu krakowskiego Fleshworld pozostawił coś więcej niż dobre tylko wrażenie. Promocyjny utwór nr 2 prezentuje się tak:


Siedzenie w chałpie na dobre mi nie wyjdzie, więc ruszyłem swoje cztery litery sprawdzić ile śniegu nasypało w pobliskich górkach. Ale żeby tam dotrzeć pierwsze musiałem uświnić siebie i rower, bo śnieg na zamieszkałym przeze mnie pułapie nie występuje, a plusowa temperatura zamieniła wszystko w błotnistą maź...
W te górki na horyzoncie jadę ;) © k4r3l

Śnieżno-błotna breja :/ © k4r3l

Gdzieś do 600m n.p.m. jechało się ciężko, czasem trzeba było prowadzić, bo opony nie dawały rady na czymś co przypominało kolorystycznie kawę z mlekiem, a stan skupienia miało bliżej nieokreślony ;) Oczywiście po drodze kilka zaczepek od turystów: "a opony już zmienione na zimówki?", "trzeba było łańcuchy założyć", itp. W sumie, co racja to racja ;)
Pierwsze widoczki! ;) © k4r3l

Widokówka nr 2 ;) © k4r3l

Przed samym szczytem prawdziwa zima, gałęzie uginające się pod naporem śniegu, pokrywa śnieżna na zadowalającym poziomie, temperatura znacznie niższa - świetnie! Widokowo trochę kiepsko, bo pochmurnie. Ostatnie łyki już letniej herbaty (marketowy termos) i pora na zjazd.
Początek świetnego singla ;) © k4r3l

Przed szczytem prawdziwa zima! ;) © k4r3l

Czyli najprzyjemniejszy i najbardziej emocjonujący etap tripu. Tak to już jest, że w zimie zjazdy biorą górę nad podjazdami, ale gdzieś tą technikę trzeba szkolić. Zjeżdżało się świetnie, początkowo serduszkowym a końcówka już czarnym, czyli z większą dawką adrenaliny.
Grzeję dupsko pod wiatą ;) © k4r3l

Największa frajda w zimie? Zjazdy! ;) © k4r3l

Beskidzki błotning ;)

Niedziela, 10 listopada 2013 · Komentarze(10)
Na samo hasło "norweski black metal" pewnie chowacie już swoje kobiety i dzieci do piwnic i barykadujecie drzwi, ale nie lękajcie się, albowiem dziś będzie na wesoło ;) Wprost bajkowo! (gdyby kogoś ciekawił oryginał to proszę: http://goo.gl/S0Y4mS)


Rano byłem bez chęci do życia, w efekcie potencjalne towarzystwo rowerowe pojechało se w pizdu, ja natomiast gnuśniałem tak w akompaniamencie Trójki do 13. Aż w końcu zmusiłem się (sick!), wchłonąłem makaron, wciągnąłem gatki i pojechałem. Przed siebie.
Takie widoki zostawiam w tyle ;) © k4r3l

Na rzecz czegoś takiego ;) © k4r3l

Dziś dużo było kombinowania, sprawdzania nowych ścieżek. Eksperymenta takie z reguły kończą się nie najlepiej i podobnie było w tym przypadku. A więc jak łatwo się domyślić trochę butowania i przedzierania się przez chaszcze zaliczyłem. Wylądowałem w ten sposób na zielonym szlaku przed Gibasami. Ruszyłem w stronę przeciwną niż zwykle, czyli do Łamanej Skały.
Krótki fragment gdzie da się jechać :) © k4r3l

Nagroda za wypych nr 1 ;) © k4r3l

Nagroda za wypych nr 2 ;) © k4r3l

Ten wariant jest, powiedzmy sobie szczerze, zdecydowanie trudniejszy, głównie za sprawą większej ilości podjazdów. Ale zawsze to jakieś urozmaicenie - momentami czułem się jak na jakimś nowym szlaku ;) Na dodatek, po nocnych opadach nasiliła się błotna masakra. Słońce, mimo iż świeciło cały dzień, nie oddawało wcale ciepła, w rzeczywistości było nawet chłodniej niż wczoraj.
Prawie cały Beskid Mały ;) © k4r3l

W stronę Ślunska ;) © k4r3l

Ostatnie minuty na szlaku ;) © k4r3l

Z przełęczy Anula zjechałem żółtym do Rzyk. Samiuśki początek to mega-drop (odpuściłem), później jeszcze kilka konkretnych głazów i na koniec błotnista maź, która załatwiła mnie na amen. Powrót już w kurtalonie, bo zimno. Co odczułem głównie na gołych łydkach i dłoniach (letnie rękawiczki długopalczaste). W stopy wyjątkowo ciepło chyba za sprawą zainstalowanych woreczków foliowych ;)

Kac Porąbka ;)

Niedziela, 27 października 2013 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Jak ktoś kupuje kasetę za 5 dolców z Kanady i nie ma jej na czym przesłuchać, to może się już mianować fanem czy też nie? ;) Właśnie uzupełniam dyskografię fenomentalnych (taka zbitka słowna;) Kanadyjczyków i robiłbym to częściej, gdyby nie te zajebiście wysokie koszty transportu... Rzeczona kaseta rozpoczyna się (rzecz jasna na stronie A) tak:



Porąbkę opuściłem niemożebnie skacowany, co było efektem nocnej terapii przeciwzakwasowej. Tego dnia wiał halny. Wiał tak, że momentami chciał mnie razem z 70l plecakiem zepchnąć z drogi. A może to te zwodnicze procenty nocy minionej? Tak czy inaczej jakoś wróciłem, zgarniając na prośbę Moniki jeden z punktów wczorajszego KORNO. Punkt ten znajdował się na Przełęczy Targanickiej a przyjemność z jego zdobywania miała rowerowa gigówka :)
Nowa naklejka wprost z Rowerowej Norki :) © k4r3l

Jako, że ów punkt zobowiązałem się zwrócić orgom, to po prysznicu, makaronie, a nawet szybkiej przepierce (nawet sobie nie zdajecie sprawy, jak przy halnym można szybko ciuchy wysuszyć;) wsiadłem ponownie na rower. Ubzdurałem sobie, że kolejny PK był na Przełęczy Kocierskiej i w tamtą stronę się udałem. Punktu nie było, ale uphill zaliczyłem. I ciągle te pytania turystów: "a nie lepiej na nogach?" NIE! ;)
Sigielek utworzyny przez wiatr i liście ;) © k4r3l

Następnie zjechałem z czerwonego szlaku i rozpocząłem jazdę kałużastą drogą trawersując oszlakowaną górkę. Fajna alternatywa dla lubiącego płatać figle czerwonego szlaku, ale niestety kończąca się bez ostrzeżenia po paru km chaszczami. Siłą rzeczy musiałem na ten szlak w pewnym momencie powrócić. Opłacało się, widok Tatr osłodził trudy krótkiego wypychu.
Ale tam w dole musi żyć dzikiej zwierzyny! © k4r3l

Na skrzyżowaniu szlaku czerwonego z niebieskim spotkałem starszego pana z rowerem na jakim zwykli starsi panowie jeździć. Upewnił się, że czerwony zaprowadzi go do Porąbki (z rozdroża 2h30m) i poszedł dalej. Do teraz mam wyrzuty sumienia, że nie zasugerowałem mu jakiejś alternatywy, nie uprzedziłem o tym nieszczęsnym osuwisku na końcu szlaku czy nie spytałem czy ma chociażby wodę... Jeszcze długo po tym fakcie byłem na siebie zły. Mam nadzieję, że cały i zdrowy dotarł do domu...
Chwilowo poza szlakiem ;) © k4r3l

Zjazd w dół do tej ścieżki w oddali ;) © k4r3l

Po pierwszym, stromym (kolejny raz, jak ten dziadzio tam sobie poradził?:/) wypychu pod Kiczorę postanowiłem dalej się nie męczyć i odbiłem na kolejną nieoznakowaną ścieżkę, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Zjazd mega frajda, ale co najważniejsze udało wyjechać w samym Kozubniku nad ruinami. Monika z Tomkiem mieli dla mnie pyszną niespodziankę. Piwo Jurajskie z browaru w Zawierciu smakowało wybornie, zwłaszcza w towarzystwie sympatycznych znajomych.
Zabytkowy rower marki Simson - pamięta lata 40te minionego stulecia ;) © k4r3l

Odrobina Jury w Beskidach ;) © k4r3l

Szybkie pożegnanie i raz jeszcze podziękowanie za świetną organizację rajdu - powrót dokładnie tą samą drogą co rano. Dlaczego? Bo najszybciej ;) Wypad ok, ale niesmak z powodu mojego nierozgarnięcia w sprawie z dziadkiem, pozostał... I po weekendzie. Ech...

Bida z nędzą ;)

Niedziela, 6 października 2013 · Komentarze(12)
... na dwóch kółkach pędzą ;)

Dziś krótko, ale zanim przejdę do rzeczy kilka fotek zacnej miejscówy, na której dirtowe dzieciaki wytyczyły fajne ścieżki, bandy a nawet hopki. Była więc okazja do poćwiczenia techniki i nacieszenia się fajnymi zjazdami. Fajne miejsce do wytyczenia niedużej pętli XC - krótkie i strome podjazdy, kręte szutrowe ścieżki, trawersujące singielki a wszytko to przypominające swoją gęstością pajęczynę....
Zajawkowa okolica, raptem 2km od domu ;) © k4r3l

Tak nędzny dystans jest efektem mojego sobotniego serwisu bębenka. Skręciłem wszystko, chodziło sobie pięknie do czasu kiedy poczułem opór tylnego koła - znowu coś nie gra. Po zawinięciu na chatę okazało się, że poluzowało się imbusowe mocowanie bębenka tak, że znajdujące się w nim kulki zajebiście obrobiły tę śrubę ;) A pomyśleć, że jeszcze wczoraj myślałem o jakimś środku do zabezpieczania gwintów - gdzie jak gdzie ale tam akurat pasowałoby go odrobinę kapnąć. To już trzeci raz jak luzuje mi się ta śruba, do te pory miałem to samo na ostatnim etapie Trophy i po maratonie w Istebnej, a więc po konkretnych górskich wyrypach. Dopiero teraz przeczytałem jakim momentem trzeba to przykręcać - generalnie: na chama! ;)
Jesienna panorama Beskidu Małego ;) © k4r3l

Bębenka nie idzie dostać, podobnie jak części do niego, więc zamówiłem całą piastę, ale jak to w sklepach internetowych bywa, niby mają, a nie mają i szlag trafił szybką dostawę:/ Jeszcze jeden dzień zwłoki i sklep przywołam z nazwy ;) Na razie przekręcę sam bębenek, a w zimie z nudów pewnie rozplotę i ponownie zaplotę koło na nowej piaście (to będzie jakby debiut, hehe).

ps. zapomniałbym, że 100 000 (słownie: sto tysięcy!) metrów w pionie w tym roku już pękło!

Żeby nie rozwalać tytułu i wstępu muzyczkę zostawiłem tym razem na koniec. TERAZ POLSKA. Blindead to zespół z wszech miar wyjątkowy, właśnie jesteśmy w przededniu premiery ich najnowszego krążka, który pilotuje ten singiel:

Szelest spod kół i zmarznięte stopy ;)

Czwartek, 3 października 2013 · Komentarze(4)
Ampacity pochodzą z Gdańska i kilka miesięcy temu wydali swój debiutancki album "Encounter One". Doprawdy kosmiczna płyta i hołd dla epoki wypalanego w horrendalnych ilościach haszu i rockowego jazgotu - lat 70 tych! Ciekawostkę stanowi fakt, iż album został nagrany na klasyczną setkę! I to słychać! Dziś już się tak płyt nie nagrywa! Krążek wypuściło wydawnictwo o enigmatycznej nazwie Nasiono. Przypadek?


Zapraszamy do reklamy:


http://rajdynaorientacje.rowerowanorka.pl/jesienne-beskidzkie-korno/

I po reklamie ;)

Od rana świeciło słońce, choć wcale nie było czuć jego działania - pizga zdrowo! Najważniejsze, że od dłuższego czasu nie padało i można było śmiało ruszyć w teren. Początek taki sam jak ostatnio z Jakubiszonem, czyli ostra ścianka najpierw po asfalcie, później po płytach, a na końcu już drogą gruntową - uff, mocne intro!
U góry - Jawornica, na dole: droga z Wlk.Puszczy na Kocierz ;) © k4r3l

Miałem jechać na Kocierz terenem od Wielkiej Puszczy, więc postanowiłem zjechać nieznaną mi szutróweczką w owym kierunku. Zjazd przyjemny, choć mało techniczny, za to w drugą stronę będzie się fajnie podjeżdżało :) Sam podjazd na przełęcz jest mi dobrze znany, trochę drażniące jest fragmentami kamieniste podłoże, ale ogólnie wjeżdża się tamtędy spokczo. Z Kocierza zleciałem na szybkości zielonym. Na Targanickiej ubieram kurtalona i wracam asfaltami, na których mi zdrowo wypizgało! Jednak woreczki spożywcze w espeedach to już za mało na takie warunki, hehe.

Istebna (epilog)

Poniedziałek, 23 września 2013 · Komentarze(0)
Powrót jeszcze w dzień rozjazdu. Wracamy na kwaterę, prysznic, pakowanko i pożegnanie z niezwykle uprzejmymi właścicielami oraz współlokatorami. Magda, dwa Tomki, Jarek i Albert (Rowerowy Kampinos, Biketires.pl) - fajnie było poznać i razem pokręcić. Jeszcze szybkie zakupy w biedrze (biedronka biedronce nie równa, w mojej mieścinie ten sklep to porażka, natomiast w Istebnej zakupy robi się z przyjemnością) na drogę i żegnamy się z Jackiem. Przed nim daleka droga - dojedzie dopiero w nocy, ale prawdziwi pasjonaci już tak mają ;)
Adekwatna mądrość z PKP Laliki ;) © k4r3l

Do Lalików docieram po 50 minutach zaliczając po drodze Ochodzitą. Z 15kg plecakiem łatwo nie było, a po drodze czekało mnie jeszcze kilka mniejszych podjazdów :) W pociągu cały przedział mój, dopiero za Żywcem zaczyna się robić tłoczno (a mówią, że pociągami nikt nie jeździ - media klamią!;) To był intensywny weekend!