Wpisy archiwalne w kategorii

>100

Dystans całkowity:6243.61 km (w terenie 681.00 km; 10.91%)
Czas w ruchu:309:01
Średnia prędkość:19.75 km/h
Maksymalna prędkość:75.20 km/h
Suma podjazdów:107279 m
Maks. tętno maksymalne:198 (102 %)
Maks. tętno średnie:155 (79 %)
Suma kalorii:31082 kcal
Liczba aktywności:50
Średnio na aktywność:124.87 km i 6h 18m
Więcej statystyk

Setka pod wiater ;)

Niedziela, 11 stycznia 2015 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Dziś grała orkiestra. No to niech gra dalej :)



Żeby jeździć trzeba jeździć - ta prosta zasada znalazła dziś zastosowanie w praktyce. Jako że wypadała niedziela zadaliśmy sobie jedno zajebiście ważne pytanie - co na naszym miejscu zrobiłby Jezus? :D Nic nam niestety do głowy nie przyszło, ale jakimś "cudem" znaleźliśmy się w Kalwarii pod klasztorem i tamtejszych ścieżkach (oznaczone na czerwono - maryjne, na niebiesko - jezusowe;), którymi niestety nie dało się jeździć, gdyż ponieważ Jezus lubił skróty i często zbaczał z utwardzonych duktów. No cóż, uciekliśmy stamtąd czym prędzej szukać esencji kolarstwa, czyli podjazdów!
Góry zostawiamy z tyłu :(
Góry zostawiamy z tyłu :( © k4r3l
Ale jedziemy w stronę słońca :)
Ale jedziemy w stronę słońca :) © k4r3l
No i są widoczki :)
No i są widoczki :) © k4r3l

Kilka takich 'kolarskich golgot' po drodze było - najfajniejsza prowadziła do urokliwego ryneczku w centrum Lanckorony. Było pięknie a serpentyny miały coś ze szwajcarskiego... sera;) Gdyby tylko tak nie raczyło pizgać posiedziałby tam człowiek dłużej napawając się sielskim spokojem z widokiem na Koskową Górę (charakterystyczny maszt) i Babią Górę (charakterystyczne wszystko). Pięknie położona miejscowość!
Dróżki kalwaryjskie :D
Dróżki kalwaryjskie :D © k4r3l
Stare mościwo :)
Stare mościwo :) © k4r3l
W okolicy Świnnej Poręby :)
W okolicy Świnnej Poręby :) © k4r3l

Dalej już dróżkami mniej lub bardziej ciekawymi dotarliśmy do Zembrzyc. Tu trochę pokpiliśmy sprawę, bo wbiliśmy się na zalewowy teren w Mucharzu i musieliśmy zawrócić, gdyż nie wiadomo było dokąd ta droga prowadzi. Teraz już wiem, że spokojnie można było jechać dalej zamiast ruchliwą 28ką z całym tym wiatrem (przez moment sypało nawet śniegiem w twarz) i tymi blachosmrodami. Wyszła nam ogólnie fajna, bo nieprzesiedziana niedziela - dzięki Kuba za nawigowanie! Szoska hula aż miło :)

Jesienna Pętla Beskidzka ;)

Niedziela, 28 września 2014 · Komentarze(8)


Rok się powoli kończy (fak, czas naprawdę zap... ala!) a tu Pętla Beskidzka jeszcze nie przejechana. Trzeba było nadrobić zaległości, zwłaszcza, że mimo obiecującego początku (łagodna zima = sporo jazdy) kilometry jakoś nie chciały później wpadać... Nie ma się co rozpisywać. Wyjazd o 9 w przyjemnym słoneczku, a od Kocierza aż po Żywiec jazda we mgle. Zimno. Na szczęście w Przybędzy już full lampa i tak do samego końca. Przypomniałem sobie Kamesznicę (heh, ten podjazd to jest prawdziwa siekera!), odwiedziłem Ochodzitą z wyśmienitym dziś widokiem na Tatry (gratis pokaz przeprowadzania owiec i baranów z jednej łąki na drugą;). Kubalonka i Salmopol bez szału (chociaż ludzi od groma), nawet zdjęć nie robiłem. Podobnie na Przegibku i Targanickiej. Wraca człowiek do domu i się okazuje, że mamy Mistrza Świata w kolarstwie szosowym. Brawo Michał Kwiatkowski! Coraz częściej myślę o... (nie, nie o samochodzie:) o szosie. Skromnym treningowym połykaczu kilometrów. Hmmm ;)

Pierzyna jakaś czy ki pieron?
Pierzyna jakaś czy ki pieron? © k4r3l
Ochodzita dziś wygrała z widoczkami!
Ochodzita dziś wygrała z widoczkami! © k4r3l
Ale wypas! :)
Ale wypas! :) © k4r3l
< Idą i beeeeczą :D
Idą i beeeeczą :D © k4r3l
Ochodzita już zostawiona w tyle ;)
Ochodzita już zostawiona w tyle ;) © k4r3l
Klasyczny widok na jezioro w Wiśle ;)
Klasyczny widok na jezioro w Wiśle ;) © k4r3l
Jesień powoli zagląda w Beskid Mały ;)
Jesień powoli zagląda w Beskid Mały ;) © k4r3l

Beskid Śląski po warszawsku ;)

Niedziela, 21 września 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy


Niedziela. Prognozy beznadziejne. Mimo to dzień wcześniej ugaduję się z Tomkiem (ktone) na objazd Beskidu Śląskiego. Rzadko tam zaglądam, więc skoro nadarza się okazja pokręcenia w doborowym towarzystwie chętnie z niej korzystam. Grupa startowa to Magda, Tomek, Jarek (wszyscy z Rowerowego Kampinosu) oraz Dawid i ja jako reprezentanci lokalesów. Trasa znana i lubiana czyli pętelka mająca swój początek w Bielsku-Białej wiodąca przez takie szczyty jak Szyndzielnia, Przełęcz Karkoszczonka, Kotarz, Grabowa, Salmopol, Malinowska Skała oraz Skrzyczne. Po drodze łapią nas dwie fale deszczyku, ale na nikim nie robią wrażenia, bo każdy ma ekwipunek odpowiedni do panujących warunków. Mimo to jest cholernie ciepło i kurtki szybko znikają w plecakach a na kilku podjazdach buffy nie nadążają z odprowadzaniem potu! Przed Malinowską Skałą pogoda zaczyna się pogarszać a mgła trzyma do samego Skrzycznego, z którego zjazd, najpierw zielonym (no dobra, w tym wypadku było to sprowadzanie, a nie zjazd) a później rewelacyjnym singlem na czerwonym do Buczkowic stanowią wisienkę na torcie. Wyszła ciekawa i wymagająca górska trasa z dojazdem asfaltami. Fajnie było się spotkać z ludźmi, z którymi ostatni raz kręciło się podczas pomaratonowego rozjazdu na Baranią Górę dokładnie rok temu...

Przed Szyndzielnią warunki średnie ;)
Przed Szyndzielnią warunki średnie ;) © k4r3l
Ale już przed Karkoszczonką zaczyna przebijać się słońce ;)
Ale już przed Karkoszczonką zaczyna przebijać się słońce ;) © k4r3l
W okolicach Hyrcy robi się już bardzo optymistycznie ;)
W okolicach Hyrcy robi się już bardzo optymistycznie ;) © k4r3l
A Przed Kotarzem mamy najlepsze widoki dnia!
A Przed Kotarzem mamy najlepsze widoki dnia! © k4r3l
Odrobina słońca jeszcze nikomu nie zaszkodziła ;)
Odrobina słońca jeszcze nikomu nie zaszkodziła ;) © k4r3l
Ostatnie chwile słonecznego szaleństwa ;)
Ostatnie chwile słonecznego szaleństwa ;) © k4r3l
Malinowska Skała ponura ;)
Malinowska Skała ponura ;) © k4r3l
Przez grzbiet przetacza się mega chmura ;)
Przez grzbiet przetacza się mega chmura ;) © k4r3l
Na zjeździe ze Skrzycznego jest tak ;)
Na zjeździe ze Skrzycznego jest tak ;) © k4r3l
Ale też i tak ;)
Ale też i tak ;) © k4r3l

Beskid Żywiecki pełen niespodzianek ;)

Niedziela, 14 września 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Jednak radio to wciąż misja - kapela "wyłapana" podczas trójkowej audycji Tomka Żądy "Przed godziną zero".


Zainspirowany jedną z ostatnich wycieczek Mariusza oraz faktem, że i za nami chodził niebieski szlak z Hali Lipowskiej do Złatnej (wcześniej polecany również przez Tomka "Ktone") pojechaliśmy w tamtym kierunku asfaltami. Po 50km wjechaliśmy w pierwszy teren i podjazdem-killerem zaatakowaliśmy Rysiankę, na szczycie której znajdowała się meta uphillu biegowego. Tam pogadaliśmy chwilę z Kamilą z Eko-Idea, która z racji niedawnej kontuzji przybiegła przed zawodnikami treningowo, pocykać fotki. Pierwszy zawodnik osiągnął linię mety (dystans wynosił 5km 300m) po 34 minutach z okładem - szacun!

Początek podjazdu z Sopotni Wielkiej ;)
Początek podjazdu z Sopotni Wielkiej ;) © k4r3l
Taki widoczki na szuterku ;)
Taki widoczki na szuterku ;) © k4r3l

Ostatnim razem gdy odwiedzaliśmy schronisko na Lipowskiej spotkaliśmy się z ostrzeżeniami iż ów szlak (tzw. nowy szlak do Złatnej Huty) jest nieprzejezdny z powodu licznych wiatrołomów. Nie chcąc ryzykować przenoszenia rowerów nad powalonymi drzewami zrezygnowaliśmy. Jak się okazuje niepotrzebnie, bo rejon zniszczeń to tylko fragment szerokiej stokówki - szlak właściwy, czyli kilkukilometrowy singiel, jest nietknięty.

Majestat Rysianki i tajemnicza chmura ;)
Majestat Rysianki i tajemnicza chmura ;) © k4r3l
Dopingujemy finisherów biegowego uphillu ;)
Dopingujemy finisherów biegowego uphillu ;) © k4r3l

Mało tego, to jeden z bardziej dzikich szlaków w okolicy. Na całym odcinku spodkaliśmy raptem trzech turystów i dwa psy ;) Na szlaku można wyróżnić kilka sekcji. Początkowo korzenno-kamienista od razu rzuca nas na głęboką wodę o czym przekonuję się na własnej skórze o mało co nie zaliczając otb. Cóż, wcześniejsze piwko na Rysiance raczej nie pomagało. Dalej jest wspomniana stroma ścianka z wycinką. Następnie zaczyna się leśny wyścielony ściółką singiel poprzetykany zatopionymi w podłożu korzeniami i kamieniami. Jest świeżo po opadach, więc poziom trudności jest odpowiedni wysoki. Zanim ów odcinek przejdzie w singiel pomiędzy wysokimi trawami i kapitalną panoramą do przejechania jest kilka 180 stopniowych zakrętów a na nich nie pierwszej już jakości mostki - jedne przejeżdżamy bez problemu na innych nie ryzykujemy.

Niebieski - na lewo korzonki, na prawo kamienie ;)
Niebieski - na lewo korzonki, na prawo kamienie ;) © k4r3l
Widokowe single! :)
Widokowe single! :) © k4r3l
Wśród wysokich traw ;)
Wśród wysokich traw ;) © k4r3l
Wijąca się nitka trawesującego singla ;)
Wijąca się nitka trawersującego singla ;) © k4r3l

Końcówkę szlaku gubimy wyjeżdżając koło jakichś zabudowań na asfaltową ścieżkę. Ze Złatnej kierujemy się w kierunku Hali Boraczej - tu czeka nas podjazd najpierw cholernie stromą nitką asfaltu a następnie dość wymagający szlak żółty, na którym w odróżnieniu od Kuby muszę prowadzić. Jeszcze krótki zjazd czarnym, potem końcówka zielonego i upragniona drożdżówka i kawa w schronisku :) Czas goni, więc wybieramy najszybszą opcję - czarny do Żabnicy i dalej asfalty. Ale w Węgierskiej Górce dopada nas ulewa - no cóż, krążyło i krążyło, aż w końcu lunęło. Kiedy deszcze słabnie odrobinę postanawiamy jechać. Niestety do Żywca dojeżdżamy z kilkoma wymuszonymi przystankami na... przystankach ;)

Hala Redykalna we mgle ;)
Hala Redykalna we mgle ;) © k4r3l
Srogi klimat na zielonym przed Halą Boraczą ;)
Srogi klimat na zielonym przed Halą Boraczą ;) © k4r3l

Dalsza droga o dziwo już na sucho, chociaż w butach wesoło chlupocze woda. Na koniec zostawiliśmy sobie Przełęcz Kocierską, co by trochę tej wody odparowało na podjeździe. Dzień udany, jakbym miał sugerować się prognozami pewnie bym przesiedział niedzielę w domu, a tak to myk i stodwajścia przejechane ;) Szkoda tylko, że raptem 27km to teren...

Ulewa w Węgierskiej Górce ;)
Ulewa w Węgierskiej Górce ;) © k4r3l
Dolinka kocierska po deszczu ;)
Dolinka kocierska po deszczu ;) © k4r3l

Lipcowa stówka :)

Niedziela, 27 lipca 2014 · Komentarze(5)


Wymęczona jazda, bo po 10km jazdy w dół i po płaskim ponownie do akcji wkracza kolano. Wrzuciłem więc na luz i bezstresowo pokręciłem się po okolicy. Po drodze do Żywca mijam tabuny rowerzystów - od niedzielnych wycieczkowiczów po trenujących prosów.

Musiałem obejść się smakiem ;)
Musiałem obejść się smakiem ;) © k4r3l

Przed Przełęczą Ślemieńską urywam znowu szprychę - tym razem od strony kołnierza piasty - nie mam w tym roku szczęścia do kół. To już drugie :/ Na tym telepiącym się kółku robię jeszcze powrotne kilkadziesiąt km. W Wielkiej Puszczy dopada mnie ulewa i burza - najgorsze przeczekuję pod wiatą przystanku w towarzystwie rowerowej parki i gościa na skuterze ;)

Przełęcz Ślemieńska ;)
Przełęcz Ślemieńska ;) © k4r3l
Trochę powyżej przełęczy - widok na Skrzyczne i J.Żywieckie ;)
Trochę powyżej przełęczy - widok na Skrzyczne i J.Żywieckie ;) © k4r3l

Nie żeby mi szczególnie zależało, ale gdyby nie ten wypad to miałbym w lipcu mniej kilometrów niż w styczniu :D

Mędralowa przy full lampie ;)

Niedziela, 29 czerwca 2014 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Krótko, szybko, głośno. Nowy kawałek Eye For An Eye!

Zdobywania beskidzkich szczytów ciąg dalszy. Tym razem padło na Mędralową, czyli najbardziej na północ wysunięty fragment Słowacji :) Dojechaliśmy do Jeleśni asfaltami zaliczając po drodze Kocierz i trochę czerwonego szlaku a następnie przez Rychwałdek. Przy PKP są już Dawid i Maćkiem i we czterech rozmawiając o dupie Marynie (dosłownie;) ruszyliśmy do Przyborowa, gdzie czeka nas podjazd asfaltowy do czarnego szlaku.

Taki se skrót wymyśliliśmy :D
Taki se skrót wymyśliliśmy :D © k4r3l

Od rana jechało się ciężko - o godzinie 8 było już 26 stopni, duchota na maksa, powietrza brak. Ten podjazd okazał piekielnie ciężką francą. Niezbyt długi, początkowo łagodny, następnie coraz badziej sztywny. Rewelacja, polecam szosowcom :) Tak gdzie asfalt się skończył miał się zaczynać czarny szlak, ale że znaków po drodze nie było pojechaliśmy dalej docierając do szlaku granicznego, którym zaczęliśmy się wspinać.

Podjazd z Przyborowa ;)
Podjazd z Przyborowa ;) © k4r3l

Jedno z podejść nas odstraszyło i zjechaliśmy na słowacką stronę by starymi asfaltami objechać trochę ten niewygodny fragment. Jak to zwykle bywa eksperymenty skończyły się w czarnej dupie i koniec końców urządziliśmy sobie 10 minutowy wypych. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - wylądowaliśmy bezpośrednio na szczycie Mędralowej - 1169m n.p.m. Ze szczytu ukazały nam się kolejne górki, a daleko w tyle majestatyczny kopiec Jałowca 1111m n.p.m. - nasz drugi główny cel dzisiejszego tripu.

Na Mędralowej czilałt (w tle Jałowiec;)
Na Mędralowej czilałt (w tle Jałowiec;) © k4r3l

To co było pomiędzy można nazwać czystą poezją MTB. Singiel za Mędralową (szlak zielony) to wzorcowy przykład funu w MTB. Najpierw kilkaset metrów wąskiej ścieżki pomiędzy falującymi na wietrze trawami, a następnie zjawiskowo techniczny, wyjątkowo korzenisty i momentami bardzo widokowy odcinek trawersujący zbocze Kolistego Gronia. To był zdecydowanie fragment dnia! Dla tego odcinka warto było się tutaj fatygować.

Kaskadery na szlaku ;)
Kaskadery na szlaku ;) © k4r3l

Droga na Jałowiec to dla mnie droga przez mękę. Odstaję praktycznie na każdym podjeździe, potem dodatkowo przejeżdżamy skrzyżowanie szlaków i musimy wracać pół kilometra... pod górę :) A na koniec raz jeszcze wysyający wszystkie siły podjazd z Przełęczy Suchej na sam szczyt Jałowca w pełnym słońcu. Znowu zamykam tyły z kilkunastosekundową stratą ;) Na szczytowej polanie świetny klimat. Pierwszy raz mamy możliwość nacieszyć oczy piękną panoramą, jest super, ale zjeżdżamy do jednego z moich ulubionych schronisk w Beskidach - Opaczne.

11/10 ;)
11/10 ;) © k4r3l

Na miejscu niespodzianka - schronisko się rozbudowuje. Nie jest to jakaś ogromna inwestycja, ale szczerze powiedziawszy przyda się tam więcej miejsca, bo ostatnio musieliśmy prosić o dodatkowe krzesła z kuchni a jedyny stolik jaki był wolny okupowany był przez akwarium ;) Tak czy inaczje schronisko i jego lokalizacja (nad Zawoją, z widokiem na Okrąglicę, Policę, Babią Górę i dalsze szczyty Beskidu Sądeckiego oraz Gorców) wydaje się być idealna. W takich okolicznościach jadło, nie wspominając o piwie, smakuje wyśmienicie!

Łaskawy Jałowiec i jego panoramiczny potencjał ;)
Łaskawy Jałowiec i jego panoramiczny potencjał ;) © k4r3l
Widok spod schroniska Opaczne!
Widok spod schroniska Opaczne! © k4r3l

Żeby nie wracać się na Jałowiec objeżdżamy jego szczyt czerwoną rowerówką, a następnie żółtym i niebieskim lecimy w dół. Chwilę później rozstajemy się z Maćkiem i Dawidem, którzy wracają do Jeleśni. Nas czeka jeszcze długa droga. Ta okazuje się nieco komplikować bo nagle znikają oznaczenia niebieskiego szlaku. Tak czy inaczej lądujemy w Lachowicach, gdzie po krótkiej przerwie w lewiatanie pniemy się asfaltem na Mączne, żeby przebić się do Tarnawy i stamtąd zaatakować Leskowiec.

Za plecami na zielonym szlaku pod Leskowcem ;)
Za plecami na zielonym szlaku pod Leskowcem ;) © k4r3l

Zielony szlak początkowo rokuje nadzieję na ciekawy uphill, niestety im dalej tym ciężej, ostatecznie trzeba wypychać. Zdecydowanie jednak będzie to miodny szlak na zjazd - singiel, którym z bólem serca wypychaliśmy rowery był kapitalny! Po osiągnięciu pasma w eskorcie miliona much lecimy w stronę Leskowca. Jeszcze krótki pit-stop na zmianę dętki (odkleiła mi się stara łatka) i jesteśmy na szczycie. Szybki zjazd do Rzyk i dalej już tylko asfalty. Dobre podsumowanie czerwca, trzeci z rzędu setkowy wypad z 3000m w pionie ;)

Atrakcyjny Makowski ;)

Sobota, 21 czerwca 2014 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Ktoś był na tyle uprzejmy, że wrzucił całą nową płytę Mastodon do Sieci i chwała mu za to, bo już wiem gdzie w przyszłym miesiącu ulokuję kilka złotówek. "Once Round More To The Sun" zwyczajnie zachwyca świeżością i zaskakuje... melodyjnością! Dali radę!


Dzień letniego przesilenia przywitał nas aurą pochmurną z tendencją do opadów. Nie zdołało to nas jednak odwieść od planu, który zakładał eksplorację terenów do tej pory nieznanych - północnego pasma Beskidu Makowskiego. Na początek rozgrzewka i podjazd pod Groń JPII. Następnie zjazd mega fajnym niebieskim/czarnym do Śleszowic (do tej pory jechałem go tylko w drugą stronę).

Atakujemy z Zembrzyc ;)
Atakujemy z Zembrzyc ;) © k4r3l
Łysa Góra jest jak widać łysa ;)
Łysa Góra jest jak widać łysa ;) © k4r3l

Tam szybka przebitka szosą do Zembrzyc i rozpoczynamy asfaltowy uphill na Łysą Górę (515m). Jak widać wysokości nie są jakieś znaczne, ale nie ma to znaczenia, bo widoki właśnie z takich pasm są rewelacyjne. Na dzień dobry mamy problem ze zorientowaniem się w terenie, ale pomagają nam w tym przykryte chmurami szczyty Babiej Góry i Pilska.

Widokoa część czerwonego ;)
Widokowa część czerwonego ;) © k4r3l
Zjazd do Palczy ;)
Zjazd do Palczy ;) © k4r3l

Czerwony szlak w kierunku Myślenic to nieustanna droga interwałowa, która potrafi zmęczyć, ale potrafi dać również mnóstwo pozytywnych wrażeń (głównie widokowych) oraz frajdę ze świetnych, szybkich zjazdów. Nawet mimo tak niewielkich wysokości nie unikamy krótkiego wypychu tuż za miejscowością Palcza. Wychodzi słońce i dalej jedzie się wręcz wybornie, choć powoli zaczynamy się obawiać czy starczy czasu.

Przed nami Myślenice ;)
Przed nami Myślenice ;) © k4r3l
Myślenicki ratusz ;)
Myślenicki ratusz ;) © k4r3l

Pokusa dotarcia do Myślenic jest jednak silniejsza - zjazd do tego urokliwego miasteczka z całkiem zgrabnym ryneczkiem, to jeden z najlepszych fragmentów jeżeli chodzi o tamtejsze MTB! Lokalizujemy pizzerię i po 'diabelskiej' oraz kilku skrzydełkach kurczaka zbieramy się w drogę powrotną. Asfaltami na Budzów (stara droga wzdłuż ekspresówki S7) i tam odnajdujemy szlak podjazdowy - zielony. Początek ok, ale w lesie zaczyna się sieczka totalna - kolejny fragment, który musimy wypychać. Odnalezione źródełko podnosi morale a chwilę później wchodzimy na szeroką (4m?) drogę (szutrowo-żwirową), która prowadzi nas do kolejnego skrzyżowania szlaków.

Rzeka raba - po drugiej stronie, na tzw. Zarabiu, wiedzie trasa Bike Maratonu ;)
Rzeka raba - po drugiej stronie, na tzw. Zarabiu, wiedzie trasa Bike Maratonu ;) © k4r3l
Wypas lokalizacja!
Wypas lokalizacja! © k4r3l

Znak opisujący żółty szlak mówi jedno: 6h15 minut do Makowa Podhalańskiego! Czyli optymistycznie jakieś 3h rowerem - na 19:30 powinniśmy tam dotrzeć;) A po drodze kilka wymuszonych przerw na zdjęcia kapitalnych widoków. Masa zjazdów ale i jedno dłuższe podejście pod górę, której nazwa wzięła się najpewniej od tego fragmentu: Parszywka (852). Wioska u stóp tego szczytu to fenomentalna lokalizacja - nie mamy dziś dobrej widoczności. ale po chwili przyglądania się dostrzegamy ośnieżone stoki Tatr!

Nawet przy sadzeniu ziemniaków trzeba mieć fantazję ;)
Nawet przy sadzeniu ziemniaków trzeba mieć fantazję ;) © k4r3l

Kolejny taki szczyt już za moment - Koskowa Góra to trochę butowania, ale panorama ze szczytu (o rozpiętości ok. 270 stopni) jest wystarczającą rekompensatą. Tylko 867m a widoki takie, że na kończynach pojawia sięgęsia skórka (a widoczność była "tylko" dobra!). Czas zaczyna nas gonić, zjeżdżamy na czarny a potem na niebieski szlak, który jednak opuszczamy kiedy zaczyna piąć się w górę. Po skoszonym sianie, po stromym asfalcie zjeżdżamy do Makowa tuż przed Suchą Beskidzką. Jest 19 a do domu jeszcze szmat drogi.

Kuba zdobywa Koskową Górę!
Kuba zdobywa Koskową Górę! © k4r3l

Wybieramy chyba jedyną logiczną opcję - asfalty do Żywca. Kto tam jechał to wie, że po dłuższej trasie jest to droga przez mękę, ale nie poddajemy się i robiąc co chwile zmiany meldujemy się grubo po 20 u stóp Kocierza, który zdobywamy już po zmroku. Zjazd w kompletnych ciemnościach rozświetla tylko dioda telefonu przyczepionego na taśmie do plecaka - dobre i to.

A ta w nagrodę odwdzięcza się wyborną panoramą ;)
A ta w nagrodę odwdzięcza się wyborną panoramą ;) © k4r3l

W domu łapie mnie maksymalne odcięcie - sok piję bez wody, duszkiem, a miód wyjadam łyżeczką ze słoika - po jakimś czasie dochodzę do siebie. Mimo iż nawadnialiśmy się regularnie i jedliśmy sporo (batony, owoce, ciepły posiłek) to jednak trudy trasy dały się we znaki. Wypad z cyklu epickich. Miało być "turystycznie", w końcu pasma niskie, a wyszło jak zwykle, czyli ekstremalnie ;)

Żywiecki again

Czwartek, 19 czerwca 2014 · Komentarze(9)
Uczestnicy
How cool is that? :)
Czwartek, 8:00. Punkt zbiórki: rondo na wjeździe do Żywca. Jestem przed czasem, a po chwili dojeżdża resztę bandy: Dawid, Konrad, Kuba i Maks. Konrad pisał, że nie ma czasu na całodniowy trip, więc przyjechał na... kolarce ;) Do Węgierskiej Górki tempo mocne, ale nie przeszkadzające pogaduszkom ;) W Żabnicy odbijamy na czerwony szlak i po sesji przy bunkrze Konrad nas opuszcza.

Jadymy! ;)
Jadymy! ;) © k4r3l

Czerwony szlak w kierunku Rysianki może się podobać, ale nie jest do końca przejezdny. Czasem przeszkadza luźne podłoże, czasem bałagan, który zostawili leśnicy innym razem metrowe półki skalne z... łańcuchami ;) Niezrażeni kontynuujemy wspinaczkę - późniejsze singielki ze wspaniałymi panoramami rekompensują trud prowadzenia rowerów na tych krótkich odcinkach.

Podjazd pod Abrahamów ;)
Podjazd pod Abrahamów ;) © k4r3l
Łańcuchy na zboczach Romanki ;)
Łańcuchy na zboczach Romanki ;) © k4r3l

Na Rysiance chwila odpoczynku i i zjazd.. nie tam gdzie trzeba :) A więc z powrotem pod schronisku i tym razem już w dobrym kierunku. Z Lipowskiej mieliśmy w planach ponoć świetny niebieski do Złatnej ale informacja o zamkniętym szlaku z powodu wiatrołomów odwiodła nas od tego pomysłu. Nie pozostało nic innego jak zjechać (drugi raz w tym miesiącu;) zielonym szlakiem na Boraczą.

Tamtejsze singielki wymiatają :)
Tamtejsze singielki wymiatają :) © k4r3l
Zaciesz Maksa po zjeździe ;)
Zaciesz Maksa po zjeździe ;) © k4r3l

Po tym mega-fajnym odcinku dłuższa chwila relaksu na Boraczej, kawka i tamtejszy specjał, czyli jagodzianka. Przed nami podjazd na Prusów, który w pełnym słońcu potrafi osłabić każdego. Dalej już zjazd do Węgierskiej Górki - niezbyt wymagający, ale też i nie jakiś rewelacyjny - po prostu szybki sposób na dotarcie do cywilizacji. Ale żeby tak łatwo nie było Dawid łapie gumę i tu ciekawostka: na liczniku dystans wskazuje 66,6km...

Trochę otwartej przestrzeni ;)
Trochę otwartej przestrzeni ;) © k4r3l
W drodze na Prusów ;)
W drodze na Prusów ;) © k4r3l

Tam rozstajemy się z Dawidem i Maksem i jedziemy z Kubą czarnym rowerowym przez Cięcinę Górną (mijamy rozlewnię wód Żywiec Zdrój) i odbijamy na jeden z bardziej wymagających podjazdów tego dnia - na Butorówkę. Dżizas, ale ta niepozorna górka dała się nam we znaki. Tam żółtą rowerówką pokonujemy Magurę i Skałę po raz drugi zaglądamy na Słowiankę, gdzie uzupełniamy zapasy i rozpoczynamy odwrót. Najpierw niebieskim a później żółtym, na którym gałąź o średnicy kilku cm wygina mi szprychę... w nowym kółku... #%^%$^! O dziwo nie ma bicia i można jechać dalej.

Początek podjazdu dnia ;)
Początek podjazdu dnia ;) © k4r3l

Do pokonania została przełęcz w Juszczynie, po której rozjeżdżamy się z Kubą w Żywcu. A ja cisnę przez Kocierz by zaliczyć ostatni tego dnia podjazd. Na takich oponach i przy tak niskim ciśnieniu idzie jak po grudzie. Całkiem udany dzień, znowu mnie spaliło to niepozorne słońce, a więc tanlajny w toku :)

O trzech takich co pojechali na Bałakany :)

Sobota, 14 czerwca 2014 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Nie będzie tu żadna "Bałkanica" rozbrzmiewać, bo to gniot straszliwy niegodny szyldu Piersi. Piersi są tylko jedne, znaczy te z Kukizem Pawłem, bo te pozostałe nader często bywają w duecie.


Wycieczkę sponsoruje cyferka 3 (słownie: trzy). 3 rowerzystów, 3 tygodnie jazdy, 3 tysiące km i TRZYnaście państw ;) Co by chłopakom nie było smutno w trakcie opuszczania tej krainy miodem i mlekiem płynącej postanowiliśmy wesprzeć ich kołem w ostatnich godzinach pobytu w ojczyźnie. Trzech śmiałków i ich trzy potwory - bo ciężko nazwać rowerem coś co waży ponad TRZYdzieści kilgramów ;) Jakubiszon miał tę frajdę iż dosiadał przez kilka kilometrów (napisałbym, że trzy, ale byłaby to nieprawda) maszyny już nie TRZYdziestoletniego Janusza ;)

Jadą czterej jeźdźcy, jadą ;)
Jadą czterej jeźdźcy, jadą ;) © k4r3l
Mimo deszczu... ;)
Mimo deszczu... ;) © k4r3l

Całą to trójkową magię zepsuł w pewnym momencie niejaki Lama (czy jednak 'm' w jego nicku nie przypomina leżącej trójki? think about it! :), który niczym szpieg z krainy deszczowców znalazł nas mimo iż próbowaliśmy się przed nim skryć w bramie obok pewnego niepozornego sklepiku w Jeleśni. Posiedzenie to zarejestrowała tamtejsza kamera przemysłowa. Na szczęście nie widać tutaj nielegalnych trunków, którymi raczył się jeden z uczestników tej rajzy ;)

Materiały operacyjne
Materiały operacyjne "brama gate" ;) © k4r3l

Do punktu odprawy paszportowej dotarliśmy tuż przed totalnym oberwaniem chmury - mówię Wam, to kara boska za opuszczenie narodu polskiego w potrzebie. Zresztą co jo godom, po "taśma gejt" państwo polskie przeca już nie istnieje... Ja nie wiem czy oni mają jeszcze do czego wracać z tych Bałkan. Może z Bałkanów prędzej?

Janusz i Koval nie zdążyli :P
Janusz i Koval nie zdążyli :P © k4r3l
Konkretna pompa ;)
Konkretna pompa ;) © k4r3l

Odjechali w stronę wyłaniającego się zza chmur słońca a my z Jakubiszonem, zdruzgotani totalnie. postanowiliśmy się rzucić... do odwrotu. W ramach pokuty zafundowaliśmy sobie kilka przełęczy, tak, że poszło nam nie tylko w łydy, ale i w pięty. Stówka pękła, ale jakoś świadomość, że nasi ziomkowie przebywają teraz wśród narodów dzikich i niecywilizowanych nie pozwala się do tego faktu należycie, a więc z humorem, ustosunkować. Niech Matka Boska Shimanowska z całą TRÓJCĄ prześwietną mają ich w opiece. Ament.

Niech im Słowacja lekką będzie ;)
Niech im Słowacja i reszta trasy lekką będzie ;) © k4r3l
W drodze powrotnej jakby się przejaśniło ;)
W drodze powrotnej jakby się przejaśniło ;) © k4r3l

W stronę słońca, czyli siła w Beskidach ;)

Niedziela, 9 marca 2014 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Nowe Guano Apes! Już poprzedniej płycie zaprezentowali się w nowej nieco bardziej grzecznej i przebojowej konwencji, ale wg mnie wyszło im to tylko na dobre. W końcu Sandra może zrobić użytek ze swojego głosu. W sobote jakoś czasu brakło, więc trzeba było weekend zakończyć jakąś konkretną setką i upodleniem ;) Do Porąbki wpadł Tomasz i se pojechaliśmy zdobywać górki. Na pierwszy ogień Przegibek - Tomek miał zacieszkę, bo pierwszy raz od tej strony wjeżdżał. Na górze oscyp i hajda w dół - kierunek Wilkowice.
Po zakupach lecimy na Bielsko ;)
Po zakupach lecimy na Bielsko ;) © k4r3l
Na przełęczy tradycyjny oscypek ;)
Na przełęczy tradycyjny oscypek ;) © k4r3l

A jak Wilkowice to wiadomo co. Magurka :) Tomasz atakował ją po raz pierwszy i widać było, że daje mu się ten podjazd we znaki. Na szosę jest ciężki i nie raz podnosiło karbonowy sztuciec do góry. Ale koniec końców udało się. Zjazd też dostarczał wrażeń - kręta wąska droga a niej mnóstwo piechurów z dziećmi i czworonogami, ale ofiar nie było.
Magurka to nie byle popierdółka ;)
Magurka to nie byle popierdółka ;) © k4r3l
Takie proste ostro demotywją ;)
Takie proste ostro demotywją ;) © k4r3l
Ludu na szczycie jak w ulu ;)
Ludu na szczycie jak w ulu ;) © k4r3l

Dalej równie klasycznie czyli przez Bierną i Tresną w kierunku Oczkowa. Cel? Wrócić do Andrychowa stamtąd można tylko w jeden sposób - przez Przełęcz Kocierską :) Wcześniej jeszcze piwko i coś słodkiego na wzmocnienie łydy i można cisnąć. Poszło jak spłatka :)
Teleport wzdłuż jeziora ;)
Teleport wzdłuż jeziora ;) © k4r3l
Tomasz na podjeździe pod Przełęcz Kocierską ;)
Tomasz na podjeździe pod Przełęcz Kocierską ;) © k4r3l

Nie chciałem kończyć z marnym kilometrażem, więc odprowadziłem Tomasza do Zatora - droga tam się nieco ciągnie, bo płasko ale jechało się pomimo dość silnego wiatru bocznego całkiem spoczko. Wróciłem tą samą drogą, nie było sensu kombinować, zwłaszcza, że drogi na okolicznych wioskach są do dupy ;) Dzięki, trzymamy się ramy to się nie posramy :)))
Torebka obciachowa, ale przydatna ;)))
Torebka obciachowa, ale przydatna ;))) © k4r3l