Rok się powoli kończy (fak, czas naprawdę zap... ala!) a tu Pętla Beskidzka jeszcze nie przejechana. Trzeba było nadrobić zaległości, zwłaszcza, że mimo obiecującego początku (łagodna zima = sporo jazdy) kilometry jakoś nie chciały później wpadać... Nie ma się co rozpisywać. Wyjazd o 9 w przyjemnym słoneczku, a od Kocierza aż po Żywiec jazda we mgle. Zimno. Na szczęście w Przybędzy już full lampa i tak do samego końca. Przypomniałem sobie Kamesznicę (heh, ten podjazd to jest prawdziwa siekera!), odwiedziłem Ochodzitą z wyśmienitym dziś widokiem na Tatry (gratis pokaz przeprowadzania owiec i baranów z jednej łąki na drugą;). Kubalonka i Salmopol bez szału (chociaż ludzi od groma), nawet zdjęć nie robiłem. Podobnie na Przegibku i Targanickiej. Wraca człowiek do domu i się okazuje, że mamy Mistrza Świata w kolarstwie szosowym. Brawo Michał Kwiatkowski! Coraz częściej myślę o... (nie, nie o samochodzie:) o szosie. Skromnym treningowym połykaczu kilometrów. Hmmm ;)
A kiedy absolutnie nie mam na myśli fullika z małym skokiem, tylko już bardziej konkretne enduro, taki allmountain ze skokiem przynajmniej 140. Jest teraz do wyboru sporo modeli przejściowych - kompromisów między lakkimi fullami, a ciężkimi freeridówkami czy zjazdówkami. Ważą one w okolicach 12-13 kg, a skoku z przodu potrafią mieć 150mm, do tego istnieje zazwyczaj możliwość blokady ugięcia amorów. Wtedy z fulla zjazdowego robi nam się na podjeździe hatek ;-) Mam Krossa, który mi będzie służył bardziej zróżnicowanym trasom ze sporą ilością asfaltów, ale chętnie zaopatrzyłabym się w rower do zadań specjalnych, bo hatek w ciężkim terenie po prostu czasem nie unosi.
@Mariusz: no trochę siętrzeba nóżkami nakręcić, zeby taki dystans sieknąć i to jest największy ból, ale poza tym sam wiesz, że długodystansowe mtb nie takie straszne :)
@Emi: Szosa fajna rzecz, a co do roweru enduro to mam nadzieję, że masz na myśli tylko full zawieszenie a nie typowe enduro, bo to ciężkie rowery, na których będzie się ciężko robiło takie trasy jak lubisz ;)
@ Seba: hahaha, gminy to nie moja zajawka kompletnie, zresztą Ty już masz prawie wszystkie ;)
@ Radek: no nie lekko :)
@ XTNT: na Boraczą nigdy asfaltem nie wjeżdżałem, ostatnio zjeżdżaliśmy z niej ale czarnym szlakiem, więc tej nowej drogi nie znam; ale skoro to jest świeża nawierzchnia to wątpie, by była trudniejsza od Hrobaczej, która z roku na rok jest coraz bardziej rozpieprzona, no ale mogę się mylić ;)
@ Tomek: spoko-loko, myślę, przeglądam, przebieram, jednak jeżeli chodzi o rozmiary to wybór jest niestety marny (używki) ;)
Pięknie! Szosa za mną również łazi od dłuuugiego już czasu, ale zawsze jest coś ważniejszego do zrobienia/kupienia/naprawienia. Z drugiej strony sobie myślę - przecież nie trzeba na to wydawać miliona baksów. Chodzi o to by na asfaltowych trasach nie katować się (i sprzętu) na góralu. Tylko teraz pytanie najważniejsze - czy wpierw szosa czy rower enduro? I tu za każdym razem odpowiedź nie chce być inna - wybieram opcję numer dwa. A póki co i tak majaczę, bo takiej kasy w kieszeni na zbyciu wciąż brak :P