Wpisy archiwalne w kategorii

bike: Medżik

Dystans całkowity:15951.04 km (w terenie 2015.20 km; 12.63%)
Czas w ruchu:868:37
Średnia prędkość:18.11 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:281975 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:173797 kcal
Liczba aktywności:312
Średnio na aktywność:51.13 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Road Maraton: Pętla Beskidzka 2013

Sobota, 6 lipca 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Ten kto robił ten amatorski klip do tego genialnego kawałka miał fantazję. Propsy za scenkę z "Califonication", natomiast osobiście brakuje mi tam Siostrzyczki z "Maczety" Rodrigueza :D


Pokibicować na trasie Pętli Beskidzkiej. Nie byłem pewien czy w ogóle wystartują, bo nocna nawałnica i oberwanie chmury mogło pokrzyżować plany organizatorowi. Trasa wypasiona i dobrze znana, kilka zajebistych przełęczy do łyknięcia, gdybym tylko miał szosę pojechałbym. A tak to wybrałem się na lajcie idealnie obliczając godzinę pojawienia się zawodników w okolicy Przełęczy Kocierskiej (ok.70km trasy).
Jedna z pierwszych grupek pościgowych ;) © k4r3l

Pierwszy, tuż za pilotującym motocyklem jechał kolo z Szymonbike'a (widać pro skarpetki 'shut up legs' robią swoje;), który na tym podjeździe wypracował sobie 5-6 minut przewagi nad drugim zawodnikiem Sokoła Kęty. Później były już mniejsze i większe grupki. Zamieniam kilka słów z gościem z samochodu pilotującego stojącego na poboczu - wydaje mi się dziwnie znajomy. Chwila zastanowienia i oczywiście! - to główny znakujący tegoroczną trasę Beskidy MTB Trophy! Mały ten świat, ale co się dziwić, skoro jego dewiza to: "gdzie coś się dzieje w kolarstwie tam i ja jestem". Rispekt!
Typowy pociąg, choć w tym wypadku bardziej kolejka górska ;) © k4r3l

Postanawiam sobie zjechać do dolinki ale kilka serpentyn niżej następna niespodzianka. Ten, który się zarzekał, jaki to jest bez formy, że nie pojedzie tego dystansu i w ogóle typowe polskie narzekactwo ;) Funio! Postanowiłem go powku*wiać moimi lajtowymi przełożeniami, co oczywiście musiało być zripostowane: "cwaniak, bo 20minut temu z domu wyjechał" - no tak, to ja ;) Tomasz cisnął z niewielką i niezbyt rozmowną grupką - cóż, kadencja, równy oddech, to się liczy na takich pro-tourach. Żeby trochę rozerwać (allah akbar!;) towarzystwo wypalił: "to moja ulubiona przełęcz, wjeżdżam tu częściej niż wy wchodzicie na wasze baby" :DDDD.
Tomek zadowolony, bo jest prawie, że u siebie ;) © k4r3l

Jazda pod górę - lubię to ;) © k4r3l

Jako, że tempo mi nie odpowiadało a chciałem jeszcze pofocić trochę na podjeździe pod Targanicką urwałem się ~1km przed przełęczą i pocisnąłem w dół. Ale chłopaki na zjeździe przycisnęli i za chwilę miałem ich na kole. Ładnie rozprowadziłem ich do zajazdu autobusowego pod kolejną przełęczą i pojechałem przodem. Tomek początkowo cisnął konkret, ale kilkanaście metrów przed szczytem urwał się Wojtek z Gomoli i było po premii ;)
A tu już Przełęcz Targanicka... ;) © k4r3l

Postałem jeszcze chwilę i pofociłem ogon wyścigu dopingując maruderów. Pogadałem też z okolicznymi kosiarzami, bo byli ciekawi co to za wyścig, skąd jadą, ile jadą i takie tam rzeczy. Na koniec trafiła się jedna dziewczyna czego oczywiście panowie nie pozostawili bez słowa... [aby przeczytać dalszy ciąg relacji wyślij pusty SMS na nr 666, koszt 1 SMSa to 6,66 plus vat]
Humory dopisywały, a nachylenie rosło ;) © k4r3l

Wspomniana dziewczyna, może się mylę, ale chyba jedyna na tym dystansie? Szacun! © k4r3l

Wieczorny klasyk uphillowy ;)

Czwartek, 4 lipca 2013 · Komentarze(4)
Czwartkowe wieczorne kręcenie rozpocząłem nieco wcześniej, choć nie chciało mi się jak cholera ;) Wybrałem wariant klasyczny, tak by się nie najeździć ale się zmęczyć, czyli Kocierz razy dwa. Jazda na lajcie, bo duszno i wciąż jeszcze pomimo 20tej na zegarze, ciepło.
Independence Day czy może jednak Star Trek? :) © k4r3l

Dzień wcześniej widziałem samochód - pilot na kogucie i gościa z pędzlem malującym strzałki na asfalcie przy skręcie na Targanicką. Szybka weryfikacja internetowych zasobów i już wszystko jasne - w sobotę w ramach Road Maratonu rusza w Wiśle kultowa Pętla Beskidzka organizowana przez Wiesława Legierskiego. Jak pogoda dopisze wpadnę na przełęcz pokibicować. Póki co jest burzowo i deszczowo - jak to przy weekendzie...

Niewypał uphillowy.

Środa, 3 lipca 2013 · Komentarze(6)
Kategoria 30-60, bike: Medżik, Sam
Miał być kolejny fajny wieczorno-nocny trening, kolejna górka zaliczona po zmroku. Tym razem w stronę Przegibka z myślą o Magurce, na której mnie jeszcze w tym roku nie było. Wszystko szło bardzo sprawnie, wręcz planowo do momentu osiągnięcia przełęczy między Międzybrodziem a Bielskiem. Tam króki postój pod Gawrą i zaczęło się - mega kłucie spod żeber - chyba jakaś chamska kolka czy coś. Oddech płytki, bo po każdym głębszym ból był nie do zniesienia. Plany poszły się je..ać. Zawróciłem, zjazd ultra wolny, bez dokręcania, w ogóle jakakolwiek aktywność ruchowa ograniczona do minimum. Tak zjechałem do Międzybrodzia i dalej już nie mogłem - musiałem zejść z roweru i najgorszy atak przeczekałem na przystanku. Na szczęście po 10 minutach ból ustał i mogłem już zupełnie normalnie wrócić o własnych siłach do domu. Masakra...
Przegibek jaki jest każdy widzi ;) © k4r3l

Na szczęście powrót już w o niebo lepszych warunkach. Przejazd po zmroku przez Wielką Puszczę to niekończący się festiwal migoczących blado-zielonych światełek - takiej chmary świetlików jeszcze nie widziałem. Aż przystanąłem w pewnym momencie z wrażenia, bo zjawisko było niecodzienne. Dalej już bez udziwnień - Przełęcz Targanicka i do domu...

Ekipą na Krowiarki ;)

Niedziela, 30 czerwca 2013 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Ok, będzie trochę strasznie i mrocznie, ale nic na to nie poradzę. "Karma Obscura" - nowa płyta polskiej legendy death metalu, zespołu Trauma, robi furorę w moich głośnikach. Na razie co prawda w wersji cyfrowej, ale listonosz powinien dostarczyć fizyczny nośnik lada dzień!


W sobotę po południu dostaję mesydż od Tomka z propozycją wypadu na Krowiarki. Myślę, fajnie, będzie okazja znowu pojeździć w grupie i przy okazji rozkręcić trochę nogę po zupełnie nierowerowym tygodniu. Wcześniej daje cynk Tlenkowi, który także wyraża zainteresowanie wspólną jazdą. Umawiamy się ok. 9 rano w Wadowicach. Na miejsce dojeżdżamy niemalże w tym samym czasie. Tomkowi towarzyszy Aniuta, której to mają być pierwsze poważniejsze górki jak i dystans. Jak się później okazuje to chyba najbardziej rozgadana jaworzańska bikerka z tendencją do fochów :))))
Zapora w Świnnej już na ukończeniu ;) © k4r3l

Wesoły team z Jaworzna ;) © k4r3l

Już w trzyosobowym składzie jedziemy sobie w kierunku Suchej Beskidzkiej, zatrzymując się po drodze nad będącą w wiecznej budowie zaporą w Świnnej, następnie oglądamy sobie zameczek na przedmieściach i po telefonie do Ludwika zgadujemy się na rynku w Suchej. Dojeżdża Tlenek, gadka szmatka, kilka fotopstryków i można kręcić w stronę Zawoi. Tym razem nie jedziemy przez Przełęcz Przysłop tylko odbijamy na Maków Podhalański i stamtąd przez Białkę i Skawnicę ciśniemy w kierunku Krowiarek.
Dzień święty święcić, czyli Funio dobijający się do ks. Janusza ;) © k4r3l

Miało być grupowe foto, ale Telnek znalazł się poza kadrem :/ © k4r3l

Pod wyciągiem w Zawoi urządzamy krótki postój, czekolady, lodziki, batoniki - ogólnie pełna gama niezdrowej żywności ;) Tuż obok trwają przygotowania do zawodów downhillowych - Tomek nie omieszkał przymierzyć się do jednej z takich maszyn - średnio to jego obcisłe pasowało do tego wyjątkowo topornego sprzętu ;)
Jak Tomek postanowił zostać zjazdowcem ;) © k4r3l

Zaczyna mżyć, więc chowamy się pod przystankiem. Na szczęście nie jest to jakiś duży opad a po chwili ustaje całkowicie. Robi się jednak nieprzyjemnie zimno jak na tę porę roku. Żeby nie ostygnąć wsiadamy i bierzemy się za zdobywanie Przełęczy Krowiarki. Po drodze rozmawiamy sobie z Tlenkiem o okołorowerowych pierdołach i nawet nie spostrzegliśmy się kiedy znaleźliśmy się na szczycie. Aniuta z Funiem przyjeżdżają parę minut po nas - jak się okazało Tomek na podjeździe zagadywał Aniutę odwracając jej uwagę od rosnącego przewyższenia - nie powiem, ciekawa taktyka, hehe.
Atak mgły na Krowiarkach ;) © k4r3l

Na górze nie ma za bardzo co siedzieć - robi się coraz bardziej mgliście i chłodno. Po 15 minutach już jesteśmy gotowi na zjazd. Z przykrością odpuszczam zaproponowaną kiedyś przez Ludwika Przełęcz Zubrzycką - może innym razem... Zjazd do Zawoi był jednym z najzimniejszych w tym roku, a jeździłem zimą, więc można sobie wyobrazić skalę tego chłodu :) Dobrze, że miałem buffa, więc mogłem go naciągnąć na uszy. Podkoszulek również okazał się niegłupim pomysłem a już najbardziej byłem rad z rękawków. Mgła była tak gęsta, że odczuwało się ją niczym jakiś niewielki opad - okulary w momencie zaparowane, po nogach pizga a człowiek trzęsie się jak osika. Ekstra ;)
Schronienie przed zimnem ;) © k4r3l

Powrót bez większych kombinacji tą samą trasą. W Suchej zatrzymujemy się na małe co nieco w "Fred Kebab" czy jakoś tak ;) Biorę duży zestaw gyrosa, reszta również idzie w moje ślady. Porcja jest ogromna i co najważniejsze, ciepła i smaczna. Czas upływa na Tomkowych opowieściach z wojska - wkładki z bromu rulez, hehe. Żegnamy się z Tlenkiem i jedziemy dalej. W Mucharzu Tomasz najeżdża na jakieś cholerstwo i w efekcie rozcina z wielkim hukiem i świstem oponę. Na szczęście nacięcie jest niewielkie - wystarczy podkleić wnętrze opony standardową łatką a dzięki magicznej pompce Aniuty można nabić stosowną ilość atmosfer ;) W Wadowicach się żegnamy i ciśniemy w swoją stronę. Dziękówka, było jak zwykle do dupy :D
Pit-stop w Mucharzu ;) © k4r3l

Średnia wypadu mnie rozwaliła! Fakt, musiałem czasem dokręcać ze stójki, bo jednak na szosach to ciągnęli ostro, ale i tak, póki co to pod tym względem "personal best" ;) I to na takiej trasie!

Ps. pierwszy raz udało mi się przekroczyć 1000km w jednym miesiącu. Też nieźle ;)

Żar bez żaru ;)

Sobota, 22 czerwca 2013 · Komentarze(13)
/

Jakoś nie miałem ochoty na kolejny w tym roku wypad na Skrzyczne (a tam właśnie w nd rano mieli jechać bbRiderz) i korzystając z tego, że wciąż mam założone detonatory postanowiłem pierwszy raz w tym roku pojechać sobie (asfaltem) na Żar. Ale to nie był byle jaki Żar - tą mistyczną górkę postanowiłem zdobyć po zmroku :) Z racji dłuższej trasy wyjechałem o 21. Trochę zaniepokoiły mnie niskie chmury przykrywające szczyt Złotej Górki, ale postanowiłem zaryzykować i przebić się przez Przełęcz Kocierską do Żywca. Zjazd z Kocierza już w kompletnych ciemnościach. W dolince natomiast co chwile jakiś grillek czy ognisko - okolica (las, strumyk, góry) zachęca do takich właśnie nocnych posiadówek.
Księżycowy krajobraz na Żarze ;) © k4r3l

Do Międzybrodzia docieram bez problemu - ruch znikomy, sporadycznie tylko jestem oślepiany przez samochody, ale to tylko chwilowe. Przez moment w Łękawicy zastawiałem się czy Paul McCartney gra dziś na narodowym czy może na pobliskim festynie, bo do moich uszu dotarły skrawki coveru "Yellow Submarine", hehe. Zapora w Tresnej w przeciwieństwie do tej w Porąbce jest zupełnie nie oświetlona, ale dzięki temu dobrze stamtąd widać migoczące w oddali światełka. Widać było też mój dzisiejszy cel - podświetlony na czerwono maszt na szczycie Żaru oraz snop jasnego światła tuż obok.
Nocna Tresna i migoczący w oddali Żar ;) © k4r3l

Wydawało mi się, że ten 7kilometrowy podjazd upłynie pod znakiem kompletnego mroku ale na szczęście ku mojemu zaskoczeniu w wielu miejscach na podjeździe latarnie pracowały pełną parą. Oczywiście totalnie zaciemnione miejsca również się zdarzały (głównie w górnej części) ale nie robiło to już na mnie wrażenia. Myślałem, że na szczycie nie będzie o tej porze (wybiła w końcu 23:00) nikogo, ale niestety trafiła mi się wylewna dziunka i jej maczo toczący "głęboką" konwersację. No cóż, nic tu po mnie w takim razie - zjazd na pełnej k.... znaczy asekuracji:) W drodze powrotnej ujawniło się skrzypienie łańcucha - jednorazowe smarowanie wodnistym finishline'm tuż przed wyjazdem to jednak za mało. W asyście nieznośnie głośnego łańcucha powróciłem chwilę po północy. Pełen chillout, ciepełko, klimacik. Polecam ;)
A to już pod samą wieżą na szczycie ;) © k4r3l


A jeżdżąc sobie słuchałem przedostatniego albumu Bonobo. To jeden z nielicznych niegitarowych projektów, który mój zakuty łeb przyswaja. Idealne dźwięki na nocne tripy! Klasa!

Kocierz i Targanicka późną porą ;)

Piątek, 21 czerwca 2013 · Komentarze(5)


Już miałem tym razem nigdzie nie jechać, ale zupełnie przypadkowo wszedłem na bikestats i zupełnie niezamierzenie przeczytałem wpis Mariusza, który wspominał coś o przyjemnym wieczornym treningu - no i nie wytrzymałem ;) Co ten bikestats robi z człowiekiem? ;) Poza tym, to pierwszy dzień lata, więc szkoda byłoby tego faktu nie uczcić - nawet w tak skromy sposób ;)
Nocna Targanicka ;) © k4r3l

Zrobiłem lokalną typówkę z dwoma najbliższymi przełęczami. Jazda po płaskim mnie zupełnie nie bawi. Tym razem nic szczególnego po drodze się nie wydarzyło. Nic włochatego nie wbiegło mi pod koła, nic nie chciało wyskoczyć na mnie z krzaków. Polecam wszystkim wieczorno-nocne treningi - to zupełnie nowa jakość, która sprawa, że objeżdżone na maksa trasy stają się na nowo atrakcyjne :)

Nocne wioskowanie ;)

Czwartek, 20 czerwca 2013 · Komentarze(7)


Trochę bez pomysłu, a więc po okolicznych wioskach. Trasa wyszła nieco interwałowa, bo po drodze kilka krótkich, ale pierońsko sztywnych podjazdów. W okolicy Pańskiej Góry spotykam grupkę szalejących i niczego się nie bojących kun - prześmieszne zwierzaki :) Dalej jazda w kierunku Zagórnika (kolejna fajna górka;) i potem przebijanie się w kierunku Sułkowic. Nie obyło się bez błądzenia - urywający się nagle asfalt zmusił mnie raz do zawrócenia.
Na mostku w Targanicach ;) © k4r3l

Przy okazji mogłem jednak zaobserwować kilka ciekawostek architektonicznych. Niektórym fantazji nie brakuje - olbrzymia, mosiężna puma podświetlona snopem światła tuż nad frontowymi drzwiami to raczej niecodzienny widok. Trąci to trochę cebulą, ale ponoć o gustach się nie dyskutuje, hehe. Na koniec już miałem jechać na Kocierz, bo wiało nudą na takiej trasie, ale przypomniałem sobie, że nie mam nic do jedzenia, więc zawróciłem, co by nie zamulać z tego powodu...

Porąbka nocą ;)

Środa, 19 czerwca 2013 · Komentarze(4)


Nie, nie bolą mnie zęby i nie mam problemów ze snem - po prostu po 22 są idealne warunki do kręcenia ;) Dla odmiany wybrałem się przez Wielką (Mroczną;) Puszczę nad zaporę w Porąbce. Jazda przez Puszczę nie za szybka, bo snop światła niezbyt radził sobie z takimi egipskimi wręcz ciemnościami. Ale jak pamiętacie intro do "Zagubionej autostrady" Lyncha, to wiecie mniej więcej o jakim klimacie mówię ;)
Zapora i most w Porąbce nocą ;) © k4r3l

Nad zaporą kilka grupek młodzieży, ruch samochodowy znikomy. Nocne fotki nieco lepsze niż wczoraj. Powrót przez kultowy most w Porąbce, później przez uśpiony Bukowiec a następnie kontrastujące z tym, jasne od oświetlonych witryn sklepowych, centrum Czańca i Roczyny back to home. Droga w Czańcu wciąż bez nawierzchni na odcinku ok. 2km - jedzie się fatalnie. Siodełko Tokena skrzypi i ugina się potwornie. Na domiar złego na szybkości ustawiłem źle i męczyłem się przez 30km w niewygodnej pozycji. Pod moimi 85 kilogramowymi czterema literami wytrzymało zaledwie 1,5 roku. Szkoda, bo pasowało kolorystycznie do ramy, chociaż trochę czasu minęło, zanim przyzwyczaiłem się do tej dechy, hehe.

Nocny Kocierz, czyli na tropie zagubionych glassów ;)

Wtorek, 18 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Zaczęło się! Od 7 do 21 lampa taka, że się odechciewa wszelkiej aktywności fizycznej ponad to, co konieczne. Dlatego też zebrałem się dopiero przed 22, kiedy temperatura i ogólne warunki były wręcz idealne. Wreszcie ciepły, delikatny wiaterek i powietrze, którym bez problemu dało się oddychać. Cel - szybka Przełęcz Kocierska. Dawno nie jechałem po zmroku i zapomniałem już jakie to fajne uczucie. Czmychające przed snopem światła żyjątka (1 kuna, tuptający jeżyk, kilka kotów i jedna szalona jaszczurka, która chyba nie zdążyła uciec spod koła:/) to taka dodatkowa atrakcja. A już na maksa podniosło mi się ciśnienie, gdy na najbardziej zaciemnionym odcinku coś większego zaszeleściło w krzakach - kadencja momentalnie kosmiczna i nerwowe oglądanie się za siebie, hehe - stary a głupi ;)
Zguba, czyli najbrzydsze zdjęcie na blogu ;) © k4r3l

Przed jednym ze zjazdów chciałem ubrać okulary, do których zakładając szkła męczyłem się z dobre 5 minut. Sięgam do kieszonki na plecach a tu tylko pompka (wcześniej oderwał mi się uchwyt spod koszyka). Kojarzę, że poprawiając ją poczułem, że zahaczam jeszcze o coś ale nie skojarzyłem w pierwszej chwili, że to okulary. Dlatego wracam do domu z myślą, że prędzej ich nie zabrałem... Jak się okazuje - jednak musiałem zabrać... Niechętnie (aczkolwiek 100 PLN piechotą nie chodzi;) jadę z powrotem do tego feralnego miejsca (na szczęście bardzo charakterystyczne), jest już dawno po 23. Tam odnajduję zgubę leżącą na miękkiej trawce (to tłumaczy dlaczego nie słyszałem, jak spadają). Tym samym wyszło trochę więcej i dłużej niż zakładałem :) Powrót bez kombinacji, drogą którą jechałem jakieś 15 minut temu :) Konkluzja? Nocna jazda to jest to! ;)

Rozjazd kocierski ;)

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · Komentarze(8)
Poniedziałkowy wypad na Kocierz celem rozprostowania gnatów po leniwej niedzieli. Tour de Babia to już historia, myślimy teraz nad podobnym objazdem tym razem Pilska :) Może kogoś to zainteresuje - ja się nawet ucieszyłem: na zjeździe do Kocierza Rychwałdzkiego niespodzianka - kilka długich, świeżych pasów nowiutkiego, jeszcze śmierdzącego asfaltu! Nareszcie :)

Dowody na pojawienie się fragmentów nowej nawierzchni :) © k4r3l