Wpisy archiwalne w kategorii

60-100

Dystans całkowity:9558.42 km (w terenie 1026.50 km; 10.74%)
Czas w ruchu:525:11
Średnia prędkość:17.87 km/h
Maksymalna prędkość:82.10 km/h
Suma podjazdów:172112 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:191 (98 %)
Suma kalorii:47639 kcal
Liczba aktywności:124
Średnio na aktywność:77.08 km i 4h 18m
Więcej statystyk

Odebrać nagrodę ;)

Środa, 17 września 2014 · Komentarze(2)


Nie ma to jak urlopik w środku tygodnia - po ogarnięciu roweru po błotnistej niedzieli udałem się na szosing w kierunku na Bielsko. Główny cel był jeden - odebrać nagrodę z fejsbukowego konkursu, a że przy okazji siadł Przegibek dwukrotnie to nic tylko się cieszyć. Nagroda prezentuje się tak (te bazgroły to autografy polskiej kadry, m.in Maja Włoszczowska, Marek Konwa czy Kasia Solus-Miskowicz):


Postój na szamanko ;)
Postój na szamanko ;) © k4r3l

Zawitałem do Cygańskiego Lasu, gdzie urzęduje Bike Doctor Maciek, który miał być okazję na ostatnich mistrzostwach świata MTB w Norwegii skąd przywiózł oprócz tej koszulki także trochę opowieści. Pogadaliśmy, nagrodę wsadziłem do kieszonki w koszulce. Wracając dostałem w Straconce nagłego odcięcia i musiałem się wspomóc colą, czekoladą oraz pączkiem :D
ps.
Bez zapisu trasy, dystans na oko, bo logger padł po ostatnich deszczach. Na szczęście to tylko bateria, która jest identyczna jak w starych Nokiach, a więc nie ma problemu z wymianą.

Beskid Mały dawno niewidziany :)

Niedziela, 7 września 2014 · Komentarze(2)
Świnie ponad perły ;)


Ekipa była umówiona w Wiśle o 8 rano - z braku możliwości logistycznych oraz bardzie chyba z powodu lenia odpuściłem rajzę szlakiem maratonu z Istebnej. Zamiast tego zafundowałem sobie samotny objazd Beskidu Małego. Wyjazd bez szału i niespodzianek - ot kilka górek do zaliczenia, kilka naprawdę zacnych podjazdów, fajne zjazdowo szlaki i dosłownie kilka fragmentów, na których trzeba było sprowadzać.

Odpoczynek po pierwszym konkretnym podjeździe ;)
Odpoczynek po pierwszym konkretnym podjeździe ;) © k4r3l
Pod Magurką ;)
Pod Magurką ;) © k4r3l

W Porąbce spotkałem Maksa z dwiema koleżankami :), który dzień wcześniej wygrał wilkowickiego ogórka w uphillu na Magurkę (widzicie jak się mistrzom powodzi, hehe). Ogórek ogórkiem, ale jak będziecie mieli okazję to spróbujcie się z jego czasem 23:10! Z Międzybrodzia tym razem ja zaatakowałem Magurkę - dla odmiany żółtym szlakiem. Okropnie ciężki podjazd, wynagrodzony w końcówce widokowym singlem. Dalej Czupel i rozmowa na szczycie najwyższej góry BM z biegaczem - biegi górskie to dla mnie level hard ;) Zjazd klasycznym wariantem: czerwony-żółty-zielony. I tu pierwszy z dwóch wkurwów tego dnia - krosowcy! Nie wierzę, żeby nie dało się tego opanować w taki dzień jak niedziela w okolicy popularnych szczytów - ale oczywiście nie było nikogo, kto mógłby ich przyłapać na gorącym uczynku.
Prawie jak Norwegia ;)
Prawie jak Norwegia ;) © k4r3l
Dziś dużo terenu i takich zjazdów :)
Dziś dużo terenu i takich zjazdów :) © k4r3l

Szybka przebitka asfaltowa pod Żar i zielony w stronę Przełęczy Isepnickiej. Wcześniej ożywczy postój nad potokiem - można było zmyć z siebie syf pozjazdowy i podładować aku przed kolejnym uphillem. Uphillem, który mnie zwyczajnie pokonał - co chwila przystanki, sił coraz mniej a na dodatek ręce mi opadły jak zobaczyłem kolejny plac budowy z ciężkim sprzętem na szlaku turystycznym... Ale jakoś wyjechałem/wyszedłem pod górkę skąd już droga była znacznie przystępniejsza, no i przede wszystkim widokowa.
Jeszcze dało się zamoczyć nogi ;)
Jeszcze dało się zamoczyć nogi ;) © k4r3l
Ostatnie spojrzenie na Żar ;)
Ostatnie spojrzenie na Żar ;) © k4r3l

Trochę pokląłem na rąbankę beskidzką na czerwonym szlaku, ale kiedy już dokulałem się do Kocierza nerwy puściły i można było się zrelaksować na zjeździe. Na zielonym trwają prace zwózkowe, więc skoki przez drzewa included. Mam nadzieję, że nie rozpieprzą całego tego szlaku, bo to był jeden z lepszych fragmentów zjazdowych w okolicy. Asfaltowa końcówka pozwoliła jeszcze nieco depnąć na pedały. Mocny dzień naszpikowany megapodjazdami i ciekawymi zjazdami. Pjur emtebe ;)

Zachód na Żarze ;)

Niedziela, 20 lipca 2014 · Komentarze(4)
Cała droga w towarzystwie tej płyty! Rewelacyjny album!


Żar w niedzielę to, ze względu na tłumy ludzi, kiepski pomysł. Żar w niedzielę pod wieczór to już jednak znacznie ciekawsza opcja. Jadąc przez Międzybrodzie mijam potężny korek ciągnący się aż do zapory w Tresnej - wszyscy muszą wracać akurat o tej samej porze ;) A to peszek ;)

Cisza i pokój ;)
Cisza i spokój ;) © k4r3l
Może nie tak spektakularny, ale i tak całkiem udany ;)
Może nie tak spektakularny, ale i tak całkiem udany ;) © k4r3l

Na górze chwila odpoczynku w oczekiwaniu na zachód słońca a następnie przyjemny zjazd. Na pętli autobusowej minąłem się z radiowozem - oj, wpadnie niebieskim trochę grosza, bo oczywiście kilka osób musiało się wpieprzyć samochodem pod sam zbiornik... Końcówka to podjazd na Kocierz w przeważającym z minuty na minutę zmroku. A sam zjazd już po ćmoku ;)

Polica zdobyta!

Niedziela, 6 lipca 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Nowy Mastodon rzecz jasna rządzi ostatnio w moim odtwarzaczu, wcale jednak nie jest wyraźnie lepszy od takiego "Crack The Skye" z 2009 roku! Polecam w przypadku wolnych dziesięciu minut. Love it or hate it! ;)


Była taka górka, która kusiła swoim majestatem od co najmniej kilku wypadów we wschodnie rejony Beskidu Żywieckiego. Polica. Ten wznoszący się nad Zawoją zalesiony kolos (1369m n.p.m.) robił wrażenie choć nawet spod Opacznego, skąd mieliśmy go jak na dłoni wydawał się poza zasięgiem. Ale w końcu postanowiliśmy dać jej szansę.

Poranne sianokosy ;)
Poranne sianokosy ;) © k4r3l
Królujący nad okolicą masyw Policy ;)
Królujący nad okolicą masyw Policy ;) © k4r3l

W składzie okrojonym (obawy o pogodę i ogólnie niedzielna niedyspozycja niektórych;) wyjechaliśmy klasycznie przez Leskowiec, by przy porannym słońcu pokonać jak największą odległość. Poszło gładko i o 9:30 byliśmy już na Przełęczy Przysłop gadając chwilę ze starszymi trekkingowacami-górnikami. Stamtąd został nam już tylko zjazd do Zawoi a potem tylko atak cel główny.

Podjazd zielonym - widokowy, ale ciężki ;)
Podjazd zielonym - widokowy, ale ciężki ;) © k4r3l
Gdzie strumyk płynie z wolna ;)
Gdzie strumyk płynie z wolna ;) © k4r3l

Na podjazd wybraliśmy sobie drogę na mapie oznaczonej nazwą "Pod Policę". Była to, jak się okazało, bardzo stroma droga dojazdowa do leżących na wysokości 800m zabudowań. Początkowy asfalt zmienia swój stan w szutry i pozostałości po starej drodze. Jedzie się super, bo cały czas w cieniu, ale nachylenie jest konkretne. W końcu dojeżdżamy do zielonego szlaku, na którym zostaniemy przez dłuższy czas.

Wąziutka ścieżynka a tyle frajdy ;)
Wąziutka ścieżynka a tyle frajdy ;) © k4r3l
Dobry kadr wymaga poświęceń ;)
Dobry kadr wymaga poświęceń ;) © k4r3l

Początek nie wygląda zachęcająco - szeroka droga pełna kolein, kamieni a przede wszystkim o konkretne nastromienie wymusza butowanie. Na pocieszenie mamy niebanalne widoki za plecami. Jednak to co potem zastajemy na zielonym pozwala zapomnieć o tym spacerze z rowerem. 4km pięknego, dzikiego i niezmąconego obecnością człowieka singla. Praktycznie żywej duszy tam nie uświadczycie, gigantyczne paprocie sięgają tam pasa i te widoki w dolinie.

Fotka Kuby - jak dla mnie klimat urywa dupę! :)
Fotka Kuby - jak dla mnie klimat urywa dupę! :) © k4r3l
Moje zdjęcie słabsze, ale warun równie przedni ;)
Moje zdjęcie wyraźnie słabsze, ale warun równie przedni ;) © k4r3l

Ścieżka choć może niezbyt trudna to jednak prowokuje do ogólnie pojętych słów wyrażających zdumienie. A więc nikogo nie dziwią lecące "o k..a", "ja p...ole" czy nieco mniej pospolite: "zwariujesz jak to zobaczysz". Tak było w istocie - można było zwariować z zachwytu. W międzyczasie gdzieś z góry dobiegają odgłosy burzy. Ścieżka zaczyna się zwężać tak, że paprocie smagają nas po nogach a iglaki drapią po rękach. Później jest kilkuset metrowy fragment, gdzie nie da się już tak płynnie jechać - są fragmenty dość niebezpieczne (wąska ścieżka nad przepaścią czy strumień przecinający nam drogę) i takie dla wybitnych techników. My nie ryzykujemy. W nagrodę czeka nas kolejny singiel, tym razem w pięknie gęstym i zielonym lesie. No mówię Wam bajka i raj dla oczu i duszy. Takich rzeczy nie uświadczycie w popularnych rejonach Beskidu czy to Śląskiego czy w pozostałych Żywieckiego!

Półmetek, czyli Hala Kucałowa i widok na Okrąglicę ;)
Półmetek, czyli Hala Kucałowa i widok na Okrąglicę ;) © k4r3l

Na Hali Kucałowej trochę miny nam zrzedły - Tatry prezentują tylko niewyraźny obrys, no cóż będzie pretekst by tu wrócić np. na jesień o ile będzie ciepła i sucha ;) Zajeżdżamy do schroniska i tam przeczekujemy półgodzinną falę deszczu wspomaganą przez kilka grzmotów. Kolejne schronisko gdzie testujemy żurek - na pewno lepszy niż na Lipowskiej, ale wyraźnie gorszy niż na Rysiance czy Leskowcu ;)

Widok z Policy - dziś taki sobie ;)
Widok z Policy - dziś taki sobie ;) © k4r3l

Na Okrąglice nie jedziemy - podziwiamy tylko wystający ponad korony drzew maszt nadajnika. Droga na Policę to taka łyżka dziegciu w beczce miodu. Kamienisty podjazd, na którym nie dość, że opuściły mnie kompletnie siły, to na dodatek przyszło nam przedzierać się przez powalone olbrzymie drzewa w towarzystwie setek much. Myślałem, że zeżrą nas tam żywcem. Na górze kolejna panorama na Jezioro Orawskie, Babią Górę i ponownie Tatry - niezbyt klarowna, ale zawsze ;) Zjazd z Policy w stronę Cylu Hali Śmietanowej to kolejny raz poezja!

Pomnik upamiętniający katastrofę lotniczą na zboczach Policy
Pomnik upamiętniający katastrofę lotniczą na zboczach Policy © k4r3l

Głazy, dropy, korzenie powodują powrót banana na gębie i wzrost adrenaliny - piękny odcinek zakończony krótkim wypychem. Ze skrzyżowania szlaków planujemy zjechać niebieskim do Zawoi, ale tak jakoś przejeżdżamy odbicie i lądujemy na stromej ściance, którą trzeba sprowadzać... Tu w zasadzie kończy się przygoda z Policą. Wbijamy na nieoznakowaną ścieżkę, którą przecina nam w pewnym momencie pokaźne stadko dzików (na oko 15 sztuk, głównie młodych).

Zostawiamy Policę daleko w tyle ;)
Zostawiamy Policę daleko w tyle ;) © k4r3l

Zjazd do Zawoi mocno eksperymentalny, jakimś potokiem, korytem czy czymś tam jeszcze innym. No ale koniec końców udało się. Ostatnie 40km to m.in. podjazd na Przysłop i dalej, wyżej czerwonym szlakiem - fajna alternatywa klasycznej drogi na tą przełęcz. Niestety u mnie odzywa się prawe kolano. Z bólem walczę do samego końca spowalniając Kubę w końcówce. Część podjazdu pod Leskowiec muszę nawet prowadzić. Na szczęście wieńczące wyprawę piwko pod groniem JPII działa uśnieżająco. Jeszcze tylko zjazd czarnym szlakiem do Rzyk i można śmigać asfaltami do domu. Co za trip!

Z perspektywy leżącego osobnika pod schroniskiem na Leskowcu ;)
Z perspektywy leżącego osobnika pod schroniskiem na Leskowcu ;) © k4r3l

Piekielna Pętla Beskidzka ;)

Sobota, 5 lipca 2014 · Komentarze(6)
Uwaga. Łamiąca wiadomość! The Prodigy! Szok i niedowierzanie! Ale ten album daje kopa!

Podobnie jak w ubiegłym roku założyłem sliki i pojechałem pofocić i podopingować zawodników Pętli Beskidzkiej. Wcześniej nieco pobujałem się w okolicy Żywca, Rychwałdku następnie wróciłem pod Kocierz by tam poczekać na zawodników. Pilot pojawił się o 11:30 a więc równie 2.5h od startu, który miał miejsce w Wiśle. Za nim pierwsza kilkunastoosobowa grupka, potem kilka sztuk luzem i znowu jakaś masówka.

Jadą koksy ;)
Jadą koksy ;) © k4r3l
I trochę to porozrywało ;)
I trochę się to porozrywało ;) © k4r3l


Przewaga jaką osiągnęli nad kolejną partią zawodników wynosiła spokojnie ponad 10 minut, a był to prawie półmetek maratonu. Później zaczęli pojawiać się znajomi. Najpierw ktoś krzyknął rozpoznawszy mnie po koszulce BS. Okazało się, że to Domino z Jas-Kółki - moc koszulki wyraźnie zauważalna ;)

Pełne słońce a to dopiero początek wspinaczki ;)
Pełne słońce a to dopiero początek wspinaczki ;) © k4r3l
Ale humory dopisują ;)
Ale humory dopisują ;) © k4r3l

Dalej jechał sam Tomek z bbriderZ - pierwszy rok na szosie i tak znakomity rezultat. Widać maratony u Grabka, które jeździ też dają pewnego rodzaju bazę nawet i pod szosę ;) Chwilę później w większej grupce przyjechał Paweł oraz Funio. Zabrałem się kawałek z nimi, powkurzałem swoimi przełożeniami w góralu i odjechałem, żeby wyrobić się przed zjazdem, bo nie miałbym z nimi szans.

Jest się gdzie zmęczyć ;)
Jest się gdzie zmęczyć ;) © k4r3l
Ta prosta może obniżyć morale ;)
Ta prosta może obniżyć morale ;) © k4r3l

Kolejny przystanek to Targanicka. Tam pogadałem chwilę z gościem z ręką na temblaku - rozwalił się dwa tygodnie wcześniej i zostało mu niestety tylko podawanie bidonow i...

Rower ze wspomaganiem ;)
Rower ze wspomaganiem ;) © k4r3l
Mała zmarszczka a łydy pieką! ;)
Mała zmarszczka a łydy pieką! ;) © k4r3l

Niektórzy pytali co to za górka, bo byli zaskoczeni sztywnością. No tak, Przełęcz Targanicka może zaskoczyć. Niekoniecznie pozytywnie, hehe. Ja ją lubię ;) Zjazd do Porąbki, zakupy w sklepie i zagaduje mnie o Kozubnik cyklista z... Rudy Śląskiej, Znowu koszulka zrobiła robotę - okazało się, że to Mirkowski. Chwilę pogadaliśmy i ruszyłem w stronę zapory. Zaraz za mną wyjechał z Wielkiej Puszczy Dominik - jak sam przyznał to nie był jego dzień. Odprowadziłem go do zapory, po drodze zaliczając jeden z bufetów i pożegnaliśmy się.

Ta koszulka mówi wszystko: to nie jest wyścig dla cienkich bolków ;)
Ta koszulka mówi wszystko: to nie jest wyścig dla cienkich bolków ;) © k4r3l
A na koniec PB od zaplecza, czyli bufecik w Porąbce ;)
A na koniec PB od zaplecza, czyli bufecik w Porąbce ;) © k4r3l

Wróciłem się przez Bukowiec, Czaniec i Roczyny do domu w piekielnym słońcu. Pogoda z jednej strony wymarzona, słonecznie, sucho, ale zawodnikom z pewnością roboty nie ułatwiała. Większość jednak ścig ukończyła, co też musiało być piękną nagrodą za tę nierówną walkę z terenem, temperaturą i własnymi słabościami. Do zobaczenia za rok ;)

Wszystkie moje fotki tutaj:
https://picasaweb.google.com/118438713110163292197/PetlaBeskidzka2014KocierzTarganicka?authkey=Gv1sRgCMn_-vGE-b6gIA

Rowerowy masochizm ;)

Niedziela, 11 maja 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Zapomniałem sobie o oryginalnym dość zespole jakim swojego czasu był System of A Down. Pamiętam oburzenie fanów Slayer, kiedy to właśnie SOAD byli koncertowym supportem legendy thrash metalu. Ponoć na koncercie w Katowicach doszło z tego powodu nawet do jakichś incydentów. Wtedy też takie połączenie wydawało mi się absurdalne, ale dziś już patrzę na to inaczej. Zwłaszcza jak słucham sobie debiutu z 1998 roku, który, jak się okazało przeszedł już do kanonu ciężkich brzmień.


Masochiści - tak w skrócie można nas nazwać. 81km, 2600m w pionie - podjazdy, mimo iż w większości tymi nowymi i coraz częstszymi w Beskidach "autostradami" były godne samego Golonki. Rano pieruńsko wiało, przez co na Przegibku, gdzie czekał już Kuba, zameldowałem się dopiero po niespełna 30 minutach od krzyżówki w Międzybrodziu.
Słoneczna sielanka ;)
Słoneczna sielanka ;) © k4r3l

Z Przegibka nową drogą utorowaną przez ciężki sprzęt - nie powiem, podjazd przez to łatwiejszy, ale ten widok? Porażający! Źle się dzieje... Na Magurce jakieś zamieszanie związane z biegiem na Magurkę, a my ciśniemy w dół trasami zeszłotygodniowego Enduro Trails ( tutaj świetny filmik z tych zawodów). Oczywiście zjeżdżamy jak ostatnie lamy, ale takiego mamy stajla, hehe.
Załamka :/
Załamka :/ © k4r3l

Później kawałek asfaltem do chatki na Rogaczu - tam foto i tel. do Dawida - niestety, dziś się minęliśmy, a więc powrót kilkaset metrów do kolejnego singla, tym razem o wiele cięższego. Bandy, chopki, strome zjazdy, agrafki o 180 stopni i sporym nachyleniu - jest gdzie walczyć, jest gdzie glebić. Żałuję, że nie mogłem oglądać zawodów, ale komunistyczne... tfu... komunijne (też nie lepiej:) obowiązki mi to uniemożliwiły ;)
Widoeczek spod Rogacza ;)
Widoczek spod Rogacza ;) © k4r3l

Kierunek Straconka i postój w cukierniczym raju - Ciachomania :D Torcik szwarcwaldzki wchodzi jak złoto i można dalej cisnąć w górę. A co to był za uphill to chyba Wam tylko Kuba powie - to ponoć jego treningowa trasa. Sorry, ale po kilku takich "treningach" to on będzie ładnym killerem podjazdowym. Mnóstwo trawersów, trochę błądzenia, w międzyczasie drobny opad atmosferyczny i mój kryzys, który nie pozwolił na jazdę na stromym odcinku.
Niebieski z Gaików - świetny szlak! :)
Niebieski z Gaików - świetny szlak! :) © k4r3l

Na Gaikach klasycznie zielonym, w połowie Kuba odbija do Międzybrodzia a ja cisnę do Porąbki na coś słodkiego, co by się poratować w odcięciu ;) Mimo niedalekiej okolicy świetny trip przy niepewnej pogodzie. Udało się zrobić sporo kmów i nie zmoknąć. Godzinę po powrocie lunęło jak z cebra! Mission accomplished! ;)
Taki tam przejazd przez potok ;)
Taki tam przejazd przez potok ;) © k4r3l

Jałowiec z burzą w tle ;)

Piątek, 2 maja 2014 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Chodziła ta płyta za mną od jakiegoś czasu. Nie słuchałem jej już dobrych kilka lat. Romek Kostrzewski jako psychodeliczny wokalista Alkatraz - klasyczny przykład zespołu jednej płyty. Album to kontrowersyjny, ale i wyjątkowy. Czegoś takiego do tej pory polska scena muzyczna nie znała! ERROR wciąż brzmi świeżo.


Niespełna rok temu pojechaliśmy na górkę Jałowcem (1111m) zwaną, która nęciła swoją świetną lokalizacją (na styku Beskidu Żywieckiego i Makowskiego) a także kapitalną panoramą ropozścierającą się z jej szczytu. Niestety wówczas nie było nam dane zobaczyć niczego oddalonego więcej niż 10m od własnego nosa z powodu pieruńskiej mgły. Tym razem miał być rewanż.
Na Leskowcu full lampa ;)
Na Leskowcu full lampa ;) © k4r3l

Zaczynamy od wjazdu na Leskowiec (922m), żeby sprawnie przebić się na drugą stronę Beskidu Małego. Na szczycie full lampa, choć wg prognoz miało się pogorszyć w przeciągu kilku godzin. Zjazd czerwonym do Krzeszowa jak zwykle szybki, bez możliwości podziwiania widoków - nie opłacało się zatrzymywać - taki był flow!
Czerwony wodny szlak ;)
Czerwony wodny szlak ;) © k4r3l

Na dole spontaniczna decyzja - zaliczamy dodatkowo Pasmo Żurawnicy (Żurawnica 724m) i słynne Kozie Skały. Szlak dziki, rzadko uczęszczany a przez to odrobinę pozarastany, ale mimo to rewelacyjny. Końcówka to czarna rowerowa asfaltówka i zjazd z ponad 60km na budziku przy ograniczeniu do 30 ;)
Zdobywamy Żurawnicę ;)
Zdobywamy Żurawnicę ;) © k4r3l

Jak na razie jest dobrze, choć na horyzoncie pojawiają się już pierwsze, niestety burzowe chmury. Czyżby szykowała się powtórka z rozrywki? Jesteśmy jednak dobrej myśli. Na końcówce niebieskiego w okolicy kurortu "Beskidzki Raj" spadają pierwsze krople i na Przełęcz Przysłop (661m) dojeżdżamy w lekkim deszczyku.
Chwila po płaskim ;)
Chwila po płaskim ;) © k4r3l

Póki co jest dobrze, bo za naszymi plecami w Beskidzie Małym musi się konkretnie kotłować - czarno-granatowe chmury i odgłosy grzmotów są bardzo wymowne. Uciekamy w las, tym razem chcemy sprawdzić cały żółty szlak, więc z początku czeka nas trochę butowania pod Kiczorę (905m).
Deszczowo-burzowe chmury nad nami ;)
Deszczowo-burzowe chmury nad nami ;) © k4r3l

Natomiast dalsza część żółtego to już poezja sama w sobie, sporo interwałów i masa obłędnych widoków. Chatki na zboczach Kolędówki (883m) to wymarzone miejsce na chałupkę czy chociażby starą przyczepę kempingową ;) Mieszkałbym ;)
Na żółtym szlaku ;)
Na żółtym szlaku ;) © k4r3l

Do schroniska Opaczne docieramy tuż przed większym deszczem Wchodzimy a tam pełno ludzi. Prosimy o dodatkowe taborety i lokujemy się przy stoliku z akwarium i z widokiem na pogniewaną Babią Górę, która raz po raz prowokuje ciemne chmury do wyładowań atmosferycznych - co za widok!
Widok spod schroniska Opaczne ;)
Widok spod schroniska Opaczne ;) © k4r3l

Załapuje się na ostatnie piwo (Kuba ku mojemu zaskoczeniu nie pije!:) i pół porcji chleba ze smalcem (zaopatrzenie ma dopiero dojechać) - to ma wystarczyć w oczekiwaniu na gorącą pomidorową ;) Po posiłku pora się zbierać - dochodzi 15 a czeka nas jeszcze 30km drogi powrotnej i trzy konkretne podjazdy.
Jałowiec zdobyty ponownie! ;)
Jałowiec zdobyty ponownie! ;) © k4r3l

Przed Jałowcem (1111m) jeszcze trochę butowania dość stromego butowania (tak się właśnie zastanawialiśmy, że w drugą stronę to będzie równie piękny i wymagający zjazd - trzeba zrobić rewers tego tripu!) a na szczycie? Wreszcie coś widać! I to widać nie mało! Babia, Pilsko, Mędralowa, Skrzyczne, Jez. Żywieckie, jakieś górki na Słowacji. Szału co prawda nie ma, bo powietrze przejrzystością nie grzeszy, ale i tak jest dobrze.
Taka tam panorama z Jałowca ;)
Taka tam panorama z Jałowca ;) © k4r3l

Zjazd niebieskim to bardzo wymagający odcinek! Co prawda początkowo popsuty przez zwózkę ale od krzyżówki z żółtym jest już świetny. W połowie odbijamy na rowerówkę i a dalej zielonym pędzimy w stronę Huciska. Tam Kuba wpada na szalony pomysł zdobycia Czeretników (766m)megakonkretnym asfaltowym uphillem. Wow, co to był za podjazd! Na szosie byłaby to katorżnicza walka o utrzymanie równowagi. Zjazd do Ślemienia równie wyborny.
Taka sytuacja ;)
Taka sytuacja ;) © k4r3l

Chwila pod sklepem i bierzemy się za Gibasowe Siodło (829m) podjazdem poleconym przez koleżankę. Może jeszcze kilka godzin temu był to fajny podjazd (droga dojazdowa) ale po oberwaniu chmury jakie tu musiało przejść zamienił się w jeden wielki rynsztok wypełniony błotem wymieszanym z wciąż zalegającym gradem i posiekanymi liścmi - co za widok! Ostatecznie pchamy przez 2/3 drogi.
Nie da się za bardzo jechać
Nie da się za bardzo jechać © k4r3l

Na Gibasach klimat sielankowy, nawet nie robimy wrażenia na wyraźnie znudzonym owczarku. Przejrzystość powietrza genialna - jak to po burzy... Zjeżdżamy z zielonego szlaku pierwszą lepszą drogą do Kocierza Moszczanickiego i pada kolejny wariacki pomysł: a może by tak Widokowa? No czemu, kurde, nie? ;) Skąd te siły? Chyba bliskość domu wyzwoliła dodatkowe pokłady energii.
I na koniec widoczek z Gibasów ;)
I na koniec widoczek z Gibasów ;) © k4r3l

Powrót po 17, z błotem w zębach jak i na każdej części roweru - było warto, ale jeszcze nie rozliczyliśmy się z Jałowcem w 100%. Nie damy za wygraną i z pewnością jeszcze mu pokażemy, kto rządzi.

Na trening do BB ;)

Sobota, 12 kwietnia 2014 · Komentarze(4)
Do szybkiej jazdy, szybka (ale melodyjna) nutka ;) Walić setkę, żeby pośmigać 20km w terenie? Mistrzowi Polski się nie odmawia :P Dzięki naszemu wspólnemu znajomemu (pozdro Maciej!) miałem okazję pośmigać w towarzystwie sympatycznego Marka Konwy dzień przed jego startem w Czechach :) Zrobiliśmy Magurkę Wilkowicką z podjazdem jakąś cholerną błotostradą - aż przykro patrzeć na to co się tam wyprawia :/

To kiedy asfalt?!
To kiedy asfalt?! © k4r3l

Za to na zjazd nie można było narzekać - znane w środowisku MTB/enduro singielki na zboczu tej góry to esencja kolarstwa górskiego. Oczywiście jako leszcz tego wypadu jechałem swoim asekuranckim tempem, gdzie nie czułem się pewnie sprowadzałem/przeprowadzałem, ale miło, że chłopaki zawsze czekały i nawet nie marudzili ;) Pod koniec zjazdu myślałem, że już nie utrzymam kierownicy, strasznie wymagające są te zjazdy...

Tą nędzę leśną rekomensują na szczęście widoczki :)
Tą nędzę leśną rekompensują na szczęście widoczki :) © k4r3l

Krótki trening MTB zwieńczony został ognichem w Cygańskim Lesie, gdzie miałem okazję pogadać z Markiem i sprawdzić jak jeździ zawodniczy Superior. Cudeńko (SRAM 1x11, amor Magura, rama o kosmicznych przekrojach) i gdyby nie rozmiar ramy (tylko eMka) miałbym opory, żeby go zwrócić właścicielowi, hehe. Chłopaki rozjechały się do domów a mnie czekał dłuższy powrót. A więc raz jeszcze Przegibek i na koniec Przełęcz Targanicka. Po kiełbasie był power ;)

Maciek pociska w dół ;)
Maciek pociska w dół ;) © k4r3l

Pamiątkowy focisz :)
Pamiątkowy focisz :) © k4r3l

Było spoko. Dzięki!

Leskowiec Trophy ;)

Sobota, 5 kwietnia 2014 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Ojej, tego się nie spodziewałem. Płytka "Nexus Artificial" dotarła do mnie pod koniec tygodnia i od tego czasu nie opuszcza mojego odtwarzacza. Defying, czyli młodzi, utalentowani no i przede wszystkim z Polski (Olsztyn) - czy trzeba czegoś więcej? Ja nie mam pytań :)

Doroczna tradycja, czyli teamowa wyrypa na Leskowiec. Większość startowała z Bielska przez Przegibek do Międzybrodzia, tylko ja z Darkiem jechaliśmy od Andrychowa, ale osobno. Wybraliśmy wariant terenowy podjazdu zamiast asfaltu na Żar. To była megamordęga - 3km zielonego szlaku, po 100m w górę na każdy kilonetr. Było trochę klnięcia.
No to napieramy pod górę ;)
No to napieramy pod górę ;) © k4r3l
Tutaj próbuje ruszyć - wniosek? Lepiej się nie zatrzymywać ;)
Tutaj próbuje ruszyć - wniosek? Lepiej się nie zatrzymywać ;) © jakubiszon

Na czerwonym 10-osobowa grupka podzieliła się mniej więcej po połowie. Część po prostu chciała jechać w tempie maratonowym. Ja zostałem z ekipą rekreacyjną i pokazałem im parę "skrótów", które okazały się dłuższymi wariantami ;), ale chyba nikt nie narzekał, zwłaszcza, że widoczki były tego warte.
A tutaj widoczek z nadrobionego fragmentu trasy ;)
A tutaj widoczek z nadrobionego fragmentu trasy ;) © k4r3l
Bez napinki ;)
Bez napinki ;) © Tomek

Czerwony na Przełęcz Kocierską szybko zleciał, ale każdy z nieregularnie porozrzucanych w okolicy kamieni dawał się we znaki. Szlak od Przełęczy do Potrójnej przeleciał równie płynnie. Zwieńczony był wspinaczką na Potrójną (całosć w siodle!). Od tego momentu coś zaczęło się psuć.
Poszedł jak dzik w żołędzie, hehe
Poszedł jak dzik w żołędzie, hehe © k4r3l

Najpierw Bartek łapie snejka na zjeździe dokładnie w tym samym miejscu gdzie Kuba rok temu, a mnie do szału doprowadza ocierająca tarcza hamulcowa. W końcu chłopaki uwijają się szybko a ja zostaję na samym końcu. Trasę znam, więc się nie zgubię. Dojeżdża do mnie po chwili jakiś gość na fullu 'dżajanta' z Kęt i przez chwilę razem kręcimy.
Popas na Potrójnej ;)
Popas na Potrójnej ;) © k4r3l

Za Łamaną Skałą doganiam kręcącą dzielnie Marzenę i tak sobie wjeżdżamy na Leskowiec, gdzie cała ekipa grzeje się w szałasie. Jest nawet Damian, który urwał się z roboty, żeby trochę z nami pokręcić, hehe. Dłuższy popas w schronisku dodaje sił - żurek z jajkiem i kiełbasą plus chmielowe rządzą ;)
Przed Leskowcem ;)
Przed Leskowcem ;) © k4r3l
Teamowo po schroniskiem ;)
Teamowo po schroniskiem ;) © Bartek

Tu ustalamy dalszy wariant. Proponuję jechać na Andrychów zielonym szlakiem a później przebić się na szlak, również zielony, do Porąbki. Jako, że zaczyna się robić późno i niektórym się śpieszy trzeba przyasfaltować, a więc bez kombinacji z Zagórnika do Targanic bocznymi drogami.
Grzegorz zjeżdża z ostrego Gancarza ;)
Grzegorz zjeżdża z ostrego Gancarza ;) © k4r3l

Tam na deser mój podjeździk treningowy - podejrzewam, że większość musiała nieźle kląć pod nosem, haha, bo co jak co, ale ten uphill daje w kość. Najpierw asfalt, później płyty i kiedy wydaje Ci się, że jesteś już na górce dostajesz jeszcze sztuter o konkretnym nachyleniu;) Tutaj już na dobre żegnamy się z "szybszą" grupką i dalej jedziemy swoje. Zmęczenie daje się we znaki, koncentracja już nie ta, ale humory wciąż dopisują.

Początek 'mojego' podjazdu ;)
Początek 'mojego' podjazdu ;) © k4r3l
Druga jego część - nieco bardziej widokowa ;)
Druga jego część - nieco bardziej widokowa ;) © jakubiszon

Żegnamy się z Kubą, który ucieka na próbę (całą drogę przebył z przytroczonymi do ramy pałkami perkusyjnymi, hehe) i razem z Marzeną, Arkiem i Grzegorzem opuszczamy szlak i zjeżdżamy do Wielkiej Puszczy. Tu zostawiamy Arka u lubej, a chwilę później ja odłączam się od ostatniej dwójki (którą czeka jeszcze powrót przez Przełęcz Przegibek) i wracam przez Bukowiec i Czaniec do domu. Ostatnie metry w terenie ;)
Ostatnie metry w terenie ;) © k4r3l

Wreszcie konkretny trip górski, brakowało mi tego. Dobra ekipa, choć dla odmiany słabe widoki. Rama Accenta sprawuje się ok. Wymaga jeszcze pewnych regulacji na linii sztyca-siodło i powinno być git. Dziś była moc i szacun dla wszystkich, którzy przetrwali w Beskidzie Małym ;)

ps. moje fotki są w większości słabe, więc trochę pożyczyłem od Tomka i Kuby ;)

Przełęczowo ;)

Niedziela, 30 marca 2014 · Komentarze(9)
Ostatnio był szwedzki Shining pora na Norwegów. Tytuł ich albumu "Blackjazz" może nakierować odrobiną na stylistykę w jakiej się poruszają, ale będzie to jedynie wierzchołek góry lodowej. Keine grenzen. Pierwotnie w zamyśle miałem cover King Crimson, ale ostatecznie stwierdziłem, że ta wersja "I won't forget" zasługuje na swoje '5 minut' ;) ps.a cover "21st Century Schizoid Man" też sobie sprawdźcie, czyste zuo ;)


Samotny wypad w górki. Jako, że po sobotniej korekcie siodełka (0,5cm poniżej minimalnego insertu;) bólu kolana na drugi dzień praktycznie nie uświadczyłem postanowiłem powalczyć z górkami. Po zmianie czasu poranna korba i ruszyłem dopiero koło 13. Wystarczyło na cztery przełęcze ;)
Carbony mnie wyprzedzajom! ;)
Carbony mię wyprzedzajom! ;) © k4r3l

Pod Kocierzem śmignął mnie jakiś kolo na szosie, ale pozdrowił, więc nie miałem mu tego za złe ;) Oj, gdyby nie ten rower, to nie taki byłby scenariusz, hehe. Dalej pojechałem na dwie fajne i niezbyt popularne przłęczki: Ślemieńską i Rychwałdzką.
Pod Przełęczą Śleszowicką ;)
Pod Przełęczą Ślemieńską ;) © k4r3l
Tu końcówka ostrego wariantu pod Rychwałdek - odpuściłem tym razem ;)
Tu końcówka ostrego wariantu pod Rychwałdek - odpuściłem tym razem ;) © k4r3l

Na tamtych podjazdach grzało co najmniej tak jakbyśmy mieli czerwiec albo lipiec ;) Szło się zagotować to też na każdym podjeździe kask lądował na kierownicy... Później szybka asfaltowa przebitka do Porąbki i ostatni mocniejszy akcent na dzisiaj - Targanicka. Wyjątkowo ze stójki, żeby nie obciążać za bardzo sztycy. Wyszedł solidny trening. Zresztą w taką pogodę to musiałbym chyba być obłożnie chory żeby nie jechać ;)
Powrót na mniejsze zmarszczki ;)
Powrót na mniejsze zmarszczki ;) © k4r3l