Wpisy archiwalne w kategorii

bike: Śmigant

Dystans całkowity:11157.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:465:39
Średnia prędkość:23.19 km/h
Maksymalna prędkość:82.10 km/h
Suma podjazdów:179666 m
Liczba aktywności:137
Średnio na aktywność:81.44 km i 3h 28m
Więcej statystyk

Hardcore'owa Krynica Zdrój ;)

Sobota, 22 sierpnia 2015 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Hard core...


W końcówce takiej rajzy jak ta, siedząc sobie na randomowym przystanku w momencie kiedy temperatura zaczyna po raz kolejny spadać poniżej dziesiątej kreski nad zerem, próbując przełknąć kanapkę z masłem i serem i jednocześnie opanować ogarniającą senność (i opadającą głowę;), człowiek sobie myśli: ostatni raz jadę takie coś. I wiecie co? Nie wykluczone, że ostatni. W tym miesiącu ;) Tak wyglądało moje ostatnie 20km. Na szczęście kilka pajacyków dla poprawy krążenia i percepcji pomogło ;) Nie mam pojęcia jak sobie poradził Sebastian, ale on już to Wam pewnie opisze po swojemu ;)

Po kilkunastu km trezba się było łoblyc, bo temp. spadła do 5 stopni ;)
Po kilkunastu km trzeba się było łoblyc, bo temp. spadła do 5 stopni ;) © k4r3l
Po drodze łapiemy się na wschód słońca ;)
Po drodze łapiemy się na wschód słońca ;) © k4r3l

Plan był piękny - Krynica Zdrój miejsce pielgrzymek turystów, miejscowość uzdrowiskowa ciągle dość popularna. Dla mnie ważne było co innego: góry. Te nowe, nieznane i jak się okazało piękne. Nie pamiętam żebym wcześniej zaliczył tyle podjeździków, ścianek, sztajf, hopek. W większości były krótkie, ale niektóre z nich charakteryzowało kosmiczne nachylenie, co przy kilkuset kilometrach w nogach ma ogromne znaczenie. Z początku ciężko szła nam jazda, a to coś trzeba zjeść, a to coś ubrać - strasznie dużo przerw a mało jazdy, na szczęście za Limanową jakoś się to ruszyło.

Asfalty można również polubić - zwłaszcza takie piękne nitki ;)
Asfalty można również polubić - zwłaszcza takie piękne nitki ;) © k4r3l
Sporo podjazdów na trasie i mnóstwo świetnych zjazdów ;)
Sporo podjazdów na trasie i mnóstwo świetnych zjazdów ;) © k4r3l

A od Starego Sącza (w którym lekko się pogubiłem kręcąc po ścieżce rowerowej) zaczęły się najładniejsze tereny. Dalej Rytro, Piwniczna - Muszyna (chyba najlepszy, najspokojniejszy odcinek) i końcu miejsce nawrotu, czyli Krynica. Tu mały obiad w stołówce, do której zaprowadził nas Tlenek. Powroty z reguły bywają trudne i tym razem nie było inaczej. Nieznane dotąd drogi wymagały ciągłych konsultacji z gps'em zwłaszcza, że mieliśmy jeszcze odwiedzić kilka "ekstra" gmin do kolekcji Gustava.

Stary Sącz w którym podążam przyjemną ścieżką rowerową ;)
Stary Sącz w którym podążam przyjemną ścieżką rowerową ;) © k4r3l
Okolice Rytra i Piwnicznej - przepiękne!
Okolice Rytra i Piwnicznej - przepiękne! © k4r3l

Dzięki temu kolejne metry w pionie przybywały, a morale spadały ;) Przed zapadnięciem zmroku wylądowaliśmy pod sklepem w Żegocinie, gdzie pierwszy raz robiłem na asfalcie kanapki - taki żywot ultrasów, hehe. Kiedy masz już dość czekolady, batonów, wafli, drożdżówek i bananów prosty chleb nawet z pseudomasłem w postaci delmy, serem i keczupem jest nieoceniony. Zrobiło się ciemno a my byliśmy w czarnej d. Jednak jazda po zmroku ma swoje plusy - przykładowo droga wydaje się szybciej mijać, nie widzisz ciągnących się prostych a podjazdy wydają się krótsze.

Droga wzdłuż Popradu, linii kolejowej a częściowo także i granicy ;)
Droga wzdłuż Popradu, linii kolejowej a częściowo także i granicy ;) © k4r3l
Hyhy, BSowa wlepa na exicie ;)
Hyhy, BSowa wlepa na exicie ;) © k4r3l

Co by było chronologicznie wrzucam zjazd zarejestrowany przez gołpro Gustava ;)


Nowy Sącz w remoncie ;)
Nowy Sącz w remoncie ;) © k4r3l

Temperatura początkowo była łaskawa - nawet 16 stopni między 22 a 24, później zaczęła być nieco bardziej kapryśna i w końcu stanęło na ledwie 10 kreskach. W Myślenicach wpadłem na BP po kawę - nie pomogła ;) Z Tlenkiem (który tego dnia pobił znacząco swoją życiówkę) pożegnaliśmy się w Sułkowicach a my ruszyliśmy do głównej drogi, skąd już jechaliśmy prosto na Kalwarię i Wadowice. Podjazdów tam co niemiara - każdy wysysał z nas resztki energii czego efektem był opisany na początku 30 minutowy postój.

Malownicze Jezioro Rożnowskie ;)
Malownicze Jezioro Rożnowskie ;) © k4r3l
Mocne serpentyny przed Żegociną!
Mocne serpentyny przed Żegociną! © k4r3l

Z Wadowic poszło już całkiem sprawnie chociaż za każdym razem kiedy zbliżało się do mnie auto obawiałem się czy czasem za kierownicą nie siedzi jakiś nadupczony typ. A ludzie nocą samochodami zap...ają strasznie. Gdzie im się tak śpieszy? Nie wiem, ale zarówno człowiek jak i tym bardziej maszyna bywają zawodne i warto to mieć na uwadze zanim wciśnie się gaz do dechy. Na szczęście udało się dojechać. W domu zameldowałem się po równych 24h - wyjechany jak koń po westernie. Tydzień odpoczynku od roweru murowany ;) Dzięki chłopaki za towarzystwo!


height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/375504817/embed/8f8b5484d4abf54d43522098e531618d7fb41980">
height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/375255576/embed/34e43a5b60325521f37bd05afd6183101dc85235">

Tour de Beskid Mały ;)

Niedziela, 16 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Jakby się komuś nie chciało czytać to zapraszam na skrót filmowy - relacja tekstowa standardowo poniżej ;) Kolory są wyblakłe ponieważ z racji zmieniającej się na trasie pogody musiałem ujednolicić jakoś obraz ;)

Szosowo z Konradem na test jego nowej maszyny - piękne lekkie i zgrabne cudeńko marki, do której mam sentyment, kellys. Dołączył oczywiście Kuba i pomimo niepewnej pogody pojechaliśmy. Najpierw na wschód.

Jazda drogą równoległą do krajowej 28ki to czysta przyjemność ;)
Jazda drogą równoległą do krajowej 28ki to czysta przyjemność ;) © k4r3l

W Suchej Beskidzkiej czekał nas przymusowy pit-stop w barze gdzie mieli milion wariacji na temat kebabów i frytek. Można sobie zamówić np. kebaba wegetariańskiego (:D) albo bułkę z frtykami ;) Po godzinie przestało padać, ale nie wyszliśmy nawet poza parasolki a rozpadało się ponownie, więc zjechaliśmy pod daszek salonu kosmetycznego u Dorci i Krysi (niestety nieczynny;)

Najbardziej stromy framgent podjechany ;)
Najbardziej stromy framgent podjechany ;) © k4r3l

Jako że pierwsza część trasy była względnie płaska to tez dalszy etap obfitował już tylko w podjazdy. Najpierw mały pagórek tuż za Suchą Beskidzką, następnie Przełęcz Ślemieńska i Rychwałdzka. Żeby zamknąć pętlę musieliśmy jeszcze zajechać do Bielska i stamtąd już głównymi drogami do domu. Git wypad ;)

Przystanek w centrum Ślemienia ;)
Przystanek w centrum Ślemienia ;) © k4r3l


height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/370846510/embed/7d5c7a20065fafcdb4f8a6c43f2e4b9c5e67f747">

Nocny Żar tropików ;)

Sobota, 8 sierpnia 2015 · Komentarze(2)
Fredag den 13:e (Piątek 13go) czyli Szwedzi napierający w klimatach punk/crust/rock'n'roll/. Nie da się nie lubić :)



Jedyna opcja na rowerowania w ostatnich dniach ogranicza się do dwóch możliwości: albo wyjeżdżasz bladym świtem i wracasz zanim słońce zacznie przytapiać twojego continentala albo startujesz pod wieczór, kiedy fala gorąca powoli słabnie. Nie byłem wstanie zwlec się rano (serio, poranek zaczynam ostatnio od aspiryny, żeby mi obniżyła temperaturę ciała :P), więc pojechałem wieczorem. Od razu lepiej. Na szczycie kilka obmacujących się par i ten zajebisty, nawet całkiem mocny, choć wciąż ciepły wiatr. Na powrocie coś zaczęła lampka świrować, na szczęście jej przeszło i do domu dojechałem z niezbędnym na niektórych odcinkach bladym i zimnym światłem białym ;)
Żar tropików ;)
Żar tropików ;) © k4r3l

Rozkopana Kocierska :(

Czwartek, 6 sierpnia 2015 · Komentarze(8)
Występ Modestep na tegorocznym Wodstoock'u robi piorunujące wrażenie. Do wczoraj był dostępny cały set, ale niestety zniknął z YT. Więc na pocieszenie intro plus pierwszy numer - ja mam ciary. Zagrali dla 700 tys osób - nawet na FB nie mają tylu fanów ;)



Stało się to, czego się nie spodziewałem. Co prawda lokalne media trąbiły coś o zamknięciu drogi DW 781 z Łękawicy przez Przełęcz Kocierską, ale myślałem, ze to tylko kosmetyczne poprawki, w końcu ostatnim razem wykopali tam dziurę głęboką na tyle, że zmieściła się tam cała koparka. Poniżej zdjęcie archiwalne (8 sierpień 2011).

Interes może tam trochę kuleć, a to z powodu tego oto wykopaliska ;)
Interes może tam trochę kuleć, a to z powodu tego oto wykopaliska ;) © k4r3l

Niestety, to co tam wczoraj zastałem nie napawa optymizmem - wykopek ciąg dalszy, prace mają potrwać do 31 października. Szosą szkoda w ogóle się tam pchać, a o zrobieniu KOMa to już można całkowicie zapomnieć ;) Mam nadzieję, że tym razem zrobią to jak należy...

Remont w trzech aktach ;)
Remont w trzech aktach ;) © k4r3l

Tór de Poloń - Wadowice ;)

Środa, 5 sierpnia 2015 · Komentarze(6)
Dziś zaprzysiężenie naszego cudownego, cudnego prezydenta Dudy. Módlmy się...


W ramach potatrowego rozjazdu pojechałem obczaić co to to jest ten cały Tór de Poloń. Pod kościołem w centrum Wadowic trwał obrazoburczy piknik, dookoła wszędzie wyzywająco ubrane dziewczyny (i co z tego, że jest 30*C - buk na wszystko paczy!)... Sam wyścig? Nie wiem czy tu się emocjonować. Najpierw przyjechała karawana sponsorów, czyli przedstawiciele tzw. masonerii - myśleli, że mnie kupią za tekturową chorągiewkę z napisem jakimś, chyba 'hjundaj' (czytane od tyłu na pewno oznacza coś złego!); hostessy wystawiające swoje ciała przez szyberdachy musiały zażyć mocarza - nie możliwe, żeby były takie wesołe z natury. W międzyczasie w swojej limuzynie ku uciesze gawiedzi zajechał sam Czesław - bożyszcze nastolatek rocznik sześćdziesiąt pińć ;) Później nastąpił tzw. gwóźdź programu - najpierw trzech kolarzy (jeden miał ruską flagę na rękawku - podobno Polak, ale nie wydaje mi się, żeby ktoś z naszych jeździł dla Putina!) a po 8 minutach kolarzy było już 140! Trwało to może... 2 minuty :) Dziwny sport. Ostatnio tak źle się czułem podczas pochodów pierwszomajowych. Nie polecam!

Premia lotna po serii zakrętow ;)
Premia lotna po serii zakrętow ;) © k4r3l
Na bruku... ;)
Na bruku... ;) © k4r3l
Karawana :D
Karawana :D © k4r3l

Tour de Tatry ;)

Sobota, 1 sierpnia 2015 · Komentarze(20)
Uczestnicy
Plan na trasę roku zrealizowany, teraz potrzebny już tylko przeszczep kolan ;) Szczerze? Mogę już do końca roku nie wsiadać na rower. Dlaczego? Ano dlatego, że nie przypuszczam, żeby przytrafiła się w najbliższych 5 m-cach równie szalona rajza. Ale tak to już jest z tymi wyjątkowymi tripami. Po 3 godzinach snu taka trasa to nie był najlepszy pomysł, ale co mają powiedzieć Ci co nie zmrużyli oka praktycznie wcale? Start z Żywca o godz. 3 nad ranem - nieprzyzwoicie nieludzka pora, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz ;)

Ekipa w komplecie, a Lama pod drzewkiem ;)
Ekipa w komplecie, a Lama pod drzewkiem ;) © k4r3l

Do Zakopca bez udziwnień - sprawdzoną trasą przez Namestów, Trzcianę i Chochołów. Zjazd do Namestova był jednym z tych najzimniejszych - 3 stopnie powyżej zera przy krótkich gaciach (Lama cwaniak miał nogawki) to nie był szczyt komfortu. Zresztą najbardziej i tak ucierpiały palce w rękach - sine jak przy grudniowym mrozie. A tu sierpień ledwo się zaczął - sorry, taki mamy klimat ;)

Obłędne Jezioro Orawskie ;)
Obłędne Jezioro Orawskie ;) © k4r3l
No to jazda ;)
No to jazda ;) © k4r3l

W Zakopanym spokojnie - to pewnie z powodu wczesnej pory. Nie zatrzymujemy się tam i od razu ciśniemy sympatyczną i osławioną drogą Oswalda Balzera do Łysej Polany, by tam ponownie przekroczyć granicę polsko-słowacką. Na koniec uskuteczniamy slalom pomiędzy samochodami stojącymi w korku przed skrętem do Morskiego Oka - a właściciele gruntów trzepią na nich niezłą kasiorę ;) Od tego miejsca zaczął się raj!

Jest pięknie ;)
Jest pięknie ;) © k4r3l

Aż chce się kręcić ;)
Aż chce się kręcić ;) © k4r3l

Słowacjo, ojczyzno moja, tyś jest jak zdrowie... Serio, nie jestem obieżyświatem, ale to co tam zastałem przeszło moje wyobrażenia. Okolice Zdziaru czy Tatrzańskiej Łomnicy (widok Lomnicy był niesamowity) to jedne z piękniejszych miejsc, które mijaliśmy - zielone łąki a na nich owce, majestatycznie pnące się szczyty i ta drogowa kultura Słowaków (nie wspominając o urodzie Słowaczek;) - mimo, że lubią przycisnąć mocniej pedał gazu to jednak w zdecydowanej większości wyprzedzają rowerzystów z zachowaniem stosownej odległości, czasem trąbią, ale lekko, ostrzegawczo.

Chwilowo po polskiej stronie ;)
Chwilowo po polskiej stronie ;) © k4r3l

Droga Oswalda Balzera ;)
Droga Oswalda Balzera ;) © k4r3l

Na ciepły posiłek zatrzymaliśmy się dopiero w okolicy Starego Smokovca - spaghetti/pizza nie zagrzały jednak miejsca w baku na długo, bo Marek przygotował dla nas "mały" bonus - 6.5 kilometrowy podjazd na wysokość ponad 1650m (600m przewyższenia) - czyli Sliezky Dom. Podjazd o nawierzchni asfaltowej, ale znacząco uszkodzonej w środkowej części, co nie zmienia faktu, że wjazd tam uważam za jeden z najlepszych momentów tripu - widok stamtąd może nie był powalający, ale bliskość skalnych dwutysięczników potęgował wrażnie naszej maluczkości ;)

Zjazd do Łysej Polany ;)
Zjazd do Łysej Polany ;) © k4r3l

Słowacja jest piękna! ;)
Słowacja jest piękna! ;) © k4r3l

Droga Strbskiego Plesa ciągnęła się strasznie, ale nie była wcale nudna - z lewej mieliśmy widok na południową część Słowacji (Tatry Niskie) a z prawej raz za razem wyłaniały się kolejne szczyty Tatr Wysokich. W Szczyrbskim Plesie kolejny popas: kilka żymłów i batonów musiało tym razem wystarczyć - ceny w sklepach z potravinami są znośne, nie to co w knajpach (euro deset za colę 0.3 ml! - to tyle co za duże piwo w tej samej knajpie;) czy pseudo-schroniskach na większych wysokościach.

Łomnicki Szczyt niczym twierdza z Dział Navarony ;)
Łomnicki Szczyt niczym twierdza z Dział Navarony ;) © k4r3l

Końcówka podjazdu na Sliezky Dom ;)
Końcówka podjazdu na Sliezky Dom ;) © k4r3l

Wg profilu miał nas czekać przyjemny zjazd aż to Liptovskiego Mikulasza - w rzeczywistości bez pedałowania jednak się nie obyło ;) Za tą miejscowością rozpoczęliśmy odwrót zostawiając to co najlepsze za sobą. Przed nami było jeszcze trochę górek, w tym wjazd na Przełęcz Huty - na świeżego bym ją ubóstwiał, ale po tylu km było ciężko. Chwilę wcześniej Marek złapał kolejnego kapcia i musiał z racji braku zapasów (wcześniej zmieniał już dwukrotnie - zniszczona od środka opona robiła robotę :/) łatać dętkę. Na jego wyraźną prośbę pojechaliśmy dalej (do granicy zostało niewiele km, miał przy sobie eurasy - nie zginie ;).

Najwyższy punkt programu ;)
Najwyższy punkt programu ;) © k4r3l

Po zjeździe z przełęczy rozpoczęliśmy nerwowe poszukiwanie czynnego sklepu - market w centrum Zuberca był nieczynny. Z pomocą przyszedł rowerzysta z córką w foteliku (to zresztą był bardzo częsty widok dzisiejszego dnia, nawet na trasie pod Tatrami!) i pokierował nas do czynnego jeszcze, obleganego niczym Częstochowa w sezonie pielgrzymkowym (tudzież XVIII wieku;),  sklepiku w jednej z bocznych uliczek.

Szum wodospadu niósł się po okolicy ;)
Szum wodospadu niósł się po okolicy ;) © k4r3l

Do Marka zadzwoniliśmy z Twardoszyna - był mniej więcej 5 km za nami, cały i zdrowy. Ale nie planował jechać do Korbielowa, tylko odbić w Namestovie na zachód, by wjechać do Polski od strony Ujsoł - szacun, bo ja bym tam po zmroku chyba zawału dostał! Nie wiem skąd wzięliśmy tyle energii ale od Namestowa, przez Korbielów aż do samego Żywca lecieliśmy kosmicznym tempem. Przed przełęczą podpuściłem jeszcze Lamę i Gustava, żeby zaczęli się ścigać o premię górską - mieliśmy mega polewkę z tyłu widząc oddalające się czerwone światełka. Gustav mimo 400km w szłapach objechał Lamę "o błysk szprychy", ale potem się to zemściło, bo chłopa odcinało ;)

Strbskie Pleso odhaczone ;)
Strbskie Pleso odhaczone ;) © k4r3l

Na stacji benzynowej wciągnąłem z Tomkiem zapiekankę, którą zapiliśmy kawą - tego nam było trzeba, czegoś ciepłego, czegoś niesłodkiego i czegoś wyrazistego w smaku ;) Po czteropaka kasztelana wpadł nawet Kamil Stoch z małżonką, ale nie poznał nas :( Dałem jeszcze Sebastianowi kurtkę na drogę, mnie się by raczej nie przydała i pojechaliśmy każdy w swoją stronę.

Kolarstwo doda ci skrzydeł ;)
Kolarstwo doda ci skrzydeł ;) © k4r3l

Co za wypad, co za trasa - best of the best jak to mówią ;) Jak zdrowie pozwoli chciałbym ją robić raz w roku, taki rytuał, wiecie, jak Kocierz min. raz w tygodniu :D Po powrocie do domu otwieram cydr, odpalam fejsa i co widzę? Dookoła Tatr w ten sam dzień (tylko chyba w przeciwnym kierunku) jechała na rowerze także... Justyna Kowalczyk! Wniosek jest jeden: jesteśmy miszczami :D Ps. właśnie czytam na profilu Stylówa.PRO, że dziś Tatry przywitały ich deszczem - a więc udało nam się objechać całość przy rewelacyjnej pogodzie - jak widać trzeba było zmarznąć, żeby nie zmoknąć, zawsze jest to "coś za coś" ;)

Standardowa pętla we trzech ;)

Środa, 29 lipca 2015 · Komentarze(2)
13 lat temu ukazał się album zawierający ten fenomenalny, nie bójmy się tego słowa, przebój ;) Czekam na nowy album od chłopaków z Filter.


Miało być delikatnie, bez górek, a wyszło jak zwykle: uphill pod Kocierz i Targanicką, plus krótkie odcinki sprintowe... Ech, nie da się jeździć z koksami ;) Ps. całkiem sporo ludzi na trasie, pod samym Kocierzem kilkoro rowerzystów, podobnie w Porąbce, jak i w Wielkiej Puszczy - fajnie widzieć ludzi aktywnie spędzających popołudnia zamiast przykładowo siedzieć przed TV i oglądać tasiemce pokroju Wspaniałego Stulecia ;)

Czilałt przez Kocierz ;)
Czilałt przez Kocierz ;) © k4r3l

Krótka przerwa na zaporze ;)
Krótka przerwa na zaporze ;) © k4r3l

Ostry zjazd z Przełęczy Beskid ;)
Ostry zjazd z Przełęczy Beskid ;) © k4r3l

Pętla Beskidzka z Gustavssonem ;)

Niedziela, 26 lipca 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Krakowski Terrordome to esencjonalny thrash metalowy zespół, który za sprawą swoich dźwięków teleportuje nas do czasów kiedy gatunek ten był na topie. No i w tym numerze akcent sportowy - a jak ktoś nie wie, co to za dyscyplina ten cały 'mosh' to odsyłam do wikipedii ;)


Spontan po górkach z Gustaffsonem - chłopak poskładał szosę na nowej (swoją drogą bardzo sympatycznej) ramie Accent'a i przyjechał przetestować ją w górach. Mnie dwa razy powtarzać nie trzeba, a trasa Pętli Beskidzkiej to idealna opcja do takich harców.

Pierwszy naprawdę rześki poranek od kilku dni ;)
Pierwszy naprawdę rześki poranek od kilku dni ;) © k4r3l

Czasowo nie wyrobiłem co jest trochę siarą, zważywszy, że miałem bliżej do miejsca spotkania (stacja {s}hell w Żywcu) i po 20 minutowym poślizgu, zaopatrzeniu się w sympatycznym lokalnym sklepie (kasjerka ponoć znała sztuki walki - nie sprawdzaliśmy ;) ruszyliśmy w kierunku Trójstyku.

A tu już napieranie przy full-lampie ;)
A tu już napieranie przy full-lampie ;) © k4r3l

Po nocnych opadach przejrzystość powietrza była kapitalna - potwierdzi to każdy, kto miał okazję być tego dnia w górach. Gęby nam się nie zamykały z wrażenia, wiecie, typowy Polak w górach, czyli "o k...wa" w każdym punkcie widokowym ;) Wszystkie barwy (czy to błękity, czy to zielenie) są mega soczyste, a oko może dostrzec znacznie więcej - to się nie zdarza zbyt często. Warto się na dłużej zatrzymać.

A gdyby tak założyć segment na S69? 3:) ;)
A gdyby tak założyć segment na S69? 3:) ;) © k4r3l

Zamiast pchać się główną drogą na Kubalonkę jedziemy na Stecówkę wąską asfaltową nitką przez las. Z Kubalonki nie odpuszczamy sobie soczystego zjazdu serpentynkami do Wisły, gdzie natrafiamy na paraliż komunikacyjny spowodowany, jak się później okazało, zerwanym asfaltem na jednym pasie odcinka do Wisły Malinki. Na szczęście rowery nie auta - jakoś sobie w korkach dają radę. Przy okazji olewamy czerwone przy wahadłowym i wbijamy na pas świeżego asfaltu. Po chwili za nami włączają się koguty i widzimy mknący w naszym kierunku radiowóz (no pewnie, przecież nie ma to jak łatwy łup w postaci dwóch rowerzystów) ;) Tutaj również padło "o k..wa" mimo, że widoki były takie sobie - cóż, widać zwrot dość uniwersalny. Jak się okazało panowie policjanci chyba również stracili cierpliwość stojąc w korku, bo nasze wykroczenie nie zrobiło na nich żadnego wrażenia i pojechali dalej. Ufff ;)

Fragment z kostką przed Ochodzitą ;)
Fragment z kostką przed Ochodzitą ;) © k4r3l

Sebastian ruszył pod Przełęcz Salmopolską jak rasowy góral - do tego stopnia, że zaczynałem tracić kontakt i nagle poczułem "pusty bak" ;) Szybko wchłonąłem banana, którego zapiłem izotonikiem i chwilę później doszedłem typa - co mi tu będzie fikał, w końcu w naturalnym środowisku jestem ;) W ramach polskiej gościnności włożyłem mu na tym podjeździe 2 i pół minuty ;)

Podjazd pod Stecówkę ;)
Podjazd pod Stecówkę ;) © k4r3l

Do Bielska jedziemy przez Rybarzowice i dalej ul.Żywiecką - po otwarciu ostatniego odcinka drogi ekspresowej S69 "stara droga" jest spokojna do tego stopnia, że mijamy nawet rowerową rodzinę z dzieckiem. Na 120 km (tuż przed Wilkowicami) odcina mnie do tego stopnia, że nogi mam jak z waty, na szczęście w porę trafiamy na cukiernio-piekranię gdzie raczymy się świeżutkimi "kołoczkami" (drożdżówki i rogale jakby kto pytał ;)

Zjazd z Kubalonki do Wisły - #likeaPRO ;)
Zjazd z Kubalonki do Wisły - #likeaPRO ;) © k4r3l

W Straconce pora się rozjechać w swoje strony - Seba wraca sobie tylko znanymi drogami do Rybnika a mnie zostaje zmierzyć się z kolejną przełęczą - Przegibkiem. Na koniec pod Przełęczą Targanicką dojeżdżam do innego kolarza, ale ten w ogóle nie zwraca na mnie uwagi i bez słowa atakuje ostro Beskid. Nie odpuszczam gościowi, który na szczycie okazuje się być krajanem. Wracamy razem solidnym tempem do Andrychowa. To była godna niedziela, szacun dla Seby jak zwykle za to, że mu się chciało.

Salmopol zdobyty ;)
Salmopol zdobyty ;) © k4r3l

Poranna (prawie)setka ;)

Sobota, 25 lipca 2015 · Komentarze(0)
W opozycji do dzisiejszej słonecznej aury muzyka ponura i zimna, ale na swój sposób urzekająca. I to na dodatek z Polski! Świetne połączenie black metalu, ambientu i... muzyki filmowej. Lubię to!



Szosa z rana jak... no wiecie, przyjemna sprawa ;) Napisałem do ludzi, bo wiedziałem, że samemu będzie mi się ciężko zmobilizować - odpowiedział tylko i aż Damian. Ok, zawsze to coś, bo jak się już z kimś ugadam to jest nikła szansa, że zawalę ;) Miało być rześko o poranku a tym czasem dzień przywitał nas mega-duchotą. Ale pomimo tego wpadło trochę górek (Kocierska, Przegibek) a na koniec podjechaliśmy do małopolskiej stolicy kolarstwa - Kentucky poobczajać szoszonów z młodszych kategorii szykujących się do startu w Mistrzostwach Małopolski (elita ścigała się o Puchar Przemysława Niemca). Znowu przypadkiem spotkałem Adama z Korno, który tym razem był w roli trenera swojej młodszej siostry, utytułowanej i dobrze rokującej kolarki KKS Sokół Kęty - Ewki. Powrót już w totalnej patelni - łeb się przegrzewał, pojawił się głód (wyjazd o kawie i kanapce to średnio udany pomysł) na szczęście do domu było już niedaleko.
Uwielbiam tą ciszę o poranku ;)
Uwielbiam tą ciszę o poranku ;) © k4r3l
Rowery można przewozić i tak ;)
Rowery można przewozić i tak ;) © k4r3l
Na horyzoncie majaczy wieża przekaźnikowa w Wieprzu ;)
Na horyzoncie majaczy wieża przekaźnikowa w Wieprzu ;) © k4r3l

Dwie godziny dla lepszego samopoczucia ;)

Środa, 22 lipca 2015 · Komentarze(0)
Spokojnie przez Porąbkę, zaporę i Puszczę plus na koniec dwie hopki: Targanicka i 2 x Kocierska (gdyby ktoś pytał: nie, nie znudziła mi się jeszcze ta opcja;). Trening został odbyty ;)

Puszcza zawsze spoko ;)
Puszcza zawsze spoko ;) © k4r3l

Serpentynka kocierska ;)
Serpentynka kocierska ;) © k4r3l