Każdy z takim syndromem czasem się spotkał. Grunt to wiedzieć jak go obejść ;) Odkopałem b.dobry kawał polskiego prog rocka/metalu. Jak widać nie samym Riverside możemy się poszczycić.
Dalej już dróżkami mniej lub bardziej ciekawymi dotarliśmy do Zembrzyc. Tu trochę pokpiliśmy sprawę, bo wbiliśmy się na zalewowy teren w Mucharzu i musieliśmy zawrócić, gdyż nie wiadomo było dokąd ta droga prowadzi. Teraz już wiem, że spokojnie można było jechać dalej zamiast ruchliwą 28ką z całym tym wiatrem (przez moment sypało nawet śniegiem w twarz) i tymi blachosmrodami. Wyszła nam ogólnie fajna, bo nieprzesiedziana niedziela - dzięki Kuba za nawigowanie! Szoska hula aż miło :)
Muzyka smutna, szara i brudna a jednocześnie tak bardzo prawdziwa - zupełnie jak warunki podczas dzisiejszego treningu ;) Zespół nazywa się Odraza i jest to jedno z ubiegłorocznych objawień na krajowej scenie.
Gdyby mi ktoś dokładnie rok temu powiedział, że 12 m-cy później na swój pierwszy w nowym roku wyjazd pojadę na szosie postukałbym się po głowie i wywrócił oczami. No ale stało się - tymczasowo w Beskidy zawitała wiosna, drogi przesychają, a w górach zapanowała odwilż i szlaki są cholernie oblodzone. Nie było wyjścia jak ściągnąć szosę z wieszaka i zrobić swoją rundę ;) Oczywiście co z tego, że zabrałem dętkę i łyżkę skoro nie wziąłem pompki - na szczęście bez przygód ;) Jedzenia i picia sponsorowały: poranna kawa oraz batonik czekoladowy i bułka z miodem, a na trasie wspomagał mnie powerde niebieski z terminem ważności upływającym w 3 króli :D
P.S. Bikestats jest głupi i z automatu po nowym roku postarzał mnie o rok - skandal! :D
W dół poszło równie sprawnie, chociaż na dole wypadła mi buteleczka na wybojach ;) Ruszyliśmy nazot, bo w Porąbce miał czekać Krzysiek (tool). W czteroosobowej grupce pojechaliśmy sobie na lajcie przez Wielką Puszczę pokazać Sebie mini-hopkę, czyli sztywniutką Przełęcz Targanicką. Po tym punkcie wycieczki pożegnaliśmy Krzyśka a ja jeszcze pojechałem odprowadzić chłopaków przed Zator. Jechałbym dalej ale nie wziąłem lampek. Wracałem drogami drugiej kategorii i kląłem jak szwec pod nosem - wytrzęsło mnie za wsze czasy - osatni raz tamtędy jechałem. Udało się wrócić przed zmrokiem. Z dzisiejszej rajzy wyniosłem jednak kilka wniosków. Przede wszystkim, że tym przyjezdnym kolesiom w kaszę dmuchać nie wypada i swoje miejsce w szeregu znać trzeba. Funio mnie chciał do jakichś startów na szosie namówić - ale nie wiem czy w szerokich portkach można startować ;) Inna sprawa tyczy się jazdy na szosie - jak przystało na sportowy bolid mamy do czynienia z większym spalaniem... węgli ;) Także nie można lekceważyć regularnego tankowania w lidlach, biedrach czy innych aldikach ;)
Jednym słowem: piździ! ;) Szosa to fajna sprawa, ale może w ciut bardziej przyjaznych warunkach atmosferycznych :) Dziś sprawdziłem sobie jak z kasetką 12-25 pójdzie podjazd pod Przełęcz Targanicką. Wjechać wjechałem (deptając na stojaka po korbach), ale lekko nie było ;) Zresztą widać na wykresie jaka to sztajfa. Dobrze, że taka krótka, hehe.
Nadejszła ;) Po serwisie w Bike Doctor Service przyszedł czas na pierwszy test długodystansowca. Po kilkuset metrach drobna korekta siedziska - poza tym ok. Pod koniec trochę już pizgało w stopy, ale ogólnie to leciało się konkret. Trzeba sobie wyrobić parę nowych nawyków, przyzwyczaić się do zmiany biegów i przełamać strach (w ramach zdrowego rozsądku;) na zjazdach. Minusy? Brak muzy - słuchawki padły :/
Dzisiejszy ubiór z kolekcji Cebula jesień/zima 2014 /15 ;) Góra: dwa longsleeve'y, rękawki, bluza ocieplana (bez membrany), koszulka BS na wierch, dwie pary rękawiczek (ekstra ciepło!), buf na szyje, buf na łeb ;) Dół: kalesony :D, nogawki ocieplane, skodenki 3/4, szorty, skarpetki trekkingowe, folia stretch na skarpetach :D Brakowało wyraźnie ochraniaczy poza tym komfortowo ;)