Szosą w grudniu popołudniu ;)
Miało lać, miało wiać i ogólnie pogodowi wieszcze zapowiadali syf, kiłę i mogiłę. Tak przynajmniej wyglądała sytuacja w piątek późnym wieczorem.
Piątek wieczór z pogodą barową ;) © k4r3l
A tu od rana piękne słońce! Sprawdził się tylko wiatr, o sile którego przekonałem się jeszcze nie wyjechawszy nawet na ulice. Dmuchnął skubany w rower i pierwsze szlify (szosy, nie moje;) zaliczone - z dwojga złego lepiej w ten sposób. Rozerwany brzeg siodełka, przecięta owijka i plakietka z kapsla z logiem PRO gdzieś poleciała wpizdu. No nic, to tylko rower a nie eksponat muzealny, nie ma co się nad tematem rozwodzić ;)
Myk i już na Przełęczy Kocierskiej ;) © k4r3l
Trza siadać i kręcić. Dziś pierwszy raz Kocierz na szosie od strony Targanic. Powoli poznaję podjazdy w okolicy na nowo. Zupełnie nowe doznania, które za sprawą nowych, twardszych przełożeń potrafią dać ostro w tyłek. Zjazdy mega zachowawczo - serpentyny raz po raz przecinały wartkie strumienie wody. W dolince kocierskiej walka z wiatrem i tak aż do samej zapory w Tresnej. Pomiędzy zabudowaniami i górami wiało zdecydowanie mniej. Spotkałem po drodze raptem trzech, może czeterech szoszonów. Pogoda jak na grudzień idealna, choć niejeden z Was marzy pewnie o śniegu ;)
Powrót wokół jezior i postój w Porąbce ;) © k4r3l