Wpisy archiwalne w kategorii

bike: Ciorny

Dystans całkowity:6044.20 km (w terenie 1908.00 km; 31.57%)
Czas w ruchu:425:39
Średnia prędkość:13.62 km/h
Suma podjazdów:153985 m
Suma kalorii:2666 kcal
Liczba aktywności:116
Średnio na aktywność:52.11 km i 3h 52m
Więcej statystyk

N.I.C.

Poniedziałek, 21 lipca 2014 · Komentarze(3)
Było już D.N.O. to teraz pora na wielkie N.I.C. Miała być Pętla Beskidzka, jednak wcześniej zadzwonił Gustav, że jedzie do Bukowiny - myślę, ok, mogą być też i Krowiarki. Ale jak tylko wsiadłem na rower i zakręciłem kilka razy nogą wiedziałem, że dużo to ja dzisiaj nie zwojuję.

Zapomniana droga z widokiem na Gancarz ;)
Zapomniana droga z widokiem na Gancarz ;) © k4r3l

Intensywna jazda po górkach w ostatnich dwóch dniach załatwiła mi kolano (a to przecież raptem tylko 100km). Nie pozostało nic innego jak odwołać telefonicznie eskortę Sebastiana i zrobić rundkę po okolicy. Zupełnie bez przekonania i w sumie niepotrzebnie, bo co to za przyjemność jeździć z grymasem bólu na gębie? No nic, kuracja w toku, łykam jakiś colaflex i pije dużo piwa - powinno być ok ;)

Zachód na Żarze ;)

Niedziela, 20 lipca 2014 · Komentarze(4)
Cała droga w towarzystwie tej płyty! Rewelacyjny album!


Żar w niedzielę to, ze względu na tłumy ludzi, kiepski pomysł. Żar w niedzielę pod wieczór to już jednak znacznie ciekawsza opcja. Jadąc przez Międzybrodzie mijam potężny korek ciągnący się aż do zapory w Tresnej - wszyscy muszą wracać akurat o tej samej porze ;) A to peszek ;)

Cisza i pokój ;)
Cisza i spokój ;) © k4r3l
Może nie tak spektakularny, ale i tak całkiem udany ;)
Może nie tak spektakularny, ale i tak całkiem udany ;) © k4r3l

Na górze chwila odpoczynku w oczekiwaniu na zachód słońca a następnie przyjemny zjazd. Na pętli autobusowej minąłem się z radiowozem - oj, wpadnie niebieskim trochę grosza, bo oczywiście kilka osób musiało się wpieprzyć samochodem pod sam zbiornik... Końcówka to podjazd na Kocierz w przeważającym z minuty na minutę zmroku. A sam zjazd już po ćmoku ;)

Efekt Majki :)

Sobota, 19 lipca 2014 · Komentarze(8)
Miałem przeczucie, że warto oglądać ten dłużący się w nieskończoność etap Wielkiego Touru. Rafał Majka nie rzucał słów na wiatr i po znakomitej drugiej pozycji dzień wcześniej zrobił to co zapowiedział - wygrał! Emocje były niesamowite!


I tak sobie pojechałem na wieczorny trening. Wyszło jak wyszło - średnia 29km/h na góralu to chyba całkiem nieźle :)

D.N.O. ;)

Niedziela, 13 lipca 2014 · Komentarze(1)
... czyli marna 20tka w terenie na koniec weekendu. Więcej chaszczingu i "tropienia dzików" niż jazdy. Miał być Leskowiec ale zawróciłem w połowie drogi. Nic na siłę. Totalnie bez entuzjazmu, bez energii. Tylko czekałem kiedy wrócę z powrotem. Bywa. Ale od niechcenia wpadło 700m w pionie :D

Pozytywny efekt chaszczingu - panoramka ;)
Pozytywny efekt chaszczingu - panoramka ;) © k4r3l

Polica zdobyta!

Niedziela, 6 lipca 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Nowy Mastodon rzecz jasna rządzi ostatnio w moim odtwarzaczu, wcale jednak nie jest wyraźnie lepszy od takiego "Crack The Skye" z 2009 roku! Polecam w przypadku wolnych dziesięciu minut. Love it or hate it! ;)


Była taka górka, która kusiła swoim majestatem od co najmniej kilku wypadów we wschodnie rejony Beskidu Żywieckiego. Polica. Ten wznoszący się nad Zawoją zalesiony kolos (1369m n.p.m.) robił wrażenie choć nawet spod Opacznego, skąd mieliśmy go jak na dłoni wydawał się poza zasięgiem. Ale w końcu postanowiliśmy dać jej szansę.

Poranne sianokosy ;)
Poranne sianokosy ;) © k4r3l
Królujący nad okolicą masyw Policy ;)
Królujący nad okolicą masyw Policy ;) © k4r3l

W składzie okrojonym (obawy o pogodę i ogólnie niedzielna niedyspozycja niektórych;) wyjechaliśmy klasycznie przez Leskowiec, by przy porannym słońcu pokonać jak największą odległość. Poszło gładko i o 9:30 byliśmy już na Przełęczy Przysłop gadając chwilę ze starszymi trekkingowacami-górnikami. Stamtąd został nam już tylko zjazd do Zawoi a potem tylko atak cel główny.

Podjazd zielonym - widokowy, ale ciężki ;)
Podjazd zielonym - widokowy, ale ciężki ;) © k4r3l
Gdzie strumyk płynie z wolna ;)
Gdzie strumyk płynie z wolna ;) © k4r3l

Na podjazd wybraliśmy sobie drogę na mapie oznaczonej nazwą "Pod Policę". Była to, jak się okazało, bardzo stroma droga dojazdowa do leżących na wysokości 800m zabudowań. Początkowy asfalt zmienia swój stan w szutry i pozostałości po starej drodze. Jedzie się super, bo cały czas w cieniu, ale nachylenie jest konkretne. W końcu dojeżdżamy do zielonego szlaku, na którym zostaniemy przez dłuższy czas.

Wąziutka ścieżynka a tyle frajdy ;)
Wąziutka ścieżynka a tyle frajdy ;) © k4r3l
Dobry kadr wymaga poświęceń ;)
Dobry kadr wymaga poświęceń ;) © k4r3l

Początek nie wygląda zachęcająco - szeroka droga pełna kolein, kamieni a przede wszystkim o konkretne nastromienie wymusza butowanie. Na pocieszenie mamy niebanalne widoki za plecami. Jednak to co potem zastajemy na zielonym pozwala zapomnieć o tym spacerze z rowerem. 4km pięknego, dzikiego i niezmąconego obecnością człowieka singla. Praktycznie żywej duszy tam nie uświadczycie, gigantyczne paprocie sięgają tam pasa i te widoki w dolinie.

Fotka Kuby - jak dla mnie klimat urywa dupę! :)
Fotka Kuby - jak dla mnie klimat urywa dupę! :) © k4r3l
Moje zdjęcie słabsze, ale warun równie przedni ;)
Moje zdjęcie wyraźnie słabsze, ale warun równie przedni ;) © k4r3l

Ścieżka choć może niezbyt trudna to jednak prowokuje do ogólnie pojętych słów wyrażających zdumienie. A więc nikogo nie dziwią lecące "o k..a", "ja p...ole" czy nieco mniej pospolite: "zwariujesz jak to zobaczysz". Tak było w istocie - można było zwariować z zachwytu. W międzyczasie gdzieś z góry dobiegają odgłosy burzy. Ścieżka zaczyna się zwężać tak, że paprocie smagają nas po nogach a iglaki drapią po rękach. Później jest kilkuset metrowy fragment, gdzie nie da się już tak płynnie jechać - są fragmenty dość niebezpieczne (wąska ścieżka nad przepaścią czy strumień przecinający nam drogę) i takie dla wybitnych techników. My nie ryzykujemy. W nagrodę czeka nas kolejny singiel, tym razem w pięknie gęstym i zielonym lesie. No mówię Wam bajka i raj dla oczu i duszy. Takich rzeczy nie uświadczycie w popularnych rejonach Beskidu czy to Śląskiego czy w pozostałych Żywieckiego!

Półmetek, czyli Hala Kucałowa i widok na Okrąglicę ;)
Półmetek, czyli Hala Kucałowa i widok na Okrąglicę ;) © k4r3l

Na Hali Kucałowej trochę miny nam zrzedły - Tatry prezentują tylko niewyraźny obrys, no cóż będzie pretekst by tu wrócić np. na jesień o ile będzie ciepła i sucha ;) Zajeżdżamy do schroniska i tam przeczekujemy półgodzinną falę deszczu wspomaganą przez kilka grzmotów. Kolejne schronisko gdzie testujemy żurek - na pewno lepszy niż na Lipowskiej, ale wyraźnie gorszy niż na Rysiance czy Leskowcu ;)

Widok z Policy - dziś taki sobie ;)
Widok z Policy - dziś taki sobie ;) © k4r3l

Na Okrąglice nie jedziemy - podziwiamy tylko wystający ponad korony drzew maszt nadajnika. Droga na Policę to taka łyżka dziegciu w beczce miodu. Kamienisty podjazd, na którym nie dość, że opuściły mnie kompletnie siły, to na dodatek przyszło nam przedzierać się przez powalone olbrzymie drzewa w towarzystwie setek much. Myślałem, że zeżrą nas tam żywcem. Na górze kolejna panorama na Jezioro Orawskie, Babią Górę i ponownie Tatry - niezbyt klarowna, ale zawsze ;) Zjazd z Policy w stronę Cylu Hali Śmietanowej to kolejny raz poezja!

Pomnik upamiętniający katastrofę lotniczą na zboczach Policy
Pomnik upamiętniający katastrofę lotniczą na zboczach Policy © k4r3l

Głazy, dropy, korzenie powodują powrót banana na gębie i wzrost adrenaliny - piękny odcinek zakończony krótkim wypychem. Ze skrzyżowania szlaków planujemy zjechać niebieskim do Zawoi, ale tak jakoś przejeżdżamy odbicie i lądujemy na stromej ściance, którą trzeba sprowadzać... Tu w zasadzie kończy się przygoda z Policą. Wbijamy na nieoznakowaną ścieżkę, którą przecina nam w pewnym momencie pokaźne stadko dzików (na oko 15 sztuk, głównie młodych).

Zostawiamy Policę daleko w tyle ;)
Zostawiamy Policę daleko w tyle ;) © k4r3l

Zjazd do Zawoi mocno eksperymentalny, jakimś potokiem, korytem czy czymś tam jeszcze innym. No ale koniec końców udało się. Ostatnie 40km to m.in. podjazd na Przysłop i dalej, wyżej czerwonym szlakiem - fajna alternatywa klasycznej drogi na tą przełęcz. Niestety u mnie odzywa się prawe kolano. Z bólem walczę do samego końca spowalniając Kubę w końcówce. Część podjazdu pod Leskowiec muszę nawet prowadzić. Na szczęście wieńczące wyprawę piwko pod groniem JPII działa uśnieżająco. Jeszcze tylko zjazd czarnym szlakiem do Rzyk i można śmigać asfaltami do domu. Co za trip!

Z perspektywy leżącego osobnika pod schroniskiem na Leskowcu ;)
Z perspektywy leżącego osobnika pod schroniskiem na Leskowcu ;) © k4r3l

Piekielna Pętla Beskidzka ;)

Sobota, 5 lipca 2014 · Komentarze(6)
Uwaga. Łamiąca wiadomość! The Prodigy! Szok i niedowierzanie! Ale ten album daje kopa!

Podobnie jak w ubiegłym roku założyłem sliki i pojechałem pofocić i podopingować zawodników Pętli Beskidzkiej. Wcześniej nieco pobujałem się w okolicy Żywca, Rychwałdku następnie wróciłem pod Kocierz by tam poczekać na zawodników. Pilot pojawił się o 11:30 a więc równie 2.5h od startu, który miał miejsce w Wiśle. Za nim pierwsza kilkunastoosobowa grupka, potem kilka sztuk luzem i znowu jakaś masówka.

Jadą koksy ;)
Jadą koksy ;) © k4r3l
I trochę to porozrywało ;)
I trochę się to porozrywało ;) © k4r3l


Przewaga jaką osiągnęli nad kolejną partią zawodników wynosiła spokojnie ponad 10 minut, a był to prawie półmetek maratonu. Później zaczęli pojawiać się znajomi. Najpierw ktoś krzyknął rozpoznawszy mnie po koszulce BS. Okazało się, że to Domino z Jas-Kółki - moc koszulki wyraźnie zauważalna ;)

Pełne słońce a to dopiero początek wspinaczki ;)
Pełne słońce a to dopiero początek wspinaczki ;) © k4r3l
Ale humory dopisują ;)
Ale humory dopisują ;) © k4r3l

Dalej jechał sam Tomek z bbriderZ - pierwszy rok na szosie i tak znakomity rezultat. Widać maratony u Grabka, które jeździ też dają pewnego rodzaju bazę nawet i pod szosę ;) Chwilę później w większej grupce przyjechał Paweł oraz Funio. Zabrałem się kawałek z nimi, powkurzałem swoimi przełożeniami w góralu i odjechałem, żeby wyrobić się przed zjazdem, bo nie miałbym z nimi szans.

Jest się gdzie zmęczyć ;)
Jest się gdzie zmęczyć ;) © k4r3l
Ta prosta może obniżyć morale ;)
Ta prosta może obniżyć morale ;) © k4r3l

Kolejny przystanek to Targanicka. Tam pogadałem chwilę z gościem z ręką na temblaku - rozwalił się dwa tygodnie wcześniej i zostało mu niestety tylko podawanie bidonow i...

Rower ze wspomaganiem ;)
Rower ze wspomaganiem ;) © k4r3l
Mała zmarszczka a łydy pieką! ;)
Mała zmarszczka a łydy pieką! ;) © k4r3l

Niektórzy pytali co to za górka, bo byli zaskoczeni sztywnością. No tak, Przełęcz Targanicka może zaskoczyć. Niekoniecznie pozytywnie, hehe. Ja ją lubię ;) Zjazd do Porąbki, zakupy w sklepie i zagaduje mnie o Kozubnik cyklista z... Rudy Śląskiej, Znowu koszulka zrobiła robotę - okazało się, że to Mirkowski. Chwilę pogadaliśmy i ruszyłem w stronę zapory. Zaraz za mną wyjechał z Wielkiej Puszczy Dominik - jak sam przyznał to nie był jego dzień. Odprowadziłem go do zapory, po drodze zaliczając jeden z bufetów i pożegnaliśmy się.

Ta koszulka mówi wszystko: to nie jest wyścig dla cienkich bolków ;)
Ta koszulka mówi wszystko: to nie jest wyścig dla cienkich bolków ;) © k4r3l
A na koniec PB od zaplecza, czyli bufecik w Porąbce ;)
A na koniec PB od zaplecza, czyli bufecik w Porąbce ;) © k4r3l

Wróciłem się przez Bukowiec, Czaniec i Roczyny do domu w piekielnym słońcu. Pogoda z jednej strony wymarzona, słonecznie, sucho, ale zawodnikom z pewnością roboty nie ułatwiała. Większość jednak ścig ukończyła, co też musiało być piękną nagrodą za tę nierówną walkę z terenem, temperaturą i własnymi słabościami. Do zobaczenia za rok ;)

Wszystkie moje fotki tutaj:
https://picasaweb.google.com/118438713110163292197/PetlaBeskidzka2014KocierzTarganicka?authkey=Gv1sRgCMn_-vGE-b6gIA

Mędralowa przy full lampie ;)

Niedziela, 29 czerwca 2014 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Krótko, szybko, głośno. Nowy kawałek Eye For An Eye!

Zdobywania beskidzkich szczytów ciąg dalszy. Tym razem padło na Mędralową, czyli najbardziej na północ wysunięty fragment Słowacji :) Dojechaliśmy do Jeleśni asfaltami zaliczając po drodze Kocierz i trochę czerwonego szlaku a następnie przez Rychwałdek. Przy PKP są już Dawid i Maćkiem i we czterech rozmawiając o dupie Marynie (dosłownie;) ruszyliśmy do Przyborowa, gdzie czeka nas podjazd asfaltowy do czarnego szlaku.

Taki se skrót wymyśliliśmy :D
Taki se skrót wymyśliliśmy :D © k4r3l

Od rana jechało się ciężko - o godzinie 8 było już 26 stopni, duchota na maksa, powietrza brak. Ten podjazd okazał piekielnie ciężką francą. Niezbyt długi, początkowo łagodny, następnie coraz badziej sztywny. Rewelacja, polecam szosowcom :) Tak gdzie asfalt się skończył miał się zaczynać czarny szlak, ale że znaków po drodze nie było pojechaliśmy dalej docierając do szlaku granicznego, którym zaczęliśmy się wspinać.

Podjazd z Przyborowa ;)
Podjazd z Przyborowa ;) © k4r3l

Jedno z podejść nas odstraszyło i zjechaliśmy na słowacką stronę by starymi asfaltami objechać trochę ten niewygodny fragment. Jak to zwykle bywa eksperymenty skończyły się w czarnej dupie i koniec końców urządziliśmy sobie 10 minutowy wypych. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - wylądowaliśmy bezpośrednio na szczycie Mędralowej - 1169m n.p.m. Ze szczytu ukazały nam się kolejne górki, a daleko w tyle majestatyczny kopiec Jałowca 1111m n.p.m. - nasz drugi główny cel dzisiejszego tripu.

Na Mędralowej czilałt (w tle Jałowiec;)
Na Mędralowej czilałt (w tle Jałowiec;) © k4r3l

To co było pomiędzy można nazwać czystą poezją MTB. Singiel za Mędralową (szlak zielony) to wzorcowy przykład funu w MTB. Najpierw kilkaset metrów wąskiej ścieżki pomiędzy falującymi na wietrze trawami, a następnie zjawiskowo techniczny, wyjątkowo korzenisty i momentami bardzo widokowy odcinek trawersujący zbocze Kolistego Gronia. To był zdecydowanie fragment dnia! Dla tego odcinka warto było się tutaj fatygować.

Kaskadery na szlaku ;)
Kaskadery na szlaku ;) © k4r3l

Droga na Jałowiec to dla mnie droga przez mękę. Odstaję praktycznie na każdym podjeździe, potem dodatkowo przejeżdżamy skrzyżowanie szlaków i musimy wracać pół kilometra... pod górę :) A na koniec raz jeszcze wysyający wszystkie siły podjazd z Przełęczy Suchej na sam szczyt Jałowca w pełnym słońcu. Znowu zamykam tyły z kilkunastosekundową stratą ;) Na szczytowej polanie świetny klimat. Pierwszy raz mamy możliwość nacieszyć oczy piękną panoramą, jest super, ale zjeżdżamy do jednego z moich ulubionych schronisk w Beskidach - Opaczne.

11/10 ;)
11/10 ;) © k4r3l

Na miejscu niespodzianka - schronisko się rozbudowuje. Nie jest to jakaś ogromna inwestycja, ale szczerze powiedziawszy przyda się tam więcej miejsca, bo ostatnio musieliśmy prosić o dodatkowe krzesła z kuchni a jedyny stolik jaki był wolny okupowany był przez akwarium ;) Tak czy inaczje schronisko i jego lokalizacja (nad Zawoją, z widokiem na Okrąglicę, Policę, Babią Górę i dalsze szczyty Beskidu Sądeckiego oraz Gorców) wydaje się być idealna. W takich okolicznościach jadło, nie wspominając o piwie, smakuje wyśmienicie!

Łaskawy Jałowiec i jego panoramiczny potencjał ;)
Łaskawy Jałowiec i jego panoramiczny potencjał ;) © k4r3l
Widok spod schroniska Opaczne!
Widok spod schroniska Opaczne! © k4r3l

Żeby nie wracać się na Jałowiec objeżdżamy jego szczyt czerwoną rowerówką, a następnie żółtym i niebieskim lecimy w dół. Chwilę później rozstajemy się z Maćkiem i Dawidem, którzy wracają do Jeleśni. Nas czeka jeszcze długa droga. Ta okazuje się nieco komplikować bo nagle znikają oznaczenia niebieskiego szlaku. Tak czy inaczej lądujemy w Lachowicach, gdzie po krótkiej przerwie w lewiatanie pniemy się asfaltem na Mączne, żeby przebić się do Tarnawy i stamtąd zaatakować Leskowiec.

Za plecami na zielonym szlaku pod Leskowcem ;)
Za plecami na zielonym szlaku pod Leskowcem ;) © k4r3l

Zielony szlak początkowo rokuje nadzieję na ciekawy uphill, niestety im dalej tym ciężej, ostatecznie trzeba wypychać. Zdecydowanie jednak będzie to miodny szlak na zjazd - singiel, którym z bólem serca wypychaliśmy rowery był kapitalny! Po osiągnięciu pasma w eskorcie miliona much lecimy w stronę Leskowca. Jeszcze krótki pit-stop na zmianę dętki (odkleiła mi się stara łatka) i jesteśmy na szczycie. Szybki zjazd do Rzyk i dalej już tylko asfalty. Dobre podsumowanie czerwca, trzeci z rzędu setkowy wypad z 3000m w pionie ;)

Atrakcyjny Makowski ;)

Sobota, 21 czerwca 2014 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Ktoś był na tyle uprzejmy, że wrzucił całą nową płytę Mastodon do Sieci i chwała mu za to, bo już wiem gdzie w przyszłym miesiącu ulokuję kilka złotówek. "Once Round More To The Sun" zwyczajnie zachwyca świeżością i zaskakuje... melodyjnością! Dali radę!


Dzień letniego przesilenia przywitał nas aurą pochmurną z tendencją do opadów. Nie zdołało to nas jednak odwieść od planu, który zakładał eksplorację terenów do tej pory nieznanych - północnego pasma Beskidu Makowskiego. Na początek rozgrzewka i podjazd pod Groń JPII. Następnie zjazd mega fajnym niebieskim/czarnym do Śleszowic (do tej pory jechałem go tylko w drugą stronę).

Atakujemy z Zembrzyc ;)
Atakujemy z Zembrzyc ;) © k4r3l
Łysa Góra jest jak widać łysa ;)
Łysa Góra jest jak widać łysa ;) © k4r3l

Tam szybka przebitka szosą do Zembrzyc i rozpoczynamy asfaltowy uphill na Łysą Górę (515m). Jak widać wysokości nie są jakieś znaczne, ale nie ma to znaczenia, bo widoki właśnie z takich pasm są rewelacyjne. Na dzień dobry mamy problem ze zorientowaniem się w terenie, ale pomagają nam w tym przykryte chmurami szczyty Babiej Góry i Pilska.

Widokoa część czerwonego ;)
Widokowa część czerwonego ;) © k4r3l
Zjazd do Palczy ;)
Zjazd do Palczy ;) © k4r3l

Czerwony szlak w kierunku Myślenic to nieustanna droga interwałowa, która potrafi zmęczyć, ale potrafi dać również mnóstwo pozytywnych wrażeń (głównie widokowych) oraz frajdę ze świetnych, szybkich zjazdów. Nawet mimo tak niewielkich wysokości nie unikamy krótkiego wypychu tuż za miejscowością Palcza. Wychodzi słońce i dalej jedzie się wręcz wybornie, choć powoli zaczynamy się obawiać czy starczy czasu.

Przed nami Myślenice ;)
Przed nami Myślenice ;) © k4r3l
Myślenicki ratusz ;)
Myślenicki ratusz ;) © k4r3l

Pokusa dotarcia do Myślenic jest jednak silniejsza - zjazd do tego urokliwego miasteczka z całkiem zgrabnym ryneczkiem, to jeden z najlepszych fragmentów jeżeli chodzi o tamtejsze MTB! Lokalizujemy pizzerię i po 'diabelskiej' oraz kilku skrzydełkach kurczaka zbieramy się w drogę powrotną. Asfaltami na Budzów (stara droga wzdłuż ekspresówki S7) i tam odnajdujemy szlak podjazdowy - zielony. Początek ok, ale w lesie zaczyna się sieczka totalna - kolejny fragment, który musimy wypychać. Odnalezione źródełko podnosi morale a chwilę później wchodzimy na szeroką (4m?) drogę (szutrowo-żwirową), która prowadzi nas do kolejnego skrzyżowania szlaków.

Rzeka raba - po drugiej stronie, na tzw. Zarabiu, wiedzie trasa Bike Maratonu ;)
Rzeka raba - po drugiej stronie, na tzw. Zarabiu, wiedzie trasa Bike Maratonu ;) © k4r3l
Wypas lokalizacja!
Wypas lokalizacja! © k4r3l

Znak opisujący żółty szlak mówi jedno: 6h15 minut do Makowa Podhalańskiego! Czyli optymistycznie jakieś 3h rowerem - na 19:30 powinniśmy tam dotrzeć;) A po drodze kilka wymuszonych przerw na zdjęcia kapitalnych widoków. Masa zjazdów ale i jedno dłuższe podejście pod górę, której nazwa wzięła się najpewniej od tego fragmentu: Parszywka (852). Wioska u stóp tego szczytu to fenomentalna lokalizacja - nie mamy dziś dobrej widoczności. ale po chwili przyglądania się dostrzegamy ośnieżone stoki Tatr!

Nawet przy sadzeniu ziemniaków trzeba mieć fantazję ;)
Nawet przy sadzeniu ziemniaków trzeba mieć fantazję ;) © k4r3l

Kolejny taki szczyt już za moment - Koskowa Góra to trochę butowania, ale panorama ze szczytu (o rozpiętości ok. 270 stopni) jest wystarczającą rekompensatą. Tylko 867m a widoki takie, że na kończynach pojawia sięgęsia skórka (a widoczność była "tylko" dobra!). Czas zaczyna nas gonić, zjeżdżamy na czarny a potem na niebieski szlak, który jednak opuszczamy kiedy zaczyna piąć się w górę. Po skoszonym sianie, po stromym asfalcie zjeżdżamy do Makowa tuż przed Suchą Beskidzką. Jest 19 a do domu jeszcze szmat drogi.

Kuba zdobywa Koskową Górę!
Kuba zdobywa Koskową Górę! © k4r3l

Wybieramy chyba jedyną logiczną opcję - asfalty do Żywca. Kto tam jechał to wie, że po dłuższej trasie jest to droga przez mękę, ale nie poddajemy się i robiąc co chwile zmiany meldujemy się grubo po 20 u stóp Kocierza, który zdobywamy już po zmroku. Zjazd w kompletnych ciemnościach rozświetla tylko dioda telefonu przyczepionego na taśmie do plecaka - dobre i to.

A ta w nagrodę odwdzięcza się wyborną panoramą ;)
A ta w nagrodę odwdzięcza się wyborną panoramą ;) © k4r3l

W domu łapie mnie maksymalne odcięcie - sok piję bez wody, duszkiem, a miód wyjadam łyżeczką ze słoika - po jakimś czasie dochodzę do siebie. Mimo iż nawadnialiśmy się regularnie i jedliśmy sporo (batony, owoce, ciepły posiłek) to jednak trudy trasy dały się we znaki. Wypad z cyklu epickich. Miało być "turystycznie", w końcu pasma niskie, a wyszło jak zwykle, czyli ekstremalnie ;)

Żywiecki again

Czwartek, 19 czerwca 2014 · Komentarze(9)
Uczestnicy
How cool is that? :)
Czwartek, 8:00. Punkt zbiórki: rondo na wjeździe do Żywca. Jestem przed czasem, a po chwili dojeżdża resztę bandy: Dawid, Konrad, Kuba i Maks. Konrad pisał, że nie ma czasu na całodniowy trip, więc przyjechał na... kolarce ;) Do Węgierskiej Górki tempo mocne, ale nie przeszkadzające pogaduszkom ;) W Żabnicy odbijamy na czerwony szlak i po sesji przy bunkrze Konrad nas opuszcza.

Jadymy! ;)
Jadymy! ;) © k4r3l

Czerwony szlak w kierunku Rysianki może się podobać, ale nie jest do końca przejezdny. Czasem przeszkadza luźne podłoże, czasem bałagan, który zostawili leśnicy innym razem metrowe półki skalne z... łańcuchami ;) Niezrażeni kontynuujemy wspinaczkę - późniejsze singielki ze wspaniałymi panoramami rekompensują trud prowadzenia rowerów na tych krótkich odcinkach.

Podjazd pod Abrahamów ;)
Podjazd pod Abrahamów ;) © k4r3l
Łańcuchy na zboczach Romanki ;)
Łańcuchy na zboczach Romanki ;) © k4r3l

Na Rysiance chwila odpoczynku i i zjazd.. nie tam gdzie trzeba :) A więc z powrotem pod schronisku i tym razem już w dobrym kierunku. Z Lipowskiej mieliśmy w planach ponoć świetny niebieski do Złatnej ale informacja o zamkniętym szlaku z powodu wiatrołomów odwiodła nas od tego pomysłu. Nie pozostało nic innego jak zjechać (drugi raz w tym miesiącu;) zielonym szlakiem na Boraczą.

Tamtejsze singielki wymiatają :)
Tamtejsze singielki wymiatają :) © k4r3l
Zaciesz Maksa po zjeździe ;)
Zaciesz Maksa po zjeździe ;) © k4r3l

Po tym mega-fajnym odcinku dłuższa chwila relaksu na Boraczej, kawka i tamtejszy specjał, czyli jagodzianka. Przed nami podjazd na Prusów, który w pełnym słońcu potrafi osłabić każdego. Dalej już zjazd do Węgierskiej Górki - niezbyt wymagający, ale też i nie jakiś rewelacyjny - po prostu szybki sposób na dotarcie do cywilizacji. Ale żeby tak łatwo nie było Dawid łapie gumę i tu ciekawostka: na liczniku dystans wskazuje 66,6km...

Trochę otwartej przestrzeni ;)
Trochę otwartej przestrzeni ;) © k4r3l
W drodze na Prusów ;)
W drodze na Prusów ;) © k4r3l

Tam rozstajemy się z Dawidem i Maksem i jedziemy z Kubą czarnym rowerowym przez Cięcinę Górną (mijamy rozlewnię wód Żywiec Zdrój) i odbijamy na jeden z bardziej wymagających podjazdów tego dnia - na Butorówkę. Dżizas, ale ta niepozorna górka dała się nam we znaki. Tam żółtą rowerówką pokonujemy Magurę i Skałę po raz drugi zaglądamy na Słowiankę, gdzie uzupełniamy zapasy i rozpoczynamy odwrót. Najpierw niebieskim a później żółtym, na którym gałąź o średnicy kilku cm wygina mi szprychę... w nowym kółku... #%^%$^! O dziwo nie ma bicia i można jechać dalej.

Początek podjazdu dnia ;)
Początek podjazdu dnia ;) © k4r3l

Do pokonania została przełęcz w Juszczynie, po której rozjeżdżamy się z Kubą w Żywcu. A ja cisnę przez Kocierz by zaliczyć ostatni tego dnia podjazd. Na takich oponach i przy tak niskim ciśnieniu idzie jak po grudzie. Całkiem udany dzień, znowu mnie spaliło to niepozorne słońce, a więc tanlajny w toku :)