Wpisy archiwalne w kategorii

najtrajd

Dystans całkowity:628.10 km (w terenie 43.00 km; 6.85%)
Czas w ruchu:32:42
Średnia prędkość:18.73 km/h
Suma podjazdów:14356 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:41.87 km i 2h 20m
Więcej statystyk

Beskidzka bomba ;)

Niedziela, 17 listopada 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
24 listopad to rocznica śmierci Freddiego. Najprościej byłoby wrzucić tu "Bohemian Rhapsody", "We Will Rock You" , "We Are The Champions" czy "Show Must Go On". Ale Queen to nie tylko te ograne do bólu, nawet w zetkach i eremefach, utwory. To kawał historii rocka! Wrzucę więc "dwójeczkę" kapitalny album, z którego idę o zakład nie znacie żadnego utworu ;)


Na niedzielę wymyśliliśmy sobie kilka podjazdów i zjazdów. My, czyli Paweł, Kuba, no i ja. W Bielsku pogoda rano była diametralnie inna - podczas gdy u nas panowały nieprzeniknione mgły, w mieście pod Szyndzielnią świeciło słońce...
Mówią, że mleko jest niezdrowe, ale na coś trzeba 'zejść' ;) © k4r3l

Chcemy wyjść na Czupel, gdzie mamy jechać? © k4r3l

Pojechaliśmy z Jakubiszonem na Przegibek, gdzie miał dołączyć do nas Paweł. Już we trzech zaczęliśmy wspinać się na Gaiki robiąc kilka przystanków na fotki okolicy. Z Gaików, zachęcony filmem chłopaków z "Bes Endu" wymyśliłem sobie czerwony do Straconki.
Coś im to napieranie kiepsko idzie :D © k4r3l

Wysokość zdobyta ;) © k4r3l

Szlak jest rewelacyjny, zwłaszcza jego środkowa część i końcówka. Dla zainteresowanych rzeczone nagranie (od 2:30 zaczyna się frajda):


Jako, że Piaseq nie czuł się na siłach popedałował w stronę domu, a my zaczęliśmy wspinaczkę asfaltową nartostradą na Przełęcz Łysą. Dalej na Magurkę żółtym, aczkolwiek nie polecam, bo dużo wypychu :/
Widoczek na Beskid Śląski ;) © k4r3l

I widoczek na Beskid Mały ;) © k4r3l

Z Magurki czarnym do Wilkowic. Początek beznadziejnie kamienisty, wręcz wkurzający. Środeczek za to miodzio i dla równowagi na sam koniec błotnista rynienka. Ponoć kiedyś był lepszy, o czym świadczy film naszego kolegi:


Dalej cała masa asfaltów w kierunku Żywca. Na wysokości pomnika upamiętniającego katastrofę w Wilczym Jarze wbijamy na żółty szlak w kierunku Jaworzyny. Niestety, nie był to szczęśliwy wybór. Momentami przejezdny, ale generalnie sporo wypychu i taszczenia roweru na plecach...
Rozkmnina na Magurce :) © k4r3l

Ledwo było widać Tatry, za to Skrzyczne całkiem ok ;) © k4r3l

Na Jaworzynie zaczął zapadać zmierzch, co uświadomiło nam, że będziemy za moment jechać w kompletnych ciemnościach. Na domiar złego zaczęło mi odcinać prąd... Gdzieś w połowie czerwonego szlaku zakładamy oświetlenie. Lampki raczej przewidziane do ruchu miejskiego, ale udało się przejechać całość bez zrobienia sobie krzywdy :)
Zmrok zapada, a my w czarnej d. ;) © k4r3l

Na Kocierzu zbrojenie (kominiarki, kurtki, buffy), ja ubieram rękawiczki na rękawiczki - zjazd o tej porze i przy tej temperaturze to nie przelewki. Zadowoleni i przede wszystkim cali zjeżdżamy w dół. Nocna jazda po szlaku, moja bomba i przenikliwe zimno - na brak wrażeń nie mogliśmy narzekać ;)

Dojazd na KoRNO ;)

Piątek, 25 października 2013 · Komentarze(7)
Czyli trasa raczej bez większej historii. Z matą, śpiworem, ciuchami, chlebem, serami i kiełbasami lekko nie było, ale to raptem 15km z czego większość z górki ;) Po drodze wstąpiłem jeszcze na moment do sklepu w Porąbce, gdzie trafiłem na zapomniane piwko ;)
Szykuje się eksplozja wrażeń ;) © k4r3l


Z 4pakiem w jednej ręce dotarłem do bazy rajdu w Kozubniku już po zmroku... Pogadałem z Moniką i Tomkiem, odebrałem pakiet startowy i jedyną w swoim rodzaju pamiątkową koszulkę;))) Zamiast spać poszliśmy 20 osobową ekipą na ruiny. Noc była młoda i wyjątkowo ciepła, a mnie skończyło się piwo zanim zaczęła się impreza (sad but true:). Cdn.

Wieczorny trening.

Środa, 23 października 2013 · Komentarze(0)
Na szybkiego po pracy. Tym razem wjazd na Przełęcz Kocierską z Wielkiej Puszczy - na podjeździe spłoszyłem kilka saren, które żwawo uciekały przed snopem światła. Zjazd w całkowitych ciemnościach zielonym szlakiem robi wrażenie.

W Targanicach staruszka wpakowała się pod koła golfa - musiało to być dosłownie chwilę wcześniej. W momencie jak przejeżdżałem jakaś dziewczyna już się nią zajmowała. Na szczęście pogotowie pojawiło się po kilku minutach. Po tym wszystkim, mimo iż miałem lampki, wróciłem do domu bocznymi drogami...

Kocierz z Krzyśkiem ;)

Czwartek, 18 lipca 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Wieczorna szybka rundka z Krzyśkiem (tool). Magurka nie wypaliła, ale w tygodniu naprawdę ciężko się zgrać z chłopakami z Bielska - czas i odległość robią swoje. Z Krzyśkiem jeszcze nie miałem okazji pokręcić, więc jazda na Kocierz upłynęła na pogawędkach i opowieściach okołorowerowych ;) Z tej racji tempa nie forsowaliśmy. Krzysiek na co dzień zasuwa na leciwym Authorze Mystic, który przynajmniej dla mnie wydaje się niezniszczalny. Mój model jest o rok starszy, ale prezentuje się równie dobrze, co przypomina mi o tym jak solidne sprzęty produkowała swego czasu ta czeska firma. Pewnie dalej bym na nim jeździł gdyby nie fakt, że odrobinę mi się z niego wyrosło i rama 19,5'' jest już niestety za mała...
Kiepsko wykadrowana fotka ze Złotą Górką w tle ;) © k4r3l

Żeby było ciekawiej namówiłem Krzyśka na zjazd do Kocierza Moszczanickiego, żeby wjechać na przełęcz z drugiej strony. Kolejny podjazd na spokojnie, ale mimo to coś zgłodniałem i musiałem się poratować batonem musli, żeby nie zaliczyć odcięcia jak Froome, hehe. Na szczęście nie spotkała mnie z tego powodu żadna kara czasowa ani tym bardziej finansowa, hehe. Zjazd z przełęczy już w kompletnych ciemnościach a jako, że nie dałem się wyprzedzić samochodowi i miałem kilka lumenów zza pleców gratis ;) Z Krzyśkiem rozstajemy się po jeszcze jednym mikrouphillu. Dzięki za wieczorne zakręcenie i udanego wypoczynku!

A na koniec jeszcze filmowa wspominajka z tegorocznego Trophy (wybaczcie ten niestrawny podkład muzyczny, ale na to wpływu akurat nie miałem;). Tak na marginesie, to dziś w radiowej Trójce była mowa o nadużywaniu młodzieżowego słowa "epicko", ale jak inaczej określić te 4 dni w Beskidach? Powiem więc, że było za-je-biś-cie oraz, że z przyjemnością wrócę tam za rok!

Żar bez żaru ;)

Sobota, 22 czerwca 2013 · Komentarze(13)
/

Jakoś nie miałem ochoty na kolejny w tym roku wypad na Skrzyczne (a tam właśnie w nd rano mieli jechać bbRiderz) i korzystając z tego, że wciąż mam założone detonatory postanowiłem pierwszy raz w tym roku pojechać sobie (asfaltem) na Żar. Ale to nie był byle jaki Żar - tą mistyczną górkę postanowiłem zdobyć po zmroku :) Z racji dłuższej trasy wyjechałem o 21. Trochę zaniepokoiły mnie niskie chmury przykrywające szczyt Złotej Górki, ale postanowiłem zaryzykować i przebić się przez Przełęcz Kocierską do Żywca. Zjazd z Kocierza już w kompletnych ciemnościach. W dolince natomiast co chwile jakiś grillek czy ognisko - okolica (las, strumyk, góry) zachęca do takich właśnie nocnych posiadówek.
Księżycowy krajobraz na Żarze ;) © k4r3l

Do Międzybrodzia docieram bez problemu - ruch znikomy, sporadycznie tylko jestem oślepiany przez samochody, ale to tylko chwilowe. Przez moment w Łękawicy zastawiałem się czy Paul McCartney gra dziś na narodowym czy może na pobliskim festynie, bo do moich uszu dotarły skrawki coveru "Yellow Submarine", hehe. Zapora w Tresnej w przeciwieństwie do tej w Porąbce jest zupełnie nie oświetlona, ale dzięki temu dobrze stamtąd widać migoczące w oddali światełka. Widać było też mój dzisiejszy cel - podświetlony na czerwono maszt na szczycie Żaru oraz snop jasnego światła tuż obok.
Nocna Tresna i migoczący w oddali Żar ;) © k4r3l

Wydawało mi się, że ten 7kilometrowy podjazd upłynie pod znakiem kompletnego mroku ale na szczęście ku mojemu zaskoczeniu w wielu miejscach na podjeździe latarnie pracowały pełną parą. Oczywiście totalnie zaciemnione miejsca również się zdarzały (głównie w górnej części) ale nie robiło to już na mnie wrażenia. Myślałem, że na szczycie nie będzie o tej porze (wybiła w końcu 23:00) nikogo, ale niestety trafiła mi się wylewna dziunka i jej maczo toczący "głęboką" konwersację. No cóż, nic tu po mnie w takim razie - zjazd na pełnej k.... znaczy asekuracji:) W drodze powrotnej ujawniło się skrzypienie łańcucha - jednorazowe smarowanie wodnistym finishline'm tuż przed wyjazdem to jednak za mało. W asyście nieznośnie głośnego łańcucha powróciłem chwilę po północy. Pełen chillout, ciepełko, klimacik. Polecam ;)
A to już pod samą wieżą na szczycie ;) © k4r3l


A jeżdżąc sobie słuchałem przedostatniego albumu Bonobo. To jeden z nielicznych niegitarowych projektów, który mój zakuty łeb przyswaja. Idealne dźwięki na nocne tripy! Klasa!