Chęć-niechęć-chęć - tak w skrócie dzisiaj można opisać moje dzisiejsze nastawienie do jazdy ;) Niechęć najlepiej widać patrząc na czas podjazdu na Kocierz od strony Zywca - jak mnie się wtedy nie chciało! :DDDDD Zachciało mi się dopiero później, ale było już późno, bo słońce zaszło a ja jechałem bez lampki ;)
Szybki standard. Pod ośrodkiem na Kocierzu weselne zamieszanie - młodym stukają fotky: na tle fontanny, na tle karczmy, na tle samochodu. Ani jednej na tle gór :/ Na powrocie widzę dwóch 'miśków' w żółtych kamizelkach stojących na środku drogi (!) zatrzymujących na "dmuchanko". Noga z gazu, szybka weryfikacja w pamięci kiedy ostatni raz miałem w ustach alkohol ;) i ... nie zatrzymali mnie :D Widocznie byłem za bardzo PRO. Następnym razem pojadę wężykiem :D
Prognozy nie były za ciekawe, przez co zwlokłem swoje zwłoki z łóżka nieco wcześniej niż planowałem. Jak się potem okazało niepotrzebnie, bo pogoda okazała się łaskawa a nawet była momentami zajebista. Tyle tylko, że ja już siedziałem wtedy w domu :] Krótka wizyta w bikeparku "Pańska Góra" przerodziła się w klasyczne XC. Nieźle się tam chłopaki bawią na tych wszystkich skoczniach, dropach i bandach, ale po kilku kółkach w tej okolicy po prostu się znudziłem. Nieco dalej spotkałem Damiana, który wracał z kolegą ze standardowej beskidzkiej rundy "Kocierz-Leskowiec". Żałowałem, że nie wziąłem wincyj hajsu albo chociaż prowiantu, to też bym się tam kulnął. Ale 1200m przewyższeń na 35km też robi robotę, co nie? ;)
Siły zostawiłem dziś w domu, ale chęć wyjścia na dwa kółka była silniejsza. Chyba trochę przesadziłem z podwójną kocierską i targanicką - dały mi te podjazdy straszliwe w dupę :D No cóż, bywa ;)
Dopadła mnie seria usterek - może nie jakichś tragicznie ciężkich, ale jednak komplikujących żywot. W ub. tygodniu spostrzegłem w jednym z butów SH-M088 naderwany bieżnik - nie wygląda to tragicznie, ale podejrzewam, że z czasem będzie gorzej, zwłaszcza jak człowiek upodobał sobie podjazdy (odchodzący bieżnik = osłabiona podeszwa = prawdopodobieństwo, że kiedyś podeszwa zostanie przy pedale;). Generalnie ten model butów to jakieś nieporozumienie, poprzednie na rzepy dawały radę ponad 2 lata, a te się sypią w rok (wcześniej dało o sobie znać kiepskie szycie, co potwierdzi też Marek87). Oczywiście podeszwa miała pełne prawo poddać się siłą działającym przy jeździe szosowej, w końcu to buty do MTB :P Z kolei w sb późnym popołudniem załatwiłem sobie linkę od tylnego hamulca w szosie i zostałem w czarnej d. Akurat kiedy chciałem sobie przetestować nowe kółka WH-R500 - taniochy-szimanochy, o których Gustav raczej (z racji strzelających szprych) nie ma dobrego zdania. Owszem, miałem linki, nawet 2 kpl. ale do przerzutek, w MTB... ;) W kilka godzin zrobiłem to, do czego nie mogłem zmusić się przez ostatnich kilka tygodni (chyba już pisałem, że szosa rozleniwia, co nie? ;) - poskładałem leżącego różnych miejscach MTB :D Pół roku bez jazdy w terenie - ciekawe jak to jest, hehe.
Dziś power do przepychania korb był, ale kondycja została daleko na dole ;) Przynajmniej miałem pretekst, żeby się co jakiś czas zatrzymywać i sprawdzać stan świeżo poskręcanych śrub ;) Na Leskowcu ludzi jak mrówków. W całym tym zgiełku (drące się dziecka, szczekające psy i inne śmiechy chichy) ona - wysoka, choć raczej tęga, śnieżnobiała - Babia Góra jak na dłoni ;) A za nią nieśmiało prezentujące swe ostre szpice Tatry.
W celu sprawdzenia ewentualnych luzów wybrałem najlepszy pod tym względem szlak zjazdowy - korzenno-kamienisty czarny. Jeszcze na serduszkowym o mały włos a miałbym małą dziewczynkę na sumieniu, bo rodzice zamiast ją odciągnąć na bok szlaku sami przesunęli się w prawo a zdezorientowane dziecko zostało na środku samo i oczywiście nie obejrzawszy się lezie prosto pod koła. Uff, centymetry... Zjazd poezja, szkoda, że zapomniałem obniżyć siodełka. Nowy olej w Epiconie chlupie aż miło - dawno mi tak dobrze amor nie pracował (podziękowania dla Gello za poradnik znaleziony w internetach;). Na dole pojawił się lekki luz w sterach - trza będzie skorygować. Pierwsze koty za płoty ;)
A wracając do szosy to jak uda się wszystko przywrócić do stanu używalności i kółka nie będą robiły problemów, to trzeba będzie przetestować wynalazek zwany - Author Sumo (w polskich sklepach jeszcze niedostępny, udało się znaleźć w czeskim;). Pewnie widzieliście ostatnią wideorecenzję Sebastiana dot. oryginalnego Repacka - to jego czesko-chiński odpowiednik wykonany na jego wzór i podobieństwo, a dwukrotnie tańszy. Przekonamy się czy tym razem powiedzenie "co tanie to drogie" sprawdzi się. Oby nie :P
Stary klip, bo nic z nowej świetnej płyty nie mogłem znaleźć w sieci... Coś dla fanów Sudetów - Morior Axis z Kłodzka ;)
Myślałem, że 10 rajza w tym roku będzie już w terenie, ale niestety - Ciorny ciągle rozczłonkowany, składać się nie chce, nowy gdzieś tam dopiero majaczy na horyzoncie a i warun na szlakach nieciekawy. Ale od czego jest szosa? Dziś ciut dłużej, bo udało się urwać z pracy 2h wcześniej :) Takie piątki lubię najbardziej :)
Na pierwszym skrzyżowaniu (największe w mieście) po dokładnie 1km :) zrywam spinkę :D To już druga w tym roku - pora uzupełnić zapasy :D Podejrzewam nawet przyczynę - zakładając wcześniej łańcuch przyszczypałem spinką fragment gumy powlekającej rękawiczkę i prawdopodobnie przez to nie zapięła się prawidłowo :DDDD Dzięki zapasowemu pinowi i skuwaczowi można cisnąć dalej ;) Przed siebie, wstęgą szos, przy ładnie prażącym słoneczku i ze złą muzyką w uszach ;)
Spontan. Na początku sprinterski (kierunek Zator), a na końcu zakończony umieralnią pod Kocierzem. W Wadowicach skapnąłem się, że dzwonił Funio - zaś nam nie było dane pokręcić i się rozminęliśmy. Taki lajf ;) Temperatura dziś wahała się znacznie - od 12 stopni i full lampy do ok. 5 w Suchej Beskidzkiej i 0 w Okrajniku / Kocierzu Moszczanickim.
Daniel raczył u siebie wspomnieć moją skromną osobę ze względu na upodobania muzyczne - no cóż, gdyby każdy słuchał tego samego, albo, o zgrozo, istniał tylko jeden gatunek (np. muzyka klasyczna) to świat byłby zwyczajnie nudny. Dlatego cieszmy się tą klęską urodzaju, bo to dar jest niezwykły ;) A jako, że sezon na grzybki trwa w najlepsza taka pieśń z płyty "Diabeł" Non Opus Dei ;)
Gdzie robić przerzut ludności jak nie w górach - wszak do granicy ze Słowacją nie ma przecież daleko. Nie spotkałem tam jednak żadnych uchodźców próbujących szturmem przejąć nasz kraj, za to jestem (nie)święcie przekonany, że kilkoro rodaków spotkanych na szlaku mogło mieć ukryte skłonności ksenofobiczne, rasistowskie czy inne np. jełopskie. Podejrzewam, że takie osoby znalazły by się też w gronie pielgrzymów wracających z niedzielnej mszy na Groniu JPII. Zresztą to może być Twój sąsiad, Twoja koleżanka, pani z lokalnego sklepiku... Przemawiają za tym statystyki i ta fala, nie tyle panicznego lęku przed "obcymi", co racjonalnie niewytłumaczalnej nienawiści w nich skierowanych. To jest ten czas kiedy
homo sapiens zaczyna przypominać na powrót homo erectusa.