Wpisy archiwalne w kategorii

30-60

Dystans całkowity:10702.89 km (w terenie 1826.50 km; 17.07%)
Czas w ruchu:618:41
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:215214 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:57468 kcal
Liczba aktywności:252
Średnio na aktywność:42.47 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Hrobacza z Rowerową Norką ;)

Piątek, 29 sierpnia 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Ta płyta w tym roku zniszczyła system! Re-we-la-cja!


Do Kozubnika na spotkanie z Moniką, Anią i Tomkiem. Wszyscy mamy wspólny cel - Hrobacza Łąka. Odprowadzamy dziewczyny na zaporę w Porąbce. One wybierają czerwony przez Bujakowski Groń a my z Tomkiem jedziemy do Międzybrodzia i stamtąd atakujemy kultowy podjazd asfaltowy na Nowy Świat. Dalej zielonym w kierunku Gaików - w tą stronę to bardzo przyjemny szlak z jednym dosłownie podejściem. Widać nawet Tatry choć nieco niewyraźne.

Atakujemy Nowy Świat ;)
Atakujemy Nowy Świat ;) © k4r3l
Widok na Babią, Żar i Tatry ;)
Widok na Babią, Żar i Tatry ;) © k4r3l

Z Gaików czerwonym w stronę Hrobaczej a z przełęczy "u Panienki" nieoznakowaną ścieżką pod samo schronisko - świetny wariant pozwalający uniknąć upierdliwego podejścia po kamieniach, po których i tak nie dałoby się jechać... Przy schronisku czekamy na dziewczyny, a te docierają po kilkunastu minutach. Pogadaliśmy trochę, powspominaliśmy zeszłoroczne Jesienne Beskidzkie Korno. Było jak zawsze git. Dzięki i do następnego! Pewnie przy okazji kolejnej edycji beskidzkiego orientu ;)

Mapki nie ma bo wykasowałem zanim zrzuciłem ślad - skleroza do potęgi :/

Potrójna z rana ;)

Sobota, 23 sierpnia 2014 · Komentarze(0)


Jak w tytule. Szybka kawa, żarcie do plecaka i jazda ;) Trochę chaszczingu, butowania ale przede wszystkim cisza, spokój. Po drodze spotykam paru grzybiarzy - sądząc po zawartości koszyków opłacało im się tak wcześnie wstawać ;)

Klimatycznie ;)
Klimatycznie ;) © k4r3l
Na rozdrożu ;)
Na rozdrożu ;) © k4r3l
Barania Góra, Skrzyczne, Klimczok ;)
Barania Góra, Skrzyczne, Klimczok ;) © k4r3l

Niemiłym akcentem jest niestety postępująca rozpierducha w lesie - tym razem zaorany fragment zielonego szlaku z Kocierza w stronę Przełęczy Targanickiej. Na samym szlaku pełno powalonych drzew - ciekawe czy uprzątną to do końca dnia...

Przedłużka weekendowa ;)

Poniedziałek, 18 sierpnia 2014 · Komentarze(2)


Miał być jakiś fajny wyjazd, ale oczywiście urwana szprycha (to już chyba 4ta) pokrzyżowała plany. Z drugiej strony jeździło się dziś jak po grudzie - zero pewności na szlaku, koncertracja jakaś wystrzelona w kosmos, więc wyszło totalnie bez napinki ;)

Śląsk jak na dłoni ;)
Śląsk jak na dłoni ;) © k4r3l
Zabawa z samowyzwalaczem - 10sekund to trochę mało ;)
Zabawa z samowyzwalaczem - 10sekund to trochę mało ;) © k4r3l
Zjazd dnia - zjechałem lewą stroną patrząc z góry ;)
Zjazd dnia - zjechałem lewą stroną patrząc z góry ;) © k4r3l

Potrójna MTB ;)

Sobota, 9 sierpnia 2014 · Komentarze(4)


Pierwszy od kilku tygodni wypad w góry. Ciężko było nóżkę rozkręcić a i walka z terenem dawała się we znaki. Znowu człowiek podrapany, poobijany, brudny, spocony - po co to wszystko? :)

Na Potrójnej zawsze spoko :)
Na Potrójnej zawsze spoko :) © k4r3l

Na singielku ;)
Na singielku ;) © k4r3l

Bez szału ;)

Wtorek, 5 sierpnia 2014 · Komentarze(2)


Dwa wyjazdy w jednym wpisie. Dwa razy Kocierz: raz po ćmoku (01/08), raz za widoka (05/08) ;) Za drugim razem znowu urwana szprycha - mechanik rowerowy ze mnie po byku ;) Z kolanem jakby lepiej - terapia kolagenowo-lodowo-piwna przynosi rezultaty ;) Pora chyba ruszyć się w końcu w teren ;)

Kocierz razy dwa ;)
Kocierz razy dwa ;) © k4r3l

N.I.C.

Poniedziałek, 21 lipca 2014 · Komentarze(3)
Było już D.N.O. to teraz pora na wielkie N.I.C. Miała być Pętla Beskidzka, jednak wcześniej zadzwonił Gustav, że jedzie do Bukowiny - myślę, ok, mogą być też i Krowiarki. Ale jak tylko wsiadłem na rower i zakręciłem kilka razy nogą wiedziałem, że dużo to ja dzisiaj nie zwojuję.

Zapomniana droga z widokiem na Gancarz ;)
Zapomniana droga z widokiem na Gancarz ;) © k4r3l

Intensywna jazda po górkach w ostatnich dwóch dniach załatwiła mi kolano (a to przecież raptem tylko 100km). Nie pozostało nic innego jak odwołać telefonicznie eskortę Sebastiana i zrobić rundkę po okolicy. Zupełnie bez przekonania i w sumie niepotrzebnie, bo co to za przyjemność jeździć z grymasem bólu na gębie? No nic, kuracja w toku, łykam jakiś colaflex i pije dużo piwa - powinno być ok ;)

Efekt Majki :)

Sobota, 19 lipca 2014 · Komentarze(8)
Miałem przeczucie, że warto oglądać ten dłużący się w nieskończoność etap Wielkiego Touru. Rafał Majka nie rzucał słów na wiatr i po znakomitej drugiej pozycji dzień wcześniej zrobił to co zapowiedział - wygrał! Emocje były niesamowite!


I tak sobie pojechałem na wieczorny trening. Wyszło jak wyszło - średnia 29km/h na góralu to chyba całkiem nieźle :)

MTB po patelni w Żywieckim

Niedziela, 8 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Nie dość, że fajny klip to i muzyczka całkiem znośna ;) Nowy Mastodon buja!


Bębenek składałem do 23 - chodzi, jak przystało na shimano, po japońsku, czyli jako-tako ;) Niedziela, wstać się nie chce, a budzik nie daje za wygraną. Jest 4:45. Do wypicia kawa, do zjedzenia makaron, toaleta i w drogę. Z Jakubiszonem wbijamy do naszego ukochanego pekape i jadymy na podbój Beskidu Żywieckiego. Z jedną przesiadką w Bielsku-Białej cała podróż zajmuje nam łącznie jakieś 2h, a więc do przeżycia. Gdyby kogoś interesowało to bilet na rower kosztuje 5 PLN, trochę dużo, zwłaszcza, że kiedyś w weekendy był za złotówkę, ale zmienił się przewoźnik a wraz z nim stawki...

Pędzimy pendolino ku przygodzie ;)
Pędzimy pendolino ku przygodzie ;) © k4r3l

Ruszamy z Rajczy w kierunku Ujsół i w międzyczasie łapiemy kontakt z grupą nr 1, w której jest Marzena, Grzegorz, Marek i reszta cieszyńskiej bandy ;) Mają nad nami ok. 30 minut przewagi. Pokusa spotkania się z nimi jest silniejsza i modyfikujemy naszą zaplanowaną trasę, tak żeby ich dogonić.

Krawców Wierch i Mała Fatra w tle ;)
Krawców Wierch i Mała Fatra w tle ;) © k4r3l


Ładniejszy fragment szlaku granicznego ;)
Ładniejszy fragment szlaku granicznego ;) © k4r3l

Gonitwy z pewnością nie ułatwia konkretny podjazd pod Kubiesówkę - można tam zdechnąć. Dalsza część żółtego szlaku jest strasznie błotnista i rozjeżdżona przez ciężki sprzęt. Krawców Wierch wita nas pierwszymi magicznymi widokami. Żółty/niebieski graniczny w kierunku Trzech Kopców to głównie fajne single, szkoda tylko, że co kilkanaście metrów trzeba schodzić z roweru - powalone drzewa robią z tego szlaku naturalny tor przeszkód.

W tle majaczą Taterki ;)
W tle majaczą Taterki ;) © k4r3l

W międzyczasie wymijają nas crossowcy-debile w liczbie ok. 5 sztuk. Robią tyle hałasu, że odechciewa się jazdy. Ale weź tu złap takiego na tak ogromnej powierzchni. Są bezkarni... Ekipę doganiamy na Trzech Kopcach i postanawiamy z nimi ruszyć w kierunku Hali Miziowej. Szlak z kilkoma ciężkimi podjazdami i jakiś taki szeroki. Gdzieś w połowie dopiero co poznany Arek zrywa niestety hak i zmuszony jest rozpocząć odwrót. Szkoda, bo nie było okazji pogadać. Nadrobimy.

Napieranie w stronę H.Miziowej ;)
Napieranie w stronę H.Miziowej ;) © k4r3l
Marzen walczy z podjazdem ;)
Marzen walczy z podjazdem ;) © k4r3l

Na Miziowej kupa ludzi i świetny grill, gdzie można bez konieczności stania w kolejce (jak w schronisku) zakupić pyszną kaszaneczkę ;) Ja wiozę dodatkowo przygotowany wcześniej makaron, więc kalorie uzupełniam aż nadto ;) Bieżąca woda ratuje życie, lokuje się w cieniu, bo jestem konkretnie przegrzany, a ostatnie czego mi potrzeba to udar (wiem czym to się kończy a więc nigdy więcej).

Część ekipy na Miziowej ;)
Część ekipy na Miziowej ;) © k4r3l

Tutaj nasze drogi się rozchodzą, ekipa ma w planach powrót tą samą drogą na Rysiankę. My również chcemy się tam dostać, ale nie tak łatwo ;) Zjeżdżamy więc zielonym do Soptoni Wielkiej Kolonii. Szlak początkowo świetny, zamienia się w końcówce w kamienisty potok, ale nie narzekamy ;)
Zielony od Sopotni ;)
Zielony do Sopotni ;) © k4r3l
Ostatnie tankowanie przed atakiem Rysianki ;)
Ostatnie tankowanie przed atakiem Rysianki ;) © k4r3l

Dalej kawałek asfaltem, chwilę niebieskim, potem na azymut i po morderczym podejściu, a w końcówce podjeździe lądujemy w miejscu kultowym - Hala Pawlusia. Widoki przepiękne, wiatr głaszcze wysokie trawy, a słońce nie chce przestać grzać. Bez polewania co jakiś czas buffa na głowie byłbym się ugotował...

Nagroda za morderczy podjazdo-wypych ;)
Nagroda za morderczy podjazdo-wypych ;) © k4r3l
Mega widoczki z Pawlusiej ;)
Mega widoczki z Pawlusiej ;) © k4r3l

Jeszcze kawałek i ostatni cel górski osiągnięty - Rysianka. Świetne miejsce z piękną panoramą na Tatry. Dwie porcje żurku (b.pyszny - polecam) i zimniuteńki radler wchodzą jak złoto. A na koniec wisienka na torcie, czyli zjazd zielonym szlakiem na Halę Boraczą i później do Milówki. Każdy kto lubi ekstremalne i techniczne zjazdy, single nad urwiskami, mnóstwo korzeni musi ten wariant zaliczyć! Mimo, że łapska bolały jakbym conajmniej kilka ton węgla przerzucił, to banan nie znikał z gęby! Absolutna rewelacja!

Żurek z Tatrami w tle ;)
Żurek z Tatrami w tle ;) © k4r3l
Zjeżdżamy do Milówki ;)
Zjeżdżamy do Milówki ;) © k4r3l

Na stację przyjeżdżamy kilkanaście minut przed pociągiem, a więc jest czas żeby jeszcze zaliczyć toaletę w pobliskiej Sole i jakoś w miarę jak ludzie wsiąść do pociągu nie byle jakiego ;) Klimatyzowane pendolino dowozi nas do BB, mnie jeszcze czeka przesiadka i powrót do Andrychowa a Kuba jedzie jak zwykle, na piwo :) Dzień wykorzystany maksymalnie, fajnie było poznać nowych ludzi i rozerwać się w górach. Po takim dniu żaden poniedziałek niestraszny ;)

Fragment zielonego na Boraczą :)
Fragment zielonego na Boraczą :) © k4r3l

Chorzowski Beskid Mały ;)

Sobota, 7 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Nowa Anathema w trakcie rozkminiania. Jest OK o chociaż niektórych już nudzą od dawna to jednak poziom wciąż trzymają wysoki.



Z chłopakami z Chorzowa (Mariusz i Tomek) umówiłem się przed weekendem na objazd moich okolicznych górek. Było mi to niezwykle na rękę, bo na nd zaplanowany był wypad w Beskid Żywiecki. Krążyłem sobie więc pół godziny przed ich przyjazdem po okolicy kiedy zadzownił Marusia z informacją, że są już na miejscu.

Mariusz na piera pod górkę ;)
Mariusz napiera pod górkę ;) © k4r3l

Nie kombinowaliśmy. Zapytałem tylko czy mają jakieś ograniczenia czasowe (nie mieli;) i można było udać się na eksplorację Beskidu Małego. Zaczęliśmy dość ostro i moi goście nie spodziewali się od razu tak stromego odcinka, ale później już było coraz lepiej i podjazd na Leskowiec poszedł bardzo sprawnie.

Goście na gościnnym Leskowcu ;)
Goście na gościnnym Leskowcu ;) © k4r3l

Podobnie jak reszta szlaku. Po drodze zbaczamy z drogi do źródełka, którego moc była w tych warunkach nieoceniona (i to na pewno nie zasługa sporej ilości krzyżyków i świętych symboli w tamtym miejscu;). Wracamy na szlak i flow jaki się nam udziela sprawia, iż kompletnie zapominam, że mieliśmy odbić na zieloną nitkę w kierunku Gibasów. No nic, zjeżdżamy do dolinki kocierskiej i rozpoczynamy mozolną wspinaczkę na Gibasy po drodze zatrzymując się przy kolejnym górskim źródełku.

Tomek i jego fullik ;)
Tomek i jego fullik ;) © k4r3l

Wyjątkowo źle mi się jedzie tym pasmem. Na Łysinie wstępujemy do "Zamczyska" gdzie natykamy się na grupę speleologów z Jastrzębia Zdroju penetrujących jedną z kilku tamtejszych jaskiń. Podjeżdżamy jeszcze na moment do punktu widokowego "pod drewnianym aniołem" i po chwili odpoczynku wracamy na szlak.

Sekcja kamienno-korzonkowa odhaczona ;)
Sekcja kamienno-korzonkowa odhaczona ;) © k4r3l

Chłopaki chcą zaliczyć jeszcze ul. Widokową, a że gościom się nie odmawia, to też jedziemy w tamtym kierunku. To już trzeci raz w tym roku odhaczam ten wariant, ale jak się hartować to właśnie na takich ściankach ;) Na Kocierzu czeka na nas Damian z nadzieją na dalszy trening.

I jeszcze raz ;)
I jeszcze raz ;) © k4r3l

Niestety, z planów nici, bo chwilę wcześniej zaliczam awarię bębenka - kolejny raz pęknięta zapadka blokuje cały mechanizm tworząc losowo ostre koło zmuszające do pedałowania nawet na zjazdach... Mam pecha do tego elementu, to już druga taka awaria na przestrzeni ostatnich 12 mcy. Akurat jak wymieniłem szprychy w tylnym kole. Szit hapens ;)

Widokami z Lysiny można nacieszyć oko!
Widokami z Lysiny można nacieszyć oko! © k4r3l

Damian jedzie dalej a my z racji awarii tudzież dającego powoli o sobie znać zmęczenia wracamy asfaltami do Andrychowa. Lekki niedosyt pozostał, myślę, że gdyby nie moje zagapienie się na szlaku udałoby się chłopakom coś jeszcze pokręcić, niestety zbyt wiele sił zostawiliśmy na jednym z dodatkowych podjazdów i trzeba było się obejść smakiem. Mimo to mam nadzieję, że się podobało. Do następnego!

A to jeszcze ja na swoich śmieciach - fotka od Mariusza ;)
A to jeszcze ja na swoich śmieciach - fotka od Mariusza ;) © k4r3l