Goście z The Dead Goats (Białystok) po prostu niszczą! Dobry soundtrack do dzisiejszych zjazdów ;)
Czekam na CD :)
Mała przerwa w szosowaniu (w końcu ileż można!;) i wyskok na MTB w okoliczne górki. Padło na Potrójną i klasyk czerwonym szlakiem w kierunku Przełęczy Kocierskiej. Na Potrójnej sesja foto przy kapitalnie oświetlonej promieniami zachodzącego słońca i ciągle jeszcze białej Babiej Górze, jakieś wygłupy, wiadomo :)
Później już był tylko ogień! Damian już na sztywniaku mi odjeżdżał, ale na fullu to się gość po prostu teleportuje! Te wszystkie drobne nierówności, z którymi ja - prosty użytkownik hardtail'a - borykam się co chwila, pokonywał z gracją czołgu - zwyczajnie nie robiły na nim żadnego wrażenia. No i musiał czekać co chwila zanim ja się dotelepałem :D
Coś się zaczyna, coś się kończy. Nadszedł kres dla bielskiej punkowo-hardcore'owej kapeli Eye For An Eye - to chyba dobry moment, żeby w końcu nabyć ich ostatni materiał na CD. To smutne wydarzenie poprzedził jednak dość zabawny epizod, w którym jakaś grupka nacjonalistycznych dzieciaków użyła ich wersji coveru Warzone dla wzmocnienia przekazu swojej chorej ideologii. Beka z typów :D No i na pożegnanie jeden z ich najlepszych utworów korespondujący niejako z tym, co robimy na dwóch kółkach. Pasja.
Niedzielna depresja wynikająca z fatalnej pogody a tym samym braku rowerowania (i po części piwa, które postanowiło się skończyć;) sięgała zenitu, a poniedziałek wcale nie zapowiadał się lepszy. Z inicjatywą wyszedł jednak Damian, a wiadomo, że to zawsze większa motywacja jak się ma jakieś towarzystwo na odpowiednim poziomie ;) Trasę zaproponowałem ja, żeby nie męczyć kolejny raz okolic Leskowca pojechaliśmy w stronę Złotej Górki (ok.700m n.p.m.).
Dużo błota, ale od pewnej wysokości zaczął przeważać śnieg, raz zmrożony, innym razem kopny, który wymiksowany z błotem przybierał konsystencję kleju. W pewnym momencie z powodu zaciągającego łańcucha byłem wyłączony z młynka (strasznie irytująca rzecz kiedy jesteś w środku wymagającego podjazdu).
Przed świętami radio zaczęło tak smęcić, że musiałem się przełączyć na coś innego. Wybór padł na znakomity album, który świętował w miniony piątek 19 lat! Jak dla mnie wciąż broni się znakomicie!
Taka przerwa w jeździe bywa irytująca, zwłaszcza, że ostatnio człowiek się fajnie rozkręcił, a tu go ten parszywy nawrót zimy sprowadził na ziemię. No cóż, cały tydzień zastoju i dopiero drugie okienko pogodowe sobotniego popołudnia wreszcie udało się wykorzystać. Jako, że sypało jeszcze pół godziny wcześniej, to podgórskie asfalty mokre. Brak ochraniaczy okazał się bolesny głównie na zjazdach, na których bryzgająca spod kół woda skutecznie wychłodziła stopy. No ale przełęcz zaliczona dwukrotnie bez żadnych perturbacji.
Inna sprawa, że ostatnio wrzuciłem na Stravę dwa moje logi i się złapałem za głowę jakie tam ludzie czasy kręcą :D Udało mi się zająć 4 miejsce na... segmencie dot. downhillu z przełęczy a o reszcie wolę nie wspominać. Kolesie robią 400m przewyższenia na odcinku 4 km ze średnią 20km/h - o czym my tu w ogóle rozmawiamy :DDD Cyborgi jak nic :)
Jeden z ciekawszych post-metalowych zespołów na Polskiej ziemi. Krakowski Fleshworld gra już co prawda nieco inne dźwięki i obecnie nawet nie mają tego samego wokalisty, ale wrzucam ten materiał, żeby pozostać jeszcze na chwilę w temacie demówek ;)
Pierwsze MTB w towarzystwie Damiana i od razu mega błoto ;) No niestety, przez tradycyjną zwózkę drzewa szlaki, które normalnie są suche i kamieniste zamieniły się w rozjeżdżone place. Debiut w terenie krótki, bo szybko zaczęło się ściemniać. ps. przy okazji pyknął pierwszy "tysiak". Teraz już będzie z górki ;)
Pewna znana tylko w undergroundowym środowisku firma fonograficzna z Białegostoku wznowiła ostatnio trzy demówki naszej dumy, eksportowego zespołu nr 2 tuż po Behemocie - Vader. Zakupiłem sobie ów wydawnictwa na klasycznej kasecie magnetofonowej, co by podkreślić ich wyjątkowość i przynależność do epoki, w której ten nośnik dominował. Razem tworzą bardzo ładny tryptyk (http://tnij.org/vader666), a "Morbid Reich" to chyba najważniejsze tzw. "demo" w historii polskiego undergroundu...
Pierwsze dni wiosny można uznać za pełnoprawny start SEZONU rowerowego. Mam takie drobne postanowienie, żeby minimum raz w tygodniu robić sobie Przełęcz Kocierską - zobaczymy co z tego wyjdzie ;) Dziś w trakcie takiego treningu dostałem sms'a od jednego Ślunzoka, że za 2.5h będzie przejeżdżał przez okolice i że na "makaron po andrychowsku" się wprasza :) Także trening bez pośpiechu zakończyłem, a jak już ten oszołom do mnie przyjechał to tak mnie zbił z tropu tą ślunską gadką, że zapomniałem o najważniejszym składniku tego kulinarnego arcydzieła: rozbełtanym jajcu. No trudno, będzie na jutrzejszą jajecznicę :D
Kraina równie odległa co Kanada - Down Under, czyli Australia i sympatyczny instrumentalny track ze zwariowanej płyty "Beyond Good And Evil" One Step Beyond.
Fajnie byłoby wrócić do tygodniowych, popracowych wyjazdów - krótkich ale intensywnych (uphille). Wiadomo, nie zawsze się chce, nie zawsze są siły. Z pracy wyszedłem śnięty niczym ryba, a już pół godziny później gnałem ochoczo w stronę przełęczy - czujecie tę zależność? :) Na podjeździe minął mnie zjeżdżający kolarz w krótkich spodenkach! Rozumiem, że każdy odczuwa temperaturę inaczej ale nie wydaje mi się, żeby przed 18, kiedy termometr pokazywał max. 7-8 kresek było mu ciepło... Ja tam się cieszyłem z ochraniaczy na buty, nogawek, 2 buffów i bluzy zimowej - było w sam raz.
Jak spędziliście walentynki? Bo ja w towarzystwie smarów, benzyny ekstrakcyjnej, skuwacza do łańcucha, kluczy imbusowych i The Ramones :D
Zima spływa - i to dosłownie :) Boczne drogi w tragicznym stanie - mieszanka śniegu, lodu, błota i wody; te główne ciut lepsze, ale generalnie bez błotników nie wychodź. Odrdzewiłem górala i nie zważając na dogorywający suport pojechałem atakować przełęcze. A w zasadzie jedną przełęcz, ale dwa razy ;) Pod Kocierzem o dziwo działał orczyk i nawet ktoś korzystał, chociaż wg mnie ten stok to jakaś parodia ;) Wiem, bo zjeżdżałem kiedyś rowerem :D
Odkopałem bardzo fajny, choć już trochę stary cover Danzig w wykonaniu chłopaków z bielskiej kapeli Newbreed! Endżoj :)
Uff, ale pauza. Oby ostatnia taka długa w tym roku ;) Powód prozaiczny, ale nie mogłem tego zlekceważyć. Jakiś czas temu wybraliśmy się z ekipą na Babią Górę (ekstremalne warunki, mimo słonecznej pogody kosmiczny wiatr na szczycie!) i tam sobie odmroziłem lekko duży palec w stopie. W sumie załatwiłem go już podczas grudniowego wypadu na Baranią Górę, a tutaj tylko poprawiłem :) Mimo to było warto :D
Start powolny, bez szału - po miesiącu zerowej aktywności fizycznej chyba nie ma co szaleć ;) Dziś sypało cały czas, słońca brak. Zrekompensował mi to przejazd przez bajecznie ośnieżony lasek w okolicach Bukowca - ktoś pomyślał i przejechał tam pługiem i po wczorajszej zawierusze i konkretnych opadach śniegu została idealna 2-3cm warstewka śniegu;)
Żeby tak płasko nie było na koniec poszła Przełęcz Targanicka - udało się wyjechać. Trzeba było trzymać się środka, bo koleiny po samochodach wybijały z rytmu :) Na głównych drogach śnieżno-błotna breja, natomiast w terenach podgórskich piękna zima bez tego 'miejskiego' syfu;)
Nie oglądam maniakalnie seriali, ale ten (a zwłaszcza jego końcówka, wszystkie te twisty) zryła mi beret! Nie było tu też jakiejś spektakularnej ścieżki dźwiękowej, ale kilka numerów zapadło mi w pamięć. Przy takich dźwiękach zakończył się ostatni odcinek.
To tak w skrócie. Kwestia ubioru jest bardzo indywidualna, więc nie ma co się nad nią rozwodzić. A na koniec kilka zimowych pejzaży! Pięknie przyprószyło Beskidy!
Przybieżeli mędrcy z Zachodu - czyli nowy Bethlehem :)
Ciężko nazwać rozjazdem wyjazd z 600m przewyższeniem, ale nie mogłem oprzeć się pokusie, zwłaszcza, że zapowiadają jakieś plusowe temperatury. W grudniu! No kto by się spodziewał ;) Na szczycie konkretne wiatrzysko, widoków niestety żadnych mimo to warto było bo wrażenie jakby człowiek się teleportował na Syberię :) Sezon na śnieżne drifty i (prawie)glebki uważam za rozpoczęty ;)
Dodam może jeszcze tylko, że ten wpis mógł nie powstać, bo o mało co nie wjechał we mnie pewien rozkojarzony drajwer, który jakby mnie w ogóle nie widział (mimo oczojebnej, żołtej kurtki) wziął się za wyprzedzanie na trzeciego. Salowałem się na pobocze a za sobą usłyszałem pisk hamulców. Ogarnijta się ludzie!