Seba rzucił w sobotę hasło "Żar" na co ja nie mając rozplanowanej niedzieli wstępnie się zgodziłem. W nd było już jasne, że mogę z nim się pobujać po okolicy do woli i wymyśliłem mu zamiast komercyjnego Żaru - totalnie niekomercyjną i nieznaną Łysinę, na której jeszcze nie był. Ogólnie chyba nie narzekoł ;) Myślę, że taki górski trening przyda się każdemu, nawet długodystansowcowi jak un. Na koniec odprowadzam go za Kentucky, bo chłop chce zdążyć na mecz a sam wracam przez Osiek, Gierałtowice i Wieprz do domu. Szłapy zmęczone w opór, ale przy takiej średniej i tylu przewyższeniach to norma. Do zaś! ps. Vmax znowu 66,6km/h :DDDDDDDD
Niezwyciężone barwy biało-czerwone ;)))))))
20%, ale dopiero w końcówce piekło najmocniej ;)
Klawo, co nie? :)
Pół zapki w doner kingu - człowiek z dwoma żołądkami zjadł 1.5 :DDDDD
Wyjazd bez historii, rozjeżdżanie nowych gatek w toku. Na Kocierzu zagaduje mnie na oko 40 letni gość z dwójką dzieci i pyta o średnią na podjeździe, bo mijali mnie samochodem: "było 10 na godzinę?" :) Normalnie bym go wyśmiał, że co najmniej 13-14, ale dziś rzeczywiście jechało mi się kiepsko. Pogadaliśmy chwilę o trasach na Słowacji (mówi, że już nie robi takich tras pod 200, że już nie te lata) i każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Krótko na test nowych gatek - Giordana Silverline. Po dwóch przymiarkach gaci od polskiego producenta Attiqu (w obu przypadkch były jak dla mnie za krótkie, dodatkowo nogawka się podczas ruchu podciągała samoistnie) zaryzykowałem tańszą Giordanę (ostatnia sztuka w rozmiarze mogącym pasować;) i chyba udało się trafić to, czego szukałem. A szukałem przede wszystkim gaci odpowiednich na swoje długie udo - nie idiotycznie krótkich, ale takich z proporcjonalnie dobraną długością.
Droga na test chyba oczywista ;)
To moje pierwsze gacie z szelkami i tu pierwszy zgrzyt - szelki są ciut krótkie i wpijają się w ciało, ale na tych pierwszych 30km nie było to uciążliwe - podejrzewam, że z czasem się rozciągną, jak nie zawsze można przedłużyć ;) Nogawki super wykonane, ale zaskakują odstające szwy, których nie czuć co prawda podczas jazdy, ale zostawiają delikatne ślady na skórze. Pasek elastyczny z kreseczkami silikonu zamiast grubego silikonowego paska na końcu rewelacja - trzymają się świetnie, chociaż raczej ciężko będzie zmieścić pod nie ocieplaną nogawkę. Może uda się chociaż cieńsze nakolanniki ;)
Normalne, ciorne ;)
Tak naprawdę spodenki pokazały swój potencjał podczas jazdy - wkładka świetna, nogawki mocno, choć nie przesadnie opięte. Jak na podstawowy model tego włoskiego producenta jest bardziej niż dobrze. Dodatkowym atutem jest drobne logo, na którym widnieje strzelec, czyli zodiakalnie strzał w dychę ;) Szkoda, że mało u nas ciuchów od nich.
Wypad krótki, to utwór będzie długi - najlepszy IMHO utwór z nowego albumu Thy Worshiper.
Miał być ugadywany dzień wcześniej wypad MTB, ale chwilę przed godziną "0" musiałem zrezygnować i Jakubiszon pojechał sam. Odbiłem sobie późnym popołudniem, ale już szosowo :) Na zjeździe minąłem na postoju przy ul.Widokowej gościa w koszulce BBTouru - kapnąłem się dopiero później, bo bym pewnie przystanął i uścisnął dłoń za taki wyczyn :)
Ostatni majowy szpil :) Z racji nadciągającej burzy w Czańcu zmieniłem kierunek jazdy i uciekałem w kierunku Wieprza. Niestety wracałem pod wiatr i w kierunku burzowego armagedonu. Szczęśliwie burze trzymały się dziś gór i udało się wrócić do domu na sucho.
W tle okolice Magurki Wilkowickiej :)
Maj okazał się zaskakująco owocny jeżeli chodzi o kilometry - ostatnim razem 1200km przejechałem w sierpniu. Oby się udało utrzymać taką średnią co najmniej do września ;)
Na szybko przed zapowiadanymi burzami i przy okazji zdążyć na puchar świata MTB w La Bresse. Na Kocierskiej spory ruch, zarówno samochodowy jak i rowerowy :)
Damian z kumplem :)
Przy okazji tak miałkiego wpisu przypominam o tegorocznym Tour de Tatry w opcji "rewers 2015" uwzględniającej tym razem wjazd na Popradske Pleso ;) Termin jakoś na początku sierpnia :) Chętni mogą się deklarować :)
Pomimo niepewnych prognoz (dzień wcześniej przez nasz region przeszły dwie dość gwałtowne burze połączone z obfitymi opadami) postanowiliśmy z Konradem zaatakować kilka beskidzkich hopek. Głównym celem była Równica, ale nie można zapominać także o Salmopolu.
Nowy asfalt w Górkach i 13tka ;)
Jazda we dwóch to nie tylko okazja do pogaduszek, to także sposobność do rywalizacji i niesamowita motywacja na podjazdach. W efekcie przytrafiło nam się obu kilka 'personal bestów' (udało mi się pobić czas wjazdu na Równicę uzyskany podczas oficjalnego uphillu!), co ja osobiście okupiłem bólem głowy w końcówce i totalną zamułą, a Konrad bólem brzucha.
Po drodze mijaliśmy tabuny kolarzy :)
Na powrocie zmęczony sprintami zafundowanymi przez Konrada miałem objawy przeziębienia (na Białym Krzyżu trochę przypizgało) i ogólnego przemęczenia - Przegibek zrobiłem tylko dlatego, że miałem go po drodze. Aspiryna, gorący prysznic i drzemka pomogły. Natomiast w nocy spałem 11 godzin. Cóż, starość nie radość i 500km zrobione w ciągu 5 dni robi swoje :)))
Zimna Zocha dała popalić - dawno tak nie zmarzłem a deszczowe chmury znad Ustronia przegoniły mnie z powrotem na rodzinne tereny. Widać Równica musi poczekać ;) Na zjeździe z Kocierza mijałem tabuny rowerzystów nie zrażonych kapryśną aurą a w drodze powrotnej na granicy Porąbki i Czańca spotkałem ex-bikestatowicza Krzyśka (tool), który właśnie wyjechał na swoją niedzielną rundę ;)