Oglądanie kolarstwa mnie usypia - po 6 etapie Giro byłem zmięty jak prześcieradło po bezsennej nocy ;), ale mimo to wybrałem się na skromną rundę ;) Pochmurno, momentami wietrznie, ale ciepło - pewnie zwiastun nadchodzących opadów :/
Chęć-niechęć-chęć - tak w skrócie dzisiaj można opisać moje dzisiejsze nastawienie do jazdy ;) Niechęć najlepiej widać patrząc na czas podjazdu na Kocierz od strony Zywca - jak mnie się wtedy nie chciało! :DDDDD Zachciało mi się dopiero później, ale było już późno, bo słońce zaszło a ja jechałem bez lampki ;)
Bez konkretnego śniadania, bez konkretnego planu w głowie, kierunek góry. Ale jechać na Salmopol i się wracać kiedy za miedzą jest Wisła, Kubalonka, Stecówka i Ochodzita? Noooo waaay! Warun momentami letni przez co się przegrzewałem, ale z kolei tam gdzie wiał przenikliwy wiatr byłem zadowolony z tego, że wziąłem kamizelkę. Na powrocie trafiłem na jakiegoś luzaka, który wpierdzielił się na na ekspresówkę i tak sobie nią zjechał do samej Kamesznicy :D Także Gustav, sprawdź czy Ci tam nie odebrał KOMa :P Do samego Żywca droga pod wiatr, ale znośnie, tylko już na koniec czułem wyraźnie nogi - pod Targanicką ledwo się wtoczyłem zaliczając po drodze małą przerwę, ale ciii :)))
Szybki standard. Pod ośrodkiem na Kocierzu weselne zamieszanie - młodym stukają fotky: na tle fontanny, na tle karczmy, na tle samochodu. Ani jednej na tle gór :/ Na powrocie widzę dwóch 'miśków' w żółtych kamizelkach stojących na środku drogi (!) zatrzymujących na "dmuchanko". Noga z gazu, szybka weryfikacja w pamięci kiedy ostatni raz miałem w ustach alkohol ;) i ... nie zatrzymali mnie :D Widocznie byłem za bardzo PRO. Następnym razem pojadę wężykiem :D
Pierwszy maj z grubej "ruły", czyli kierunek wymyślony przeze mnie a modyfikownay na bieżąco przez Jakubiszona (czego efektem był np. wyrywający z spd'ków podjazd pod Makowską Górę, którego do tej pory nie znałem). Trasa absolutnie fenomenalna (zarówno pod względem widokowym, jak i treningowym). Podjazd pod Przełęcz Zubrzycką (na którym minęła nas trenująca młodziczka z Krakowa) rewelacja, nie inaczej pozostałe punkty programu - Krowiarki, Przysłop, Przełęcz Cicha i na koniec osławiona Kocierska). Absolutna klasyka beskidzkich sztajf i naprawdę świetna alternatywa dla bardziej popularnych okolic Trójstyku. Na powrocie spotykamy Tlenka, dzięki któremu trafiamy do dobrej pizzerii i kiedy my ładowaliśmy w siebie browar i pizzę "beskidzką" on pojechał zrobić uphill na Makowską Górę. W ramach podziękowań postanawiamy go "zmęczyć" pod przełęcz Cichą - z tego co mi wiadomo chyba się udało ;)
To była dobra okazja, żeby przetestować możliwości torby podsiodłowej typu "re-pack". Moja ma logo Authora i została wyprodukowana w Chinach, dlatego też kosztowała połowę mniej co oryginał, ale póki co nie dostrzegam jakichś rażących wpadek wykonawczych - wygląda na solidną a mocowania rzepowo-klamrowe dały radę. Sprawdziła się znakomicie, choć oczywiście na tych sztywniejszych górkach nieco bujało tyłem przy stójce, ale tego raczej nie da się uniknąć. Ze strat należy odnotować pęknięty na spawie koszyk i bidony, które są już do wy... rzucenia ;)
Bardzo fajny cover jednego z najlepszych polskojęzycznych utworów ever! <3
Szybki wtorkowy szpil przed zapowiadaną na środę pogodową kaszanką. Próba pobicia personalnego rekordu pod )( kocierską od strony Żywca skończyła się z czasem gorszym o ponad minutę od najlepszego. Ale czemu się dziwić, skoro miałem jeszcze czas na zrobienie fotki pod znakiem :P Ja tu jeszcze wrócę, hehe.
Pierwszy i zarazem ostatni dzień weekendu pod znakiem znośnej pogody. Nie było wyjścia - skoro niedziela ma być przesiedziana, to sobota musi być przejeżdżona. Zerknąłem sobie na rozgrzewkę downhillowców przez niedzielnymi zawodami na Górze Żar. Wagoniki kolejki były dziś oblegane przez rowerzystów, ale im, przy ich rowerach o aparycji czołgu, można wybaczyć ten haniebny proceder ;) Pofatygowałem się jeszcze na Przegibek - mekkę kolarzy z Bielska i okolic - faktycznie, sporo ich na podjeździe, zarówno z jednej jak i drugiej strony. Pewnie bym i coś dłużej pokręcił, ale kończyły się jedzenia i picia a hajsu przy sobie nie miałem.
To był ciepły dzień, parno jak w sierpniowe przeburzowe popołudnie. Po pracy śnięty jak ryba odkładam wyjazd na wieczór/noc. Po kilkunastu minutach od wyjazdu, na granicy Roczyn i Czańca łapie mnie deszcz, zawracam, ale nie chce wracać do domu. Krążę po mieście, głównie ścieżkami, chodnikami, bo drogi mokre. Idealny warun do przetestowania nowych kół, co nie? :D Pykające co chwila szprychy informują, że proces adaptacji przebiega prawidłowo ;) Przestaje padać, jest "3xC", czyli ciemno, ciepło i cicho. Serpentyny na Przełęcz Kocierską okazują się suchutkie! Jedzie się bosko, na górze w okolicach oczka wodnego słychać hordy żab, nie chce się wracać. Jest piękny, letni wieczór, 5 kwietnia :D Z knajpy dobiegają głośnie śmiechy i stukot szkła wypełnionego zapewne czymś więcej niż wodą mineralną :D
Typowy wyjazd ze słuchawkami w uszach i wiatrem we włosach celem odbycia mocniejszego treningu podjazdowego (Targanicka, Kocierska x 2). Nic spektakularnego po drodze się nie raczyło wydarzyć ;)