Jak w tytule - nóżka podawała aż miło. To chyba efekt wcześniejszej relacji z Mistrzostw Świata XCE ;) Sporo podjazdów, w tym jeden dość konkretny (ok. 500m / 5km) na szczyt Leskowca. Tam by nie zostać zjedzonym przez muchi zjeżdżam w dół i dalej w stronę Gancarza - ludzie uciekają w popłochu, a przecież ja nie wariat, kiedy trzeba zwolnić zwalniam :)
Ale nosiło... Pada... Nie pada - jedziem! Jednak pada - nie jedziem... Słońce - jedziem k....a! I pojechalim :) Szybki Leskowiec w delikatnym, świeżym błotku. W schronisku zimne piwko, podczas gdy na zewnątrz termometr pokazuje... 0 stopni :D Aczkowliek mam wątpliwości czy termometr pozbawiony skali powyżej zera pokazuje kiedykoliwek plusową temperaturę ;) Tak czy siak ciepło nie było. Longsleeve, rękawki, nogawki, buff na szyi i na głowie obowiązkowo! Zjazd bez szaleństw. Dobre i 2h w ruchu!
Jak w tytule. Szybka kawa, żarcie do plecaka i jazda ;) Trochę chaszczingu, butowania ale przede wszystkim cisza, spokój. Po drodze spotykam paru grzybiarzy - sądząc po zawartości koszyków opłacało im się tak wcześnie wstawać ;)
Niemiłym akcentem jest niestety postępująca rozpierducha w lesie - tym razem zaorany fragment zielonego szlaku z Kocierza w stronę Przełęczy Targanickiej. Na samym szlaku pełno powalonych drzew - ciekawe czy uprzątną to do końca dnia...
Miał być jakiś fajny wyjazd, ale oczywiście urwana szprycha (to już chyba 4ta) pokrzyżowała plany. Z drugiej strony jeździło się dziś jak po grudzie - zero pewności na szlaku, koncertracja jakaś wystrzelona w kosmos, więc wyszło totalnie bez napinki ;)
Wyjazd umotywowany próbą poszukania zgubionych okularów. Zguby co prawda nie odnalazłem ale co się przejechałem, to moje. Żeby było ciekawiej zmieniłem wariant podjazdowy. Na szczycie spotkałem tego co kiedyś enduraka i dziewczyny z kuchni schroniskowej, z którymi chwilę pogadałem.
Zjazd najpierw singlem pod Groniem a później czarnym szlakiem, na którym leśnicy zapomnieli chyba posprzątać po robocie. Ja wiem, że jest środek tygodnia i turystów mniej albo i wcale ale tak trudno te kilka gałęzi przesunąć na bok? Nie rozumiem tych ludzi... Niby bez niespodzianek, ale kolejna szprycha urwana :D Oddałem to kółko do fachowca niech solidnie wycentruje, bo tej magicznej umiejętności nie posiadłem. Tak samo jak i cierpliwości potrzebnej to porządnego wykonania tej czynności ;)
Deszcz się nasila, grzmi coraz bliżej. Korzenista i kamienista ścieżka (swoją drogą bardzo ciekawy technicznie wariant) szybko staje się mokra i śliska - słowem pełna ekstrema. Przed kuliminacyjną falą, po której droga zamienia się strumień, udaje mi się zdąrzyć schronić pod wiatą starego przystanku MZK, gdzie już czeka grupka turystów. Ci co nie zdążyli dochodzili przemoczeni do suchej nitki. Jak to mówią: to był moment ;) Z tego wszystkiego gdzieś zapodziałem okulary. Trudno...
Pierwszy od kilku tygodni wypad w góry. Ciężko było nóżkę rozkręcić a i walka z terenem dawała się we znaki. Znowu człowiek podrapany, poobijany, brudny, spocony - po co to wszystko? :)
Dwa wyjazdy w jednym wpisie. Dwa razy Kocierz: raz po ćmoku (01/08), raz za widoka (05/08) ;) Za drugim razem znowu urwana szprycha - mechanik rowerowy ze mnie po byku ;) Z kolanem jakby lepiej - terapia kolagenowo-lodowo-piwna przynosi rezultaty ;) Pora chyba ruszyć się w końcu w teren ;)