Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:11463.42 km (w terenie 3837.70 km; 33.48%)
Czas w ruchu:804:06
Średnia prędkość:13.67 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Suma podjazdów:258184 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:163 (84 %)
Suma kalorii:69886 kcal
Liczba aktywności:220
Średnio na aktywność:52.11 km i 3h 47m
Więcej statystyk

Żywiecki again

Czwartek, 19 czerwca 2014 · Komentarze(9)
Uczestnicy
How cool is that? :)
Czwartek, 8:00. Punkt zbiórki: rondo na wjeździe do Żywca. Jestem przed czasem, a po chwili dojeżdża resztę bandy: Dawid, Konrad, Kuba i Maks. Konrad pisał, że nie ma czasu na całodniowy trip, więc przyjechał na... kolarce ;) Do Węgierskiej Górki tempo mocne, ale nie przeszkadzające pogaduszkom ;) W Żabnicy odbijamy na czerwony szlak i po sesji przy bunkrze Konrad nas opuszcza.

Jadymy! ;)
Jadymy! ;) © k4r3l

Czerwony szlak w kierunku Rysianki może się podobać, ale nie jest do końca przejezdny. Czasem przeszkadza luźne podłoże, czasem bałagan, który zostawili leśnicy innym razem metrowe półki skalne z... łańcuchami ;) Niezrażeni kontynuujemy wspinaczkę - późniejsze singielki ze wspaniałymi panoramami rekompensują trud prowadzenia rowerów na tych krótkich odcinkach.

Podjazd pod Abrahamów ;)
Podjazd pod Abrahamów ;) © k4r3l
Łańcuchy na zboczach Romanki ;)
Łańcuchy na zboczach Romanki ;) © k4r3l

Na Rysiance chwila odpoczynku i i zjazd.. nie tam gdzie trzeba :) A więc z powrotem pod schronisku i tym razem już w dobrym kierunku. Z Lipowskiej mieliśmy w planach ponoć świetny niebieski do Złatnej ale informacja o zamkniętym szlaku z powodu wiatrołomów odwiodła nas od tego pomysłu. Nie pozostało nic innego jak zjechać (drugi raz w tym miesiącu;) zielonym szlakiem na Boraczą.

Tamtejsze singielki wymiatają :)
Tamtejsze singielki wymiatają :) © k4r3l
Zaciesz Maksa po zjeździe ;)
Zaciesz Maksa po zjeździe ;) © k4r3l

Po tym mega-fajnym odcinku dłuższa chwila relaksu na Boraczej, kawka i tamtejszy specjał, czyli jagodzianka. Przed nami podjazd na Prusów, który w pełnym słońcu potrafi osłabić każdego. Dalej już zjazd do Węgierskiej Górki - niezbyt wymagający, ale też i nie jakiś rewelacyjny - po prostu szybki sposób na dotarcie do cywilizacji. Ale żeby tak łatwo nie było Dawid łapie gumę i tu ciekawostka: na liczniku dystans wskazuje 66,6km...

Trochę otwartej przestrzeni ;)
Trochę otwartej przestrzeni ;) © k4r3l
W drodze na Prusów ;)
W drodze na Prusów ;) © k4r3l

Tam rozstajemy się z Dawidem i Maksem i jedziemy z Kubą czarnym rowerowym przez Cięcinę Górną (mijamy rozlewnię wód Żywiec Zdrój) i odbijamy na jeden z bardziej wymagających podjazdów tego dnia - na Butorówkę. Dżizas, ale ta niepozorna górka dała się nam we znaki. Tam żółtą rowerówką pokonujemy Magurę i Skałę po raz drugi zaglądamy na Słowiankę, gdzie uzupełniamy zapasy i rozpoczynamy odwrót. Najpierw niebieskim a później żółtym, na którym gałąź o średnicy kilku cm wygina mi szprychę... w nowym kółku... #%^%$^! O dziwo nie ma bicia i można jechać dalej.

Początek podjazdu dnia ;)
Początek podjazdu dnia ;) © k4r3l

Do pokonania została przełęcz w Juszczynie, po której rozjeżdżamy się z Kubą w Żywcu. A ja cisnę przez Kocierz by zaliczyć ostatni tego dnia podjazd. Na takich oponach i przy tak niskim ciśnieniu idzie jak po grudzie. Całkiem udany dzień, znowu mnie spaliło to niepozorne słońce, a więc tanlajny w toku :)

MTB po patelni w Żywieckim

Niedziela, 8 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Nie dość, że fajny klip to i muzyczka całkiem znośna ;) Nowy Mastodon buja!


Bębenek składałem do 23 - chodzi, jak przystało na shimano, po japońsku, czyli jako-tako ;) Niedziela, wstać się nie chce, a budzik nie daje za wygraną. Jest 4:45. Do wypicia kawa, do zjedzenia makaron, toaleta i w drogę. Z Jakubiszonem wbijamy do naszego ukochanego pekape i jadymy na podbój Beskidu Żywieckiego. Z jedną przesiadką w Bielsku-Białej cała podróż zajmuje nam łącznie jakieś 2h, a więc do przeżycia. Gdyby kogoś interesowało to bilet na rower kosztuje 5 PLN, trochę dużo, zwłaszcza, że kiedyś w weekendy był za złotówkę, ale zmienił się przewoźnik a wraz z nim stawki...

Pędzimy pendolino ku przygodzie ;)
Pędzimy pendolino ku przygodzie ;) © k4r3l

Ruszamy z Rajczy w kierunku Ujsół i w międzyczasie łapiemy kontakt z grupą nr 1, w której jest Marzena, Grzegorz, Marek i reszta cieszyńskiej bandy ;) Mają nad nami ok. 30 minut przewagi. Pokusa spotkania się z nimi jest silniejsza i modyfikujemy naszą zaplanowaną trasę, tak żeby ich dogonić.

Krawców Wierch i Mała Fatra w tle ;)
Krawców Wierch i Mała Fatra w tle ;) © k4r3l


Ładniejszy fragment szlaku granicznego ;)
Ładniejszy fragment szlaku granicznego ;) © k4r3l

Gonitwy z pewnością nie ułatwia konkretny podjazd pod Kubiesówkę - można tam zdechnąć. Dalsza część żółtego szlaku jest strasznie błotnista i rozjeżdżona przez ciężki sprzęt. Krawców Wierch wita nas pierwszymi magicznymi widokami. Żółty/niebieski graniczny w kierunku Trzech Kopców to głównie fajne single, szkoda tylko, że co kilkanaście metrów trzeba schodzić z roweru - powalone drzewa robią z tego szlaku naturalny tor przeszkód.

W tle majaczą Taterki ;)
W tle majaczą Taterki ;) © k4r3l

W międzyczasie wymijają nas crossowcy-debile w liczbie ok. 5 sztuk. Robią tyle hałasu, że odechciewa się jazdy. Ale weź tu złap takiego na tak ogromnej powierzchni. Są bezkarni... Ekipę doganiamy na Trzech Kopcach i postanawiamy z nimi ruszyć w kierunku Hali Miziowej. Szlak z kilkoma ciężkimi podjazdami i jakiś taki szeroki. Gdzieś w połowie dopiero co poznany Arek zrywa niestety hak i zmuszony jest rozpocząć odwrót. Szkoda, bo nie było okazji pogadać. Nadrobimy.

Napieranie w stronę H.Miziowej ;)
Napieranie w stronę H.Miziowej ;) © k4r3l
Marzen walczy z podjazdem ;)
Marzen walczy z podjazdem ;) © k4r3l

Na Miziowej kupa ludzi i świetny grill, gdzie można bez konieczności stania w kolejce (jak w schronisku) zakupić pyszną kaszaneczkę ;) Ja wiozę dodatkowo przygotowany wcześniej makaron, więc kalorie uzupełniam aż nadto ;) Bieżąca woda ratuje życie, lokuje się w cieniu, bo jestem konkretnie przegrzany, a ostatnie czego mi potrzeba to udar (wiem czym to się kończy a więc nigdy więcej).

Część ekipy na Miziowej ;)
Część ekipy na Miziowej ;) © k4r3l

Tutaj nasze drogi się rozchodzą, ekipa ma w planach powrót tą samą drogą na Rysiankę. My również chcemy się tam dostać, ale nie tak łatwo ;) Zjeżdżamy więc zielonym do Soptoni Wielkiej Kolonii. Szlak początkowo świetny, zamienia się w końcówce w kamienisty potok, ale nie narzekamy ;)
Zielony od Sopotni ;)
Zielony do Sopotni ;) © k4r3l
Ostatnie tankowanie przed atakiem Rysianki ;)
Ostatnie tankowanie przed atakiem Rysianki ;) © k4r3l

Dalej kawałek asfaltem, chwilę niebieskim, potem na azymut i po morderczym podejściu, a w końcówce podjeździe lądujemy w miejscu kultowym - Hala Pawlusia. Widoki przepiękne, wiatr głaszcze wysokie trawy, a słońce nie chce przestać grzać. Bez polewania co jakiś czas buffa na głowie byłbym się ugotował...

Nagroda za morderczy podjazdo-wypych ;)
Nagroda za morderczy podjazdo-wypych ;) © k4r3l
Mega widoczki z Pawlusiej ;)
Mega widoczki z Pawlusiej ;) © k4r3l

Jeszcze kawałek i ostatni cel górski osiągnięty - Rysianka. Świetne miejsce z piękną panoramą na Tatry. Dwie porcje żurku (b.pyszny - polecam) i zimniuteńki radler wchodzą jak złoto. A na koniec wisienka na torcie, czyli zjazd zielonym szlakiem na Halę Boraczą i później do Milówki. Każdy kto lubi ekstremalne i techniczne zjazdy, single nad urwiskami, mnóstwo korzeni musi ten wariant zaliczyć! Mimo, że łapska bolały jakbym conajmniej kilka ton węgla przerzucił, to banan nie znikał z gęby! Absolutna rewelacja!

Żurek z Tatrami w tle ;)
Żurek z Tatrami w tle ;) © k4r3l
Zjeżdżamy do Milówki ;)
Zjeżdżamy do Milówki ;) © k4r3l

Na stację przyjeżdżamy kilkanaście minut przed pociągiem, a więc jest czas żeby jeszcze zaliczyć toaletę w pobliskiej Sole i jakoś w miarę jak ludzie wsiąść do pociągu nie byle jakiego ;) Klimatyzowane pendolino dowozi nas do BB, mnie jeszcze czeka przesiadka i powrót do Andrychowa a Kuba jedzie jak zwykle, na piwo :) Dzień wykorzystany maksymalnie, fajnie było poznać nowych ludzi i rozerwać się w górach. Po takim dniu żaden poniedziałek niestraszny ;)

Fragment zielonego na Boraczą :)
Fragment zielonego na Boraczą :) © k4r3l

Chorzowski Beskid Mały ;)

Sobota, 7 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Nowa Anathema w trakcie rozkminiania. Jest OK o chociaż niektórych już nudzą od dawna to jednak poziom wciąż trzymają wysoki.



Z chłopakami z Chorzowa (Mariusz i Tomek) umówiłem się przed weekendem na objazd moich okolicznych górek. Było mi to niezwykle na rękę, bo na nd zaplanowany był wypad w Beskid Żywiecki. Krążyłem sobie więc pół godziny przed ich przyjazdem po okolicy kiedy zadzownił Marusia z informacją, że są już na miejscu.

Mariusz na piera pod górkę ;)
Mariusz napiera pod górkę ;) © k4r3l

Nie kombinowaliśmy. Zapytałem tylko czy mają jakieś ograniczenia czasowe (nie mieli;) i można było udać się na eksplorację Beskidu Małego. Zaczęliśmy dość ostro i moi goście nie spodziewali się od razu tak stromego odcinka, ale później już było coraz lepiej i podjazd na Leskowiec poszedł bardzo sprawnie.

Goście na gościnnym Leskowcu ;)
Goście na gościnnym Leskowcu ;) © k4r3l

Podobnie jak reszta szlaku. Po drodze zbaczamy z drogi do źródełka, którego moc była w tych warunkach nieoceniona (i to na pewno nie zasługa sporej ilości krzyżyków i świętych symboli w tamtym miejscu;). Wracamy na szlak i flow jaki się nam udziela sprawia, iż kompletnie zapominam, że mieliśmy odbić na zieloną nitkę w kierunku Gibasów. No nic, zjeżdżamy do dolinki kocierskiej i rozpoczynamy mozolną wspinaczkę na Gibasy po drodze zatrzymując się przy kolejnym górskim źródełku.

Tomek i jego fullik ;)
Tomek i jego fullik ;) © k4r3l

Wyjątkowo źle mi się jedzie tym pasmem. Na Łysinie wstępujemy do "Zamczyska" gdzie natykamy się na grupę speleologów z Jastrzębia Zdroju penetrujących jedną z kilku tamtejszych jaskiń. Podjeżdżamy jeszcze na moment do punktu widokowego "pod drewnianym aniołem" i po chwili odpoczynku wracamy na szlak.

Sekcja kamienno-korzonkowa odhaczona ;)
Sekcja kamienno-korzonkowa odhaczona ;) © k4r3l

Chłopaki chcą zaliczyć jeszcze ul. Widokową, a że gościom się nie odmawia, to też jedziemy w tamtym kierunku. To już trzeci raz w tym roku odhaczam ten wariant, ale jak się hartować to właśnie na takich ściankach ;) Na Kocierzu czeka na nas Damian z nadzieją na dalszy trening.

I jeszcze raz ;)
I jeszcze raz ;) © k4r3l

Niestety, z planów nici, bo chwilę wcześniej zaliczam awarię bębenka - kolejny raz pęknięta zapadka blokuje cały mechanizm tworząc losowo ostre koło zmuszające do pedałowania nawet na zjazdach... Mam pecha do tego elementu, to już druga taka awaria na przestrzeni ostatnich 12 mcy. Akurat jak wymieniłem szprychy w tylnym kole. Szit hapens ;)

Widokami z Lysiny można nacieszyć oko!
Widokami z Lysiny można nacieszyć oko! © k4r3l

Damian jedzie dalej a my z racji awarii tudzież dającego powoli o sobie znać zmęczenia wracamy asfaltami do Andrychowa. Lekki niedosyt pozostał, myślę, że gdyby nie moje zagapienie się na szlaku udałoby się chłopakom coś jeszcze pokręcić, niestety zbyt wiele sił zostawiliśmy na jednym z dodatkowych podjazdów i trzeba było się obejść smakiem. Mimo to mam nadzieję, że się podobało. Do następnego!

A to jeszcze ja na swoich śmieciach - fotka od Mariusza ;)
A to jeszcze ja na swoich śmieciach - fotka od Mariusza ;) © k4r3l

Klasyk Beskidu Małego

Niedziela, 1 czerwca 2014 · Komentarze(7)
Dziś w słuchawkach nowy Guano Apes. Nie, nie kupiłem płyty, bo chwilowo mnie nie stać, poza tym wspieram polski przemysł muzyczny, a Niemiaszki nie zbiednieją jak sobie ściągnę ich album (spiracony przez Ruskich;). Zresztą płyta do wybitnych się nie zalicza, choć niektórych kawałków słucha się fajnie no i przede wszystkim sprawdza się jako soundtrack do treningu ;)


Leniwa niedziela zebrała żniowo - wstałem po 10, a wyjechałem dopiero przed 14 po wyścigu elity kobiet w Albstadt. Nie kombinowałem zbytnio, chciałem się zwyczajnie sponiewierać w terenie. Pierwszy singielek ;)
Pierwszy singielek ;) © k4r3l

Do tego idealnie nadaje się trasa Kocierz-Potrójna-Łamana Skała-Leskowiec czyli tytułowy klasyk BM. W tym kierunku jest z pewnością bardziej wymagający, dodatkowo opady (ostatni deszcz spadł na dokładkę poprzedniej nocy) mocno urozmaiciły teren i wyciągnęły na wierzch kilka nowych korzonków i kamyków ;)
Poważniejsze korzonki ;)
Poważniejsze korzonki ;) © k4r3l

Na zjeździe za Łamaną Skałą czekam aż podejdą piechurzy no i przy okazji dorobiłem się publiczności. "Ja chcę zobaczyć jak ty to zjeżdżasz". ;) No dobra, ale "trzymajcie kciuki, żebyście mnie nie musieli zeskrobywać z kamieni". Nie musieli ;)
W rezerwacie jak zwykle coś się dzieje ;)
W rezerwacie jak zwykle coś się dzieje ;) © k4r3l

Mniam ;)
Mniam ;) © k4r3l

Na Leskowcu dwie parki jakieś a na zjeździe mijam dwójkę rowerzystów. Zjazd wczorajszym podejściem - całkiem spoko. Wracam się jeszcze trochę serduszkowym, żeby zaliczyć końcowy odcinek czarnego szlaku.

A na deser taka wizualizacja z serwisu veloviewer.com (bo zwykłe wykresy są już passe;).

Taka ciekawostka 3D ;) © k4r3l

Poranny Leskowiec ;)

Sobota, 31 maja 2014 · Komentarze(4)
Nie popieram picia na umór, ale ten utwór z nowej płyty Vader to zwyczajnie hymn "fszystkich metalofcóf" ;) Polski tekst dodaje mu smaczku, pod warunkiem, że ma się do niego odrobinę dystansu. No i uśmiałem się na podjeździe kiedy rozbrzmiały te dźwięki w słuchawkach ;)


Poranny sobotni trening w obawie przed prognozowanymi popołudniowymi deszczami. Nie sprawdziły się ;) Ale co pokręciłem to moje. Błota wcale nie było dużo, ot tyle co zwykle po jednej intensywnej nocy opadów. A tu przecież padało cały tydzień... W porannej rosie ;)
W porannej rosie ;) © k4r3l

Na szlakach cisza, spokój, pustki. Spotkałem na grzbiecie parę biegaczy (szacun!) a później dopiero kilku piechurów na zjeździe czarnym szlakiem. Fajnie, że ludzie ciągną w góry skoro świt.
Najwyższy ounk programu - Leskowiec ;)
Najwyższy punkt programu - Leskowiec ;) © k4r3l

Przy okazji przetestowałem stare kółko złożone na nowych szprychach DT - nie rozleciało się, więc chyba wszystko gra. W maju dużo nie pokręciłem (pieprzona pogoda), dystans całkowity tylko trochę lepszy od... styczniowego. Za to podgoniłem w metrach w pionie, wreszcie konkretna liczba: prawie 15000! ;)
Nadciągają chmury
Nadciągają chmury © k4r3l

Popracowy uphill ;)

Wtorek, 20 maja 2014 · Komentarze(2)
Podobno jakieś wybory się zbliżają, wie ktoś coś? ;) Ja głosuję. Co tydzień. Na "Listę Przebojów Trójki", hehe. Już drugi raz zapomniałem uwzględnić w swojej 10tce Jacka White'a, a to przecież taka pozytywna i energetyczna nuta (zupełnie jakby połączyć RHCP z RATM). Biję się w pierś i obiecuję poprawę ;)


Wtorkowy afterwork, czyli coś szybkiego i coś fajnego. Leskowiec. Sporo asfaltów na dojazdówkach, ale górka jest warta zdzierania bieżnika na takiej nawierzchni. Na górze cisza i pustki. Klimat psują tylko śmieci i butelki po piwach. Po chwili od strony Ponikwi dojeżdża endurak na wypasionym "szkocie". Gadamy chwilę podziwiając błyszczące w zachodzącym słońcu Tatry, które wyłoniły się zza Babiej Góry - często tam bywam, ale trafić na taką widoczność nie jest łatwo. Tym razem było idealnie.
Mógłbym tam siedzieć godzinami ;)
Mógłbym tam siedzieć godzinami ;) © k4r3l

W oddali słychać odgłosy burzy - przechodzę na drugą stronę góry a tam pojedyncza chmurka niesie ze sobą widoczną falę deszczu i front burzowy. Zjeżdżam czarnym, na którym dowiaduję się o zdolnościach wokalnych nowych okładzin - wysoki falset a2zetów postawił z pewnością w stan pogotowia całą okoliczną faunę ;) Do domu przyjeżdżam na sekundy przed mocniejszymi, typowo letnimi opadami ;) Niedobra chmurka ;)
Niedobra chmurka ;) © k4r3l

Afterpotopowa jazda ;)

Niedziela, 18 maja 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Tyski Catharsis doczekał się w końcu debiutanckiego krążka. Jako że wspieram polską scenę to też nie mogłem oprzeć się pokusie by sprawdzić co też ciekawego stworzyli na "Rhyming Life and Death". Trochę ponad dwa kwadranse technicznego i odrobinę melodyjnego metalu - mnie tam się nawet podoba ;) Dla fanów starszego Scepic, Cynik czy Atheist.


Przetrwaliśmy potop, chociaż w robocie skręciliśmy dwie drewniane skrzynie na paletach, tak pro-forma, hehe. W sobotę było jeszcze ciulato, ale w nd już całkiem normalnie. Zgadaliśmy się z Kubą gdzieś w Porąbce. Pięć minut po mnie dojechał Kuba z Dawidem i tak sobie pojechaliśmy na lajcie - najpierw Targanicka potem Kocierska.
Kawa z mlykiem ;)
Kawa z mlykiem ;) © k4r3l
Nowe osuwiska w Wielkiej Puszczy
Nowe osuwiska w Wielkiej Puszczy © k4r3l

Ale żeby było ciekawiej trzeba było zjechać z wygodnych i względnie suchych asfaltów w teren. A w terenie jedna wielka niewiadoma - po ulewach byliśmy przygotowani na najgorsze. Jak się okazało niepotrzebnie, bo było zwyczajnie, jak po deszczu dnia wczorajszego. Orzeźwiające błotko i kałuże w kolorze kawy z mlekiem robiły dziś za spa.
Zjazd zielonym z Kocierza :)
Zjazd zielonym z Kocierza :) © k4r3l
Golonkowe klimaty ;)
Golonkowe klimaty ;) © k4r3l

Strukturę tą rekompensowały zacne widoczki, a wśród nich pięknie migocące w słońcu Taterki, które udało się dostrzec z okolic Trzonki. Tam sobie zjechaliśmy kultową rynienką na zielonym szlaku i rozjechaliśmy się w swoją stronę. Dawid pomknął do Bielska przez Przegibek a Kuba pokazał mi jeszcze kilka skrótów, dzięki którym dotarłem bez konieczności jazdy główną drogą aż do Brzezinki. Było jak zawsze w tej ekipie git.
Chwila na widokową zwieszkę ;)
Chwila na widokową zwieszkę ;) © k4r3l
Zapora w dole - tam zaczynaliśmy ;)
Zapora w dole - tam zaczynaliśmy ;) © k4r3l

MiniMTB przed deszczem ;)

Wtorek, 13 maja 2014 · Komentarze(2)


Wchłonąłem ostatnio "Moją Trójkę" książkę Bartosza Janiszewskiego. Lektura na kilka godzin, kilka bardzo przyjemnych godzin dodajmy. Może dla urozmaicenia fragment - wypowiedź słynnego "Dzwonnika", czyli Pana Marka z Katowic, który wydzwaniał swojego czasu do radia i tworzył takie mini-audycje z wykorzystaniem różnych efektów dźwiękowych oraz z dużą dawką humoru:

"Mam lat trzydzieści dziewięć. To jest dużo, tak mi się wydaje. Na tyle dużo, że u ludzi, których znam ze swojego środowiska, nastąpił szereg zmian, to są ludzie, którzy mają już swój dorobek i przez to są uwiązani. Stali się sztywni i banalni. Mają gombrowiczowską gębę. Często jest to gęba kołtuna, drobnomieszczańska. Ludzie, którzy są w tym wieku jak ja, są po prostu nieciekawi, smutni, ubrani w banał. Często boją się własnych poglądów, a więc zamiast nich mają takie protezy, wyciągnięte z gazet nie najwyższego lotu, albo z telewizji. I tymi protezami zastępują swoje poglądy. Nie potrafią się śmiać. A ja potrafię. Człowiek, nawet jeśli nie jest bardzo wykształcony i mądry, powinien zachować swoją naturalność. Powinien być kolorowy".

I jeden z jego telefonów:
"Chciałem przypomnieć, że dzisiaj tematem przewodnim audycji jest spektroskopia molekularna. Chyba z godzinę nad tym myślałem, co to jest petroskop molekularny i wymyśliłem. Jest to urządzenie, które służy do tego, żeby podglądać krasnoludki grające kulami na mole w bilard. Ktoś powie: Panie! to można zobaczyć gołym okiem! Tak? A widział ktoś kiedyś krasnoludki grające w bilard kulami na mole? Nie, bo do tego jest niezbędny petroskop molekularny".

Taki trochę Monthy Python przez telefon :D Ciut więcej tutaj: http://www.polskieradio.pl/9/1690/Artykul/577590,Nieoceniony-wklad-Sluchaczy-Trojki-na-przykladzie-Pani-Babci-i-Pana-Dzwonnika

Ostatni wyjazd przez zapowiadanymi ulewami. Trochę na siłę i bez przekonania. Roztargnienie max w najmniej pożądanym miejscu - na skrzyżowaniu. Przestrzeliwuję blokiem pedał i wtaczam się nieporadnie na główną arterię zajeżdżając drogę pędzącemu od Targanic kolażowi, ech... Na szczęście im dalej poza małomiejską dżunglę tym lepiej.
Całkiem niezły warun na modling (jeżeli ktoś uprawia;)
Całkiem niezły warun na modling (jeżeli ktoś uprawia;) © k4r3l

Podjazd pod Krzyż Tysiąclecia w Zagórniku to dla mnie nowość, ale po prostu miałem dość asfaltów. Okazuje się rewelacyjny i dość sztywny w końcówce. Z daleka widać ogrodzenie, na szczęście furtka się nie domyka, można jechać dalej. Końcówka to już tradycyjnie leśne i dość strome interwały połączone z technicznymi zjazdami. I tak jak Grabek o swoich mini-dystansach mówi, że może je przejechać praktycznie każdy, to ja o tych 20km nie mógłbym powiedzieć tego samego ;)

Leśne XC ;)

Wtorek, 6 maja 2014 · Komentarze(2)
Legendarna polska kapela awangardowo-black metalowa powraca z niebytu. "Kołysanki" zaskoczą każdego. Coś dla fanów niekonwencjonalnych dźwięków i filmów Smarzowskiego! Póki co sam nie wiem, co o tej płycie sądzić, w każdym razie wciąga. Panie i panowie - nowa Lux Occulta :)


Szybki popracowy wypad, którego jedynym celem była dobra zabawa na lokalnych ścieżkach i trakach wytyczonych przez dirtowców. Mnóstwo singli, korzeni, jakieś bandy. Trasa mocno interwałowa i zakręcona jeżeli chodzi o przebieg, co zresztą widać wyraźnie na mapce ;) Kilka podjazdów pod Pańską Górę dało w kość i w sumie zrobił się z tego mocny trening ;)
Korzonek na singielku - jeden z wielu ;)
Korzonek na singielku - jeden z wielu ;) © k4r3l

Jałowiec z burzą w tle ;)

Piątek, 2 maja 2014 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Chodziła ta płyta za mną od jakiegoś czasu. Nie słuchałem jej już dobrych kilka lat. Romek Kostrzewski jako psychodeliczny wokalista Alkatraz - klasyczny przykład zespołu jednej płyty. Album to kontrowersyjny, ale i wyjątkowy. Czegoś takiego do tej pory polska scena muzyczna nie znała! ERROR wciąż brzmi świeżo.


Niespełna rok temu pojechaliśmy na górkę Jałowcem (1111m) zwaną, która nęciła swoją świetną lokalizacją (na styku Beskidu Żywieckiego i Makowskiego) a także kapitalną panoramą ropozścierającą się z jej szczytu. Niestety wówczas nie było nam dane zobaczyć niczego oddalonego więcej niż 10m od własnego nosa z powodu pieruńskiej mgły. Tym razem miał być rewanż.
Na Leskowcu full lampa ;)
Na Leskowcu full lampa ;) © k4r3l

Zaczynamy od wjazdu na Leskowiec (922m), żeby sprawnie przebić się na drugą stronę Beskidu Małego. Na szczycie full lampa, choć wg prognoz miało się pogorszyć w przeciągu kilku godzin. Zjazd czerwonym do Krzeszowa jak zwykle szybki, bez możliwości podziwiania widoków - nie opłacało się zatrzymywać - taki był flow!
Czerwony wodny szlak ;)
Czerwony wodny szlak ;) © k4r3l

Na dole spontaniczna decyzja - zaliczamy dodatkowo Pasmo Żurawnicy (Żurawnica 724m) i słynne Kozie Skały. Szlak dziki, rzadko uczęszczany a przez to odrobinę pozarastany, ale mimo to rewelacyjny. Końcówka to czarna rowerowa asfaltówka i zjazd z ponad 60km na budziku przy ograniczeniu do 30 ;)
Zdobywamy Żurawnicę ;)
Zdobywamy Żurawnicę ;) © k4r3l

Jak na razie jest dobrze, choć na horyzoncie pojawiają się już pierwsze, niestety burzowe chmury. Czyżby szykowała się powtórka z rozrywki? Jesteśmy jednak dobrej myśli. Na końcówce niebieskiego w okolicy kurortu "Beskidzki Raj" spadają pierwsze krople i na Przełęcz Przysłop (661m) dojeżdżamy w lekkim deszczyku.
Chwila po płaskim ;)
Chwila po płaskim ;) © k4r3l

Póki co jest dobrze, bo za naszymi plecami w Beskidzie Małym musi się konkretnie kotłować - czarno-granatowe chmury i odgłosy grzmotów są bardzo wymowne. Uciekamy w las, tym razem chcemy sprawdzić cały żółty szlak, więc z początku czeka nas trochę butowania pod Kiczorę (905m).
Deszczowo-burzowe chmury nad nami ;)
Deszczowo-burzowe chmury nad nami ;) © k4r3l

Natomiast dalsza część żółtego to już poezja sama w sobie, sporo interwałów i masa obłędnych widoków. Chatki na zboczach Kolędówki (883m) to wymarzone miejsce na chałupkę czy chociażby starą przyczepę kempingową ;) Mieszkałbym ;)
Na żółtym szlaku ;)
Na żółtym szlaku ;) © k4r3l

Do schroniska Opaczne docieramy tuż przed większym deszczem Wchodzimy a tam pełno ludzi. Prosimy o dodatkowe taborety i lokujemy się przy stoliku z akwarium i z widokiem na pogniewaną Babią Górę, która raz po raz prowokuje ciemne chmury do wyładowań atmosferycznych - co za widok!
Widok spod schroniska Opaczne ;)
Widok spod schroniska Opaczne ;) © k4r3l

Załapuje się na ostatnie piwo (Kuba ku mojemu zaskoczeniu nie pije!:) i pół porcji chleba ze smalcem (zaopatrzenie ma dopiero dojechać) - to ma wystarczyć w oczekiwaniu na gorącą pomidorową ;) Po posiłku pora się zbierać - dochodzi 15 a czeka nas jeszcze 30km drogi powrotnej i trzy konkretne podjazdy.
Jałowiec zdobyty ponownie! ;)
Jałowiec zdobyty ponownie! ;) © k4r3l

Przed Jałowcem (1111m) jeszcze trochę butowania dość stromego butowania (tak się właśnie zastanawialiśmy, że w drugą stronę to będzie równie piękny i wymagający zjazd - trzeba zrobić rewers tego tripu!) a na szczycie? Wreszcie coś widać! I to widać nie mało! Babia, Pilsko, Mędralowa, Skrzyczne, Jez. Żywieckie, jakieś górki na Słowacji. Szału co prawda nie ma, bo powietrze przejrzystością nie grzeszy, ale i tak jest dobrze.
Taka tam panorama z Jałowca ;)
Taka tam panorama z Jałowca ;) © k4r3l

Zjazd niebieskim to bardzo wymagający odcinek! Co prawda początkowo popsuty przez zwózkę ale od krzyżówki z żółtym jest już świetny. W połowie odbijamy na rowerówkę i a dalej zielonym pędzimy w stronę Huciska. Tam Kuba wpada na szalony pomysł zdobycia Czeretników (766m)megakonkretnym asfaltowym uphillem. Wow, co to był za podjazd! Na szosie byłaby to katorżnicza walka o utrzymanie równowagi. Zjazd do Ślemienia równie wyborny.
Taka sytuacja ;)
Taka sytuacja ;) © k4r3l

Chwila pod sklepem i bierzemy się za Gibasowe Siodło (829m) podjazdem poleconym przez koleżankę. Może jeszcze kilka godzin temu był to fajny podjazd (droga dojazdowa) ale po oberwaniu chmury jakie tu musiało przejść zamienił się w jeden wielki rynsztok wypełniony błotem wymieszanym z wciąż zalegającym gradem i posiekanymi liścmi - co za widok! Ostatecznie pchamy przez 2/3 drogi.
Nie da się za bardzo jechać
Nie da się za bardzo jechać © k4r3l

Na Gibasach klimat sielankowy, nawet nie robimy wrażenia na wyraźnie znudzonym owczarku. Przejrzystość powietrza genialna - jak to po burzy... Zjeżdżamy z zielonego szlaku pierwszą lepszą drogą do Kocierza Moszczanickiego i pada kolejny wariacki pomysł: a może by tak Widokowa? No czemu, kurde, nie? ;) Skąd te siły? Chyba bliskość domu wyzwoliła dodatkowe pokłady energii.
I na koniec widoczek z Gibasów ;)
I na koniec widoczek z Gibasów ;) © k4r3l

Powrót po 17, z błotem w zębach jak i na każdej części roweru - było warto, ale jeszcze nie rozliczyliśmy się z Jałowcem w 100%. Nie damy za wygraną i z pewnością jeszcze mu pokażemy, kto rządzi.