O co chodzi w muzyce jeżeli nie o emocje? "Hurt" NIN to utwór który niesie ze sobą właśnie niesamowity ładunek emocji. Odświeżyłem go sobie przy okazji ostatniej audycji w Trójce poświęconej twórczości Johny'ego Casha, który ten utwór przerobił oczywiście po swojemu, ale z należytym szacunkiem. Wydaje mi się, że właśnie jego wersja jest bardziej "radio friendly", choć wydźwięk ma również gorzki, a zaśpiewana z perspektywy wiekowego już człowieka. Koncertowy oryginał dziewięciocalowych gwoździ poniżej.
Taką płytkę dostałem ostatnio - przyjemna muzyczka z gatunku hard'n'heavy, choć trochę wokal szwankuje jak na moje ucho, w sam raz na ten ponoć wielki tydzień... ;) Wydawca udostępnił cały album w sieci, więc nie zaszkodzi przesłuchać ;)
Jeszcze w sobotę wieczór plany były ambitne, Klimczok - Skrzyczne z ekipą, ale rano wstawało mi się wyjątkowo opornie, więc odwołałem przyjazd i pozostał objazd lokalnych górek. Nóżka jakaś kaprawa nie podawała za dobrze, ale mimo to udało się wycisnąć prawie 700m na dwadzieścia kilka kilometrów a więc chyba całkiem nieźle :) Taka jazda dla jazdy, raczej bez celu...
ps. przekroczyłem 30tysięcy metrów w pionie w tym roku, wypije sobie za to piwko przy najbliższej okazji, hehe.
Do szybkiej jazdy, szybka (ale melodyjna) nutka ;)
Walić setkę, żeby pośmigać 20km w terenie? Mistrzowi Polski się nie odmawia :P Dzięki naszemu wspólnemu znajomemu (pozdro Maciej!) miałem okazję pośmigać w towarzystwie sympatycznego Marka Konwy dzień przed jego startem w Czechach :) Zrobiliśmy Magurkę Wilkowicką z podjazdem jakąś cholerną błotostradą - aż przykro patrzeć na to co się tam wyprawia :/
Za to na zjazd nie można było narzekać - znane w środowisku MTB/enduro singielki na zboczu tej góry to esencja kolarstwa górskiego. Oczywiście jako leszcz tego wypadu jechałem swoim asekuranckim tempem, gdzie nie czułem się pewnie sprowadzałem/przeprowadzałem, ale miło, że chłopaki zawsze czekały i nawet nie marudzili ;) Pod koniec zjazdu myślałem, że już nie utrzymam kierownicy, strasznie wymagające są te zjazdy...
Krótki trening MTB zwieńczony został ognichem w Cygańskim Lesie, gdzie miałem okazję pogadać z Markiem i sprawdzić jak jeździ zawodniczy Superior. Cudeńko (SRAM 1x11, amor Magura, rama o kosmicznych przekrojach) i gdyby nie rozmiar ramy (tylko eMka) miałbym opory, żeby go zwrócić właścicielowi, hehe. Chłopaki rozjechały się do domów a mnie czekał dłuższy powrót. A więc raz jeszcze Przegibek i na koniec Przełęcz Targanicka. Po kiełbasie był power ;)
Ostatnia płyta Kwasożłopów przeszła u mnie bez echa. Przesłuchałem jeden czy dwa kawałki i w ogóle mnie nie porwało. Na szczęście cały czas można wrócić to tak kapitalnych krążków jak wydany w 1996 roku "The State of Mind Report". Tam był ogień ;)
Jeszcze do niedawna był to jeden z przyjemniejszych odcinków, jednak od jakiegoś czasu trwają na jego środkowym fragmencie "żniwa" a ciężkie maszyny zniszczyły dość sporą jego część wjeżdżając tutaj z Wielkiej Puszczy. Drzew coraz mniej i zaczyna się robić łyso. Odechciało mi się jazdy :/ Na poprawę humoru chciałem zrobić singielek nad Wieprzówką, ale dziś to nie było zwyczajnie to. Bywa. Dobrze, że pogoda się spaściła, nie będzie żal i człowiek nadrobi inne zaległości ;)
Jako, że siostra przechodzi "fazę Queen" odświeżyłem sobie jeden z najlepszych krążków Królowej, czyli "Innuendo", który nic a nic się nie zestarzał. Bajeczne aranże, świetne teksty, bezbłędny Freddie, czarodziej May - album kompletny! Wywołuje uśmiech, zmusza do zadumy, z kolei solówki prowokują u słuchacza odruch powietrznej gitarki, hehe. Osobiście muszę przyznać, że przejadł mi się "The Show Must Go On" - to chyba jedyny kawałek Queen, który respektują audycje radiowe a przez to jest ograny do bólu... Pamiętam, że kiedyś byłem w posiadaniu większości ich płyt na kasetach zakupionych za własne szczeniackie oszczędności i przesłuchiwanych do oporu na "jamniku" marki Thompsonic ;). Zupełnie nie wiem co się z nimi stało. Szkoda, bo to kawał historii.
Ojej, tego się nie spodziewałem. Płytka "Nexus Artificial" dotarła do mnie pod koniec tygodnia i od tego czasu nie opuszcza mojego odtwarzacza. Defying, czyli młodzi, utalentowani no i przede wszystkim z Polski (Olsztyn) - czy trzeba czegoś więcej? Ja nie mam pytań :)
Tam na deser mój podjeździk treningowy - podejrzewam, że większość musiała nieźle kląć pod nosem, haha, bo co jak co, ale ten uphill daje w kość. Najpierw asfalt, później płyty i kiedy wydaje Ci się, że jesteś już na górce dostajesz jeszcze sztuter o konkretnym nachyleniu;) Tutaj już na dobre żegnamy się z "szybszą" grupką i dalej jedziemy swoje. Zmęczenie daje się we znaki, koncentracja już nie ta, ale humory wciąż dopisują.
Wreszcie konkretny trip górski, brakowało mi tego. Dobra ekipa, choć dla odmiany słabe widoki. Rama Accenta sprawuje się ok. Wymaga jeszcze pewnych regulacji na linii sztyca-siodło i powinno być git. Dziś była moc i szacun dla wszystkich, którzy przetrwali w Beskidzie Małym ;)
ps. moje fotki są w większości słabe, więc trochę pożyczyłem od Tomka i Kuby ;)