Dobry warun na kilka hopek :) Na końcu przewiozłem na kole przez cały Czaniec (cały czas pod górę!) jednego takiego typa, który stwierdził na odchodne, że fajnie się za kimś jedzie. No cóż, hameryki nie odkrył ;)
O, i nowy Filter wyszedł w tzw. międzyczasie. Nawet byli na koncercie w PL, ale w Gdańsku :/
Mała pętla przy sobocie obfitującej w sportowe wydarzenia (Mistrzostwa Świata MTB, pierwszy etap Tour de France, mecz Włochy - Niemcy). Wyjazd po 12 w południe to kiepski pomysł, ale jakoś udało się obrócić 80tkę na lajcie. Na półmetku zakupy w podejrzanie drogiej żabce przy Żywieckiej - na szczęście hajsu na prowiant wystarczyło i można było dokończyć sobotnią rundę bez odcięcia ;)
Dziś byłem w opozycji do smażingu ;)
A okoliczności sprzyjały temu by odstawić rower ;)
Jeden z supportów Obscure Sphinx na zapowiadanej na jesień trasie:
Powroty bywają ciężkie, zwłaszcza po tak fajnym od kilku lat urlopie. Chłopaki podrzucili mnie do Bielska, skąd pojechałem sobie bocznymi drogami do domu. Po drodze zupełnie przypadkowo spotykam pędzącą do pracy Marzenię i całe szczęście, bo nie wiem czy ze zmęczenia czy roztargnienia jechałem w dziwnym kierunku - dzięki :) Chwilka razem przez Podlesie a potem już sam przez Czaniec do domu.
Seba rzucił w sobotę hasło "Żar" na co ja nie mając rozplanowanej niedzieli wstępnie się zgodziłem. W nd było już jasne, że mogę z nim się pobujać po okolicy do woli i wymyśliłem mu zamiast komercyjnego Żaru - totalnie niekomercyjną i nieznaną Łysinę, na której jeszcze nie był. Ogólnie chyba nie narzekoł ;) Myślę, że taki górski trening przyda się każdemu, nawet długodystansowcowi jak un. Na koniec odprowadzam go za Kentucky, bo chłop chce zdążyć na mecz a sam wracam przez Osiek, Gierałtowice i Wieprz do domu. Szłapy zmęczone w opór, ale przy takiej średniej i tylu przewyższeniach to norma. Do zaś! ps. Vmax znowu 66,6km/h :DDDDDDDD
Niezwyciężone barwy biało-czerwone ;)))))))
20%, ale dopiero w końcówce piekło najmocniej ;)
Klawo, co nie? :)
Pół zapki w doner kingu - człowiek z dwoma żołądkami zjadł 1.5 :DDDDD
Wyjazd bez historii, rozjeżdżanie nowych gatek w toku. Na Kocierzu zagaduje mnie na oko 40 letni gość z dwójką dzieci i pyta o średnią na podjeździe, bo mijali mnie samochodem: "było 10 na godzinę?" :) Normalnie bym go wyśmiał, że co najmniej 13-14, ale dziś rzeczywiście jechało mi się kiepsko. Pogadaliśmy chwilę o trasach na Słowacji (mówi, że już nie robi takich tras pod 200, że już nie te lata) i każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Pomimo niepewnych prognoz (dzień wcześniej przez nasz region przeszły dwie dość gwałtowne burze połączone z obfitymi opadami) postanowiliśmy z Konradem zaatakować kilka beskidzkich hopek. Głównym celem była Równica, ale nie można zapominać także o Salmopolu.
Nowy asfalt w Górkach i 13tka ;)
Jazda we dwóch to nie tylko okazja do pogaduszek, to także sposobność do rywalizacji i niesamowita motywacja na podjazdach. W efekcie przytrafiło nam się obu kilka 'personal bestów' (udało mi się pobić czas wjazdu na Równicę uzyskany podczas oficjalnego uphillu!), co ja osobiście okupiłem bólem głowy w końcówce i totalną zamułą, a Konrad bólem brzucha.
Po drodze mijaliśmy tabuny kolarzy :)
Na powrocie zmęczony sprintami zafundowanymi przez Konrada miałem objawy przeziębienia (na Białym Krzyżu trochę przypizgało) i ogólnego przemęczenia - Przegibek zrobiłem tylko dlatego, że miałem go po drodze. Aspiryna, gorący prysznic i drzemka pomogły. Natomiast w nocy spałem 11 godzin. Cóż, starość nie radość i 500km zrobione w ciągu 5 dni robi swoje :)))
Zimna Zocha dała popalić - dawno tak nie zmarzłem a deszczowe chmury znad Ustronia przegoniły mnie z powrotem na rodzinne tereny. Widać Równica musi poczekać ;) Na zjeździe z Kocierza mijałem tabuny rowerzystów nie zrażonych kapryśną aurą a w drodze powrotnej na granicy Porąbki i Czańca spotkałem ex-bikestatowicza Krzyśka (tool), który właśnie wyjechał na swoją niedzielną rundę ;)
Bez konkretnego śniadania, bez konkretnego planu w głowie, kierunek góry. Ale jechać na Salmopol i się wracać kiedy za miedzą jest Wisła, Kubalonka, Stecówka i Ochodzita? Noooo waaay! Warun momentami letni przez co się przegrzewałem, ale z kolei tam gdzie wiał przenikliwy wiatr byłem zadowolony z tego, że wziąłem kamizelkę. Na powrocie trafiłem na jakiegoś luzaka, który wpierdzielił się na na ekspresówkę i tak sobie nią zjechał do samej Kamesznicy :D Także Gustav, sprawdź czy Ci tam nie odebrał KOMa :P Do samego Żywca droga pod wiatr, ale znośnie, tylko już na koniec czułem wyraźnie nogi - pod Targanicką ledwo się wtoczyłem zaliczając po drodze małą przerwę, ale ciii :)))