Wpisy archiwalne w kategorii

Sam

Dystans całkowity:20124.17 km (w terenie 1696.70 km; 8.43%)
Czas w ruchu:999:58
Średnia prędkość:19.80 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:350273 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:127786 kcal
Liczba aktywności:420
Średnio na aktywność:47.91 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Szosa #49/2016

Środa, 20 lipca 2016 · Komentarze(0)
Dobry warun na kilka hopek :) Na końcu przewiozłem na kole przez cały Czaniec (cały czas pod górę!) jednego takiego typa, który stwierdził na odchodne, że fajnie się za kimś jedzie. No cóż, hameryki nie odkrył ;)







Szosa #44/2016

Wtorek, 5 lipca 2016 · Komentarze(0)
Już na podjeździe pod Kocierz wiedziałem, że dzisiaj nie powojuję. Kolano zaczęło się buntować, więc zjazd na drugą stronę odpuściłem. W zamian strzeliłem sobie kilka mniej zobowiązujących hopek jak chociażby ściankę w Zagórniku czy Wieprzowską górkę ;) Warun idealny!


Wieprzowska górka dobra na wszystko :)


Szosa #43/2016

Sobota, 2 lipca 2016 · Komentarze(0)
O, i nowy Filter wyszedł w tzw. międzyczasie. Nawet byli na koncercie w PL, ale w Gdańsku :/


Mała pętla przy sobocie obfitującej w sportowe wydarzenia (Mistrzostwa Świata MTB, pierwszy etap Tour de France, mecz Włochy - Niemcy). Wyjazd po 12 w południe to kiepski pomysł, ale jakoś udało się obrócić 80tkę na lajcie. Na półmetku zakupy w podejrzanie drogiej żabce przy Żywieckiej - na szczęście hajsu na prowiant wystarczyło i można było dokończyć sobotnią rundę bez odcięcia ;)


Dziś byłem w opozycji do smażingu ;)


A okoliczności sprzyjały temu by odstawić rower ;)


Szosa #36 (Słowacja z typami;)

Niedziela, 19 czerwca 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Zgadywaliśmy się na tą / podobną trasę już od jakiegoś czasu ale dopiero wczoraj udało się ją uskutecznić. Trzech górali i jeden szoszon - w tym przedziwnym układzie wyruszyliśmy o 9 rano z Żywca. Po drodze minęliśmy sporo uczestników ekstremalnego triathlonu Diablak - szacun dla nich, bo trasa była jak dla mnie kosmicznie trudna!


Uphill pod Rachowiec z elementami przełaju ;)

Tempo było lajtowe, nikt się nigdzie nie śpieszył, bo każdy wygospodarował cały dzień na rowerowanie. Tym samym mogliśmy robić tyle przerw ile tylko chcieliśmy i z tego przywileju oczywiście korzystaliśmy jadąc, kontemplując widoki, skupiając się na wartkich zjazdach, rozmawiając i rozglądając się na foto inspiracjami ;)


Obiecałem sobie, że tu wrócę i... udało się ;)

I chociaż dookoła chmury straszyły deszczem czy nawet burzą to przez cały czas spadło nam na kaski zaledwie kilka kropel. Znacznie więcej było kropel potu :) Słowacja jak zwykle zaskoczyła nas infrastrukturą (nawet na wsi wygodne ścieżki asfaltowe, liczne miejsca postojowe) oraz liczbą rowerzystów - było ich mnóstwo :)


Fatalna okolica ;) Nie polecam zwłaszcza pod rower :)

Z powodu zamkniętej kebabowni w Rajczy wylądowaliśmy zupełnie przypadkiem w zauważonej przez Tomka naleśnikarni "Agawa" w Węgierskiej górce. Jeżeli kiedyś poczujecie w tej okolicy mały tudzież wielki głód wbijajcie do tej knajpy - moja połowa porcji naleśnika z mięsem mielonym była pyszna, a wersja chłopaków z kaszą gryczaną i sosem grzybowym przynajmniej wizualnie i aromatycznie niszczyła system ;)


Na niektórych ten widok nie zrobił wrażenia :D

Rozjechaliśmy się w Żywcu, a godzinę z hakiem byłem już w domu. Udało się zdążyć przed zmierzchem i burzą z ulewą, która przyszła kilkanaście minut później. Mega pozytywny dzień i ludzie. Do następnego. Typy :D

Szosa #33

Środa, 8 czerwca 2016 · Komentarze(2)
Wyjazd bez historii, rozjeżdżanie nowych gatek w toku. Na Kocierzu zagaduje mnie na oko 40 letni gość z dwójką dzieci i pyta o średnią na podjeździe, bo mijali mnie samochodem: "było 10 na godzinę?" :) Normalnie bym go wyśmiał, że co najmniej 13-14, ale dziś rzeczywiście jechało mi się kiepsko.  Pogadaliśmy chwilę o trasach na Słowacji (mówi, że już nie robi takich tras pod 200, że już nie te lata) i każdy z nas poszedł w swoją stronę.



Szosa #32 (test gaci)

Wtorek, 7 czerwca 2016 · Komentarze(3)
Krótko na test nowych gatek - Giordana Silverline. Po dwóch przymiarkach gaci od polskiego producenta Attiqu (w obu przypadkch były jak dla mnie za krótkie, dodatkowo nogawka się podczas ruchu podciągała samoistnie) zaryzykowałem tańszą Giordanę (ostatnia sztuka w rozmiarze mogącym pasować;) i chyba udało się trafić to, czego szukałem. A szukałem przede wszystkim gaci odpowiednich na swoje długie udo - nie idiotycznie krótkich, ale takich z proporcjonalnie dobraną długością.


Droga na test chyba oczywista ;)

To moje pierwsze gacie z szelkami i tu pierwszy zgrzyt - szelki są ciut krótkie i wpijają się w ciało, ale na tych pierwszych 30km nie było to uciążliwe - podejrzewam, że z czasem się rozciągną, jak nie zawsze można przedłużyć ;) Nogawki super wykonane, ale zaskakują odstające szwy, których nie czuć co prawda podczas jazdy, ale zostawiają delikatne ślady na skórze. Pasek elastyczny z kreseczkami silikonu zamiast grubego silikonowego paska na końcu rewelacja - trzymają się świetnie, chociaż raczej ciężko będzie zmieścić pod nie ocieplaną nogawkę. Może uda się chociaż cieńsze nakolanniki ;)


Normalne, ciorne ;)

Tak naprawdę spodenki pokazały swój potencjał podczas jazdy - wkładka świetna, nogawki mocno, choć nie przesadnie opięte. Jak na podstawowy model tego włoskiego producenta jest bardziej niż dobrze. Dodatkowym atutem jest drobne logo, na którym widnieje strzelec, czyli zodiakalnie strzał w dychę ;) Szkoda, że mało u nas ciuchów od nich.

Takie tam wyższe sfery ;)

Szosa #31 (Sucha B.)

Niedziela, 5 czerwca 2016 · Komentarze(5)

Spontan w większości pod wiatr :) Pewnie byłaby seta, ale byłem już zwyczajnie ujechany przez tą walkę z wmordewindem.


Widokowy skrót do Suchej - przez Kocoń ;)


Wyśmienita alternatywa dla DK28!


Nad Beskidem Małym coś się kotłuje ;)

Szosa #29 (podsumowanie maja)

Wtorek, 31 maja 2016 · Komentarze(2)
Ostatni majowy szpil :) Z racji nadciągającej burzy w Czańcu zmieniłem kierunek jazdy i uciekałem w kierunku Wieprza. Niestety wracałem pod wiatr i w kierunku burzowego armagedonu. Szczęśliwie burze trzymały się dziś gór i udało się wrócić do domu na sucho. 


W tle okolice Magurki Wilkowickiej :)

Maj okazał się zaskakująco owocny jeżeli chodzi o kilometry - ostatnim razem 1200km przejechałem w sierpniu. Oby się udało utrzymać taką średnią co najmniej do września ;)


Zaglądam lwu w paszczu :)