Szosa #36 (Słowacja z typami;)
Niedziela, 19 czerwca 2016
· Komentarze(3)
Kategoria bike: Śmigant, BS, Sam, Z kimś
Zgadywaliśmy się na tą / podobną trasę już od jakiegoś czasu ale dopiero wczoraj udało się ją uskutecznić. Trzech górali i jeden szoszon - w tym przedziwnym układzie wyruszyliśmy o 9 rano z Żywca. Po drodze minęliśmy sporo uczestników ekstremalnego triathlonu Diablak - szacun dla nich, bo trasa była jak dla mnie kosmicznie trudna!
Uphill pod Rachowiec z elementami przełaju ;)
Tempo było lajtowe, nikt się nigdzie nie śpieszył, bo każdy wygospodarował cały dzień na rowerowanie. Tym samym mogliśmy robić tyle przerw ile tylko chcieliśmy i z tego przywileju oczywiście korzystaliśmy jadąc, kontemplując widoki, skupiając się na wartkich zjazdach, rozmawiając i rozglądając się na foto inspiracjami ;)
Obiecałem sobie, że tu wrócę i... udało się ;)
I chociaż dookoła chmury straszyły deszczem czy nawet burzą to przez cały czas spadło nam na kaski zaledwie kilka kropel. Znacznie więcej było kropel potu :) Słowacja jak zwykle zaskoczyła nas infrastrukturą (nawet na wsi wygodne ścieżki asfaltowe, liczne miejsca postojowe) oraz liczbą rowerzystów - było ich mnóstwo :)
Fatalna okolica ;) Nie polecam zwłaszcza pod rower :)
Z powodu zamkniętej kebabowni w Rajczy wylądowaliśmy zupełnie przypadkiem w zauważonej przez Tomka naleśnikarni "Agawa" w Węgierskiej górce. Jeżeli kiedyś poczujecie w tej okolicy mały tudzież wielki głód wbijajcie do tej knajpy - moja połowa porcji naleśnika z mięsem mielonym była pyszna, a wersja chłopaków z kaszą gryczaną i sosem grzybowym przynajmniej wizualnie i aromatycznie niszczyła system ;)
Na niektórych ten widok nie zrobił wrażenia :D
Rozjechaliśmy się w Żywcu, a godzinę z hakiem byłem już w domu. Udało się zdążyć przed zmierzchem i burzą z ulewą, która przyszła kilkanaście minut później. Mega pozytywny dzień i ludzie. Do następnego. Typy :D
Uphill pod Rachowiec z elementami przełaju ;)
Tempo było lajtowe, nikt się nigdzie nie śpieszył, bo każdy wygospodarował cały dzień na rowerowanie. Tym samym mogliśmy robić tyle przerw ile tylko chcieliśmy i z tego przywileju oczywiście korzystaliśmy jadąc, kontemplując widoki, skupiając się na wartkich zjazdach, rozmawiając i rozglądając się na foto inspiracjami ;)
Obiecałem sobie, że tu wrócę i... udało się ;)
I chociaż dookoła chmury straszyły deszczem czy nawet burzą to przez cały czas spadło nam na kaski zaledwie kilka kropel. Znacznie więcej było kropel potu :) Słowacja jak zwykle zaskoczyła nas infrastrukturą (nawet na wsi wygodne ścieżki asfaltowe, liczne miejsca postojowe) oraz liczbą rowerzystów - było ich mnóstwo :)
Fatalna okolica ;) Nie polecam zwłaszcza pod rower :)
Z powodu zamkniętej kebabowni w Rajczy wylądowaliśmy zupełnie przypadkiem w zauważonej przez Tomka naleśnikarni "Agawa" w Węgierskiej górce. Jeżeli kiedyś poczujecie w tej okolicy mały tudzież wielki głód wbijajcie do tej knajpy - moja połowa porcji naleśnika z mięsem mielonym była pyszna, a wersja chłopaków z kaszą gryczaną i sosem grzybowym przynajmniej wizualnie i aromatycznie niszczyła system ;)
Na niektórych ten widok nie zrobił wrażenia :D
Rozjechaliśmy się w Żywcu, a godzinę z hakiem byłem już w domu. Udało się zdążyć przed zmierzchem i burzą z ulewą, która przyszła kilkanaście minut później. Mega pozytywny dzień i ludzie. Do następnego. Typy :D