Już na podjeździe pod Kocierz wiedziałem, że dzisiaj nie powojuję. Kolano zaczęło się buntować, więc zjazd na drugą stronę odpuściłem. W zamian strzeliłem sobie kilka mniej zobowiązujących hopek jak chociażby ściankę w Zagórniku czy Wieprzowską górkę ;) Warun idealny!
Jeden z supportów Obscure Sphinx na zapowiadanej na jesień trasie:
Powroty bywają ciężkie, zwłaszcza po tak fajnym od kilku lat urlopie. Chłopaki podrzucili mnie do Bielska, skąd pojechałem sobie bocznymi drogami do domu. Po drodze zupełnie przypadkowo spotykam pędzącą do pracy Marzenię i całe szczęście, bo nie wiem czy ze zmęczenia czy roztargnienia jechałem w dziwnym kierunku - dzięki :) Chwilka razem przez Podlesie a potem już sam przez Czaniec do domu.
Seba rzucił w sobotę hasło "Żar" na co ja nie mając rozplanowanej niedzieli wstępnie się zgodziłem. W nd było już jasne, że mogę z nim się pobujać po okolicy do woli i wymyśliłem mu zamiast komercyjnego Żaru - totalnie niekomercyjną i nieznaną Łysinę, na której jeszcze nie był. Ogólnie chyba nie narzekoł ;) Myślę, że taki górski trening przyda się każdemu, nawet długodystansowcowi jak un. Na koniec odprowadzam go za Kentucky, bo chłop chce zdążyć na mecz a sam wracam przez Osiek, Gierałtowice i Wieprz do domu. Szłapy zmęczone w opór, ale przy takiej średniej i tylu przewyższeniach to norma. Do zaś! ps. Vmax znowu 66,6km/h :DDDDDDDD
Niezwyciężone barwy biało-czerwone ;)))))))
20%, ale dopiero w końcówce piekło najmocniej ;)
Klawo, co nie? :)
Pół zapki w doner kingu - człowiek z dwoma żołądkami zjadł 1.5 :DDDDD
Wyjazd bez historii, rozjeżdżanie nowych gatek w toku. Na Kocierzu zagaduje mnie na oko 40 letni gość z dwójką dzieci i pyta o średnią na podjeździe, bo mijali mnie samochodem: "było 10 na godzinę?" :) Normalnie bym go wyśmiał, że co najmniej 13-14, ale dziś rzeczywiście jechało mi się kiepsko. Pogadaliśmy chwilę o trasach na Słowacji (mówi, że już nie robi takich tras pod 200, że już nie te lata) i każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Ostatni majowy szpil :) Z racji nadciągającej burzy w Czańcu zmieniłem kierunek jazdy i uciekałem w kierunku Wieprza. Niestety wracałem pod wiatr i w kierunku burzowego armagedonu. Szczęśliwie burze trzymały się dziś gór i udało się wrócić do domu na sucho.
W tle okolice Magurki Wilkowickiej :)
Maj okazał się zaskakująco owocny jeżeli chodzi o kilometry - ostatnim razem 1200km przejechałem w sierpniu. Oby się udało utrzymać taką średnią co najmniej do września ;)
Na szybko przed zapowiadanymi burzami i przy okazji zdążyć na puchar świata MTB w La Bresse. Na Kocierskiej spory ruch, zarówno samochodowy jak i rowerowy :)
Damian z kumplem :)
Przy okazji tak miałkiego wpisu przypominam o tegorocznym Tour de Tatry w opcji "rewers 2015" uwzględniającej tym razem wjazd na Popradske Pleso ;) Termin jakoś na początku sierpnia :) Chętni mogą się deklarować :)
Pomimo niepewnych prognoz (dzień wcześniej przez nasz region przeszły dwie dość gwałtowne burze połączone z obfitymi opadami) postanowiliśmy z Konradem zaatakować kilka beskidzkich hopek. Głównym celem była Równica, ale nie można zapominać także o Salmopolu.
Nowy asfalt w Górkach i 13tka ;)
Jazda we dwóch to nie tylko okazja do pogaduszek, to także sposobność do rywalizacji i niesamowita motywacja na podjazdach. W efekcie przytrafiło nam się obu kilka 'personal bestów' (udało mi się pobić czas wjazdu na Równicę uzyskany podczas oficjalnego uphillu!), co ja osobiście okupiłem bólem głowy w końcówce i totalną zamułą, a Konrad bólem brzucha.
Po drodze mijaliśmy tabuny kolarzy :)
Na powrocie zmęczony sprintami zafundowanymi przez Konrada miałem objawy przeziębienia (na Białym Krzyżu trochę przypizgało) i ogólnego przemęczenia - Przegibek zrobiłem tylko dlatego, że miałem go po drodze. Aspiryna, gorący prysznic i drzemka pomogły. Natomiast w nocy spałem 11 godzin. Cóż, starość nie radość i 500km zrobione w ciągu 5 dni robi swoje :)))
Oglądanie kolarstwa mnie usypia - po 6 etapie Giro byłem zmięty jak prześcieradło po bezsennej nocy ;), ale mimo to wybrałem się na skromną rundę ;) Pochmurno, momentami wietrznie, ale ciepło - pewnie zwiastun nadchodzących opadów :/
Chęć-niechęć-chęć - tak w skrócie dzisiaj można opisać moje dzisiejsze nastawienie do jazdy ;) Niechęć najlepiej widać patrząc na czas podjazdu na Kocierz od strony Zywca - jak mnie się wtedy nie chciało! :DDDDD Zachciało mi się dopiero później, ale było już późno, bo słońce zaszło a ja jechałem bez lampki ;)