Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:1562.50 km (w terenie 50.00 km; 3.20%)
Czas w ruchu:69:47
Średnia prędkość:22.39 km/h
Maksymalna prędkość:68.40 km/h
Suma podjazdów:24418 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:104.17 km i 4h 39m
Więcej statystyk

Czeretnik uphill

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Cerber to młoda załoga z Poznania, która gra bardzo sympatyczny stoner/groove metal. Wybrałem kawałek, od którego coś zaczęło się na płycie dziać. Bardzo przyjemny debiut a sama płyta wydana przepięknie. Polecam!



Jest lato, więc upał jest wskazany, jednak to co się dzieje obecnie normalne nie jest. Dodatkowym minusem jest fakt, że nie da się zrobić nic bardziej epickiego w takich warunkach, bo organizm też swoje granice cieplnej przyswajalności ma. Z pomocą przychodzą więc wieczorne tripy i kolega, który jakąś trase wymyśli ;) Zamiast rundy "wokół komina" pojechaliśmy z Jakubiszonem na Czeretnik - to taki niepozorny podjazd na wysokość ok.700m n.p.m. w Beskidzie Małym.

Nagroda za wdrapania się na szczyt ;)
Nagroda za wdrapanie się na szczyt ;) © k4r3l

Stadnina na wysok 700m n.p.m. ;)
Stadnina na wysokości 700m n.p.m. ;) © k4r3l

Można go zrobić szosowo z dwóch stron: od Ślemienia i od Huciska. Przy czym ta druga wersja z tego co pamiętam i tego co odnotowałem na zjeździe wydaje się być trudniejsza a zarazem ciekawsza. Aczkolwiek wczorajszy wariant od Ślemienia do prostych nie należał - jeżeli deptasz po korbach a mimo to podnosi Ci przednie koło to wiedz, że coś się dzieje ;) To właśnie jedna z tych niepozornych beskidzkich ścianek. Przejechałem Tatry a ostatnio także Żar bez żadnego hałasu w korbie, wystarczył jednak Czeretnik, żeby coś się już tam zaczęło tłuc ;) Założyłem tam segment ("Czeretnik uphill (od Ślemienia)") także zapraszam wszystkich śmiałków :)

Nocny Żar tropików ;)

Sobota, 8 sierpnia 2015 · Komentarze(2)
Fredag den 13:e (Piątek 13go) czyli Szwedzi napierający w klimatach punk/crust/rock'n'roll/. Nie da się nie lubić :)



Jedyna opcja na rowerowania w ostatnich dniach ogranicza się do dwóch możliwości: albo wyjeżdżasz bladym świtem i wracasz zanim słońce zacznie przytapiać twojego continentala albo startujesz pod wieczór, kiedy fala gorąca powoli słabnie. Nie byłem wstanie zwlec się rano (serio, poranek zaczynam ostatnio od aspiryny, żeby mi obniżyła temperaturę ciała :P), więc pojechałem wieczorem. Od razu lepiej. Na szczycie kilka obmacujących się par i ten zajebisty, nawet całkiem mocny, choć wciąż ciepły wiatr. Na powrocie coś zaczęła lampka świrować, na szczęście jej przeszło i do domu dojechałem z niezbędnym na niektórych odcinkach bladym i zimnym światłem białym ;)
Żar tropików ;)
Żar tropików ;) © k4r3l

Rozkopana Kocierska :(

Czwartek, 6 sierpnia 2015 · Komentarze(8)
Występ Modestep na tegorocznym Wodstoock'u robi piorunujące wrażenie. Do wczoraj był dostępny cały set, ale niestety zniknął z YT. Więc na pocieszenie intro plus pierwszy numer - ja mam ciary. Zagrali dla 700 tys osób - nawet na FB nie mają tylu fanów ;)



Stało się to, czego się nie spodziewałem. Co prawda lokalne media trąbiły coś o zamknięciu drogi DW 781 z Łękawicy przez Przełęcz Kocierską, ale myślałem, ze to tylko kosmetyczne poprawki, w końcu ostatnim razem wykopali tam dziurę głęboką na tyle, że zmieściła się tam cała koparka. Poniżej zdjęcie archiwalne (8 sierpień 2011).

Interes może tam trochę kuleć, a to z powodu tego oto wykopaliska ;)
Interes może tam trochę kuleć, a to z powodu tego oto wykopaliska ;) © k4r3l

Niestety, to co tam wczoraj zastałem nie napawa optymizmem - wykopek ciąg dalszy, prace mają potrwać do 31 października. Szosą szkoda w ogóle się tam pchać, a o zrobieniu KOMa to już można całkowicie zapomnieć ;) Mam nadzieję, że tym razem zrobią to jak należy...

Remont w trzech aktach ;)
Remont w trzech aktach ;) © k4r3l

Tór de Poloń - Wadowice ;)

Środa, 5 sierpnia 2015 · Komentarze(6)
Dziś zaprzysiężenie naszego cudownego, cudnego prezydenta Dudy. Módlmy się...


W ramach potatrowego rozjazdu pojechałem obczaić co to to jest ten cały Tór de Poloń. Pod kościołem w centrum Wadowic trwał obrazoburczy piknik, dookoła wszędzie wyzywająco ubrane dziewczyny (i co z tego, że jest 30*C - buk na wszystko paczy!)... Sam wyścig? Nie wiem czy tu się emocjonować. Najpierw przyjechała karawana sponsorów, czyli przedstawiciele tzw. masonerii - myśleli, że mnie kupią za tekturową chorągiewkę z napisem jakimś, chyba 'hjundaj' (czytane od tyłu na pewno oznacza coś złego!); hostessy wystawiające swoje ciała przez szyberdachy musiały zażyć mocarza - nie możliwe, żeby były takie wesołe z natury. W międzyczasie w swojej limuzynie ku uciesze gawiedzi zajechał sam Czesław - bożyszcze nastolatek rocznik sześćdziesiąt pińć ;) Później nastąpił tzw. gwóźdź programu - najpierw trzech kolarzy (jeden miał ruską flagę na rękawku - podobno Polak, ale nie wydaje mi się, żeby ktoś z naszych jeździł dla Putina!) a po 8 minutach kolarzy było już 140! Trwało to może... 2 minuty :) Dziwny sport. Ostatnio tak źle się czułem podczas pochodów pierwszomajowych. Nie polecam!

Premia lotna po serii zakrętow ;)
Premia lotna po serii zakrętow ;) © k4r3l
Na bruku... ;)
Na bruku... ;) © k4r3l
Karawana :D
Karawana :D © k4r3l

Tour de Tatry ;)

Sobota, 1 sierpnia 2015 · Komentarze(20)
Uczestnicy
Plan na trasę roku zrealizowany, teraz potrzebny już tylko przeszczep kolan ;) Szczerze? Mogę już do końca roku nie wsiadać na rower. Dlaczego? Ano dlatego, że nie przypuszczam, żeby przytrafiła się w najbliższych 5 m-cach równie szalona rajza. Ale tak to już jest z tymi wyjątkowymi tripami. Po 3 godzinach snu taka trasa to nie był najlepszy pomysł, ale co mają powiedzieć Ci co nie zmrużyli oka praktycznie wcale? Start z Żywca o godz. 3 nad ranem - nieprzyzwoicie nieludzka pora, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz ;)

Ekipa w komplecie, a Lama pod drzewkiem ;)
Ekipa w komplecie, a Lama pod drzewkiem ;) © k4r3l

Do Zakopca bez udziwnień - sprawdzoną trasą przez Namestów, Trzcianę i Chochołów. Zjazd do Namestova był jednym z tych najzimniejszych - 3 stopnie powyżej zera przy krótkich gaciach (Lama cwaniak miał nogawki) to nie był szczyt komfortu. Zresztą najbardziej i tak ucierpiały palce w rękach - sine jak przy grudniowym mrozie. A tu sierpień ledwo się zaczął - sorry, taki mamy klimat ;)

Obłędne Jezioro Orawskie ;)
Obłędne Jezioro Orawskie ;) © k4r3l
No to jazda ;)
No to jazda ;) © k4r3l

W Zakopanym spokojnie - to pewnie z powodu wczesnej pory. Nie zatrzymujemy się tam i od razu ciśniemy sympatyczną i osławioną drogą Oswalda Balzera do Łysej Polany, by tam ponownie przekroczyć granicę polsko-słowacką. Na koniec uskuteczniamy slalom pomiędzy samochodami stojącymi w korku przed skrętem do Morskiego Oka - a właściciele gruntów trzepią na nich niezłą kasiorę ;) Od tego miejsca zaczął się raj!

Jest pięknie ;)
Jest pięknie ;) © k4r3l

Aż chce się kręcić ;)
Aż chce się kręcić ;) © k4r3l

Słowacjo, ojczyzno moja, tyś jest jak zdrowie... Serio, nie jestem obieżyświatem, ale to co tam zastałem przeszło moje wyobrażenia. Okolice Zdziaru czy Tatrzańskiej Łomnicy (widok Lomnicy był niesamowity) to jedne z piękniejszych miejsc, które mijaliśmy - zielone łąki a na nich owce, majestatycznie pnące się szczyty i ta drogowa kultura Słowaków (nie wspominając o urodzie Słowaczek;) - mimo, że lubią przycisnąć mocniej pedał gazu to jednak w zdecydowanej większości wyprzedzają rowerzystów z zachowaniem stosownej odległości, czasem trąbią, ale lekko, ostrzegawczo.

Chwilowo po polskiej stronie ;)
Chwilowo po polskiej stronie ;) © k4r3l

Droga Oswalda Balzera ;)
Droga Oswalda Balzera ;) © k4r3l

Na ciepły posiłek zatrzymaliśmy się dopiero w okolicy Starego Smokovca - spaghetti/pizza nie zagrzały jednak miejsca w baku na długo, bo Marek przygotował dla nas "mały" bonus - 6.5 kilometrowy podjazd na wysokość ponad 1650m (600m przewyższenia) - czyli Sliezky Dom. Podjazd o nawierzchni asfaltowej, ale znacząco uszkodzonej w środkowej części, co nie zmienia faktu, że wjazd tam uważam za jeden z najlepszych momentów tripu - widok stamtąd może nie był powalający, ale bliskość skalnych dwutysięczników potęgował wrażnie naszej maluczkości ;)

Zjazd do Łysej Polany ;)
Zjazd do Łysej Polany ;) © k4r3l

Słowacja jest piękna! ;)
Słowacja jest piękna! ;) © k4r3l

Droga Strbskiego Plesa ciągnęła się strasznie, ale nie była wcale nudna - z lewej mieliśmy widok na południową część Słowacji (Tatry Niskie) a z prawej raz za razem wyłaniały się kolejne szczyty Tatr Wysokich. W Szczyrbskim Plesie kolejny popas: kilka żymłów i batonów musiało tym razem wystarczyć - ceny w sklepach z potravinami są znośne, nie to co w knajpach (euro deset za colę 0.3 ml! - to tyle co za duże piwo w tej samej knajpie;) czy pseudo-schroniskach na większych wysokościach.

Łomnicki Szczyt niczym twierdza z Dział Navarony ;)
Łomnicki Szczyt niczym twierdza z Dział Navarony ;) © k4r3l

Końcówka podjazdu na Sliezky Dom ;)
Końcówka podjazdu na Sliezky Dom ;) © k4r3l

Wg profilu miał nas czekać przyjemny zjazd aż to Liptovskiego Mikulasza - w rzeczywistości bez pedałowania jednak się nie obyło ;) Za tą miejscowością rozpoczęliśmy odwrót zostawiając to co najlepsze za sobą. Przed nami było jeszcze trochę górek, w tym wjazd na Przełęcz Huty - na świeżego bym ją ubóstwiał, ale po tylu km było ciężko. Chwilę wcześniej Marek złapał kolejnego kapcia i musiał z racji braku zapasów (wcześniej zmieniał już dwukrotnie - zniszczona od środka opona robiła robotę :/) łatać dętkę. Na jego wyraźną prośbę pojechaliśmy dalej (do granicy zostało niewiele km, miał przy sobie eurasy - nie zginie ;).

Najwyższy punkt programu ;)
Najwyższy punkt programu ;) © k4r3l

Po zjeździe z przełęczy rozpoczęliśmy nerwowe poszukiwanie czynnego sklepu - market w centrum Zuberca był nieczynny. Z pomocą przyszedł rowerzysta z córką w foteliku (to zresztą był bardzo częsty widok dzisiejszego dnia, nawet na trasie pod Tatrami!) i pokierował nas do czynnego jeszcze, obleganego niczym Częstochowa w sezonie pielgrzymkowym (tudzież XVIII wieku;),  sklepiku w jednej z bocznych uliczek.

Szum wodospadu niósł się po okolicy ;)
Szum wodospadu niósł się po okolicy ;) © k4r3l

Do Marka zadzwoniliśmy z Twardoszyna - był mniej więcej 5 km za nami, cały i zdrowy. Ale nie planował jechać do Korbielowa, tylko odbić w Namestovie na zachód, by wjechać do Polski od strony Ujsoł - szacun, bo ja bym tam po zmroku chyba zawału dostał! Nie wiem skąd wzięliśmy tyle energii ale od Namestowa, przez Korbielów aż do samego Żywca lecieliśmy kosmicznym tempem. Przed przełęczą podpuściłem jeszcze Lamę i Gustava, żeby zaczęli się ścigać o premię górską - mieliśmy mega polewkę z tyłu widząc oddalające się czerwone światełka. Gustav mimo 400km w szłapach objechał Lamę "o błysk szprychy", ale potem się to zemściło, bo chłopa odcinało ;)

Strbskie Pleso odhaczone ;)
Strbskie Pleso odhaczone ;) © k4r3l

Na stacji benzynowej wciągnąłem z Tomkiem zapiekankę, którą zapiliśmy kawą - tego nam było trzeba, czegoś ciepłego, czegoś niesłodkiego i czegoś wyrazistego w smaku ;) Po czteropaka kasztelana wpadł nawet Kamil Stoch z małżonką, ale nie poznał nas :( Dałem jeszcze Sebastianowi kurtkę na drogę, mnie się by raczej nie przydała i pojechaliśmy każdy w swoją stronę.

Kolarstwo doda ci skrzydeł ;)
Kolarstwo doda ci skrzydeł ;) © k4r3l

Co za wypad, co za trasa - best of the best jak to mówią ;) Jak zdrowie pozwoli chciałbym ją robić raz w roku, taki rytuał, wiecie, jak Kocierz min. raz w tygodniu :D Po powrocie do domu otwieram cydr, odpalam fejsa i co widzę? Dookoła Tatr w ten sam dzień (tylko chyba w przeciwnym kierunku) jechała na rowerze także... Justyna Kowalczyk! Wniosek jest jeden: jesteśmy miszczami :D Ps. właśnie czytam na profilu Stylówa.PRO, że dziś Tatry przywitały ich deszczem - a więc udało nam się objechać całość przy rewelacyjnej pogodzie - jak widać trzeba było zmarznąć, żeby nie zmoknąć, zawsze jest to "coś za coś" ;)