Biję się w pierś i nadrabiam zaległości muzyczne. Z racji niemałej kupki płyt przeznaczonych do odsłuchu w kolejności pierwszej zwanej priorytetową dopiero teraz znalazłem chwilę dla nowego albumu Deftones. "Rosemary" to jak na razie mój ulubiony kawałek z "Koi No Kian". Subtelny trans!
Z niepokojem wyczekiwałem niedzieli, bo wg prognoz wreszcie miało się uspokoić, ale z drugiej strony wiadomo jakie te prognozy bywają... Na szczęście tuż po 5 rano z zadowoleniem stwierdziłem, że nie padało od jakiegoś czasu i na opady się nie zanosi. Dla odmiany zaczęło wiać. Ten wiatr towarzyszył nam przez większość trasy. Z Darkiem i Dominikiem umówiłem się w Buczkowicach o 7:30 i ostro musiałem przycisnąć, żeby się nie spóźnić, bo trochę rano się guzdrałem (c'mon w końcu to 5 rano w niedzielę;). Na miejsce zbiórki przyjechałem z dokładnością co do minuty - coś ostatnio często zdarza mi się być punktualnym.
Nad przełęczą zaczęło się chmurzyć, ale chłopakom nie zrażonym faktem ani przez myśl nie przeszła zmiana trasy. A ta zakładała dziś konkretny uphill z celem nadrzędnym - Równicą. Wierzcie lub nie ale pierwszy raz tam wjeżdżałem od strony Ustronia - zupełnie nie po drodze ta górka, a szkoda, bo jak się okazało to bardzo fajny podjazd. Ale nie uprzedzajmy faktów. Wszak wcześniej był jeszcze Salmopol. Przełęcz kultowa, ale nie w głowie nam było ściganie. Przynajmniej nie teraz ;)
Zjazd do Wisły ok, chociaż niektórym (Darek?;) mogło pizgać :) Ubrałem się jednak konkretnie, zupełnie jak w marcu, hehe. Droga do Ustronia pokonana w naprawdę wyborowym tempie - D. i D. to nie pierwsi lepsi chłopcy to bicia, hehe. Od razu widać, że zajechaliśmy do małego rowerowego światka - aktywność dwukółkowców rosłą z każdą kolejną minutą. Podobnie jak nasz fun z jazdy. Odnajdujemy wiadukt nad Wisłą - miejsce startu tegorocznego etapu MTB Uphill - Równica. Z racji braku stopera czasu nie mierzę, ale po brukowanym odcinku nachodzi mnie ochota na mocniejsze depnięcie w pedały. Urywam się chłopakom nieświadomy tego co mnie dalej czeka. A dalej nie ma lekko, ale doświadczenie procentuje, łapię swój rytm i udaje się dojechać pierwszym, choć Dominik był tuż tuż..
Szybkie piwko (Lech Free - błeeee!) i szarlotka (pychota!;), pogawędka o Tour De France i zaczynamy odwrót sprowokowani przez dość groźnie wyglądającą chmurę, a raczej chmurzysko :) Postanawiamy wrócić tą samą trasą, czyli raz jeszcze przez Salmopol. Na podjeździe siadam na kole Dominikowi i tasujemy się przez większość drogi. Tuż przed szczytem słabnę a Dominik przyciska i zostawia mnie w tyle. Nieświadomie pobił swój rekord, kto wie, może ja też? ;)
Do Szczyrku zjeżdżamy już razem, coraz więcej rowerzystów na drodze - nie nadąża człowiek z machaniem. Mijamy też jednego handbikera - szacun dla gościa, bo śmigał żwawo! W Buczkowicach żegnamy Darka, a chwilę dalej rozjeżdżamy się z Dominikiem. Przede mną Przegibek, ale już powoli opadam z sił - kolejny odcinek pod wiatr wcale sprawy nie ułatwia. Do tego dochodzi lewe kolano, któremu wyraźnie dzisiejsza trasa nie odpowiada. No cóż, przecież po taryfę nie będę dzwonił :)
Na koniec funduję sobie przejazd przez malowniczą Wielką Puszczę i ostatni podjazd dzisiejszego dnia - nieuniknioną Przełęcz Targanicką, którą na delikatnym odcięciu pokonuję z młynka. Dzięki chłopaki za wspólną jazdę i wzajemną motywację. Równica szosą w końcu odhaczona! ;)
Komentarze (13)
dystans, przewyższenie to robi wrażenie... ten sezon masz naprawdę magiczny... podoba mi się to, aby każdy następny był jeszcze bardziej twórczy :))) pzdr
@ Krzysztof: oj tam, dla nas to standard :) a co do nazwy przełęczy to już tyle Beskidów jest, że wolę nazywać tę przełęcz po prostu Targanicką Hopką ;)
@ Gralo: dzięki :)
@Dom: Lech był okropny, ostatni raz taki g*wno pije :)))
@Daro: hehe, jeszcze coś pokręcimy; a piesek był całkiem zabawny tylko mu źle z oczy patrzało;)
@ Kamil: no za dużo płaskiego to ponoć niezdrowo, hehe; faktycznie, łydę chłopak ma nie od parady :D
@ Ludwik: Faktycznie, ale nie zapeszajmy, co ma być to będzie ;)
@ Marcin, ta oponka to Maxxis Detonator 1.5, ale ponoć i na 1.0 można ostro pomykać, tylko ja się boję takich cienizn, hehe
@ Kuba: oficjalnie uznaję tego Lecha za najgłupszy zakup ostatnich miesięcy, hehe
@ Marek; dzięki, a wykresy jak wykresy, Tobie imponują bo się na nich znasz, hehe
Widzę kolejny epicki wypad, ładnie pojechaliście 160km po górach ah coś pięknego. Dominik jaka łyda na pierwszej fotce jak jakiś kulturysta a nie kolarz:) Widzę piwo w ramach ''nagrody'' uzupełnienie płynów to podstawa.
Tyle górek w jeden dzień? - to jest czyste szaleństwo, a ty na rowerze MTB wykręcasz jeszcze średnia prawie 20km/h. Szacun. P.S. To jest "Beskid Targanicki" :D