Moje małe Trophy ;)

Niedziela, 19 maja 2013 · Komentarze(13)
Uczestnicy
Co za dzień! Gdyby ktoś 24h wcześniej powiedział mi, że jutro będę jechał TAKĄ trasę i przejadę ją w całości to bym go wyśmiał. To miała być niedzielna "wycieczka" do naszych sympatycznych sąsiadów Czechów, do schroniska na wcale nie wysoko położonej Filipce (762m n.p.m.), która nie wiem nawet kiedy zamieniła się w katorżniczą walkę z upałem, grawitacją na podjazdach i urozmaiconym podłożem na zjazdach. Uff, ale może po kolei...
Asfaltowe Górki Małe ;) © k4r3l

Do Bielska przyjechałem razem z Jakubiszonem i spod Kauflandu ruszyliśmy w składzie powiększonym o dwóch bielskich rajderów (Pawła i Arka) na miejsce startu w Jaworzu. Tam czekała już na nas podobna ilościowo ekipa: Dawid, Grzegorz, Maciek a także jedna rodzynka w postaci Marzeny ;)
Pierwsze widoczki ;) © k4r3l

Do Ustronia, przez Górki Małe dotarliśmy przyjemnymi asfaltami. Tam wszystko się zaczęło. Pierwszy teren i od razu banan pojawił się na twarzy. Do tego momentu szlaki były, wbrew temu co mówiły niektóre znaki ("bardzo trudna trasa". "niebezpieczny zjazd"), technicznie ani kondycyjnie niewymagające. Prawdziwa zabawa zaczęła się po Czeskiej stronie na podjeździe pod Czantorię (995m n.p.m.). W tym miejscu Grzegorz z Marzeną odłączyli się od nas i pomknęli bezpośrednio w kierunku Filipki. Dla reszty to była pierwsza tego dnia konkretna ścianka, która po raz pierwszy sprawdziła dzisiejszych śmiałków. Jak się okazało to nie jedyny taki podjazd tego dnia...
Jedziemy na Czantorię - na razie łagodnie ;) © k4r3l

Napieramy z Pawłem ;) © k4r3l

Z Czantorii zjechaliśmy dającym w kość "czerwonym" rockgardenem w kierunku Przełęczy Beskidek, skąd rozpoczął się kolejny uphillowy atak: na Soszów (886m n.p.m). Na Soszowie uzupełnienie zapasów wody i całkiem przyjemny odcinek w stronę Cieślara (918m n.p.m.). Przed Małym Stożkiem (843m n.p.m.) odbiliśmy na zielony szlak, który byłby wręcz fenomenalnym singielkiem, gdyby nie hurtowo powalone drzewa w poprzek ścieżki. Podjazd na Filipkę zaskoczył mnie swoją sztwynością - bez chwilowego postoju się nie obyło.
Gdzieś przed Soszowem ;) © k4r3l

Singielek ze Stożka w kierunku Filipki ;) © k4r3l

Na szczycie dołączamy do Grzegorza & Marzen i w ogródku przy schronisku organizujemy mini-biesiadę. Wyśmienite zimne piwo (Radegast) i coś konkretniejszego do jedzenia (ja wybieram zachwalane kiedyś przez Niradharę haluszki - pycha!) to nagroda za dotychczasowe kilometry. Gęby się wszystkim śmieją, czeskie chłopaki ze zmarzlikami (haha - padłem;) robią nam fotkę, analizujemy mapkę a kiedy niechętnie zaczynamy się zbierać okazuje się, że z Pawła lidlowej dętki zeszło powietrze... Ktoś się nie bał i... ;) Bywa.
Sielanka na Filipce ;) © k4r3l

Obiad wart każdej ilości koron ;) © k4r3l

Tutaj po raz kolejny raz drogi nasze oraz Marzeny, Grzegorza i również Arka się rozchodzą. Jak się później okazuje już ich nie spotykamy. W pięcioosobowym składzie jedziemy z Filipki na Stożek Wielki (978m n.p.m.). Żółty szlak okazuje się równie stromy co poprzednie - to akurat nikogo nie dziwi, ale niektóre jego fragmenty, takie jak wąski singielek wśród paproci i iglaków po prostu wymiatają. Podjazd na Stożek czerwonym/niebieskim to również ostra przeprawa. Tam na chwilę przysiadamy i przyglądamy się zjeżdżającym na tamtejszym torze downhillowcom.
Gruppen foto by chłopiec ze zmarzlikiem ;) © k4r3l

Trasa na Kubalonkę była specyficzna - wielgachne korzenie i duże kamienie dały nam w kość. To taki moment kiedy człowiek zaczyna myśleć o kole 29'' ;) Na stromym zjeździe Dawid obrywa kamieniem w kostkę i z grymasem na twarzy pokonuje dalszy odcinek do samej Kubalonki. Jak się okazuje było to na tyle bolesne, że dalsza jego jazda z nami okazuje się niemożliwa. I tak z ośmioosobowej ekipy zostaje nas tylko 4. Razem z Kubą pałaszujemy pierogi podczas gdy Maciek i Paweł cierpliwie czekają na przełęczy obleganej przez tłumy turystów: od typowych klapkowiczków, przez motocyklistów, lokalnych menelików na rowerzystach skończywszy. Przed nami wisienka na torcie, a w zasadzie trzy: Barania Góra, Malinowska Skała i Skrzyczne.
In motion ;) © k4r3l

Jako że momentami jedziemy 'skrótami Pawła' (hehe) zjeżdżamy ze szlaku i trafiamy na masakryczną ściankę, pełną głazów i rozpadlin. Nie ma Beskidów bez prowadzenia, można przynajmniej rozruszać inne partie mięśni i dać odpocząć tym właściwym. Na Baraniej niespodzianka - czeka na nas Konrad. Krótki popas, rozciąganie i można jechać dalej. Od tego momentu zaczyna się dla mnie walka ze skurczami. Były tak regularne iż myślałem, że zaraz urodzę ;) Niestety, co chwila musiałem zsiadać z roweru i przez moment prowadzić. Na szczęście zagadnięta na szlaku dziewczyna miała ze sobą magnez, którym mnie poratowała opowiadając w międzyczasie o wczorajszym wypadzie z chłopakiem na Rychleby. Magnez chyba zaczął działać na zasadzie leku homeopatycznego albo zwyczajnie wmówiłem sobie, że działa ;)
Na Baraniej ;) © k4r3l

Na Skrzycznem nie zabawiliśmy zbyt długo - pora już późna, a przed nami chyba najbardziej wymagający odcinek zjazdowy dnia dzisiejszego - czyli zielony szlak do Szczyrku. W niektórych momentach brakowało już nie tyle skoku, co techniki i odwagi. A i rozsądek podpowiadał, żeby zejść i sprowadzić, bo koncentracja i siły już nie te. Poza tym przy moim wzroście to i o otb nie trudno, a ostatnią rzeczą, której potrzebowałem była wizyta w szpitalu...
Przed Skrzycznym ;) © k4r3l

Na czerwonym do Buczkowic, przy przechodzeniu nad zwalonym drzewem łapie mnie potężny skurcz w łydce i niemal kładzie na ziemię - co za ból... Na szczęście intensywne rozmasowanie chwilowo pomaga. Szlak ten w dalszej części to głównie wspaniały, mocno pozarastany, kręty singiel z fajnymi kładkami, bez których przejazd pewnych odcinków byłby niemożliwy. Niestety, przy jednej z nich Kuba łapie snejka z przodu i czeka nas przymusowy pit-stop. Reszta chłopaków ciśnie już do Bielska, podczas gdy my kończymy ten świetny odcinek. Wybija pora dobranocki - moja 13h na nogach...
Chwila na zebranie sił ;) © k4r3l

Po powrocie do cywilizacji wszelkie dolegliwości cudownie ustępują i jadąc asfaltami pozwalamy sobie nawet na sprinterskie zmiany a mnie udaje się nawet wyprzedzić Kubę na Piekiełku. Drogę do parkingu pokonujemy już ścieżką rowerową. Wypad kończymy po 8,5h w siodle... Na tydzień przed Trophy to była wręcz idealna trasa dająca rozeznanie o tamtejszych górkach, które tak słabo do tej pory znałem. Dzięki wszystkim za towarzystwo, fajnie było poznać kolejne ześwirowane osoby, było ekstremalnie zabawnie, dotleniłem się za wszystkie czasy ;) Pod wieczór w domu, będąc po dwóch kolacjach, na myśl o jeździe mtb miałem dreszcze, ale już na drugi dzień przeglądając fotki chciałem z powrotem znaleźć na na szlaku...

ps. mapka nieco wydłużona, bo gps wyłączyłem dopiero na wyjeździe z Bielska - skrócenie o ten odcinek powoduje rozsypkę profilu...

Komentarze (13)

@Marek: najlepszy weekend tego roku póki co wykorzystany w 110% ;) Strasznie fajne miejsce ta Filipka, a czeskie dukty są bardzo dobrze oznakowane ale też i wymagające ;)

@ Tlenek: obiad był tylko smacznym dodatkiem, podobnie jak wyśmienite piwko, reszta to pure MTB i kupa śmiechu ;)

@ Mariusz: oj tam, ktoś musi jeździć turystycznie, żeby ścigać mógł się ktoś, wasze wojaże też niczego sobie ;)

@ Kuba: hehe, przyznam, że o piwie pomyślałem dopiero na ostatnim hardcorowym podjeździe pod Filipkę ;) PKP jest ok, ja akurat zaliczam się do ludzi, którzy lubią ten środek transportu, ma coś w sobie z survivalu, hehe;

@ Piotr: dzięki!

@ Jacek: no wyszło z tego takie rozszerzone giga, ale myślę, że miałbyś na tamtejszych szlakach naprawdę dużo frajdy z jazdy, było wszystko, wymagające podjazdy, mega trudne zjazdy, esencja kolarstwa górskiego z piwkiem w tle;)

@ Jeremiks: dzięki ;) nie myślałeś, żeby sprawdzić najnera w takim wymagającym terenie, co by się osprzęt nie marnował?:)

@ Sebastian: no urywało, dwugłowe zwłaszcza, hehe;

@ Słąwek: pieszo też fajnie, ale jakby nudniej, hehe'' momentami było naprawdę ciężko, bo niektóre odcinki to pod żaden rower się nie nadawały, ale ogólnie rewelacja ;)

@Czecho: twardziele powiadasz? możliwe ;) ja po prostu nastawiłem się, żeby wrócić jeszcze tego samego dnia i udało się ;)

@Piotr: w porównaniu z tym co serwują w polskich schroniskach było to narawdę świetne urozmaicenie; trochę się śmietany wystraszyłem, ale jak się później okazało, zupełnie nie słusznie; kapitalne połączenie!

pozdrower!

k4r3l 16:17 sobota, 25 maja 2013

tyle przewyższeń to ja robię w całym sezonie:D Faktycznie dobre to jadło? Warto zrobić 200km do Cieszyna?:D

piofci 20:21 czwartek, 23 maja 2013

Taką trasę to tylko prawdziwi twardziele mogli zrobić. Szacunek i podziw.

czecho 17:28 czwartek, 23 maja 2013

Większość z tej trasy znam,ale z wycieczek pieszych, też trochę po górach śmigam,ale tego bym się nie podjął. :) Gdybym nie czytał wcześniej Twoich wpisów to bym nie uwierzył :)

este 22:06 wtorek, 21 maja 2013

no fakt...Było przezajeb...cie :). Do następnego :)

jakubiszon 19:56 wtorek, 21 maja 2013

nogi urywa..super wyjazd..a szkoda że nie mogłem w nim uczestniczyć

sebol 18:24 wtorek, 21 maja 2013

Nie mam pytań... po prostu rewelacja pod każdym względem!!! pozazdraszczam :)) pzdr

jeremiks 15:28 wtorek, 21 maja 2013

Ale czad ! I to mimo tego że takie hardcorowe trasy to dla mnie standard na spędzenie całego wolnego dnia, więc ... zazdroszczę ! :)

JPbike 14:19 wtorek, 21 maja 2013

Ja pierniczę:)
Zazdroszczę i podziwiam:)

Kajman 12:16 wtorek, 21 maja 2013

Dla piwa wszystko Zią! ;) Trasa mega - nasze Wielkopolskie, płaskie jak naleśnik tereny to nic w porównaniu z Waszymi upami i zjazdami. Trza się w końcu kiedyś tam wybrać. Chociaż jeśli pomyślę, że mam polegać na PKP to mi się imbus w kieszeni otwiera... :P

kubolsky 11:42 wtorek, 21 maja 2013

Ładnie daliście, tylko pozazdrościć wycieczki :).

klosiu 23:47 poniedziałek, 20 maja 2013

Rewelacyjna trasa, świetna przejrzystość, i to przewyższenie :D. ale jak dla takiego obiadku warta, to czemu by nie? :). Fajnie musi się jechać z taką ekipą.

tlenek 22:52 poniedziałek, 20 maja 2013

Jasny pieron. Nieźle daliście czadu! Pogoda wymarzona to też grzechem byłoby nie skorzystać z okazji zrobienia takiego konkretnego tripu. Byłem też w tym samym dniu na Filipce ale nieco wcześniej.

Marek87 22:34 poniedziałek, 20 maja 2013
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ubyni

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]