Kedy ranne wstają zorze ;)
Kiedyś sobie obiecałem, że wstanę na wschód słońca i pojadę w jakieś górki obserwować to zjawisko. Niestety, nie tym razem, ale można powiedzieć, że robię postępy :) Póki co najwcześniejszy wyjazd w roku, g. 6:00 i już człowiek w siodle ;) Wstać ciężko, ale po kilka obrotów korbą i od razu przyjemniej.
Śniadanie na Kocierzu ;) © k4r3l
Po dwutygodniowej przerwie takie uczucie jest zbawienne. Niestety wciąż na starym rowerze. Wbrew pozoru kupić ramę (zwyczajną, alu, do MTB) i po prostu podmienić podzespoły nie jest tak wcale prosto. Zwłaszcza, że na półkach zalegają sprzęty o małych rozmiarach i najrozmaitszych standardach... Stery, przerzutki, sztyce - jak nie jedno to drugie nie pasuje - przy lakonicznym opisie sprzdawców internetowych to prawdziwa katorga.
Przedżarze ;) © k4r3l
A z jazdy to dzisiaj to co widać na załączonych obrazkach. Szosowe podjazdy, które jednak z racji zbyt małego roweru będę musiał ograniczyć, bo wymuszona przez geometrię ramy pozycja powoduje ból w kolanie... Kocierz jako pierwszy, na zjeździe z racji spodenek 3/4 trochę ciągnęło lodowate powietrze po piszczelach, ale później było już tylko lepiej.
Puchy na Żarze ;) © k4r3l
Następnie Żar. Byłem chyba jednym z pierwszych rowerzystów tego dnia na tym kultowym szczycie. Oprócz kota, obsługi elektrowni oraz kolejki nie było tam absolutnie nikogo! A to rzadkość, bo w godzinach szczytu nie idzie tam znaleźć miejsca do siedzenia nawet na trawie...
W Porąbce na zaporze ;) © k4r3l
Powrót standardowo krajówką, przy full lampie! Skręt na Wielką Puszczę i na deser atak na Przełęcz Targanicką. Kusiło mnie coś więcej pokręcić, ale jak to mówią, jutro też jest dzień ;) ps. nazajutrz nie pojechałem, bo kolano dawało o sobie znać :/
Fajnie się urywa ten asfalt, prawda? © k4r3l