Jałowiec Trophy ;)
Pogoda na meteogramach ostatnio ostro leci w kule. W sobotę miało lać (chłopaki z Częstochowy odwołały przyjazd) a świeciło słońce. W poniedziałek miało być pogodnie - mżyło, a czasem nawet i ostro waliło żabami :) Ale pojechaliśmy. Głód jazdy w terenie był silniejszy, poza tym na błotko trzeba się udoparniać. O poradę w sprawie trasy poprosiłem Olafa (faloxx), który bardzo przejrzyście opisał nam wariant dojazdowy do celu. A tym celem był dziś Jałowiec we wschodniej części Beskidu Żywieckiego.
Singielek pod Groniem JPII ;)© k4r3l
Najpierw jednak musieliśmy zmierzyć się z lokalnym Leskowcem. To oczywiście trasa już wielokrotnie objeżdżana a więc dupy nie urywa, jednak lubię ten podjazd. Zaczęliśmy na zielonym szlaku w Zagórniku by po chwili zjechać do Rzyk skąd skierowaliśmy się czarnym, a później tzw.serduszkowym szlakiem w stronę Gronia JPII. Na szczyt Leskowca tym razem nie wjeżdżaliśmy, bo odbiliśmy tuż przed nim na znakomity zjazdowy czerwony szlak do Tarnawy.
Na czarnym szlaku ;)© k4r3l
Tam chwila namysłu i postanawiamy jechać niebieskim. Ale z racji iż prowadzi asfaltem zjeżdżamy na czarny rowerowy, który prowadzi nas przez całkiem sympatyczne okolice. Tu niestety łapie nas pierwsza fala opadów - czekając pod drzewami aż zelży rozważamy powrót bądź kontynuację zaplanowanej trasy. Zaczynamy marznąć, ale widząc na horyzoncie (uwaga, słowo klucz!) przejaśnienia postanawiamy jechać dalej. Do Stryszawy dojeżdżamy w kompletnej ulewie, ale już po chwili wychodzi słońce a granatowe chmury gnają dalej. Można podeschnąć i jazda dalej.
Nareszcie grzeje ;)© k4r3l
Za kościołem wbijamy na niebieski szlak, który z czystym sumieniem mogę polecić każdemu z racji na jego przejezdność. Kierujemy się w stronę przełęczy Przysłop, którą wielokrotnie pokonywaliśmy już, ale szosowo, w drodze na Krowiarki. Na tym szlaku łapie nas fala numer dwa i w takich warunkach dojeżdzamy do rozwidlenia szlaków. Przełączamy się na czerwony i asfaltem docieramy na przełęcz. Od tego miejsca kierujemy się wskazówkami Olafa, dzięki czemu unikamy niespodzianek jakie zazwyczaj czyhają na pieszych traktach. Jedziemy wygodną drogą pożarową równoległą do biegnącego powyżej szlaku żółtego a kiedy ta się kończy odbijamy na stromy i wymagający choć krótki szlak zielony by przedostać się na szlak żółty.
Zbójnicki szlak prowadzi do schroniska :)© k4r3l
Tam wita nas przepiękne słońce i fantastyczne widoki. W żołądku pustka, więc postanawiamy zajechać do schroniska "Opaczne" gdzie funduję sobie chleb ze smalcem oraz pomidorową. Wszystko bardzo smaczne, a zupa gorąca czyli taka jakiej nam było trzeba. Schronisko to jest położone na polanie z genialną panoramą na południowo-wschodnie pasma Beskidu Żywieckiego (przy dobrych warunkach widać stąd Tatry). Dodatkową atrakcję stanową trzy młode koty, które jak tylko zsiadamy z rowerów wychodzą się przywitać. Świetna miejscówka, którą śmiało mogę polecić.
Panorama spod schroniska ;)© k4r3l
Schronisko Opaczne ;)© k4r3l
Przed nami główny punkt programu, czyli Jałowiec. Z braku czasu odpuszczamy zaproponowany przez Olafa znacznie dłuższy wariant trawersowy i decydujemy się na wypych w linii prostej. Było ostro i na dodatek dopadła nas fala nr 3 - na szczęście byliśmy już w lesie :) Na samym szczycie czuć potencjał widokowy - rozległa polana na pewno dostarczyłaby niezapomnianych widoków, ale nie dziś. Dziś trafiamy na konkretne mleko, silny wiatr i temp. w ok. 10 słupka - może następnym razem... To miejsce to takie małe deja vu - krzyż, szałas, mapka - identycznie jak na Leskowcu ;) Szybkie foto i uciekamy stamtąd. Zjazd niebieskim do najprzyjemniejszych nie należał, stromo, kamieniście, ślisko, więc kawałek sprowadzam. Odbijamy na żółty, który gdzieś nam znika i do Stryszawy dojeżdżamy kombinacją drogi pożarowej / szlaku rowerowego, czyli nawierzchnią szutrowo/asfaltową.
Mroczny las przed Jałowcem ;)© k4r3l
1111m n.p.n. Dla takich widoków warto się pomęczyć ;)© k4r3l
Czas goni. Jest po 17, słońce chyli się powoli ku zachodowi a my jeszcze po drugiej stronie górek. Przebijamy się sprawnie asfaltami do Śleszowic i stamtąd atakujemy niebieskim Groń JPII robiąc jakieś 400m w pionie;). Na początku jest trochę wypychu, ale później można spokojnie kręcić sprawnie zdobywając wysokość. Zjeżdżamy do Rzyk serduszkowym/czarnym i z ulgą pakujemy się na asfalty. Udaje się do domu dotrzeć tuż przed nastaniem ciemności. Mnie jechało się zajebiście, ale Kuba coś na końcu osłabł (a jak mówiłem, żeby się poczęstował kromalem ze smalcem, to nie;).
Miała być ciepła herbata, a wyszło jak zwykle ;)© k4r3l
Warunki momentami identyczne jak na MTB Trophy, czyli trasa z miejsca kultowa! Tego właśnie potrzebowałem - konkretnie się sponiewierać i upodlić sprzęt. W sobotę maraton w Istebnej i naprawdę będzie ekstra jeżeli nie zacznie padać. Jak będzie pogodowa kiszka, to przynajmniej będę na nią psychicznie uodporniony ;) A w rejony Jałowca definitywnie powrócimy, bo miejscówka jest kapitalna. Może nawet uda się zgadać z Faloxx'em - wieki razem nie kręciliśmy...
http://www.bikemap.net/en/route/2333510