Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:756.50 km (w terenie 219.00 km; 28.95%)
Czas w ruchu:52:16
Średnia prędkość:14.47 km/h
Suma podjazdów:18255 m
Maks. tętno maksymalne:205 (105 %)
Maks. tętno średnie:163 (84 %)
Suma kalorii:10531 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:54.04 km i 3h 44m
Więcej statystyk

Lipa a nie trening :/

Czwartek, 9 maja 2013 · Komentarze(4)
Bez sensu ten wyjazd. Z roboty wróciłem zmęczony i wcale nie miałem ochoty na jazdę, ale jak zobaczyłem weekendową prognozę to się zwlokłem, przebrałem i pojechałem. Ale co to była za jazda... Zaduch, zero wiatru i znowu to popieprzone cykanie z supportu - może za mocno ostatnim razem skręciłem miski? Do tego doszła rozregulowana przerzutka - pora chyba wymienić pancerze i linki, bo tak dłużej być nie może... Na domiar złego skrzypiące siodło dało o sobie znać. Zdegustowany zawróciłem po kilku kilometrach i ledwie liźnięciu terenu. Po powrocie szybki serwis, podczas którego okazało się jeszcze, że tylna piasta złapała luz i coś niepokojąco zaczęło tam stukać... Normalnie rower orkiestra! ;)

Wokół Leskowca na czuja ;)

Niedziela, 5 maja 2013 · Komentarze(14)
Kiedyś moja ulubiona kapela, dawno tego nie słuchałem. Piękna rzecz!


Spontan po dawno albo wcale nie jeżdżonych szlakach. Spodziewałem się trochę taszczenia roweru, ale nie aż tyle. Ale to było upodlenie na własne życzenie - zachciało się zjechać ze szlaku i poeksperymentować. Żeby było śmieszniej na dzień dobry zaliczyłem glebkę na zielonym szlaku w okolicach Andrychowa. Leżąca w poprzek szlaku gałąź vs Karel: 1:0 ;) Milczeniem pominę wypych na Bliźniaki (572m n.p.m.) - to akurat było wkalkulowane w trip, natomiast dalsza część żółtego to już inna bajka - 5km kapitalnego zjazdu do wsi Koziniec niedaleko Świnnej Poręby.
Po mozolnym wypychu ;) © k4r3l

Widok na estakadę i tereny, którę za kilka lat znikną pod wodą ;) © k4r3l

Tam rozpocząłem poszukiwania zielonego szlaku, jednak bez powodzenia. I tak nieoznakowaną drogą zwózkową (trzeba dodać wyjątkowo bardzo dobrej jakości) kierowałem się na azymut i po kilku kilometrach dojechałem do poszukiwanego zielonego. Będzie trzeba nim zjechać, żeby sprawdzić gdzie się zaczyna ;)
Popas w przyjemnych okolicznościach ;) © k4r3l

Konkretny uphill w stronę Gronia JPII ;) © k4r3l

Na Leskowiec tym razem nie wjeżdżałem, a pod schroniskiem na Groniu byłem ok.14 i standardowo zamówiłem dużego okocimia oraz dla odmiany słuszną porcję frytków ;) Żeby nie powtarzać ubiegłotygodniowych odcinków wymyśliłem sobie zjazd czerwonym do Krzeszowa. Szlak ten jest świetny, przy dobrych warunkach przejezdny w dwie strony, niestety dziś, po 2 dniach intensywnych ulew, nadawał się tylko na zjazd. Było wodniście i błotniście, ale na tym etapie było mi to obojętne. Poza tym po piwku jakby blokada na zjazdach puściła i można było przygrzać w dół ;)
Dolny odcinek czerwonego - kumulacja strumeni ;) © k4r3l

A to już migawka ze szlaku skałek ;) © k4r3l

Z Krzeszowa skierowałem się na Targoszów by tam wspiąć się do pasma, z którego dopiero co zjechałem, jednak gdzieś zgubiłem planowany zielony szlak i znalazłem się na tzw. szlaku skałek. Generalnie nie polecam w tą stronę, dużo pchania mało jazdy ze względu na strome i kamieniste odcinki...
Ostatim razem krajobraz w tym miejscu zasnuty był mgłą ;) © k4r3l

Przerwa na Potrójnej... ;) © k4r3l

Droga powrotna już cały czas w siodle - tradycyjnie czerwonym szlakiem przez Łamaną Skałę, Potrójną i Kocierz. Na Anuli jak i Potrójnej krótka pogawędka z turystami, Ci pierwsi proponowali mi zjazd na zimne piwko do Krzeszowa, ale z przykrością musiałem odmówić ;) Powrót z Kocierza standardowo zielonym szlakiem, na zjazdach już dużo pewniej. I z takiego niepozornego tripu wyszło prawie 70km, gdzie 45km to ciężki teren a 29km to same podjazdy! ;)

Nieudany wypad + obszerny test opony :)

Piątek, 3 maja 2013 · Komentarze(6)
Dziś wszystkie portale muzyczne i nie tylko obiegła w błyskwicznym tempie wiadomość o śmierci Jeffa Hannemana - założyciela, głównego kompozytora, gitarzysty i tekściarza ikony thrash metalu - Slayer. 30 lat gry, 10 albumów, tysiące koncertów - to musi budzić szacunek!


To jeden z najkrótszych wyjazdów w sezonie, raptem 9km ale przynajmniej jest pretekst, żeby coś napisać ;) Rano sms od Seby, potem telefon do Wojtka i Kuby - plan zakładał wypad na Magurkę. Niestety w Czańcu się rozlało na maksa, Kuba drugi raz w ciągu kilku dni zerwał łańcuch, a na dodatek mnie coś irytująco cykało w supporcie... Mimo wszystko byłem zdziwiony, że po drodze spotkałem kilku zapaleńców: najpierw małą grupkę a później jeszcze dwie sztuki - jak widać majówka pogody nie wybiera... Żeby było śmieszniej zajebista pogoda ma być od poniedziałku, hehe. Przy okazji przetestowałem kurtkę Accenta - model Aqua jest przeciwdeszczowy chyba tylko z nazwy, może nadaje się na wiosenną mżawkę ale przy konkretnym opadzie wymięka... Jak się komuś nudzi zapraszam do lektury małego testu opony raczej nieznanej, choć wg mnie bardzo dobrej jak się okazuje marki...
Przymusowy postój na granicy województw ;) © k4r3l

Lekka, dobrze wykonana, zwijana i tania opona do MTB - może się zdziwicie, ale taka utopijna wizja wcale nie jest skazana na porażkę. Kiedyś gumą, która w prawie stu procentach odpowiadała temu opisowi była Kenda Karma wybierana przez liczne grono zwolenników górskich eskapad i zawodników. Nie była to jednak guma uniwersalna o czym świadczyły słabe osiągi w terenie błotnistym i grząskim. Jednak w tym przypadku mało która flagowa opona Schwalbe, Conti czy Maxxisa daje radę w takich warunkach i trzeba sięgać po ogumienie dedykowane. To jednak oznacza dodatkowe koszty i ma sens chyba tylko w przypadku jazdy na poziomie zawodniczym. W każdej innej sytuacji poradzimy sobie na tradycyjnych oponach, z tym że będzie odrobinę weselej kiedy trafimy na błoto (czyt. dancefloor;) Na Karmach przejeździłem dwa sezony w Beskidach - głównie Małym i Śląskim. Rozmiar 2.2 sprawia, że jest to jedna z szerszych gum, co wpływa znacznie na pewność w prowadzeniu roweru. Kiedy przyszedł czas na zmianę postanowiłem poeksperymentować i wybrać coś z wyższej półki, choć ciągle w wersji ekono - padło na Continentala i sugerowany przez producenta zestaw: Mountain King (w moim przypadku MK II) na froncie / X-King, oba w rozmiarze 2.2. O ile przedni MKII to opona, którą w pełni mogę zarekomendować (niezbyt szeroka, za to znakomicie wgryza się w glebę i ma bardzo dobrą przyczepność) o tyle wolałbym jak najszybciej zapomnieć o 'królu'. Już na dzień dobry zaskoczyły mnie drobniutkie, niskie i rzadko rozmieszczone klocki przypominające trochę Racing Ralpha. No cóż, dla 85kg rowerzysty to trochę za mało w Beskidy o czym przekonałem się już na drugim kontrolnym wypadzie w okolice Złotej Górki / Kocierza (B.Mały). Po powrocie okazało się, że opona jest lekko nacięta (prawdopodobnie winowajcą był jakiś ostry kamień) i brakuje kilku jakby urwanych klocków. Na dodatek mógłbym dużo napisać na temat przyczepności na szlakach, a raczej jej braku. Ciągłe gubienie kontaktu z podłożem doprowadzało mnie do szewskiej pasji i jak szybko ją założyłem, tak jeszcze szybciej ściągnąłem i rzuciłem równowartość ponad 80PLN w kąt.Nie chcąc kolejny raz przepłacać postanowiłem poszukać czegoś tańszego. Karmy już nie kupicie tak tanio jak kiedyś (jak ktoś miał szczęście mógł wyrwać tą oponę za niecałe 50PLN!). Ale tak się złożyło, że googlując za nowymi oponami trafiłem do sklepu sprzedającego... części do crossów/quadów i całego tego zmechanizowanego off-roadowego światka :) Zaciekawił mnie zwłaszcza jeden odnośnik, a mianowicie "Opony rowerowe MTB" a w nim kilka sztuk ogumienia o różnym przeznaczeniu i rozmiarach (od szosowych przecinaków po pancerne gumy do 29tek) jednego producenta: firmę Duro.
Trójząb w pełnej krasie ;) © k4r3l

Pierwsze słyszę, pomyślałem, ale zacząłem przeglądać i tak trafiłem na swój poszukiwany ideał. Jako, że jeszcze się nie zreformowałem i wciąż jeżdżę na 26'' to wybrałem model Triton w jedynie słusznym rozmiarze 2.20 i całkiem sympatycznym oplocie 60TPI. Darmowa przesyłka kurierska jeszcze bardziej zachęciła mnie do zakupu. Wizualnie oponka sprawiała bardzo dobre wrażenie. Klocki wyglądały na solidne i gęsto rozmieszczone. Zwłaszcza ucieszył mnie boczny bieżnik z naprawdę dużymi i trwałymi klockami, które przynajmniej teoretycznie powinny zapewnić dobrą przyczepność i stabilność w terenie. Tak szybko się pośpieszyłem z montażem, że zapomniałem o ważeniu, ale umówmy się, w takiej cenie to nie jest najważniejszy parametr. Producent podaje jednak, że jest to ~620g, a więc jeżeli wierzyć tym zapewnieniom bardzo przyzwoity wynik. Cechą charakterystyczną tej opony jest kierunkowość bieżnika, oczywiście możemy założyć ją odwrotnie zyskując prawdopodobnie kilka procent przyczepności kosztem szybkości, ale nawet i bez tego ten ważny w górach aspekt jest jakim trakcja wypada znakomicie. Nie było absolutnie żadnego problemu z montażem, bo trzeba przyznać, że trafiały mi się egzemplarze opon tak ciasnych, że każdorazowa zmiana przyprawiała mnie o skok ciśnienia. Oponę wcisnąłem na tył i w konfiguracji Continental MKII / Duro Triton ruszyłem na podbój Beskidu Małego (Żar-Kocierz-Leskowiec-ŁamanaSkała-Ścieszków Groń). Wszystkie te niedogodności wymienione przy okazji jazdy na Continentalu X-King zwyczajnie ustąpiły. Skończyło się nerwowe uślizgiwanie, skakanie po drobnych kamyczkach. Żeby jednak tak było musicie pamiętać, by nie przekraczać 3 BAR. Przy mojej wadze oscylującej w graniach 85kg, po uprzednim napompowaniu oponki do ciśnienia 3.2 BAR zmuszony byłem, po chwili wjechania w teren, o spuszczenie nadmiaru powietrza, co znacznie wpłynęło na komfort jazdy. Szlaki tego dnia były zawilgocone, wokół panowała gęsta mgła, temperatura nie przekraczała 15 kreski a na dodatek dzień wcześniej padało. Na ziemi wciaż sporo liści, a pod nimi cała masa niespodzianek. W takiej sytuacji chyba żadna opona nie będzie idealna, ale Triton (charakterystyczny, turkusowy trójząb na boku opony:) walczył dzielnie. Opona toczyła się pewnie i tak samo czułem się ja popylając, z prędkością dochodzącą momentami do ~35km/h, zielonym szlakiem w stronę Łysiny. Dość istotny wydaje się fakt, że oponka nie zabierała wszystkiego z podłoża, a jeżeli już coś się znalazło między klockami, to nie miała problemu by się pozbyć dajmy na to mieszanki błota ze ściółką.
Bieżnik Tritona 2.20;) © k4r3l

Generalnie każdy kto choć raz odwiedził tą część Beskidów wie, że tu nie ma żartów i dobra guma (oprócz oczywiście sprawnych hampli) to podstawa bezpiecznego i komfortowego przejazdu tymi szlakami. Po 44km ciężkiego terenu wróciłem z tarczą - tajwański trójząb uchronił mnie od złapania gumy czy wypadnięcia poza szlak a to wszystko za jedyne 49,83. W tym momencie śmiecham z tych wszystkich, którzy bujają się na gumach wartych 3 razy tyle i wracam do sklepu zanim z półek poznikają albo w najlepszym wypadku podrożeją najciekawsze modele marki Duro. Polecam! ps. o namiary na sklep z darmową póki co wysyłką pytać na priva;)

Pierwszomajowy "pochód" przez Beskid Mały ;)

Środa, 1 maja 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Jako, że wypad zalicza się do kategorii epicki, nie mogło zabraknąć epickich dźwięków. Ponownie Skandynawia, a dokładniej Szwecja i nieco zapomniany przeze mnie Wolverine. Kapitalny band! A kawałek z wydanej w 2006 roku płytki "Still"...




Tym razem lokalne górki w towarzystwie chłopaków z bbriderz. Zgadałem się z nimi w Porąbce przy zaporze, że śmigamy na Żar czerwonym. Chociaż śmigamy to niezbyt trafne określenie- generalnie sporo prowadzenia, w lesie duża wilgoć, mgła a na ziemi mokre liście, gałęzie i kamienie... W drodze na Kocierz gubimy Pawła i Damiana - jak się okazało nie zauważyli ostrego skrętu i puścili się w dół jak im było wygodniej, hehe.
Łagodny fragment czerwonego na Żar ;) © k4r3l

Na Kocierzu dołączyliśmy do drugiej grupki, w której był nowo poznany bikestatowicz, czyli Seba z Rzeszowa. W grupie liczniejszej, choć wciąż pomniejszonej o 2 osobników ruszyliśmy w stronę Potrójnej - tam mieliśmy czekać na zagubionych;) Szlaki były w większości przejezdne, ale niekiedy trzeba było skapitulować przed jakimś bardziej stromym i kamienistym podjazdem... Na Potrójnej mała sesja foto i uzupełnienie prowiantu, w międzyczasie dojeżdżają do nas dwie zbłąkane owieczki;) I już w 14! osobowej ekipie ciśniemy na Leskowiec.
Pod ośrodkiem konfer.-wypocz. na Kocierzu ;) © k4r3l

Dawid wjeżdża na Potrójną ;) © k4r3l

O tym, że szlaki Beskidu Małego to nie bułka z masłem niech poświadczą straty w sprzęcie: dwie gumy, dwa urwane haki i jedna wykrzywiona przerzutka. Uszczerbków na zdrowiu uczestników nie odnotowano, choć zdarzały się mniejsze glebki spowodowane głównie uślizgiwaniem się kół ;) Na Leskowcu dłuższy popas, całkiem sporo ludzi w schronisku i pod. Szybki okocim, bigmilk i można jechać dalej ;) W tym miejscu skład znowu zmalał - trójka chłopaków zjechała z Bartkiem, który wcześniej w okolicy Łamanej Skały urwał hak, do Andrychowa by stamtąd mógł wrócić do Bielska PKP....
Nie ma lekko...gdzieś za Potrójną :) © k4r3l

Chyba nikt nie narzekał na zielony szlak, który podsunąłem chłopakom jako dobra opcja powrotna a przy okazji świetny fun. No może tylko Kuba mógł zakląć w końcówce, bo był drugą osobą, która urwała hak... Trochę mnie zabolało, że mimo plecaka swój zapasowy zostawiłem w domu...
Dokumentacja awarii i rozkmina serwisowa Maćka;) © k4r3l

Na Łysinie standardowo pożegnałem chłopaków z Bielska i wróciłem zielonym szlakiem przez Kocierz do Andrychowa. Pogoda była idealna do takiej jazdy, ~10* (mimo to z człowieka lało się jak z mokrego psa;), sporo chmur a przez to im wyżej tym cieplej, no i padająca rano mżawka odstraszyła turystów, których w dniu dzisiejszym nie było dużo na szlakach... Było epicko!
Grzesiek pędzi wartko przez Rezerwat Madohora;) © k4r3l