MTB Trophy 2013 - etap 1
Z nową Alicją w uszach kładłem się spać:
Miejsce startu powoli wypełnia się zawodnikami ;)© k4r3l
Pierwszy etap - jedna wielka niewiadoma. Jak się ubrać, co zabrać, jakie jedzenie, ile picia, z jakiego biegu ruszyć...? :D Taka sytuacja :D Jedyny plus to taki, że niespełna dwa tygodnie temu jechałem lwią część dzisiejszej trasy w towarzystwie bbRiderZ - tylko w drugą stronę. Pogoda nie rozpieszcza, po pogodnej środzie nastał pochmurny i ponury czwartek - lasy wypełniły się mgłą. Było błotniście, ślisko i wilgotno. Czyli typowa beskidzka aura - jak ktoś się spodziewał wycieczki na Hawaje, to chyba kupił bilet nie na tą imprezę co trzeba, hehe.
Osobiście dobrze mi się kręci w takich warunkach. Asfaltowy początek to jak zywkle wysokie tempo - obawiałem się tego, ale mimo to jadę swoje wyprzedzając nawet zawodników na 29tkach - mówią, że podobno rower sam nie jeździ ;) Jeszcze większe zdziwienie przychodzi wraz z pierwszymi podjazdami w terenie - początkowo nie mogę tradycyjnie zrzucić na młynek, ale kiedy w końcu się udaje jadę jak zwykle to co umiem najlepiej - uphill. Generalnie jeżeli podjazdy to nie jest twoja specjalność musisz się liczyć z tym, że na Trophy ciągną się one bez końca. I to mi się tutaj podobało najbardziej. Ale do rzeczy. Niby etap krótki, taki na rozpoznanie, ale pokazał wszystkim miejsce w szeregu. Zwłaszcza tym, którzy tu przyjechali a nie jeździli w ogóle po Beskidach. Tak, tacy też byli, ale o nich później.
Na podjeździe pod Wielki Stożek stawka była już mocno rozciągnięta. Niestety, to co udało mi się ugrać na podjazdach traciłem na zjazdach - tutaj wybitnym technikiem nie jestem, klamek puścić także nie potrafię, więc nie chcąc zaliczyć glebki zjeżdżam spokojnie. Za Soszowem wjeżdżamy na świetne singielki - normalnie nikt by tego nie znalazł, ale tutaj są od tego specjaliści, które okolice Istebnej mają w jednym paluszku. Tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że logistycznie to naprawdę spore przedsięwzięcie i wiem już na co ta kasa poszła. A to wciąż ponoć najtańsza etapówka w Europie, stąd nie powinno dziwić tak spore nią zainteresowanie...
Asfaltowy podjazd po czeskiej stronie na Filipkę wydaje się dłużyć - trochę go dużo jak na "MTB". Wjeżdżamy w lasek i zaczyna mżyć. Czas jednak szybko zlatuje na pogaduszkach z Duńczykiem. Przesympatyczna, uśmiechnięta i zarażająca optymizmem nacja. Na Filipce mega-mgliście - w głowie mam jednak pełne słońce sprzed dwóch tygodni, a na języku smak zimnego Radegasta z tamtejszego schroniska. Niestety, piwo czeka na mnie dopiero w Istebnej, teraz pozostaje tylko pociągnąć kilka łyków izotonika z camelbacka i jazda dalej. Na asfaltowym krótkim zjeździe w okolicach Bystrego wyrzuca mnie na łuku i wpadam z impetem w murowany płotek jakiegoś Czecha. Podobno wyglądało to groźnie, ale oprócz wybitego małego palca większych strat nie ma. Jednak po chwili dociera do mnie, że mam tylko pół klamki tylnego hamulca...
Taki widok boli, ale całe Trophy tak przejeździłem ;)© k4r3l
Pierwsze zwątpienie w głowie - czy dojadę? Czy to jedyny defekt? Wsiadam, jadę, sprawdzam hamulec - działa, ufff. Chwilę później Grzegorz Golonko funduje nam stromy trawersujący singielek przecinający na końcu potok. Teraz już tylko 6km do mety, na którą wjeżdżamy z lasku, gdzie nad efektownym przejazdem przez strumyk ulokowało się kilku fotoreporterów.
Na mecie pierwszego maratonu i jednocześnie pierwszego etapu Trophy ;)© k4r3l
Czas: 5:29:32 i 294 miejsce w generalce na 462 startujących. Spoko.
Na mecie każdego etapu bardzo ciepły i pyszny makaron z mięsem, a także bułki, banany, pomarańcze, grejpfruty, izotoniki, ciepła herbata itp. Generalnie robiłem sobie postoje przy każdym bufecie, obawiając się skończy mi się izo i/albo odetnie prąd. Z racji długiej kolejki do myjek postanawiamy z Francuzem udać się do pobliskiego potoku, żeby chociaż częściowo pozbyć się błota. Woda jest jednak na tyle zimna, że nie da się za bardzo wiele zdziałać, choć niektórym to nie przeszkadzało... Po prysznicu i obfitej (podziękowania dla szefa kuchni, który stanął na wysokości zadania;) kolacji mało kto ma jeszcze siłę na konwersacje - czekające piwko sprawnie wprowadza nas w objęcia Morfeusza... A następny start już za 11 godzin...
Rower można było umyć i tak ;) W lodowatej wodzie ;)© k4r3l
Czytaj też:
-----------> MTB Trophy 2013 - etap 2